Forum Forum GONE Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Rozdział IV
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6  Następny
 
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Forum GONE Strona Główna -> Archiwum / GONE - to tylko ETAP / Archiwum 2.
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
mandarynka
Gość





PostWysłany: Pią 23:01, 07 Sty 2011    Temat postu:

Powoli, bo powoli jechała coraz to częściej zerkając na siedzenia obok. Sięgnęła dłonią po woreczek z białym proszkiem. Było to tak bardzo kuszące, ale opanowała się i odłożyła je z powrotem. Czuła się coraz pewniej za kierownicą i odważyła się jechać znacznie szybciej. Znalazła się na autostradzie i nie musiała uważać na nic z wyjątkiem rozbitych aut, które utrudniały Teq jazdę. Sięgnęła po butelkę z wódką.
- Smi.. smirnoff? - próbowała odczytać napis na etykietce. - Co mi tam, trochę nie zaszkodzi. - mówiąc to odkręciła nakrętkę i pociągnęła kilka łyków.
Miało gorzkawy smak, ale jak na wódkę wcale nie było takie złe. Teq jechała wolniej, bo musiała z powrotem zakręcić butelkę.
- Niech to szlag. - syknęła, gdy butelka wyślizgnęła się jej z rąk i praktycznie cała zawartość wylądowała na wycieraczce.
Przyspieszyła widząc, że zbliża się do zalesionego terenu. Zjechała na pobocze i zgasiła samochód. ukryła kluczyki we wnęce za tapicerką i zapakowała broń do pustej torby. Wzięła też woreczek z amfetaminą i butelkę nieznanego jej alkoholu. Zapewne też wódka. Nie miała czasu i ochoty na zamaskowanie samochodu, więc ruszyła przed siebie, kierując się jedynie swoją intuicją.


Ostatnio zmieniony przez mandarynka dnia Pią 23:03, 07 Sty 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Cpt. Hetero
Gość





PostWysłany: Sob 2:28, 08 Sty 2011    Temat postu:

[PB]
Otworzył zamek do drzwi i wszedł do ciemnej piwnicy. Chłopak darł się na cały głos. Był spocony ciągłym szamotaniem. Arthur spojrzał na niego bez cienia litości i przewrócił oczami, gdy tamten próbował na niego splunąć. Misfortune ukucnął obok siedzącego i uśmiechnął się podejrzliwie.
- Co u ciebie słuchać, morderco? – spytał.
- Skąd wiesz, że to akurat ja zabiłem twojego psa?! Zresztą, wypuść mnie natychmiast. Zaraz przyjdą tu moi przyjaciele, a wtedy nie będzie tak wesoło. – odpowiedział tamten, nabierając pewności.
Misfortune spojrzał na niego i wybuchnął donośnym śmiechem.
- Twoi przyjaciele? Może mi o nich opowiesz, co? Kto cię przysłał, czego chcecie i dlaczego musieliście w to mieszać mojego psa?! – zdenerwował się Arthur.
- Niczego ci nie powiem, nigdy! – krzyknął siedzący, a następnie ponownie splunął, tym razem trafiając w but kucającego.
- To nie było rozsądne. – opluty chłopak wstał i z całej siły kopnął w twarz tamtego. Siedzący odleciał w tył, jednak gruby sznur nie pozwolił rannemu odlecieć. Z jego nosa zaczęła powoli wypływać czerwona ciecz.
- Powiesz mi to, o co prosiłem, albo zacznę urzeczywistniać twoje najgorsze koszmary. Będę mówił ci „Mike”. Muszę jakoś się z tobą porozumiewać, a to pierwsze lepsze imię, które wpadło mi do głowy. A więc Mike, dojdziemy do czegoś ciekawego i sensownego w naszej rozmowie? – powiedział Misfortune. Tamten tylko pokręcił przecząco głową i wypowiedział parę niemiłych słów w stronę stojącego.
- A więc tak chcesz się bawić? Nie ma problemu, Mike, nie ma problemu… – powiedział Arthur, a następnie udał się na górę po pistolet i ostry kuchenny nóż.


Ostatnio zmieniony przez Cpt. Hetero dnia Sob 2:31, 08 Sty 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
zimowykalafior
Super Admin
<b>Super Admin</b>


Dołączył: 10 Wrz 2010
Posty: 2241
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 53 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Australijskie Skierniewice
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 18:36, 08 Sty 2011    Temat postu:

[Las]

