Forum Forum GONE Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Rozdział III
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6  Następny
 
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Forum GONE Strona Główna -> Archiwum / GONE - to tylko ETAP / Archiwum 2.
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
zimowykalafior
Super Admin
<b>Super Admin</b>


Dołączył: 10 Wrz 2010
Posty: 2241
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 53 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Australijskie Skierniewice
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 19:48, 04 Gru 2010    Temat postu:

[PB]

-Młody, uważaj na siebie - powiedziała Sonia do Briana i razem z An i Dianą odeszła od budynku komendy. Chłopak wbiegł do środka.
-Zostawimy to tak?
-Nie ma mowy. Nie dam mu zrobić krzywdy - odpowiedziała Sonia i ruszyła w kierunku domu burmistrza. Otworzyła drzwi, weszła do gabinetu, otworzyła sejf i wyjęła broń.
-Skąd znasz kod?
-Burmistrz był na tyle inteligentny, ze zostawił karteczkę z kodem w papierach.
-Przeglądałaś je?- spytała zdziwiona Diana.
-Musiałam. Długa historia. Mamy ważniejsze sprawy. Któraś z Was umie strzelać?
An spojrzała na Dianę. Strzelać? Nie chcę strzelać. Nie chcę nikogo zabijać...
-Macie. W razie czego strzelajcie w nogi.
Chwyciła broń i wyszła z budynku.

-Anuna, dasz radę sprawdzić kto jest w środku tak, żeby Cię nie zauważyli?- spytała Sonia
-Mogę spróbować.
-Sprawdź i wróć pod tylne drzwi. Diana zostań i pilnuj czy ktoś wychodzi. Ja idę na tyły.

An przeteleportowała się pod drzwi wejściowe do komisariatu. Cisza.
Pojawiła się na korytarzu. Nigdy tam nie była, nie wiedziała, w którą stronę iść. Nerwowo trzymając pistolet ostrożnie zaglądała do różnych pomieszczeń, czując się jak w filmie kryminalnym.

Usłyszała strzał i czyiś krzyk. Niepewnie poszła w tamtą stronę. A potem... Sama nie wiedziała, co to za dźwięk, jakby pisk, niedający się opisać.. An zatkała uszy i jęknęła cicho. Wypuściła broń z ręki.

Schyliła się i usłyszała kroki. Schowała się za rogiem. Dziewczyna, ta sama, która wcześniej rozmawiała z Wojtkiem, taszczyła za sobą Elise, zostawiając na podłodze krwawy ślad. O nie...

An pojawiła się przed budynkiem. Nikogo nie było. Ani Sonii, ani Diany.
Wbiegła z powrotem na komisariat, nie wiedząc, w którą stronę iść. Jeszcze tego brakowało, żebym się tu zgubiła.

-Teraz grzecznie i pomału odwrócisz się w moją stronę. Rączki trzymaj przed sobą- głos Sonii. An weszła do pomieszczenia. Dziewczyna trzymała uniesiony pistolet, wycelowany w El.
-Sorry, że przeszkadzam. Gdzie jest Elise?- spytała, w sumie nie wiedząc, co powinna robić- Trzeba jej pomóc.
Uśmiechnęła się lekko.
-Zgubiłam broń gdzieś po drodze. Zaraz będę.
Przeteleportowała się na korytarz.
Znalazła czerwone plamy na podłodze i weszła do celi. Elise była nieprzytomna.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Marvel
Różowy
Różowy


Dołączył: 21 Mar 2010
Posty: 284
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 13 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 20:55, 04 Gru 2010    Temat postu:

[PB]

Marvel stał jak posąg na dachu swojego domu. Stał i patrzył się na to całe zło, dziejące się na jego ulicy. Widział tę niszczycielską siłę dzieciaków, widział bójki, kłótnie, nawet śmierć... Tak bardzo chciałby być teraz prawdziwym posągiem. Zimnym, twardym, bez uczuć. Niestety, nie mógł. Nie potrafił nie czuć smutku, współczucia, złości, a mimo to nie ruszył się. Nie był w stanie, strach sparaliżował jego ciało. Tak po prostu to oglądał. Nie zszedł na dół, nie mógł dziewczynom z Rady Tymczasowej ETAP-u.
W pewnym momencie akcja przeniosła się kilka przecznic dalej, aż w końcu znowu zapadła cisza. To co Marvel kochał. Całkowicie zdekoncentrowany i oszołomiony obrazami, które dalej nawiedzały jego umysł zaczął iść na skraj dachu. Nadal tkwił w nim duch kota, więc zrobił kilka szybszych kroków i skoczył. Złapał się gałęzi, z niej skoczył na solidniejsze rozgałęzienie i po chwili znajdował się już na ziemi. Najlepsze w tym wszystkim było to, że zszedł z dachu niemalże bezszelestnie.
Wszedł do domu, zmykając się od środka. Pierwsze co udał się do pokoju brata. Przystanął w progu i spojrzał na worek treningowy. Nie mógł odpędzić tych straszliwych myśli. Dlaczego nie pomógł? Może ta dziewczynka by przeżyła... może nic by się nie stało Elise... Dlaczego dał się pokona strachowi!? ,,Jesteś potworem..." Skarcił siebie w myślach. ,,Osoba taka jak ty, nie powinna być dobra..." Rzucił się w stronę worka treningowego i zaczął znów w niego uderzać.
Mijały godziny, aż w końcu Marvel wyładował się wystarczająco. Zużył całą energię naładowaną przez gniew na samego siebie. Spocony i wycieńczony poszedł pod prysznic, lecz najpierw wyciągnął z szuflady brata paczkę papierosów. Trudno mu było to przyznać i wstydził się przed samym sobą, ale uzależnił się od papierosów. Dzień po nastaniu ETAP-u zaczął szukać po całym domu wszystkiego, co może mu się przydać. Wtedy to natrafił na pięć paczek mocnych papierosów, które Trevor ukrywał przed rodzicami. Patrzył się na te paczki, aż w końcu zapalił. Krztusił się, ale palił. Dla ukojenia... przed wszystkim. Przez pierwsze dni bolało go gardło, jednak przyzwyczaił się. Po ponad tygodniu, z pięciu paczek zostały mu trzy papierosy. Wiedział już, że nie będzie potrafił bez nich normalnie funkcjonować.
Teraz stał w brodziku. Cała woda rozpryskiwała się na jego bladych plecach, więc nie miał problemu z paleniem papierosa podczas prysznica. Starał się myśleć o wszystkim byle nie o buncie z przed kilku godzin. Zastanawiał się jak zdobyć papierosy i wtem przypomniał mu się osobnik z posterunku policji. ,,Tak, na komisariacie na pewno będą papierosy..." Pomyślał. To zdecydowanie dobre rozwiązanie. Nikt go nie zauważy, co mogłoby się zdarzyć podczas wizyty w sklepie. Jest tylko jeden problem - osoba mieszkająca na policji, ale mimo to Marvel miał już cały plan w głowie. Kto jak kto, ale on do głupich nie należał.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
mandarynka
Gość





