Forum Forum GONE Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Rozdział I
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6  Następny
 
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Forum GONE Strona Główna -> Archiwum / GONE - to tylko ETAP / Archiwum 2.
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Fire-mup
Biczoręki


Dołączył: 08 Maj 2010
Posty: 2051
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 2/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 20:29, 08 Lis 2010    Temat postu:

Anuna nie przyszła, więc została na lodzie. Bosko wręcz! Sirius nadal nie odzyskał przytomności, słońce przygrzewało coraz bardziej, a plac pozostawał zupełnie pusty. Wtem, z za rogu wyszedł jakiś chłopak. Nie znała go. Nie był na zebraniu rady i nie widywała go w szkole.
-Hej ty! – zawołała zniecierpliwiona. Była potwornie zła. Nienawidziła siedzieć bezradnie, o nie. Poczuła, jak narasta w niej gniew, a z nim coś jeszcze, czego nie potrafiła nazwać – Chodź tu i pomóż mi!
Chłopak bez słowa podszedł do niej i razem przenieśli nieprzytomnego do najbliższego domu.
–Łatwo poszło – mruknęła. Budynek był zupełnie opuszczony, prawdopodobnie należał do jakiegoś samotnego dorosłego. Przez tydzień nieobecności właściciela, na meblach zebrała się spora warstwa kurzu, ale lepsze to, niż nic. Razem ułożyli Siriusa na łóżku, poczym odprawiła pomocnika, który odszedł bez słowa.
-Dziwny typ.
Zrobiła chłopakowi zimny okład na czole i postawiła na stoliku szklankę wody, kiedy nagle usłyszała krzyki dobiegające z placu.
-Hmm... Teraz już powinien dać sobie radę – powiedziała do siebie i wybiegła na zewnątrz. Koło jednego z domów kotłowało się kilkoro dzieciaków, biły się.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Fire-mup dnia Pon 21:10, 08 Lis 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gość






PostWysłany: Pon 20:37, 08 Lis 2010    Temat postu:

Hunter usłyszał jakiś dźwięk. Wycofał się z próba zabicia Wojtka. Otworzywszy drzwi nie ujrzał nikogo w pobliżu. W ten uświadomił sobie , że to mały Michael musiał się ruszyć. Wrócił do środka betonowego pomieszczenia. Pomyślał ,że nie chce już męczyć się i zabije Wojtka normalnie z broni. Hunter broń znalazł w barku swojego ojca.
-No dobra siekiera odpada, mam coś dla ciebie innego.
Hunter naładował broń wycelował prosto w Wojtka.

Stało się Hunter go zabił. To już koniec Życia Wojtka to już koniec wszystkiego.
Powrót do góry
Candace
Niezniszczalny


Dołączył: 27 Gru 2009
Posty: 1686
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 17 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Lublin
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 21:08, 08 Lis 2010    Temat postu:

[PB]

-Chyba masz rację. Ale jak po tygodniu się nie uda, to ja dam sobie spokój. Więc co robimy? - spytała Diana.
-Nie wiem czy dzisiaj coś zdziałamy. Ja przynajmniej na godzinę muszę wziąć wolne. Posiadanie dwóch młodszych braci do czegoś zobowiązuje... Przyjmijmy, że spotkamy się jutro o 10 w ratuszu. Każdy będzie miał czas na uporządkowanie swoich spraw.
Dziewczyny skinęły głowami. Sonia na odchodnym wcisnęła Dianie do ręki małą karteczkę ze swoim adresem. Nie miała bowiem pewności, ale domyślała się, ze Diana nie dość, że nie jest stąd to na dodatek nie ma stałego miejsca zamieszkania. Co dziewczyna zrobi z adresem - nie wiedziała. Ruszyła przed siebie.

W domu panował bałagan. Syriusz i Remus siedzieli przed telewizorem grając na konsoli.
Przynajmniej mają zajęcie - pomyślała Sonia i ruszyła do kuchni. Po zrobieniu niewielkiego posiłku podstawiła chłopakom talerze, a sama poszła na górę się przebrać.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
zimowykalafior
Super Admin
<b>Super Admin</b>


Dołączył: 10 Wrz 2010
Posty: 2241
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 53 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Australijskie Skierniewice
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 21:19, 08 Lis 2010    Temat postu:

[PB]

An odprowadziła siostrę do domu.
-Muszę na chwilę jeszcze gdzieś wyskoczyć, poczekasz tu na mnie?
-Nie idź... Mówiłaś, że już mnie nie zostawisz...
-Słyszałaś mnie?!
-Słyszałam jakieś głosy z oddali, to musiałaś być ty.
-Ok.. Masz rację. Ale teraz to ważne. To potrwa tylko parę minut. Za chwilę wrócę.
Kilka sekund później Anuna była na placu, ale Elise i Sirius zniknęli.
Pewnie poradzili sobie beze mnie... Już miała wrócić z powrotem do domu, gdy zobaczyła Elise z jakimś chłopakiem, niosącą nieprzytomnego nadal chłopaka.
-Zaczekajcie!- zawołała, ale chyba nikt jej nie usłyszał. Pobiegła za nimi, zapominając o swojej mocy. Gdy dobiegła do jakiegoś domu, Elise właśnie z niego wychodziła.
An weszła. Sirius leżał na łóżku z okładem na czole, na stole stała szklanka wody. Może nie będę mu przeszkadzać... Podziękuję kiedy indziej. Nie mam czasu.
Pojawiła się z powrotem u siebie w domu.
-A nie mówiłam, że będzie szybko?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gość