Anuna nic nie rozumiała.
-Długa historia, tak jakby. -wychrypiała Diana- Czy mogłabyś ich jakoś unieszkodliwić?
-Postaram się- powiedziała i rozejrzała się. Podniosła z ziemi kilkumetrowy kawałek liny, pojawiła się przy jednym z chłopaków i zanim zdążył zareagować, przywiązała go do najbliższego drzewa.
Tamten zaczął głośno protestować i wierzgać, a drugi już zniknął za drzewami.
Dla An to nie problem, przeteleportowała się w mgnieniu i po chwili obaj już mogli tylko krzyczeć o pomoc, co z resztą robili.
Anuna wzięła jeszcze jeden kawałek sznura i upewniła się, że nowi koledzy tak szybko się nie wydostaną.
Wróciła do Diany. Dopiero teraz zauważyła, że jej ręce krwawią. Uwolniła ją z więzów i krzyknęła:
-O rany! Co z twoimi rękami?! Musisz iść do Siriusa, o ile da się coś jeszcze zrobić...
-Pomyślę o tym później. Bolą, ale da się znieść- odparła dziewczyna.
-Skoro tak chcesz...
-A właściwie to co w ogóle robisz w tym miejscu?
-W całym Perdido nie ma prądu... Postanowiłam sprawdzić, czy wszystko ok w elektrowni. Jeśli rzeczywiście dajesz radę, możesz iść ze mną.- zaproponowała, choć nie była pewna, czy to dobry pomysł.
-Dobra, idę. Ty się tam przeteleportuj, a ja pobiegnę. Tak chyba będzie najszybciej...
-Może być. W takim razie, do zobaczenia w elektrowni!
An zniknęła.

Pojawiła się przed wejściem do elektrowni. Powoli otworzyła drzwi.
Usłyszała jakieś głosy. Dobiegały prawdopodobnie z jakiegoś odległego pomieszczenia, niosły się po szerokich i długich korytarzach. Niestety, nic nie zrozumiała.
Zaczęła się zastanawiać, kto za tym wszystkim stoi. Przecież światło nie mogła zgasnąć od tak.

Minęło kilka minut, a Diany dalej nie było.
An zaczęła się niepokoić.
Przeteleportowała się z powrotem do lasu.
-Diana!? Jesteś tu?
-Jestem... Chyba moja moc nie działa- dobiegł ją głos z oddali.
Dziewczyna stała kilkadzisiąt metrów dalej, patrzyła na swoje dłonie.
An zaklęła pod nosem.
-To idziemy do Siriusa. Czekaj chwilę.
Pojawiła się nieopodal, przy autostradzie. Na poboczu stał zaparkowany samochód. Jak An się domyśliła, należał do chłopaków.
Jakoś w końcu musieli tu się dostać.

-Umiesz prowadzić?
Diana pokręciła głową.
-Ja też nie. Ale możemy spróbować.
Poszły do samochodu. Był otwarty, a kluczyki leżały obok. An usiadła na siedzeniu kierowcy. Włożyła kluczyk do stacyjki.
-Nie gwarantuję, że przeżyjemy. Trzymaj się..


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Fire-mup
Biczoręki


Dołączył: 08 Maj 2010
Posty: 2051
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 2/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 20:54, 08 Sty 2011    Temat postu:

[PB]
Anuna szła do elektrowni – tyle udało jej się wyłapać z rozmowy grupki dzieciaków na placu. Może ona też powinna się tam udać? Nie będzie brała czynnego udziału w akcji, dopóki nie będzie potrzebna, chciała tylko być zorientowana w sytuacji.
Wróciła do domu po swój plecak i włożyła do niego podręczną apteczkę – na wypadek, gdyby ktoś został ranny podczas prób naprawy usterki. Jako jedna z nielicznych uważała na kursie pierwszej pomocy w szkole, jak się ostatnio okazało – słusznie. Dorzuciła jeszcze butelkę wody i poszła po swój motocykl. Lilia zaskamlała przy jej nodze. Elise nawet się nie zorientowała, kiedy podeszła. Kojocica z niepokojem wpatrywała się w maszynę.
-Nie, ty zostajesz. – powiedziała drapiąc ją za uchem. Zwierze uspokoiwszy się nieco, zeszło jej z drogi. Dziewczyna włożyła kask i pojechała w stronę elektrowni.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
mandarynka
Gość





PostWysłany: Sob 22:55, 08 Sty 2011    Temat postu:

Minęło sporo czasu nim Tequila dostrzegła między drzewami zarys elektrowni. Ciemność w całej okazałości pokryła wszystkie drzewa, a jedynym źródłem światła był mały, przysłonięty chmurami księżyc. Usłyszała szmer i sięgnęła po broń. Magazynek świecił pustkami, ale dla nieproszonych gości zawsze coś się znajdzie. Wygrzebała z torby jeszcze parę naboi i załadowała pistolet. Trzymała palec na spuście - w razie czego.
- Muszę cię tu zostawić. - szepnęła lekko zachrypniętym głosem.
Zeszła trochę na lewo i położyła się na wyschniętym podłożu lasu. Starała się jak mogła żeby zamaskować swoje ciało. Może stać się tak, że jakieś zwierzę rozszarpie ją na małe kawałki. Już do końca świata błąkałaby się bez celu. Miała nadzieję, że znajdzie jej ciało człowiek godny znajomości z nią. Teq jako duch pędziła w stronę elektrowni żeby dowiedzieć się co jest grane i jak El się trzyma. Na początku chciała ich wystraszyć, ale po dłuższym na myśle to nic by nie pomogło. Przed elektrownią kręcili się jacyś ludzie. Nie znała ich, nie wiedziała też do czego mogą być zdolni. Dłużej nie wymyślając niczego bardziej pomysłowego, śmignęła między nimi i znalazła się w środku wielkiego budynku.
- Ale czad. - szepnęła orientując się, że właśnie wbiegła tu przez ścianę.
Pomieszczenie stało puste, ale kierowała się do miejsca gdzie ktoś szurał stopami. Niecałe pięć minut później stała w nastawni, gdzie El kombinowała z kabelkami.