PostWysłany: Sob 21:52, 04 Gru 2010    Temat postu:

Spacer po wynędzniałym Perdido Beach był wyczerpujący, a na ulicach widuje się coraz to gorsze rzeczy. Wszędzie leżą martwe szczątki niedojedzonych psów i kotów, popalone domy przez nieuważnych gospodarzy, nawet małe, martwe ciałka poniewierające się w zaroślach.
Tequila szurając ruszyła w kierunku łazienki na górze. Rzuciła swoją nieodłączną torbę po czym odkręciła kran. Nim się rozebrała i obejrzała bladą twarz, wanna była napełniona wodą. Obolała Teq wskoczyła do wanny i masowała delikatnie stopy. Co za ulga. Bo dość długiej kąpieli wyszła z wanny zostawiając mokre ślady stóp na podłodze. Przeszła prędko do swojego pokoju, naciągnęła na siebie za dużą czarną koszulką z AC/DC i naładowała pistolet. Zręcznie go trzymając zbiegła do kuchni, nalała sobie lampkę czerwonego wina i usiadła przy okrągłym stoliku. Odpaliła papierosa. Napawała się dymem, który co chwila wydostawał jej się z ust. Wzięła jedną tabletkę i popiła ją krwistoczerwonym winem. Już była w połowie schodów, gdy nagle do domu wbiegł chłopak, który przed paroma godzinami groził jej nożem.
-A ty czego tu? Nie nauczyłeś się niczego? - zapytała trochę znudzona uporem chłopaka Tequila.
-Nie nawidzimy odmieńców. Nie tolerujemy odmieńców. - syknął z gniewem w ciemnych oczach.
-Johny, wracaj. Teraz jest nas za mało. - krzyknął jakiś głos z zewnątrz.
Tequila wybuchła śmiechem.
-Co cię tak śmieszy, mupie? - zapytał poirytowany Johny. Chłopak kuśtykając szedł w stronę Tequili. Miał w ręce błyszczący w świetle nocy nóż. Ten sam nóż, którym jej groził. Ten sam, którym prawdopodobnie skrzywdził innych 'odmieńców'.
-Posłuchaj Johny, jestem zmęczona i nie mam siły na chore kłótnie z Tobą. Pójdziesz sobie czy mam Ci przestrzelić drugą stopę? - Tequila ledwo trzymała się na nogach i nie był to tylko efekt zmęczenia, ale i leków, które zażyła.
-Strzel sobie w głowę. - wrzasnął tak samo jak ostatnim razem, gdy się widzieli.
I na oślep rzucił w nią nożem. Za późno się zorientowała i nóż wbił jej się w brzuch.
-Ty sukinsynie. - ryknęła i wycelowała dokładnie w sam środek głowy.
Pociągnęła za spust. Widziała jak pocisk z prędkością światła leci w stronę chłopaka. Krew rozbryzgła się na ścianę, a on runął na ziemię.
Tequila nie czuła oszołomienia. Poszła do swojego pokoju i rzuciła się zmęczona na łóżko.
Powrót do góry
Loki
Super Moderator
<b>Super Moderator</b>


Dołączył: 26 Maj 2010
Posty: 2006
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 43 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdańsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 22:35, 04 Gru 2010    Temat postu:

Elizabeth wzięła rzeczy przyniesione przez Tequilę i wrzuciła je do swojego schowka-arsenału. Użyła ogłuszających dźwięków, aby sprawdzić górę – Wojtka tu nie było.
Musi być gdzieś na dole…
Zbiegła po schodach i przykleiła się do ekranów. Sonia zniknęła. Podobnie jak Anuna. Diana ciągle tkwiła na miejscu, rozmawiając z… kurczę, jak on miał na imię?! Merwal, Merwin, jakoś tam….
Dobra, Anuna mogła się teleportować, ale jeśli cofnę nagrania, zobaczę dokąd poszła Sonia.