PostWysłany: Pon 21:38, 08 Lis 2010    Temat postu:

To wszystko mu się zdawało. Wojtek obudził się koło ciała Maxa. Właściwie jak mogło mu się zdawać , że Max zginął w domu?. Przecież został zamordowany w swoim pokoju w akademiku. Jego wyobrażeni były dziwne właściwie jego sen. Hunter , Mike skąd oni wzięli się w jego śnie. Długo myślał. Wiedział tylko jedno , że to on sam musi rozwiązać zagadkę kto go zabił. Jednak było coś co wcale nie było snem. Słowa Michaela , że to właśnie Eleonora zabiła Maxa. Do pokoju wszedł Michael.
-Muszę ci się do czegoś przyznać.
-Do czego ? -zapytał Wojtek
- Max nalegał bym wziął narkotyki ja nie chciałem i wtedy...
- Co wtedy ? - wtrącił Wojtek
-Rzucił się na mnie a ja chwyciłem za nóż i wtedy go zabiłem.
Wojtek stał jak słup soli. Co miał z nim zrobić. Przypomniał mu się sen , przypomniało mu się , że chciał Huntera wygnać z CA. Może tak samo powinien postąpić z Michaelem.
- Słuchaj to był wypadek rzucił się na mnie dusił mnie broniłem się.
-Dobra. koniec. nie chcę cię już znać. Odejdź.
Michael odszedł a Wojtek zawinął Maxa w prześcieradło. Teraz wiedział , że Max był złym człowiekiem.


Minęło kilka tygodni. Wojtek zapomniał prawie o tym zdarzeniu. Teraz wyznaczył sobie jeden cel chciał jak najszybciej od naleź tę dziewczynę. Chciał się z nią umówić. Jak zapamiętał miała na imię Eleonora.
Chciał zapomnieć o wszystkich złych rzeczach.
Powrót do góry
Loki
Super Moderator
<b>Super Moderator</b>


Dołączył: 26 Maj 2010
Posty: 2006
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 43 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdańsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 22:49, 08 Lis 2010    Temat postu:

Elizabeth przekręciła lekko głowę na bok. Wyprostowała się, wypięła pierś do przodu, starając się wyglądać groźnie. Nie było to łatwe, dla niskiej, zaniedbanej dziewczyny, w znoszonych ciuchach.
- Najlepiej będzie jak sobie stąd pójdziesz. – przemówiła, niebezpiecznie cichym głosem. Tamta nie wydawała się specjalnie przestraszona. I miała potężną moc. Najwidoczniej nie potrafiła z niej korzystać, ale pod wpływem emocji mogła narobić szkód…
- Ten ogień… - powoli przysuwała się do Emilly – to twoja sprawka, prawda? Nie wiesz co się dzieje. Masz moc. Jesteś…. – zawiesiła głos dla lepszego efektu i uśmiechnęła się, chociaż w głębi duszy bała się reakcji – odmieńcem. Mutantem. Jesteś skażona.
Z każdym słowem, El przybliżała się jeszcze bardziej. Ręce skrzyżowała na plecach napięła mięśnie jednej z dłoni, koncentrując moc. Odkryła ją kilka dni przed Wielkim Zniknięciem Dorosłych i poświęcała na treningi po parę godzin dziennie. Siedząc przed monitorem, bawiła się zmieniając tembr głosu, albo mixując piosenki – zabawnie było słuchać Metallici śpiewającej falsetem…
- Nie jestem skażona. – Emilly, wbrew sobie, postąpiła jeden, maleńki kroczek do tyłu.
- Skażona. – Głos Elizabeth był teraz bardziej świergotliwy, przerażający – Twoja moc może zabić. Może zabić kogoś. Może pozbawić życia ciebie. – głos brzmiał już, niczym żywcem wyjęty z horroru.
Emilly poczuła, że ma już dość. Za dużo się wydarzyło tego dnia. Obróciła się na pięcie i rzuciła w stronę schodów.
Marvel nadal siedział na ławeczce, z miną przerażonego zwierzęcia, ze skórą ozdobioną czerwonym, krwawiącymi pasami. Zerwał się widząc przerażoną minę Emilly. Ścigały ją nieludzkie wrzaski:
- Mutant!!! Będą ofiary!!! Twoja moc może tylko zabijać!!!