Ostatnio zmieniony przez mandarynka dnia Sob 22:58, 08 Sty 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Marvel
Różowy
Różowy


Dołączył: 21 Mar 2010
Posty: 284
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 13 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 18:17, 10 Sty 2011    Temat postu:

[Elektrownia]

Marvel siedział w spokoju może dwie godziny. Na pewno nie więcej. Jeszcze wcześniej wypowiedział jedno słowo - sokół. Otóż ptaki z rodziny sokołowatych posiadają doskonale rozwinięte oczy, dzięki czemu potrafią identyfikować ofiary z wysokości. Kiedy użył owej cechy, kolory stały się żywsze i potrafił dostrzec ruch choćby pojedynczego listka. Omberd obserwował teren wokół elektrowni, więc taka zdolność bardzo mu się przydała.
W pewnym momencie przy ogrodzeniu do elektrowni pojawili się pierwsi goście. Dwie dziewczyny przyglądały się budynkowi, a jedna chyba go zobaczyła. Jednak było za późno na chowanie się. Nagle usłyszał głos Elizabeth z Walkie Talkie. Ten nagły dźwięk sprawił, że niemal podskoczył.
El widziała zapewne wszystko przez kamery. Wymienili między sobą kilka zdań. Po około dwudziestu minutach, niebo zaczęło gwałtownie się ściemniać. Marvel popatrzył w górę. ,,To nienaturalne..."
Miał powiedzieć wspólniczce o tym zjawisku, jednak dostrzegł coś co go zaciekawiło. Do dwóch dziewczyn dołączyli kolejni i właśnie zaczęli dobijać się do elektrowni. Gdy udało im się w końcu otworzyć drzwi, Omberd zeskoczył z dachu i oparł się o ścianę. ,,Kameleon." Pomyślał i już po chwili jego skóra przybrała kolor szarości ściany, przy której stał. Nie było to czymś wyjątkowym. Ubranie nie zmieniło koloru, a on sam był widoczny tylko po prostu mniej. Postanowił poczekać. Walkie Talkie to zbyt głośne urządzenie, żeby przekazać informacje El. Z resztą, pewnie widzi wszystko dzięki kamerom.
Szedł za nimi, jednak dzieliła ich duża odległość. Dopiero kiedy usłyszał krzyk Elizabeth, zaczął biec. Zobaczył jak jedna z nich mówi coś do El, jakby ją hipnotyzowała. Jego skóra odzyskała swój dawny, biały odcień, i nie używając już żadnej z cech wpadł do pomieszczenia. Celował bronią do każdego po kolei. Najgorsze było to, że nie wiedział czego ma się spodziewać.
Przez ułamek sekundy miał wszystko pod kontrolą, lecz chwilę później zwijał się z bólu. Coś... coś niewyobrażalnie nieludzkiego dopadło jego umysł sprawiając ból wszelkiego rodzaju. Doznania te były nie do opisania. Nie wytrzymał i zaczął krzyczeć.
Gdy tylko ból ustał, Marvel odzyskał pełną świadomość jednak za późno bo był już związany. Zaczął kręcić się. To oczywiste, że ze sprytem zwierząt niedługo się uwolni. Ale co w tedy? Te kilka chwil pozwoliło mu na poznanie się z otoczeniem. Zanalizował wszystkie informacje, przecież z tego właśnie słynął.
Zobaczył jak Elizabeth rzuca się pod stół. Skoro to robi, na pewno ma jakiś plan, a on jako jej wspólnik powinien współpracować.
Niczym jaszczurka wyślizgnął się z uścisku liny i błyskawicznie stanął przed stołem, uniemożliwiając swoim ciałem dostęp do El. Zaczął wyć alarm, lecz nie przejmował się nim.
Zacisnął oczy najmocniej jak mógł i wyciągnął palec w stronę dzieciaków z Coates.
- Nikt się nie rusza! - chyba pierwszy raz w życiu był tak stanowczy.
Przejrzał ich. Już wie wszystko. Oni są za głupi, aby mierzyć się z Marvelem.
- Gąbki nie posiadają nerwów... - powiedział kierując głowę na dziewczynę, która nazywa się Eleonora.
Można było przetłumaczyć to tak - skoro nie mam nerwów, nie możesz sprawić mi bólu.
Teraz odwrócił się do Maggie.
- Dzięki rozwiniętemu słuchowi, psy mogą normalnie funkcjonować nawet kiedy oślepną.
Czyli - nie muszę mieć otwartych oczu, aby was widzieć; nie zahipnotyzujesz mnie.
- Jest również sporo gatunków węży, których jad z łatwością paraliżuje ciało dorosłego człowieka, doprowadzając do zatrzymania serca lub uduszenia ofiary. - w tym momencie można było dostrzec uśmiech na jego twarzy. - To samo potrafią niektóre z najgroźniejszych gatunków meduz...
Czuł, że ma nad nimi przewagę. Czuł, że oni o tym wiedzą.
- Chrząszcz bombardier potrafi strzelać substancją chemiczną, która ma temperaturę stu stopni Celsiusza.
Poczuł, że ktoś szykuje się do ataku.
- Jeden ruch! - ostrzegł. - Teraz wysłuchacie żądań Elizabeth, w innym wypadku - topnienie rdzenia nie zostanie przerwane.
Dobra mina do złej gry. Wcale nie musieli wiedzieć, że może używać tylko jedną cechę naraz. Marvel miał tylko nadzieję, że El będzie umiała to przerwać...