El przewinęła taśmę. Zobaczyła jak tamta wkrada się tylnymi drzwiami.
Czemu nie były zamknięte?
No tak. Jak wychodziłaś śledzić chłopaków, oczywiście ich nie zamknęłaś, żeby mieć jak wrócić!
W takim bądź razie, Sonia musi być…
-Teraz grzecznie i pomału odwrócisz się w moją stronę. Rączki trzymaj przed sobą.
El posłusznie się odwróciła. Jak łatwo się domyślić, zobaczyła wycelowaną w nią lufę, trzymaną przez Sonię. El zgubiła broń, ale miała coś więcej. Przybrała minę „ty o tym nie wiesz, ale mam cię w szachu”. Blef był najlepszym co mogła zrobić.
Wtedy obok zmaterializowała się Anuna.
-Sorry, że przeszkadzam. Gdzie jest Elise? Trzeba jej pomóc - uśmiechnęła się lekko -Zgubiłam broń gdzieś po drodze. Zaraz będę.
I znowu zniknęła.
Pewnie zaraz znajdzie Elise. A wtedy już po mnie.
- Opuść tą pukawkę. – powiedziała El z radosnym uśmiechem – Wyluzujmy, pogadajmy na spokojnie…
- Mów, co zrobiłaś Elise. – przerwała tamta, zupełnie w innym nastroju – I gdzie jest Wojtek? Co wy kombinujecie?
- My? – zaśmiała się – Nie wiem o czym ty mówisz. Może…
W tym momencie znowu pojawiła się Anuna.
- Elise… – jej ton zwiastował bardzo złe wieści i rozpacz – Ona jest…
Elizabeth skorzystała z chwili rozkojarzenia i zaatakowała. Ogłuszający dźwięk, który trudno zdefiniować. Anuna zniknęła, zostawiając za sobą tylko krótki jęk bólu. Sonia zgięła się w pół.
Ale zdążyła wystrzelić. Dźwięk ucichł, gdy El złapał się za krwawiąca rankę, nieco nad prawą piersią.
Sonia spojrzała na nią wściekle. Z jednego ucha płynęła jej krew, znacząc policzek krwawym znakiem.
Kolejny pęknięty bębenek – pomyślała El w chwili rozbawienia, które było jakże nie na miejscu.
Sonia wycelowała w nią.
- Wstawaj – powiedziała niskim głosem.
Wtedy dał się słyszeć odgłos odbezpieczanej broni. I znikąd pojawił się Wojtek, z pistoletem – oczywiście, tym z arsenału Elizabeth – wycelowanym w Sonię.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Diana
Jr. Admin


Dołączył: 22 Lut 2010
Posty: 899
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Siemianowice Śląskie
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 23:14, 04 Gru 2010    Temat postu:

[PB]
Marvel zmierzał w kierunku komisariatu. Nagle zauważył Dianę.
-Coś się stało?
-Nic wielkiego, poza ucieczką Wojtka, tego który ich wszystkich podburzył, poza wieloma rannymi... - nie zdążyła dokończyć, bo z budynku doszły ich strzały i krzyki. - lecę zobaczyć co się stało.
Diana opanowała już sztukę biegania tak, by nikt jej nie mógł zobaczyć. Znalazła się na miejscu wydarzeń biegając dookoła pomieszczenia, pozostając w ten sposób niewidzialna. Widziała wszystko, co się działo. Wydawało się, że Sonia ma przewagę. Ale nagle zjawił się Wojtek i sprawy się nieco skomplikowały.
Tym razem mu nie odpuszczę...
Dziewczyna podbiegła do niego i szybko wyrwała mu broń. Zanim ktokolwiek zdążył się zorientować, walnęła Elizabeth z całej siły pistoletem w głowę. To samo uczyniła Wojtkowi. Oboje padli na ziemię nieprzytomni, przynajmniej Diana miała taką nadzieję.
Pociągnęła Sonię za rękę do wyjścia.
-Szybko, musimy stąd spadać. Ty uciekaj, ja pójdę po Elise. - to mówiąc, pobiegła już korytarzem komisariatu.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
zimowykalafior
Super Admin
<b>Super Admin</b>


Dołączył: 10 Wrz 2010
Posty: 2241
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 53 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Australijskie Skierniewice
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 10:50, 05 Gru 2010    Temat postu:

[PB]

Krew. Dużo krwi. An chwyciła szybko bandaże, które leżały na stoliku obok i owinęła nimi najbardziej krwawiące miejsca. Mogłam uważać na lekcjach pierwszej pomocy...
Myśl, An, myśl!
Przeteleportowała się z powrotem do pomieszczenia, w którym były Sonia i El.
- Elise… –bardzo, bardzo chciała się rozpłakać, ale wiedziała, że to nie najlepszy moment na zdradzanie swoich emocji– Ona jest…

Usłyszała przeraźliwie głośny pisk. Zniknęła. Pojawiła się przed budynkiem. Chwyciła się za głowę i ciężko upadła na ziemię.

Szybko wstała i otrzepała się z brudu. Sonia. Została tam.