Elizabeth wiła się niczym w konwulsjach. Trzymając się za brzuch, zdobyła się na wysiłek, uchyliła firankę i spoglądnęła na dwie, pędzące przez plac postacie. Ponownie dopadła ją obezwładniająca fala…. Śmiechu. Jej chichot odbijał się od ścian biura, jeszcze przez jakiś czas.
Potwór! Pótwór! „ Zabić! Zabić!” Ja nie mogę!
El otarła jeszcze ostatnią, zabłąkaną łezkę z kącika oka. Przynajmniej będą się trzymać z daleka i, przy odrobinie szczęścia, zrezygnują z eksperymetnów z mocami. Podreptała lekko na dół. Jeszcze raz spojrzała na kamery – dla pewności. Tak… musi sobie skopiować to nagranie.
Jej uwagę przykuły dziwne… jakby strzępki, leżące na podłodze. Podniosła je – wyglądały jak zrzucona przez węża skóra, tylko bez charakterystycznego wzoru, będącego odbiciem łusek, pokrywających skórę tychże gadów. Gdy przyjrzała się bliżej, zauważyła na wylince coś jakby… włosy…


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Megumi
Niezniszczalny


Dołączył: 04 Mar 2010
Posty: 1550
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: L-wo
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 10:20, 09 Lis 2010    Temat postu:

[CA]

(Przed przebudzeniem się Wojtka)

Maggie szybko znudziło się śledzenie poczynań dwóch chłopaków, więc skręciła w pierwszą lepszą ścieżkę.
Jeżeli będę ich cały czas śledzić nie dowiem się prawdy o "L"....
- Do cholery jasnej, co ja mam teraz zrobić?! - wrzasnęła dziweczyna. Nagle ogarnęła ją chęć rzucenia całego tego popapranego śledztwa. Nie ruszyła ze sprawą do przodu po paru minutach, jak to w programach detektywistycznych. Łaziła przez pół dnia po szkole i nic. Wiedziała tylko tyle, że zleceniodawcą, który chciał akta urodzeń paru ludzi z Perdido Beach jest tajemniczy "L", o którym wszyscy słyszeli, ale nie wiedzieli kim on jest.
- Tego nie umiem zrobić... - mruknęła do siebie siadając na trawie. - Umiem kraść, ale to prowadzenia śledztw się nie nadaję...
Nagle przyszła jej do głowy pewna myśl.
- Chyba przyszedł czas na wykorzystanie mojej mocy..


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Luka
Super Silny
Super Silny


Dołączył: 13 Mar 2010
Posty: 322
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 15:20, 09 Lis 2010    Temat postu:

[PB]

Co ona sobie wyobraża?! Kurcze mam moc, mam moc władania ogniem. To ja spowodowałam ze tamten dom nagle przestał sie palić, to ja wywołałam ten pozar, ten pozar 7 lat temu to przezemnie ON zginą. Nie wiedziec czemu cieszyła sie z tego. Jej moc mogła zabić, bez zadnego problemu pozbawic drugiego człowieka zycia. Ale ten huk ta jakby fala uderzeniowa co to było?! To ona, to ta dziewczyna, ona tez ma moc. Więc czemu takm nie potraktowała? Chciała sie nas pozbyć z posterunku to najlogiczniejsze wyjaśnienie. Wróce tam, ale najperw musze cos załatwić.
Zaczeła biec jak najszybciej mogła, biegła w kierunku Marviego. Zawsze wydawałał sie byc taki spokojny, opanowany, trzymajacy się na uboczu i chyba nadal taki jest. On tez ma moc, tylko Emilly nie potrafiła powiedzieć na czym ona polegała. Miała z Marverem łacine i chemie, nawet kilka razy siedzieli razem w ławce. Ciekawe czy mnie pamięta. Zawsze miał w sobie cos tajemnieczego, dzikiego, nie potrafiła tego określić.
- Marver poczekaj! Stój!- podbiegła do niego chwyciła za ramiona i odwruciła twarza do siebie. Popatrzyła mu posto w oczy, były dzikie.- Marver spokojnie. Jest okej. To twoja moc, zapanuj nad nią.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Luka dnia Wto 16:12, 09 Lis 2010, w całości zmieniany 4 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Marvel
Różowy
Różowy


Dołączył: 21 Mar 2010
Posty: 284
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 13 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 15:49, 09 Lis 2010    Temat postu:

[PB]