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Marvel dnia Pon 18:24, 10 Sty 2011, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Candace
Niezniszczalny


Dołączył: 27 Gru 2009
Posty: 1686
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 17 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Lublin
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 20:45, 10 Sty 2011    Temat postu:

[PB]

Po przebudzeniu Mel obie zjadły śniadanie i wyszły "na miasto".
Nie ma nikogo z Rady? Nie dziwię się, że krążą o nas takie a nie inne pogłoski. Obiecaliśmy pomóc i? Nic...
-Młoda, pójdziesz do przedszkola i pobawisz się z dzieciakami. Ja poszukam An i innych, ok?
Dziewczynka skinęła głowa i weszła do niewielkiego budynku.
Gdzie oni są?

-Sonia!
-Cześć Rick. Nie wiesz gdzie podziew...
-...ają się członkowie Rady? Chyba się na dobre wynieśli. Jedni pojechali do CA, drudzy do elektrowni, inni ukrywają się po domach.
-Do elektrowni? Po co?
-Mnie się pytasz? - spytał chłopak z przekąsem wystawiając język.
-No to...
-Nigdzie nie jedziesz. Przeszliśmy się po wszystkich domach. Maluchy podzieliliśmy na dwie grupy. Te lżejsze i te z niepotwierdzonym adhd.
-Adhd?
-Czyli te małe diabły wcielone - uśmiechnął się - Dodatkowo zgromadziliśmy sporo alkoholu, jedzenia, leków. Gdzieniegdzie były narkotyki, ale w niewielkiej ilości.
-I co ja bym bez ciebie zrobiła?
-Oj, niewiele - uśmiechnął się od ucha do ucha i razem z Sonią podążył w kierunku ratusza.

-Czyli ustalone?

Wszyscy zgodnie skinęli głowami.
-Jesteśmy w kontakcie - powiedziała wstając a wszyscy uczynili to samo i wyszli. Usiadła z powrotem i spojrzała na trzymaną w ręce kartkę...

____________________________________________

Przedszkole:

Grupa adhd: Nicki, Valerie, Dolores, Vicki, Matt, Sam.
Grupa lżejsza: Morgana, Cassie, Rebecca, Luke, Horace.

Jednostka pożarna:

Komendant: Brian
Zastępca: Will
Ekipa: Timy, Jack, James, Bart, Trevor, Tom.

Policja:

Komendant: Rick
Zastępca: August
Ekipa: ..., ..., ..., ..., ...., ..., ..., ....

Straż:

Dowodzący: Percy
Wartownicy: .........

Szpital:

Ekipa: Nick, Eve, Lissa, Cam, ..., ..., ....

Zapasy:
Skład żywności: (tajne)
Skład leków: (tajne)
Skład broni: (tajne)
...
___________________________________

Zwinęła kartkę w rulonik.
Światło zgasło...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gusia
Uzdrowiciel
Uzdrowiciel


Dołączył: 23 Lis 2010
Posty: 861
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 8:56, 11 Sty 2011    Temat postu:

[Elektrownia]

Kiedy dzieciaki z CA robiły sobie przerwę od knucia ich niecnych planów, usłyszały głosy.
-Mamy towarzystwo. Idziemy – rozkazała Maggie.
Po chwili byli na miejscu, w pomieszczeniu, gdzie trzymali zakładników.
-Nikt się nie rusza – usłyszeli - Gąbki nie posiadają nerwów. Dzięki rozwiniętemu słuchowi, psy mogą normalnie funkcjonować nawet kiedy oślepną…– mówił Marvel. Z każdą chwilą uświadamiał im, jacy są nieostrożni. Cóż, dwie osoby wykiwały zgraję świrów. Ale to nie może być koniec, prawda? Szala zwycięstwa obróci się do którejś ze stron niebawem, Gis to czuła. Ta bitwa była przegrana dla CA, ale wojna jeszcze trwa. Teraz będzie tylko pod górkę. Czy ktoś mówił, że będzie łatwo?
Jak mogliśmy zapomnieć o tym, że on może mieć moc?! – przeklinała się w myślach Giselle.
Nikt nawet się nie poruszył. Czekali, co nastąpi. W głowie Gis zapaliła się żaróweczka. Ostrzegawcza? Być może, ale teraz trzeba wysłuchać żądań Elizabeth w skupieniu.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
zimowykalafior
Super Admin
<b>Super Admin</b>


Dołączył: 10 Wrz 2010
Posty: 2241
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 53 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Australijskie Skierniewice
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 21:20, 11 Sty 2011    Temat postu:

An kurczowo ścisnęła kierownicę. Nogi wyciągnęła przed siebie, a i tak ledwo dosięgała do pedałów.
Boże, jeśli mnie słyszysz, jeśli jeszcze tam jesteś- w co szczerze wątpię, ale może jednak- wysłuchaj mojej prośby: doprowadź nas bezpiecznie i w jednym kawałku do Perdido Beach.
Dobra, jedziemy z tym koksem.