Przeteleportowała się z powrotem z nadzieją, że ten straszny dźwięk ustał. W pokoju był Wojtek, stał z wycelowanym w Sonię pistoletem. Tamta z kolei, trzymając się za krawiące ucho, celowała w El.
An podniosła swój pistolet.
-Niech nikt nie strzela.
Usłyszała czyjeś kroki na korytarzu.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Bisqit
Pirokinetyk


Dołączył: 19 Lip 2010
Posty: 746
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Perido Beach
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 11:02, 05 Gru 2010    Temat postu:

[PB]

Brian wszedł do budynku. Strzał. Następnie pisk. Moc El. Jęk. Nie wiedział o co chodzi i na razie się tym nie przejmował. Cokolwiek się dzieje, El się należy. Chyba, że to nie jej dzieje się krzywda... Postanowił to sprawdzić. Pobiegł do pomieszczenia z monitorami. Nikogo nie ma. Ale hałas dochodził z pokoju obok. Zaczaił się na korytarzu i obserwował. Elizabeth i Wojtek leżeli na ziemi. Sonia stała z pistoletem w ręce. Z jej ucha ciekła krew. Dopiero teraz zauważył Dianę, która poruszała się z nadzwyczajną prędkością. Pociągnęła Sonię za rękę do wyjścia.
-Szybko, musimy stąd spadać. Ty uciekaj, ja pójdę po Elise. - to mówiąc, pobiegła już korytarzem komisariatu. Nagle, El obudziła się, po czym szybko wstała i ponownie wycelowała w Sonię. Do sali przeteleportowała się An.
-Niech nikt nie strzela.
Wtedy Brian postanowił się ujawnić. Wolnym krokiem wszedł.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Loki
Super Moderator
<b>Super Moderator</b>


Dołączył: 26 Maj 2010
Posty: 2006
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 43 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdańsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 12:33, 05 Gru 2010    Temat postu:

Poruszało się z ogromną prędkością. El ani się obejrzała, jak leżała na podłodze z krwawiącą raną na skroni.
Wszyscy chcą cię dzisiaj zabić. Hehe.
Ale nie była nieprzytomna. Rana na piersi sprawiała zbyt wielki ból. W jej krwi krążyło zbyt wiele adrenaliny. To jedyne wyjaśnienie, bo nie wiedzieć skąd, znalazła w sobie tyle siły, by skoczyć do upuszczonego przez Dianę – tak, tak się nazywała ta dziewczyna, która tak szybko biegała – pistoletu i wycelować w Sonię.
Wtedy zjawiła się Anuna.
-Niech nikt nie strzela. – wydukała drżącym głosem. Ona również miała broń.
Praktycznie w tym samym momencie pojawił się Brian. Widząc Elizabeth, użył swojej mocy. El odleciała jakieś półtora metra w tył, uderzając w ścianę.
Zapadła ciemność.
Pamiętała tylko przebłyski.
Rozmowę.
Kroki – chyba poszli do celi z Elise.
Odgłosy przenoszenie kogoś i urywki rozmowy
-…krew….wziąść…Sirius….zabić…
Potem znowu ciemność.
I cisza.
A następnie czyjeś kroki.
Zmusiła się by rozchylić powieki.
Zobaczyła pochyloną nad nią twarz…
Merwel? Marvel? Jak mu tam… Jest z Rady. Pewnie przyszedł mnie zabić, albo coś… Chociaż, to nieważne…. Nieważne…. Nie…
I całkowicie straciła przytomność.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
zimowykalafior
Super Admin
<b>Super Admin</b>


Dołączył: 10 Wrz 2010
Posty: 2241
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 53 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Australijskie Skierniewice
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 12:47, 05 Gru 2010    Temat postu:

[PB]

El upadła. Obok zmaterializowała się Diana. Do pomieszczenia wszedł Brian.
An stała sparaliżowana, nie wiedząc, w kogo celować. Mocno trzymała pistolet obiema wyciągniętymi rękami. Nie zamierzała strzelać. Nie potrafiła.

Brian uniósł dłonie i El poleciała w tył. Uderzyła o ścianę. Chyba straciła przytomność. Wojtek zniknął An z oczu.
-Chodźcie. Elise zaraz się wykrwawi. Musimy ją wziąć...
-Sirius. Tylko on może jej pomóc- powiedziała Sonia.
Diany już nie było. An usłyszała tylko trzaśnięcie drzwiami. Przeteleportowała się do celi, w której leżała Elise. W tej samej chwili wbiegła do niej Diana, z ogromną prędkością, a po chwili także Sonia i Brian.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Candace
Niezniszczalny


Dołączył: 27 Gru 2009
Posty: 1686
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 17 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Lublin
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 13:25, 05 Gru 2010    Temat postu:

[PB]

Cholera...
-Sirius. Tylko on może jej pomóc- powiedziała Sonia.
Diany już nie było. Trzaśnięcie drzwiami.
Wbiegła do celi, w której leżała Elise.
-Łapcie za ręczniki w łazience i przyciskajcie do ran. Nie można pozwolić, żeby straciła więcej krwi.
Wyszła.
Marvel?!
Nad nieprzytomną El pochylał się nie kto inny jak Marvel.
-Nawet nie myśl o tym, żeby jej pomagać.
Wszedł Brian.
-Młody, pchnij ją do tamtej celi.
-Ona jest ranna - zaoponował Marvel.
-Zajmę się nią. - powiedziała z ironią.

Brian przerzucił dziewczynę do małej celi po prawej stronie.
-Idź. Sprawdź co z Elise i pomóż Anunie.
-Ale...
-Ja się nią zajmę.
Chłopak wyszedł, lecz pojawił się Marvel.
-Wiem, że masz słabe nerwy, więc nie radzę patrzyć.
Złapała scyzoryk leżący na biurku. W apteczce wygrzebała zakurzone opatrunki.
Weszła do celi.
Przewróciła dziewczynę na plecy. Wypełniała ją tak wielka złość...
Nie mogę...
Przycisnęła nóż do rany dziewczyny i nacięła.
El krzyknęła z bólu.
-Chcesz żyć? To się zamknij.
Nacięła jeszcze bardziej. Wsadziła nóż do rany.
-Boli? No jakże mi przykro... - nie trzeba się było doszukiwać ironii w jej głosie.
Podważyła nożem kulę i ją wyjęła. Prowizorycznie wszystko zaszyła i opatrzyła opatrunkiem.
-Jeżeli Elise nie przeżyje to nie licz na litość.
Zabrała wszystko i wyszła zamykając celę na klucz.