Marvel nic nie rozumiał. Kompletnie nic. Dlaczego tu przeszedł? Miał być sam a tym czasem... Przeczucie go zawiodło. I teraz znajdował się w budynku, który zamieszkiwała jakaś osoba. Mógł biec do domu. Może nie zauważyłby go nikt...
- Zostaw mnie! - krzyknął do tamtej.
- Ło ło, Marvi spokojnie, pójdę sama.
Omberd zignorował te słowa. Zamknął oczy. Potrzebował koncentracji, skupienia, a nie doprowadzającej go do gniewu dziewczyny. W końcu zostawiła go samego. Poszła na górę. Mimo iż zgrywała odważną, bała się. Marvel to czuł. Niemalże dosłownie. Już po chwili dobiegły go krzyki i jakieś hałasy z góry. Czyżby ta bezczelna dziewczyna stanęła z nie znanym lokatorem do walki? Nie, w końcu nie ze wszystkimi dzieje się to co z nim. Nie każdy zyskał zdolności.
Dostał chwilę na dokończenie... przemiany. Właściwie to czego on się tak bał? Choć ściąganie z siebie własnej skóry był czymś strasznie dziwnym, nie bolało. Musi to zrobić, nie ma innego wyjścia. Nie mógł się skupić. Nie mógł myśleć. Teraz był pół zwierzęciem i to zwierze, podpowiadało mu tyko jedno... Marvel podwinął nogawkę od krótkich spodenek, które miał na sobie i złapał za odstającą od nogi skórę. Pociągnął i niczym kawał materiału, skóra zeszła z całej kończyny. Powtórzył tę czynność na drugiej nodze, potem na rękach, plechach, klatce piersiowej.
Po kilku minutach, ostatnim miejscem została twarz. Marvel złapał między palce skórę przy lewym uchu i delikatnie zaczął ją zdzierać. Wyglądająca teraz jak maska jego własnej twarzy, zeszła w całości. Rozejrzał się i zobaczył leżące wokół niego płachty skóry, wyglądające niczym odbicia jego części ciała. Wtem ze schodów zbiegła Emilly z przerażoną miną. To wystarczyło Marvelowi, aby zrozumiał, że pora uciekać. Wybiegł za dziewczyną z komisariatu.
Był szybszy, o wiele, dlatego od razu ją wyprzedził. Kiedy był już niemalże za placem, usłyszał, że ktoś go woła.
- Marvel poczekaj! Stój!
Chłopak zatrzymał się, choć nie miał na to ochoty. To ta sama dziewczyna... Pewnie znów chciała mu czyś dopiec. Poczuł, że łapie go za ramiona, a następnie odwraca. Marvel bez sprzeciwu odwrócił się.
- Marvel spokojnie. Jest okej. To twoja moc, zapanuj nad nią.
Ku zaskoczeniu, słowa dziewczyny nie były złe czy pełne kpiny. Marvel cały czas patrzył jej w oczy. Dyszał jak rozwścieczony byk, ukazując swoje białe zęby. I nagle, ku własnemu zaskoczeniu, całkowicie nie kontrolując tego co robi zasyczał. Tak po prostu. Z jego ust wydobył się ten charakterystyczny dźwięk - ,,Sssss...".
- Spokojnie, dasz sobie radę... Jesteś od tego silniejszy...
Stali tak... nie wiadomo ile. Może minutę. Może dziesięć minut. Nie wiedział. Dziewczyna cały czas mówiła. Przekonywała go. Niemalże błagała. I ani razu nie stracili ze sobą kontaktu wzrokowego. To były jedyne sposoby, żeby Marvel nie zrobił się całkowicie dziki. W końcu jego rysy złagodniały, wzrok nie stał się tak agresywny. Cała siła, którą prężył mięśnie gotów do ataku, zniknęła. Już nie czuł potrzeby ukąszenia jej. Nie chciała go zaatakować.
- Ja... przepraszam... Mogłem ci coś zrobić, nie kontrolowałem tego. To siedziało w mnie, nie chciało puścić. Do teraz... Dziękuję - skończył z prawdziwą wdzięcznością w głosie.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Marvel dnia Wto 16:05, 09 Lis 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Bisqit
Pirokinetyk


Dołączył: 19 Lip 2010
Posty: 746
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Perido Beach
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 17:37, 09 Lis 2010    Temat postu:

[PB]

Gdy Brian dotarł pod dom, zebrała się tam grupka osób. Nikt nic nie zrobił... Wszyscy po prostu oglądali jak ta dziewczyna bije chłopaka. Wydawał mu się on znajomy, lecz teraz to nie miało znaczenia.Niektórzy śmiali się. Musiał coś zrobić... Nie miał pojęcia kto zaczął, ale chłopak wyraźnie był w kiepskim stanie, więc chyba nie on zaatakował. Brian wiedział, że nie ma szans by przeszkodzić napastnikowi siłą. Miała przewagę, była wyższa, w dodatku w ręce trzymała kij. Dobra, skup się. To ty masz większe szanse... Masz MOC. To dodało mu pewności siebie. Ok, spróbujemy pokojowo.
-Uspokójcie się!- odpowiedzią był rechot obserwatorów i groźba dziewczyny:
-Ty też chcesz oberwać?!- nie, Brian z pewnością nie chciał by mu coś zrobiła... Nie chcesz spokojnie? To pogadamy inaczej... Chłopiec uniósł ręce, i wycelował je w stronę napastnika... Dziewczyna odleciała kilka metrów i walnęła w ścianę. Można było usłyszeć gruchot jej kości. To nie był jego cel... Nie chciał togo zrobić... Planował wyrwanie jej broni z rąk... Wtem ujrzał Elise.
- Brian, co ty zrobiłeś?!- dosłyszał.
-Ja nie... Nie...-wymamrotał i uciekł. Biegł najszybciej, jak tylko potrafił. Płakał... Płakał pierwszy raz od trzech lat...