Samochód odwrócony był w tą stronę, co nie trzeba. An musiała zawrócić, co w chwili obecnej stanowiło największy problem.

Pojazd powoli ruszył. Ostrożnie, pamiętaj, ostrożnie, wystarczy jeden nieostrożny ruch i...
Gwałtownie skręciła w prawo, kosząc przy okazji przydrożne krzaczki. Kręciła kierownicą, aż samochód zaczął jechać w właściwym kierunku.
-Uff.
-Jesteś pewna, że chcesz prowadzić?- spytała Diana, wyraźnie przerażona, bo prędkość zwiększała się z każdą sekundą.
-Spoko. Chyba sobie radzę...
Zapanowała nad pojazdem i skupiła się na omijaniu porozbijanych samochodów.
Z naprzeciwka coś nadjeżdżało. Motocykl. An chciała się zatrzymać, dowiedzieć się, kto jedzie w stronę elektrowni, ale nie wyszło. Zamiast tego jeszcze bardziej przyspieszyła.
Trudno. I tak zaraz będę z powrotem w PBNP.

Wjazd do miasteczka okazał się koszmarem. Na szczęście po stanowczo za wąskich uliczkach nikt się nie kręcił, w przeciwnym wypadku jakiś dzieciak mógłby doznać obrażeń.
Delikatnie mówiąc.
Jedyną ofiarą okazał się słodki mały kociak- jeśli to w ogóle był kot- który akurat w tej chwili miał ochotę przebiec na drugą stronę ulicy.
Biedactwo.

Kiedy An zobaczyła dom Tequili, z jej ust dobył się okrzyk radości. I wtedy straciła panowanie.
Samochód z impetem uderzył w ogrodzenie, rozwalając je częściowo.
Ale zatrzymał się.
-Wow, żyjemy. Jesteś cała?
-Tak. Chyba tak.
Dziwczyny wysiadły z auta. Nie wyglądało najlepiej.

Na ganku pojawili się Sirius i Brian.
-Tak, wiem, Teq będzie wściekła. Gdzie ona jest?
-Nie wiem. Chyba gdzieś poszła- odezwał się jeden z chłopaków.
-Co?! Pozwoliliście jej pójść?!- uderzyła pięścią w pogniecioną maskę.- Żeby znowu się naćpała?!
Melissa. Tequila. Świetnie. Oprócz teleportacji powinnam mieć jeszcze moc rozdwajania się. Albo roztrajania.
An wzięła głęboki oddech.
-Przepraszam. Diana potrzebuje pomocy.- wskazała dziewczynę.-Muszę iść do elektrowni. Jakby co... Będę tam.- ostatnie słowa wypowiedziała właściwie tylko do Diany, po czym zniknęła.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez zimowykalafior dnia Wto 21:26, 11 Sty 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Candace
Niezniszczalny


Dołączył: 27 Gru 2009
Posty: 1686
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 17 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Lublin
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 18:22, 12 Sty 2011    Temat postu:

[PB]

Światło zgasło w całym mieście. Brak elektryczności dał się we znaki wszystkim. Prawie całe miasto wylęgło na ulice szukając winnego. Po ponad godzinnej bieganinie i krzykach sytuacja została w miarę opanowana. Dzieciaki, które bały się ciemności zostały wysłane do szkoły, gdzie ludzie Ricka przygotowali karimaty, koce i materace. Starsi wrócili do domów. 3 13-latków trafiło do tymczasowego aresztu.
...
Noc minęła w miarę spokojnie. Obyło się bez awantur, napadów itp.
...
Sonia podążała alejkami szukając śladu kogokolwiek z Rady.

-Brian?! Co się z wami do diabła dzieje?!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cpt. Hetero
Gość





PostWysłany: Śro 22:21, 12 Sty 2011    Temat postu:

[PB]
Arthur wrócił do leżącego chłopaka. W rękach trzymał pistolet i ostry nóż. Stanął nad tamtym i uśmiechnął się. Wyciągnął rękę z pistoletem i bez większej precyzji strzelił w już wcześniej postrzeloną nogę Mike’a. Chłopak ryknął, krzyczał bez przerwy. Nie mógł znieść zadanego bólu.
- Mike, no co ty… Dopiero się rozkręcam. Oszczędź łez. – wyszczerzył się Misfortune, a następnie nachylił się nad rannym i zaczął szeptać mu do ucha.
- Boli, prawda? To teraz wyobraź sobie najgorszy ból, którego ktoś doświadczył. Najgorszy. Masz to przed oczami? Czujesz to? W takim razie wiedz, że ja przeżyłem coś znacznie gorszego… - mówił Arthur. – Nie obchodzi mnie, czy jesteś wierzący, czy nie. I tak nie masz szans odpokutować grzechów. O nie. Za to ja jestem w wyśmienitej sytuacji. Nie wierzę w Boga i nie zawaham się sprawić ci takich katorg, przez które nikt nie przeszedł. Jednak skupmy się na Tobie. – odchylił głowę od ucha tamtego i ponownie zaczął mówić, tym razem już głośno. – To, że będziesz ponosił winę do końca życia, nie znaczy, że nie możesz nawet w małej części spłacić długu. Powiedzmy, że jeśli powiesz mi wszystko, co wiesz, jeśli wytłumaczysz mi, dlaczego zaatakowała mnie dziewczyna z kijem i dlaczego zabiłeś mojego przyjaciela, przepadnie ci część grzechów. Zrobisz dla tego nędznego świata coś dobrego. Chociaż ten jeden raz. Co ty na to?
Mike podniósł wzrok na Misfortune’a. Patrzył tak na niego kilka sekund i wymamrotał.
- Wal się!
- Wal się? Tylko na tyle cię stać? Liczyłem na coś lepszego. Zawiodłeś mnie, Mike. I będziesz mi musiał to wynagrodzić… - odrzekł Arthur kręcąc głową z dezaprobatą. – Jesteś pewien, tak? A więc przedstawienie rozpoczyna się! A, byłbym zapomniał. Daj znać, kiedy będziesz miał dość.
Misfortune nie marnując czasu klęknął obok leżącego. Uśmiechnął się po raz kolejny.
- Rhino, to dla ciebie, za smutek i rozłąkę. – szepnął i zamknął na chwilę oczy. Odczekał kilkanaście sekund. Słyszał ciche jęki Mike’a, co dodawało mu dodatkowej atrakcji. Gdy Arthur uznał, że już czas, wziął zamach nożem i wbił go w udo tamtego. Głośny krzyk rozdarł ciszę w piwnicy. Przez dziurę w spodniach zaczęła obficie wypływać krew. Misfortune wyjął nóż z nogi chłopaka i wbił go ponownie w tą samą nogę, kilkanaście centymetrów dalej. Kolejny wrzask. Mike szamotał się, tracąc pozostałe siły. Arthur wyjął z tryskającej krwią nogi nóż. Teraz złapał rękę chłopaka. Zaczął nacinać mu skórę na dłoni. Gdy rana była wystarczająco głęboka, puścił rękę, wstał i odsunął się na kilka kroków. Podziwiał swoje dzieło. Chłopak leżał w dużej kałuży krwi po zaledwie kilku ciosach nożem.
Misfortune nigdy wcześniej nie robił podobnych rzeczy, jednak wiedział, że Mike zaraz się wykrwawi, więc pośpieszył się trochę. Ponownie podszedł do leżącego i uderzył go mocno pięścią w twarz. Kolejny strumień krwi, tym razem z nosa.
- Zacznij nawijać. Szczerze ci radzę. Masz jeszcze szansę. – popatrzył na chłopaka, który tylko wrzeszczał na całe gardło. – Kilka słów, zaledwie kilka słów. To mi wystarczy. Zobacz, jaki jestem dla ciebie dobry. Jednak wcale nie muszę taki być. Jeżeli teraz nie przemówisz, nie zrobisz tego już nigdy. I nie mówię teraz o twojej śmierci. Wiesz, co zamierzam zrobić?
Arthur podniósł jedną brew i oblizał wargi, jak najdalej wyciągając język. Po chwili schował go i uśmiechnął się po raz kolejny w tak krótkim czasie, ale tym razem uśmiech ten, był uśmiechem sadysty i psychola. Mike przestał krzyczeć i i wybuchł głośnym płaczem. Następnie znów wrzeszczał z bólu i ponownie płakał.
- Rany, przestań. Inaczej ja pierwszy tu zdechnę. – mówił stojący chłopak. – Wybieraj. Albo otwierasz gębę i opowiadasz, albo otwierasz gębę, pokazujesz, co tam masz, ucinamy i po krzyku. Dosłownie, po krzyku.
Dopiero teraz słowa Misfortune’a dotarły do tamtego. Jeszcze więcej bólu? Mike wiedział, że nie wytrzyma. Zginie, to pewne. Jeśli Arthur go nie utłucze, to zrobią to jego pracodawcy, gdy się dowiedzą, że ich zdradził. A jeśli teraz wszystko powie, to może Arthur go ochroni przed tamtymi? Ta myśl sprawiła, że Mike zaczął mówić. Niewyraźnie, pochlipując i z trudem, ale zaczął.
- Argghh, zakład … eggh, zakład pogrzebowy. To tam… ehgh… - chłopak nie mógł wydusić z siebie więcej słów.
- No, powiedz coś więcej, a jeszcze cię uleczymy, śmiało. – zachęcał Misfortune.
- To tam właśnie, arhg , tam się zaczęło… Tam są moi pracodawcy. Idź ghhgh tam i zobaczysz. Wiedzą o tobie wszystttko … - wydusił na dwóch wdechach Mike.
Arthur zastanawiał się przez chwilę nad uzyskanymi informacjami. W zakładzie pogrzebowym są pracodawcy zabójców jego psa. Pewnie oni nasłali też dziewczynę z kijem. Ale dlaczego? Mike tego nie wiedział, pewnie tylko przyjmował zlecenia za pieniądze. Nie interesowało go, dlaczego tamci tak napastują Arthura. Czyli wychodzi na to, że Mike się już nie przyda…
- Dobrze się spisałeś, Mike. Całkiem dobrze. Co nie zmienia faktu, że zabiłeś mojego psa, prawda? – mówił Arthur do ledwo oddychającego chłopaka. – Kara musi być… Jednak za to, że wydusiłeś z siebie te kilkanaście słów, nie odetnę ci języka, jak zamierzałem. Powinieneś być mi wdzięczny. Skrócę twoje męki i po prostu cię zabiję, co ty na to?
- Nieee, eggh, nie tak miałoo bydźć… - wyszeptał przerażony Mike.
- Ale popatrz na to inaczej. Przestaniesz czuć ból. Wiesz co, tak naprawdę, to robię ci przysługę, hmm? No dobra, kończymy przedstawienie. Jakieś ostatnie życzenie? – przemówił Misfortune.
Chłopak tylko spuścił głowę. Nie zamierzał nic już mówić. Przychodziło mu to z największym trudem i nie miałoby żadnego sensu.
- To dobrze, Mike, to dobrze. Wiesz, dlaczego? I tak bym go nie spełnił. Co mnie obchodzą zachcianki zabójcy mojego psa? Mam rację? – mówił Arthur. – Ok, a teraz pożegnaj się ze światem żywych. Wszystkiego dobrego, Mike.
Misfortune podniósł rękę z pistoletem w dłoni i wycelował w głowę umierającego. Spojrzał mu głęboko w oczy. Tamten czekał. Czekał na swoją śmierć. Arthur kiwnął mu głową na pożegnanie i pociągnął za spust. Rozległ się donośny huk. Całą piwnicę wypełnił odgłos oddanego strzału.
Misfortune opuścił rękę w pistoletem i zerknął na zabitego Mike’a. Uśmiechnął się kolejny raz. Robił to dziś wyjątkowo często. Miał dziś dobry dzień. Po chwili uśmiech opuścił jego twarz, gdyż coś sobie uświadomił.
- O nie! Ja mam to wszystko teraz posprzątać?! – jęknął Arthur patrząc na kałużę krwi, kawałeczki mózgu i zwłoki zabitego Mike’a.