-Sirius jest u Elise. Robi co może - powiedziała Diana stając koło Sonii.
-Dziękuje za uratowanie życia -złapała za broń.
-Co robisz?
-Popilnuję ją.
-Twoje ucho. Sirius musi Cię obejrzeć.
-Dam radę. Elise jest teraz numerem jeden - usiadła naprzeciwko celi mierząc do widniejącej za kratami El.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Diana
Jr. Admin


Dołączył: 22 Lut 2010
Posty: 899
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Siemianowice Śląskie
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 15:52, 05 Gru 2010    Temat postu:

[PB]

Diana była już na skraju wycieńczenia. Nie mogła jednak się zatrzymać. Musiała przyprowadzić Siriusa. Znalazła go idącego ulicą niedaleko komisariatu.
-Co się stało?
-Chodź szybko, jesteś potrzebny. Kojarzysz Elise? Jest ciężko ranna. - powiedziała Diana.
Zaprowadziła Uzdrowiciela do Elise i pobiegła do Sonii.
-Sirius jest u Elise. Robi co może.
-Dziękuje za uratowanie życia - Sonia wzięła broń do ręki.
-Co robisz?
-Popilnuję ją.
Nagle Diana zauważyła, że ucho koleżanki jest w coraz gorszym stanie.
-Twoje ucho. Sirius musi Cię obejrzeć.
-Dam radę. Elise jest teraz numerem jeden - Sonia usiadła naprzeciwko celi mierząc do widniejącej za kratami El.
-Ty już wystarczająco dużo dzisiaj zrobiłaś. Ja się nią zajmę. - Rain odebrała jej pistolet.
Sonia przez chwilę protestowała, ale w końcu udała się do Siriusa i Elise.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
mandarynka
Gość





PostWysłany: Nie 17:24, 05 Gru 2010    Temat postu:

Tequila nerwowo rzucała się we śnie. Czuła, że jej ciało jest rozgrzane, ale nie mogła zrobić konkretnego ruchu. Jedną ręką niezdarnie starła pot z czoła i po kilku próbach usiadła dotykając koniuszkami palców noża, który tkwił w jej brzuchu. Mogła nie zasypiać, bo teraz ból był nie do zniesienia, a z rany wypływało coraz to więcej krwi. Dziewczyna stanęła na nogi i zataczając się skierowała się w stronę łazienki.
-Była to moja ulubiona koszulka. - powiedziała sama do siebie, a słowa zniknęły w kryjącej się ciszy. Powolnie weszła do łazienki i spojrzała na swoje nędzne oblicze. Była ubrudzona własną krwią, a zaczerwienione oczy straciły dawny blask. Krew sączyła się z rany i coraz to bardziej nasiąkała ubranie.
-Aał, niech to szlag. Pewnie wdało się zakażenie. - warknęła Teq i szybkim ruchem wyszarpnęła nóż.
Ból był nie do zniesienia. Nie mogła zatamować wypływającej krwi i zemdlała. Opuściła swoje ciało i wybiegła z domu. W głowie miała jeden cel: Dobiegnąć do komisariatu i poprosić nowopoznaną El o pomoc zanim jej serce zatrzyma się na zawsze. Na szczęście była noc, wszyscy byli w domach, więc Tequila poruszała się bardzo szybko. Nie czuła bólu, nie czuła zmęczenia...praktycznie nie czuła nic poza potrzebą uratowania swojego życia. W mgnieniu oka dobiegła do komisariatu i nie zważając na nic
przeszła przez drzwi. Czuła się dziwnie, ale teraz każda sekunda miała znaczenie.
-El, jesteś tu? Potrzebuję pomocy. Jesteś? - krzyknęła w pustą przestrzeń Tequila. - Świetnie, nikogo tu nie ma.
Usłyszała głośny krzyk. Powoli się obróciła i ujrzała przerażoną twarz dziewczyny.
-Nie bój się mnie. - powiedziała najłagodniej jak potrafiła żeby nie przerazić jej jeszcze bardziej.
Dziewczyna o zielonych oczach celowała w nią pistoletem, choć wiedziała, że ducha zabić nie można.
-Jestem Tequila i potrzebuję pomocy. Może to zabrzmi dziwnie... - powiedziała Teq, myśląc o świecie, w którym wszystko jest dziwne. - ...ale umieram. Reszta mnie jest w domu i się wykrwawia. Miałam nadzieję, że El mi pomoże. -El? Ona już nikomu nie 'pomoże' - warknęła ironicznie zielonooka dziewczyna i wskazała głową na śpiącą w celi El.
To kolejna rzecz, która była dziwna. Jednak Tequila nie zadawała pytań związanych z El, bo teraz najważniejsze było dla niej własne życie.
-A kim ty jesteś? - spytała zniecierpliwiona Teq.
-Nazywam się Diana. - odpowiedziała nie spusczając wzroku z ducha.
-Więc Diano, proszę Cię o pomoc. Ja... zabiłam dziś człowieka i teraz on leży u mnie w domu ... i moje ciało też tam jest. Proszę Cię tylko o to żebyś poszła do mojego domu i opatrzyła ranę. - Tequila od nadmiaru wrażeń rozpłakała się, lecz żadna łza nie spłynęła po policzku.
Powrót do góry
Diana
Jr. Admin