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Bisqit dnia Wto 18:56, 09 Lis 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cpt. Hetero
Gość





PostWysłany: Wto 19:58, 09 Lis 2010    Temat postu:

Dookoła Arthura i dziewczyny zebrało się już sporo osób. Jednak nie zamierzali mu pomóc. Gapili się i śmiali z niego. To prawda, był to niecodzienny widok, ale mogliby pomóc. Arthur starał się zapamiętać kilka tych twarzy, z których dobywał się najgłośniejszy rechot. Zajmę się nimi później. Po chwili do grona widzów dołączył chłopak, którego Misfortune widział z daleka. Kojarzył go z widoku, ale nigdy z nim nawet nie rozmawiał. Pomimo tego, to on właśnie chciał pomóc rannemu.
- Uspokójcie się! – krzyknął, ale to nic nie zdziałało. Do wesołych okrzyków dołączyło tylko kilka innych radosnych pomruków.
- Ty też chcesz oberwać?! – odkrzyknęła dziewczyna z kijem, a następnie wymierzyła kolejny cios w leżącego. Arthur ponownie poczuł ogromny ból, tym razem w kostce. Przez kolejne dwie sekundy, nie działo się nic. Po krótkim namyśleniu, przybyły chłopak uniósł ręce w górę, skierowane w stronę dziewczyny. Chwilę potem napastniczka odleciała na kilka metrów i z gruchotem walnęła w ścianę. Kij wypadł jej z rąk. Szanse by przeżyła, były minimalne. Wszystkie zdziwione pary oczu spoglądały teraz na chłopaka. Podeszła do niego jakaś dziewczyna.
- Brian, co ty zrobiłeś? – spytała go z przerażeniem.
Chłopak rozejrzał się dookoła, coś wymamrotał pod nosem i uciekł. Zaczął biec ile sił w nogach. Arthur widział łzy w jego oczach. A po chwili, nie widział go już wcale.
Misfortune’a nie obchodziło, co Brian zrobił z dziewczyną i jak to zrobił. Nieważne. Liczyło się to, że uratował mu życie. Arthur nie wiedział, czy wytrzymałby jeszcze długo. A może ta wariatka z kijem uderzyłaby go w głowę lub jabłko Adama. Co wtedy? Po nim. Leżący chłopka zdziwił się oczywiście, gdy tamta odleciała szybko w tył. Ale nie roztrząsał tego. Żył.
Teraz wszystkie twarze zwrócone były w jego stronę. Już nikt się nie śmiał. Powoli, wszyscy zaczęli się wycofywać. Najpierw małymi kroczkami, potem zaczynali biec. Po może trzech minutach obok rannego nie stał już prawie nikt. Arthur próbował sam wstać, lecz nie dawał rady. Nie mógł poruszyć co drugą częścią ciała. Leżał tak przez jakiś czas, czekając na kogoś. Na kogokolwiek. Przydałby się jakiś lekarz czy uzdrowiciel. Gdyby nie dzisiejszy dzień, nawet by nie pomyślał, że może istnieć ktoś taki jak uzdrowiciel. Jednak teraz, wszystko wydaje się być możliwe. Choć nie, tak naprawdę, to przydałby się każdy do pomocy.


Ostatnio zmieniony przez Cpt. Hetero dnia Wto 22:46, 09 Lis 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
zimowykalafior
Super Admin
<b>Super Admin</b>


Dołączył: 10 Wrz 2010
Posty: 2241
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 53 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Australijskie Skierniewice
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 20:10, 09 Lis 2010    Temat postu:

[PB]

Anuna męczyła się z opatrunkiem. Ten, który zrobiła Elise, już dawno przesiąkł krwią.
An wiedziała tylko tyle, że rany trzeba odkażać i... I co? Melissa trochę krzyczała, gdy siostra polewała jej rękę wodą utlenioną, a potem całą owinęła bandażem.
-Będę wyglądać jak mumia...
-Nie marudź. To tylko jedna ręka.
-Jestem głodna.
An poszła do kuchni. Przez ostatni tydzień nauczyła się robić naleśniki.
-Nie chcę naleśników.
-A co chcesz? W domu nie mamy już nic innego.
-Zostało pełno pustych domów.
W tej chwili dziewczyna przypomniała sobie, że miała brać udział w przeszukiwaniu domów. Ciekawe... Wszyscy się rozeszli. W ratuszu pewnie nie ma już nikogo.
-Idziemy na spacer?
-Nie mam siły. Nie idź nigdzie.
Chyba nie mam wyjścia...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
kakunia
Lewitator
Lewitator


Dołączył: 24 Lut 2010
Posty: 564
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Sosnowiec
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 21:01, 09 Lis 2010    Temat postu:

Meg odeszła od dziewczyn. Spokojnie usiadła na murku wokół szkoły. Po chwili ktoś usiadł obok niej.
-Hej Morgana- zwróciła się do niej jakaś ośmiolatka.
-Czy my się znamy?- dziewczyna była trochę zdziwiona. -Przepraszam, to, że ktoś obcy podchodzi do ciebie i mówi ci po imieniu nie jest normalne.-Nie, ale czy nie widziałaś dzisiaj więcej dziwnych rzeczy?- odparła mała.
-W zasadzie tak.
Siedziały tak razem i oglądały zachód słońca.
-Ty też masz dziwne imię, tak jak ja- rzuciła nagle dziewczynka.
-Jakie?
-Kiliana.
-Rzeczywiście niespotykane- Meg przyznała małej rację.
Dziewczynka zeskoczyła z murka. Morgana uczyniła podobnie.
-Oznacza ono ,,wojna" i ,,kościół". Lecz wolę ,,święta wojna"- szepnęła na odchodnym.
Meg udała się do ratusza. Pamiętała to imię. Kiliana jest imieniem celtyckim i małą rzeczywiście podobna była do celtów. No, może nie do końca. Tylko jej jasnozielone oczy.
W ratuszu ujrzałą martwego chłopaka. Wzdrygnęła się na wspomnienie niosącego go przyjaciela. ,,Wychowano mnie w wierze katolickiej i poszanowaniu zmarłych. Może powinnam wykopać grób?" Z tym pytaniem udała się na poszukiwanie kolegi zmarłego. W końcu znalazła chłopaka w jednym z domów. Usiadła przy nim skulona na obrotowym krześle i czekała. Obserwowała go z drugiego końca pokoju. Lubiła obserwować ludzi, gdyż wtedy nie odczuwała takiego strachu. W pewnym momencie chłopak się przebudził i ją ujrzał.
-Ja w sprawie twojego przyjaciela...- zaczęła niepewnie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Candace
Niezniszczalny


Dołączył: 27 Gru 2009
Posty: 1686
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 17 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Lublin
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 21:38, 09 Lis 2010    Temat postu:

[PB]

Kiedy Sonia zeszła z powrotem na dół dwóch gadów nie było (mam na myśli braci). Zaciekawiona ich nagłym zniknięciem (co nie zdarzało się nigdy, gdy w grę wchodziła konsola) wyszła przed dom. Kilka budynków dalej słychać było niewyraźne krzyki wydobywające się z gardeł grupy smarkaczy. Nagle postać pochylająca się nad czymś na ziemi wyleciała niczym w powietrze i uderzyła o budynek. Krzyki stały się głośniejsze i grupa gapiów zaczęła pierzchać na różne strony. Dwa 10-letnie gady były wśród nich. Kiedy podbiegli rzucili krótkie - Ale akcja! - i zniknęli we wnętrzu domu. Sonia ruszyła umiarkowanym krokiem na miejsce zdarzenia.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Fire-mup
Biczoręki


Dołączył: 08 Maj 2010
Posty: 2051
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 2/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 22:09, 09 Lis 2010    Temat postu:

Elise podbiegła do Arthura. Ledwo żył. Spox, jeszcze kilka osób i będę mogła zdawać medycynę. Kucnęła obok niego i spróbowała pomóc mu wstać.
-Sirius jest nieprzytomny, ale mogę zaprowadzić cię w miejsce, gdzie leży, aby mógł ci pomóc, kiedy tylko się obudzi. Dasz radę? – zapytała. Chłopak cicho jęknął, ale pozostał nieruchomy.
-Tutaj ci nie pomogę. – szepnęła, - musisz dojść do domu, to obok.
Nadal nic. Widziała jedno wyjście. Nie chciała tego robić, ale było to jedyne rozwiązanie. Wytężyła umysł i Arthur z cichym krzykiem podniósł się na nogi. Wiedziała, że nie panował nad tym – ona to robiła.
-Przepraszam – szepnęła. Z oczu popłynęły jej łzy. Widziała, że cierpiał. Starała się podtrzymywać go tak, aby przenieść na siebie większość ciężaru jego ciała, z większym lub mniejszym skutkiem. Powoli doczołgali się do domu, w którym leżał Sirius. Elise stanęła nad sofą i zwolniła więź mocy. Chłopak bezwładnie opadł na posłanie. Przyjrzała mu się. Nie miał widocznych, krwawiących ran, a nie potrafiła wykrywać złamań. Lód – pomyślała. Wyszła z pokoju, by po chwili wrócić z całą torbą kostek lodu i ręcznikami. Zrobiła zimne okłady na najbardziej posiniaczone miejsca, poczym wyczerpana usiadła w fotelu obok. Miała tego dość. W pewnym momencie chciała po prostu krzyknąć: To nie moja sprawa! Radźcie sobie sami! .... Ale nie potrafiła. Teraz pozostawało jej jedynie czekać, aż Sirius się obudzi. To rozwiąże wszystkie jej problemy. Na chwilę udała się do pokoju w którym leżał by zmienić mu okład na czole. Nagle przystanęła, przypominając sobie ich ostatnią rozmowę w radzie. Zawód - lekarz.
-O nieee.... - szepnęła do siebie. - Nie ma mowy.
Nikt jej w to nie wrobi. Jeszcze raz przyjrzała się chłopcom. Jeśli powiedzą komuś, że to ona, na bank ja zwerbują do roli pielęgniarki. A tego nie chciała. Ale nie może ich tu zostawić.... Hmm... Po krótkim namyśle postanowiła jednak uciec, z mocnym postanowieniem, że wróci za godzinę, by sprawdzić jak się mają. Byle by w miarę dyskretnie. Bo nie sądziła, aby udało im się ją zapamiętać.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Fire-mup dnia Wto 22:35, 09 Lis 2010, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Luka
Super Silny
Super Silny


Dołączył: 13 Mar 2010
Posty: 322
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 22:15, 09 Lis 2010    Temat postu:

- Ja... przepraszam... Mogłem ci coś zrobić, nie kontrolowałem tego. To siedziało w mnie, nie chciało puścić. Do teraz... Dziękuję - skończył z prawdziwą wdzięcznością w głosie.
- Nie ma sprawy, zawsze do do usług.- powiedziała z usmiechem.- A tak wgl bo sie za bardzo nie szczaiłam to na czym polega twoja moc? Bo chyba nie na tym ze zrzucasz z siebie skórę i wyglądasz jakbyś chciał kogos zabić.- Kurcze znowu zabrzmiało jakbym z niego zartowała.
- Absorbuje cechy zwierzęce. To znaczy że jesli pomysle o jakims zwierzęciu np. gepardzie to moge biec tak szybko jak on. Pomyslałaem o wężu i popatrz co się ze mna stało.
Emilly wyczuła ze Marver nie chce o tym mówic, więc nie nalegała. Kurcze Kaya na mnie czeka.
- Ja juz musze iśc. Wiesz próbuje pozbyc sie narkotyków. To moja praca, po za byciem w super tymczasowej radzie która nic nie robi.
- Masz racej nic z tego nie wyszło.
- Na pewno sie jeszcze spotkamy. - mówiąc to odwróciła się i zaczeła biec. Dobiegła do domu przed którym stała Kaya i jej ludzi. Hahahah moi ludzie, ale to fajnie brzmi. Matt, Alice, John, Ian, Jane- moi ludzie.
- Znaleźliście cos?
- Tak trawke, chyba z 3 gramy.
- Dobra na dzisiaj koniec i tak jako jedyni cos robimy, a nie tylko gadamy o tym żeby cos robic i za to wam dziękuje. To może dzisiaj mama imprezka u mnie? Powiedźcie ludziom i wexcie kogos ze soba.- Wszyscy się zgodzili, nawet nie trzeba było ich namawiać.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Luka dnia Wto 22:19, 09 Lis 2010, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Blindness
Gyrokinetyk


Dołączył: 27 Gru 2009
Posty: 696
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Stolica
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 22:48, 09 Lis 2010    Temat postu:

[CA]

W szybie wentylacyjnym było ciemno, ciasno i duszno, zupełnie inaczej niż na tych wszystkich hollywodzkich produkcjach. Eleonora w duchu cieszyła się, że należy do dziewczyn niewielkich gabarytów, inaczej przeciśnięcie się przez te „korytarzyki” byłoby raczej mało prawdopodobne. Nie wspominając o torbie, którą musiała za sobą taszczyć. Pocieszające było jednak to, że nie słyszała już dobijających się do jej pokoju uczniów. Była w pewien sposób bezpieczna. Bezpieczna jednak mimo to niezbyt usatysfakcjonowana. Kto by pomyślał, że może to zmienić tak niewiele? Woń świeżego powietrza i smugi porannego światła.
„Wyjście! Jest niedaleko!” – Lene o mało nie krzyknęła z radości.
Była głodna, brudna od wszelkiego rodzaju niespodzianek spotkanych w szybie i miała wrażenie, że jej nogi zwinęły się w jeden wielki kłębek. Musiała jej jak najszybciej rozprostować. Resztkami sił doczołgała się do kraty. Drżącymi rękami wyciągnęła z kieszeni śrubokręt, by pozbyć się przeszkody dzielącej ją od wolności. Pociągnęła za pręty, by chwilę później spaść na.... brudne mundurki? A więc dotarła do pralni?
- Ciekawe ile minie zanim zorientują się, że nie ma mnie w pokoju? – zastanowiła się Eleonora, zdejmując z głowy czyjąś spódnicę.
Odkąd zniknęli dorośli nie tylko nie miał kto ich uprać, ale także nosić. Dzieciaki zbuntowały się rwąc swoje mundurki.

Dziewczyna w myślach przywołała sobie plan drogi z pralni do swojego pokoju, przecież pokonywała ją już tyle razy. Teraz musiała tylko pamiętać, aby iść w zupełnie innym kierunku...


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Blindness dnia Czw 13:01, 11 Lis 2010, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cpt. Hetero
Gość





PostWysłany: Wto 23:18, 09 Lis 2010    Temat postu:

Arthur próbował zasnąć, aby chociaż w ten sposób zmniejszyć swoje męki. Nie był jednak - o dziwo - wyczerpany. Owszem, miał wiele bolących kończyn oraz prawie cały posiniaczony tułów. Rany sprawiały mu straszny ból, choć i tak było o niebo lepiej niż wtedy, kiedy leżał przed swoim domem. Wiedział, że cała sytuacja zdarzyła się dzisiejszego dnia, choć nie pamiętał wszystkiego. Pamiętał wyczyn Briana. Pamiętał to doskonale. Wiedział również, że dziewczyna o imieniu Elise zrobiła… nie wiedział co dokładnie. Pomimo katorg, w jakich się znajdował, udało jej się przenieść go do czyjegoś domu. Kolejna osoba z jakąś mocą? Z mocą, czy bez niej, był jej strasznie wdzięczny. Zapobiegła jeszcze większej ilości cierpień, nie zostawiła go przed domem. Zaopiekowała się nim. Teraz tylko miał czekać na przebudzenie jakiegoś chłopaka, leżącego obok. Oby nastąpiło to szybko. I Brian i Elise ocalili mu życie. Arthur miał nadzieję, że będzie mógł się im jakoś zrewanżować . Przypomniał sobie także dziewczynę od kija. Nigdy wcześniej jej nie widział, był tego pewien. Dlaczego mnie zaatakowała? Nie miał problemów z innymi ludźmi, zazwyczaj nawet nie nawiązywał znajomości, więc nie mógł naprzykrzyć się tej dziewczynie. Zrobiła to bez powodu? Nie wiadomo. Zresztą nie powinien interesować się tym w chwili obecnej. Potem zajmie się wyjaśnieniami i podziękowaniami. Teraz powinien odpoczywać.