Ostatnio zmieniony przez Cpt. Hetero dnia Śro 22:32, 12 Sty 2011, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Loki
Super Moderator
<b>Super Moderator</b>


Dołączył: 26 Maj 2010
Posty: 2006
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 43 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdańsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 21:26, 13 Sty 2011    Temat postu:

Elizabeth skorzystała z tego, że pod stołem nikt jej nie widział i uśmiechnęła się szeroko.
Łał, jaka przemowa. Proszę, proszę – kto by się spodziewał… A już myślałam, żeby… Zaraz, zaraz. A SKĄD ten chrząszcz bombardier wystrzeliwuje tą ciecz…? Żądania mówisz, tak?
El z maksimum gracji, na jaką było ją stać, podniosła się spod biurka i spojrzała po zebranych. Co prawda istniała obawa, że Maggie wykorzysta kontakt wzrokowy, żeby ją zahipnotyzować… znowu… ale jakoś miała pewność, że przemówienie jej wspólnika stanowi dostateczną ochronę.
- Tak, dziękuję za tą chwilę uwagi… Miło z waszej strony – uśmiechnęła się krzywo – Może opuścicie te pukawki, co? Jako idioci z Perdido, pewnie nie wiecie jak je obsługiwać.
- Z Perdido? Jesteśmy z CA– jak ona miała? Giselle?
- CA? – W tym momencie coś przeskoczyło w umyśle Elizabeth. No tak, z CA. Jak mogłaś… Maggie.
-Mniejsza… Zrobimy tak. Z radością przerwę topnienie rdzenia – tu El wolnym krokiem podeszła pod ścianę za biurkiem – Więcej. Podłączę wam znowu prąd, a co mi tam. W zamian proponuję… układ – ostatnie słowo podkreśliła mocniejszą intonacją. Przez chwilę w skupieniu wyjęła zielony kabelek z jednego z komputerów i niebieski z dziury w ścianie (własnoręcznie zrobionej, nawiasem mówiąc). Wzięła jeden przewód w jedną rękę, drugi przewód w drugą. Trzymając je od siebie o kilkanaście centymetrów, zerknęła po twarzach zebranych. Jednak nie zdążyła odnotować sobie ich wyrazu, bo zobaczyła coś innego.
Ta dziewczyna… Tequila… Jak widać też ma moc. Interesujące.
Ich spojrzenia się spotkały. Trwały tak przez pół sekundy.
Nie ucieka, czyli nie przyszła szpiegować. Czyli czegoś chce. Czyli może przydać.
-Ej!
Czyjś głos przywołał ją z powrotem. Nie mogła się dekoncentrować. Jeśli Teq czegoś chce, poczeka minutkę. Mądra dziewczyna – zrozumie o co chodzi.
-Więc… - odchrząknęła – proponuję pewien układ – tu, dostojnie połączyła oba druciki. Wycie ustało – Będziecie taką moją… mała armią, można to tak nazwać. Pojedziecie do miasta, załatwicie parę spraw… Myślę, że to wszystkim nam wyjdzie na dobre.
- Jakich spraw? – spytała Giselle. Maggie i Lene tylko przyglądały się jej badawczo.
- Na początek, dostarczycie to – tu El podniosła szczelnie zamknięty plecak z logo elektrowni, dodatkowo zabezpieczony taśmą. Podała go najbliższemu chłopakowi – Chodzi mi o to, żeby wywołać chaos. Zapalnik jest sterowany falą radiową. Dacie mi znak – Elizabeth podniosła z blatu krótkofalówkę i wręczyła ją komuś tam innemu – a odpalę bombę.
Przerwała, by zobaczyć jakie to wyrwało wrażenie. Lene chciała cos powiedzieć, ale przerwała jej ruchem ręki.
-Czekaj, pozwól że skończę. Weźmiecie trochę żarcia, fajki i trochę broni jak znajdziecie. I wrócicie tutaj. Tak, aby tamci was widzieli. Że jedziecie tutaj. Zwabicie ich tu. No… - El złapała ponownie niebieski kabelek, oraz jakiś czerwony, który wystawał z podłogi. Podniosła je na wysokość ust i zbliżyła niebezpiecznie blisko siebie –To jak będzie? Bo mi zasadniczo, jest wszystko jedno.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gusia
Uzdrowiciel
Uzdrowiciel