Dołączył: 22 Lut 2010
Posty: 899
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Siemianowice Śląskie
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 18:14, 05 Gru 2010    Temat postu:

[PB]

Dobraaa... To było co najmniej bardzo dziwne. Diana widziała już różne rodzaje mocy, ale z czymś takim się jeszcze nie spotkała.
Patrzyła na ducha dziewczyny podejrzliwie, bo była ona znajomą El. Jednak tak czy siak nie miała zamiaru dać jej zginąć.
-Będę za sekundkę. - powiedziała.
I rzeczywiście, sekundę później zjawiła się w pomieszczeniu razem z Anuną.
-Popilnuj Elizabeth, proszę. - powiedziała do An i pognała za duchem Tequili do jej domu.
Widok był naprawdę przerażający. Diana przez chwilę zastanawiała się, czy nie uciec. Jednak szybko odrzuciła tą myśl. Mnie umierającej nikt nie zostawił... Szybko podbiegła do Tequili i zaczęła opatrywać jej ranę. Tym razem nie mogła liczyć na pomoc Siriusa, gdyż był zajęty leczeniem Elise. A Diana nie była dobra w robieniu opatrunków...
Zrobiła, co w jej mocy, przynajmniej na chwilę tamując krew. Była wycieńczona, marzyła tylko o chwili snu. Ostatkiem sił otwarła okno i zaczęła wołać o pomoc. Jak się spodziewała, nikt nie zareagował. Bliska omdlenia, padła na najbliższą kanapę.
Resztkami świadomości zarejestrowała tylko dźwięk otwierających się drzwi...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
mandarynka
Gość





PostWysłany: Nie 18:55, 05 Gru 2010    Temat postu:

Tequila rozejrzała się. Leżała na podłodze w łazience, rana w brzuchu była zatamowana. Cholernie bolało, ale przynajmniej żyła. Powoli wstała i wyszła na korytarz z zamiarem udania się do kuchni. Kątem oka dostrzegła w swoim pokoju leżącą na kanapie Dianę. Teq postanowiła nie budzić wykończonej dziewczyny i poszła zrobić jakieś śniadanie z pozostałości produktów w lodówce. Ból coraz to się nasilał i słabł z każdą zmianą pozycji, z każdym nawet najmniejszym ruchem.
-Przynajmniej żyję. - mruknęła sama do siebie i z jedzeniem na tacy poszła do swojego pokoju.
-Hej Diana. Obudź się. - lekko szturchnęła ją jedną ręką.
-Nie ruszaj się! - wrzasnęła Diana i spojrzała przerażona na Tequilę, która patrzyła na nią jak na wariatkę. - A to ty. Przestraszyłaś mnie.
-Zrobiłam śniadanie. - wskazała ręką na kanapki. -A dzięki zaraz muszę się zwijać, An nie spała całą noc i trzeba uleczyć twoją dziurę w brzuchu. - mruknęła zajadając się kanapką.
-Dlaczego El jest w więzieniu? - spytała Tequila zdezorientowanej pytaniem Diany.
Dziewczyna zaczęła dość długą opowieść o wszystkich wydarzeniach w Perdido Beach, a Tequila sama nie wiedziała, po której stronie jest. Niebawem obie wyszły z domu i ruszyły na komisariat.
Powrót do góry
Marvel
Różowy
Różowy


Dołączył: 21 Mar 2010
Posty: 284
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 13 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 19:40, 05 Gru 2010    Temat postu:

[PB]