Ostatnio zmieniony przez Cpt. Hetero dnia Wto 23:19, 09 Lis 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
zimowykalafior
Super Admin
<b>Super Admin</b>


Dołączył: 10 Wrz 2010
Posty: 2241
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 53 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Australijskie Skierniewice
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 16:24, 10 Lis 2010    Temat postu:

An nerwowo chodziła po pokoju w tą i z powrotem.
-Mel, nosi mnie. Nie mogę wysiedzieć w domu.
-Trudno. Bądź teraz przy mnie, bo znowu mi coś głupiego strzeli do głowy.
-Jesteś okropna. Idę się przebrać. Wyglądam jak strach na wróble.
Nie zauważy, jak na chwilę zniknę...
Przebrała się w czyste ubrania, owszem.
Przeniosła się do ratusza. Briana w nim nie było. Nikogo nie było. Tylko jeden trup.
Po chwili pojawiła się na placu. Nic ciekawego.
Plaża. Żadnej drapieżnej mewy. Kilkoro dzieci bawiących się w piasku.
Jakaś ulica. Przed domem leżała dziewczyna, chyba nieprzytomna. An chciała podejść i jakoś jej pomóc, ale zobaczyła kij bejsbolowy. Albo ona zrobiła komuś krzywdę, albo ktoś jej. Anuna przyjrzała jej się. Nie, nie była mocno poobijana. To ona kogoś zaatakowała. Pomogłabym jej, gdyby... Chociaż nie. Widocznie sama sobie zasłużyła.
Na koniec An pojawiła się w starym domu, w którym leżał Sirius. I nie tylko on. Na sofie leżał ktoś inny, poobkładany lodem. Na krześle, w drugim końcu pokoju siedziała dziewczyna.
-Kto to?-spytała An, wskazując na nieznanego jej chłopaka.
-Nie wiem- odpowiedziała tamta- chyba pobiła go jakaś dziewczyna.
-Ahaa... Rozumiem. Kijem bejsbolowym.
An popatrzyła na Siriusa. Był przytomny. Chyba. Nie wiedziała, czy będzie kontaktował, ale podeszła do niego.
-Ty uratowałeś moją siostrę, prawda? Dziękuję. Gdyby nie ty, pewnie by już nie żyła... Ja... Nie wiem, jak mogę ci się odwdzięczyć. Jakbym ją straciła...- mamrotała, a po jej policzku popłynęła tylko jedna łza.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Candace
Niezniszczalny


Dołączył: 27 Gru 2009
Posty: 1686
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 17 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Lublin
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 17:28, 10 Lis 2010    Temat postu:

[PB]

Kiedy Sonia doszła na miejsce nie było już ani jednego gapia. Ulica opustoszała i nie było kogo się spytać o całe zamieszanie. Nagle jej wzrok padł na leżącą tuż przy budynku dziewczynę. Cała zakrwawiona i powykrzywiana sprawiała wrażenie śpiącej.
Sonia podeszła.
Nie dotknę jej - aż się wzdrygnęła.
Weszła do domu przy którym znajdowało się ciało dziewczyny. Znalazłszy koc przykryła ją.
Trzeba zabrać ciało...
-Nie ciekawie to wygląda - powiedział chłopak, który nagle znalazł się tuż obok Sonii. Patrick Nowak. Rodowity Polak. Najlepszy kumpel panny Black od czasu zamieszkania w Perdido. Nie widziała go od ponad tygodnia. Niegdyś dość przystojny, równo obstrzyżony wyglądał teraz całkiem inaczej. Zabrudzone ubranie, włosy w nieładzie, ręce czarne niczym od sadzy.
-Nie wiem co tu się działo. Dziewczyna nie żyje. Trzeba ją stąd zabrać. Pomożesz?
-Dla Ciebie wszystko - odpowiedział i razem z Sonią przytargał ciało do szopy w ogrodzie.
-Później urządzimy jej pogrzeb. Teraz idź poszukać tego chłopaka.
-Jakiego chłopaka?
-Tego, który to zrobił.
-W tym problem, że nie wiem kto to zrobił - zmarszczyła brwi jak za dawnych czasów.
-Mogę Ci zdradzić, ale pamiętaj, nie ma nic za darmo...

Sonia szukała Briana od 15 minut. Nie mogła go nigdzie znaleźć. Skręciła w boczną uliczkę.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Forum GONE Strona Główna -> Archiwum / GONE - to tylko ETAP / Archiwum 2. Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6  Następny
Strona 5 z 6

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Emule.
Regulamin