Po długim, zimnym prysznicu Marvel w końcu postanowił zamienić swoje plany w czyny. Z minuty na minutę w Perdido Beach robiło się coraz ciemniej, co sprzyjało jego zamierzeniom. Ubrał się w to co zawsze - czarny podkoszulek i krótkie spodenki i wyszedł z domu. Ruszył w stronę komisariatu policji.
Kiedy podszedł pod budynek docelowy, zobaczył Dianę. Sama jej mina świadczyła o tym, że coś się znowu działo. ,,Nie... Nie tak miało być! Teraz muszę wykombinować coś innego..." Po chwili usłyszeli strzały.
- ...lecę zobaczyć co się stało - ledwo to powiedziała i już jej nie było.
Poczekał kilka minut aż w komisariacie ucichnie i wszedł do środka. Niezauważalnie wkradł się do pomieszczenia, w którym leżała poobijana dziewczyna. W środku było zbyt duże zamieszanie, żeby ktokolwiek go zauważył, a poza tym Marvel nauczył się w życiu być tylko cieniem. ,,To na pewno ona..." Pomyślał patrząc na nią. Podszedł bliżej i pochylił się nad dziewczyną. Choć prawdopodobnie była nieświadoma, to on i tak czuł duże zakłopotanie, gdyż pierwszy raz jego twarz była tak blisko twarzy jakiejkolwiek dziewczyny. Miał już przemówić, lecz usłyszał za sobą głos Sonii.
- Nawet nie myśl o tym, żeby jej pomagać - dziewczyna zaskoczyła go, więc tylko odsunął się pod okno z miną małego dziecka przyłapanego na jakieś niedobrej rzeczy. Sam ton dziewczyny był bardzo dziwny i karcący.
Przysłuchiwał się krótkiemu dialogowi Sonii i Briana.
- Ona jest ranna - zaoponował Marvel.
- Zajmę się nią - powiedziała z ironią.
Teraz już wiedział - musi pomóc tej dziewczynie, jeżeli chce cokolwiek od niej dostać. Poszedł za Sonią i przyglądał się jak brutalnie ładują tę dziewczynę do celi i jak Sonia wyciąga ze złością z jej ciała medalowy pocisk. Zanim zjawiła się Diana, Marvel podszedł do otwartego okna i myśląc o skoczności małpy wyskoczył przez okno, aby za nim podsłuchiwać. Tak, grzeczny Marvel zajął się podsłuchiwaniem.
Słyszał głos Sonii i Diany. Potem ta pierwsza wyszła, lecz pojawił się ktoś nowy. Nieznany głos wydawał się jakby pochodził z zaświatów. Dochodził zza mgły. Korciło go żeby spojrzeć, lecz nie zrobił tego i nadal tylko słuchał. W końcu obie wyszły. Prawdopodobnie. Marvel wspiął się zwinnie na parapet i wskoczył z powrotem do pomieszczenia z celami.
Powoli podszedł do celi Elizabeth bo tak się nazywała ta dziewczyna. Widział jej krew... Słyszał jej szloch... Niemalże czuł jej ból. ,,Dlaczego oni tak ją zostawili?" Pomyślał. ,,Nie ważne. Jesteś potworem, ona też nim jest. Pamiętaj po co tu przyszedłeś." Odezwała się jego druga strona. Strona nałogu i pragnienia, w dodatku od kilku dni coraz silniejsza. Odwrócił się, podszedł do biurka i wziął klucz od cieli. Otworzył zamek i wszedł do środka. Elizabeth leżała na ziemi.
- Pewnie mnie słyszysz, wiec... - przerwał i rozejrzał się. - Za chwilę pojawi się tu ktoś z rady, aby cię pilnować, co oznacza, że mamy mało czasu. Pomogę ci, lecz chcę coś w zamian, rozumiesz?
Dziewczyna jęknęła, co pewnie oznaczało ,,tak". Pomijając delikatność i jęki Elizabeth, podniósł ją i wziął na barana. Wiedział, że ta odwaga wzięła się w nim tylko z jednego powodu. Nałogu.
- Zapewne nigdy nie dojeżdżałaś nosorożca, co? - nie czekając na odpowiedź, której i tak by nie dostał, dodał. - Kiedy to zwierze się rozpędzi, nic nie jest w stanie go zatrzymać...
Po tych słowach wyszedł z budynku z Elizabeth na plecach i zaczął biec środkiem ulicy prosto do swojego domu.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Marvel dnia Nie 19:42, 05 Gru 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
zimowykalafior
Super Admin
<b>Super Admin</b>


Dołączył: 10 Wrz 2010
Posty: 2241
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 53 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Australijskie Skierniewice
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 20:15, 05 Gru 2010    Temat postu:

[PB]

An szybko przeteleportowała się do łazienki i chwyciła tyle ręczników, ile zdołała unieść. Zatamować krwotok... Jeśli jeszcze się nie wykrwawiła, jest dobrze.
Przycisnęła kilka śnieżnobiałych ręczników do rany. Niemal od razu stały się czerwone od krwi. Super... Dużo to to nie daje.
Diana pobiegła... An sama nie wiedziała, dokąd. Była z nią, w celi, a po chwili jej nie było.
Wszystko stało się jasne, gdy po chwili weszła z Siriusem. Przyprowadziła go i od razu gdzieś zniknęła.
-Dobrze, że jesteś. Ona jest... W fatalnym stanie.
Chłopak pochylił się nad Elise.

Do pomieszczenia weszła Sonia.
-Moje ucho.. To nic, ale Diana zmusiła mnie, żebym tu przyszła- powiedziała, wyraźnie niezadowolona.
-Co za dzień...-mruknęła An.

Obok pojawiła się Diana.
-Popilnuj Elizabeth, proszę- rzuciła.
-Yyy... No dobra.- chwyciła pistolet, tak na wszelki wypadek i wyszła na korytarz.

Cela była pusta. An usłyszała tylko, jak ktoś- lub coś- zbiegało po schodach i trzasnęło drzwiami. Świetnie.
Nie myśląc wiele, przeteleportowała się na zewnątrz.
Zobaczyła Marvela, gnającego z ogromną prędkością (no, może nie tak szybko, jak umiała Diana) z El na plecach. Co?!

Pojawiła się kilkaset metrów dalej, na środku ulicy, tak, by wyjść im naprzeciw. Niech mnie tylko nie staranuje...- pomyślała, wyciągając przed siebie pistolet.
-Marvel?! Co ty robisz?!- krzyknęła.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gość






PostWysłany: Nie 20:32, 05 Gru 2010    Temat postu:

Wojtek obolały wyleciał z komisariatu. Nikt go nie widział. W kieszeni miał schowany pistolet. Szedł ulicą. Zobaczył Anune był na nią wściekły jak na resztę tej bandy. Teraz już nie podburzał nikogo, działał solo. Anuna czekała na kogoś. Wojtek cicho podszedł do niej i wycelował pistolet prosto na nią. Dziewczyna nie miała pojęcia o niczym. Wojtek strzelił w jej ramię. Szybko zbiegł z miejsca i udał się do tajemniczego domu , w którym miał to czego pragnął.
Powrót do góry
zimowykalafior
Super Admin
<b>Super Admin</b>


Dołączył: 10 Wrz 2010
Posty: 2241
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 53 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Australijskie Skierniewice
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 20:46, 05 Gru 2010    Temat postu:

[PB]

Marvel zatrzymał się. Spojrzał na pistolet, trzymany przez An w trzęsącej się ręce.
-Nie możesz...- nie dokończyła.
Strzał.
An zobaczyła gwiazdy, pędzące ku niej z ogromną prędkością.
A potem ciemność.
Chwyciła się za prawe ramię.
Krew.
Jej własna krew.
Brudziła asfalt.

Resztki świadomości.
Marvel... An nie widziała go teraz, ale wiedziała, że to nie on. Nie postrzeliłby jej. To był ktoś inny. Ktoś... Inny. Kto? Kto chciał jej śmierci?!

Teleportacja, teleportacja! Teleportuj się na ten cholerny komisariat!
Nie mogła się skupić.
Leżała w kałuży własnej krwi.
Sama nie wiedziała, czy jest przytomna, czy nie.
-Pomóż...-wyszeptała.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gość






PostWysłany: Nie 21:03, 05 Gru 2010    Temat postu:

[PB]

Wojtek wszedł to tego domu. Na łóżku czekała już Clio. Clio była brunetką , miała 14 lat. Wojtek poznał ją podczas tego całego buntu. Dziewczyna przemówiła
-Witaj kochany- podeszła i dała mu buziaka na przywitanie
-Witaj - Wojtek pocałował ją czule prosto w usta.
-Postrzeliłem jedną z tych co współpracują z radą- powiedział radośnie Wojtek.
-Tak, widzisz wszystko idzie w dobrym kierunku. Mam tu pełno jedzenia. Dzięki mamie, że pracowała w sklepie. Teraz przeciągniemy wszystkich na naszą stronę. Zdobędziemy to co chcemy. Ukryłam całe to jedzenie w bezpiecznym miejscu, nikt go nie znajdzie - Clio rozłożyła się na łóżku.
- Współpraca z tobą do czysta przyjemność .
- Hmm masz ochotę na małe co nie co ? -zapytała dziewczyna rozkosznym głosem.
-Tak teraz?. Dobra. Pójdę zamknąć drzwi na klucz. Aha jeszcze jedno moje wszystkie rzeczy są już u ciebie??
-Tak cieszę się , że zemną zamieszkałeś.
Wojtek zamknął drzwi na klucz. Podszedł do łóżka i czule pieścił ciało Clio. Obaj byli wniebowzięci. Wojtek właśnie przeżywał swój pierwszy raz. Clio zresztą też. Kochali się namiętnie. Ciepło ciała Clio otaczało go. Podobało mu się, podobało mu się jak nigdy. Kochali się przez jakiś czas.


Ostatnio zmieniony przez Gość dnia Nie 21:05, 05 Gru 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Marvel
Różowy
Różowy


Dołączył: 21 Mar 2010
Posty: 284
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 13 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 17:33, 06 Gru 2010    Temat postu:

[PB]

Marvel nie zdążył się nawet dobrze rozbiec i nabrać siły bo drogę zagrodziła mu Anuna. Celowała w niego pistoletem. Czy byłaby w stanie do niego strzelić? Oczywiście nosorożce nie potrafiły biega nadzwyczaj szybko, jednak posiadały ogromną siłę i taranowały wszystko na swojej drodze, dlatego Omberd zatrzymał się dopiero kilka centymetrów od lufy pistoletu.
- Marvel?! Co ty robisz?!- krzyknęła.
Oddychając ciężko przez nos spojrzał na pistolet, a później na nią. Nie wiedział co odpowiedzieć.
- Nie możesz...
Wtem usłyszał huk, coś stało się z ramieniem Anuny, a prawdopodobnie jej krew rozpryskała się na twarzy Marvela. Patrzył jak dziewczyna osuwa się na ziemię, wypuszcza z ręki pistolet, a krew leje się z jej ręki. Wyszeptała coś, jednak był w zbyt ogromnym szoku, żeby ją zrozumieć. I znów tylko patrzył. Historia lubi się powtarzać... ,,Jeśli pobiegniesz, na prawdę staniesz się potworem..." Stał tak tylko kilka sekund i toczył wewnętrzną walkę z samym sobą.
W końcu pochylił się, tak aby Elizabeth nie zsunęła się z jego pleców, i podniósł pistolet, który upuściła Anuna. Ominął ją szybkim krokiem i zaczął biec, mając w sobie wszystkie cechy nosorożca. W pewnym momencie zobaczyła ich Sonia, która z pewnością szła do Siriusa. Zrobiła to samo co Anuna - stanęła na środku drogi, starając się go zatrzymać.
- Hej, zatrzymaj się! - krzyknęła do niego.
Jednak mimo to Marvel biegł dalej. Nie mógł. Był już tak blisko celu... Przyśpieszył jeszcze bardziej i z całą siłą uderzył w Sonię. Ta zatoczyła się do tyłu i upadła. Choć sam Ombed nic nie poczuł, uderzenie dla Sonii musiało by oszałamiające. To tak jakby wpadł na nią człowiek z kamienia. Lub po prostu wściekły, twardy i rozpędzony nosorożec. Biegł dalej, widział już swój dom. ,,Nazywam się Marvel Omberd. Mam 14 lat. Jestem potworem... i jak najszybciej muszę się do tego przyzwyczaić..."


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Forum GONE Strona Główna -> Archiwum / GONE - to tylko ETAP / Archiwum 2. Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6  Następny
Strona 4 z 6

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Emule.
Regulamin