Dołączył: 23 Lis 2010
Posty: 861
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 22:14, 13 Sty 2011    Temat postu:

Wszyscy w milczeniu wysłuchali Elizabeth. Jaki był jej cel? Nie za łatwo by poszło? Giselle intensywnie myślała, próbowała rozgryźć ich zamiary. Tajemnice i zagadki – to było coś, co lubiła, ale jeden zły ruch i wszystko może pójść z dymem. Dosłownie. Maggie i Lene spojrzały na siebie pytająco.
- Czegoś tu nie rozumiem – Giselle przerwała ciszę – Co będziesz z tego miała?
- Nie powinno cię to interesować. Wy robicie swoje, my swoje – odpowiedziała Elizabeth.
Była spokojna, pewna siebie. Aż za bardzo.
- Nawet jeśli będziemy w pewnym sensie wspólnikami to nie możemy wam w pełni ufać. Ani wy nam. I wszyscy to wiemy.
- Do czego zmierzasz?
Giselle spojrzała na Maggie. Ta przytaknęła – pozwoliła jej przejąć kontrolę w tym momencie.
- Też mam propozycję. Maggie, Eleonora i ja pojedziemy z bombą, gdzie tylko chcesz. Znajdziemy wszystko to, co powiedziałaś – Giselle zmierzała do sedna sprawy. – Ale Marvel idzie z nami i będzie miał związane ręce. Wtedy będziemy mieć pewność, że nie wysadzisz nas po drodze. Zresztą ty też będziesz miała kilku naszych zakładników, że tak powiem. Damy ci znak i…bomba wywoła chaos. Dzieciaki wyjdą na ulice, a my ograbimy pierwsze lepsze domy. A zwabić ludzi może Marvel, z naszą małą pomocą, czyli nikt nie będzie nas widział. I wiesz…bo zasadniczo to nam też wszystko jedno – zakończyła dyplomatycznym głosem Giselle.
Elizabeth się uśmiechnęła.
Jeśli nie chce nas wykiwać, powinna się zgodzić – pomyślała Giselle.
- Chyba, że zostaniemy wspólnikami na dłużej – dodała jeszcze.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Bisqit
Pirokinetyk


Dołączył: 19 Lip 2010
Posty: 746
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Perido Beach
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 17:04, 14 Sty 2011    Temat postu:

[PB]

Obudził się. Co się stało? Był w domu Tequilli. To było pewne. Niezdarnie wstał z fotela, po czym rozejrzał się. Po dziewczynie nie było ani śladu...
To była jego wina. Nie była w zbyt dobrym stanie. A może nadszedł czas PUFF? Nieee...To nie możliwe... [i]Zaraz, zaraz. a gdzie Sirius? Gdy wszedł do pokoju, w którym był chłopak, usłyszał hałas. Wraz z Siriusem wybiegł z domu i ujrzał An oraz Dianę wychodzące z samochodu, który częściowo rozwalił ogrodzenie. Brian już miał się odezwać, lecz Anuna odezwała się pierwsza.
-Tak, wiem, Teq będzie wściekła. Gdzie ona jest?
-Nie wiem. Chyba gdzieś poszła...-powiedział nieśmiało Brian. Bał się, że Anuna osądzi go o zniknięcie Teq.
-Co?! Pozwoliliście jej pójść?!- uderzyła pięścią w pogniecioną maskę.- Żeby znowu się naćpała?!
-Przepraszam. Diana potrzebuje pomocy.- wskazała dziewczynę.-Muszę iść do elektrowni. Jakby co... Będę tam.- wypowiadając te słowa zniknęła.

Podczas gdy Sirius leczył Dianę, Brian wyszedł na spacer. Wiedział, że powinien porozmawiać z dziewczyną, jednak teraz po prostu nie miał na to ochoty... Rozmyślał o wielu rzeczach. Co się dzieje z Elizabeth i Marvelem? Gdzie są inni z Rady? Z rozmyślań wyrwało go wołanie Sonii.
-Brian! Brian!-biegła w jego stronę, a gdy tam dotarła, dodała-Wszędzie cie szukałam!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
zimowykalafior
Super Admin
<b>Super Admin</b>


Dołączył: 10 Wrz 2010
Posty: 2241
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 53 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Australijskie Skierniewice
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 17:19, 14 Sty 2011    Temat postu:

Anuna przeteleportowała się na komisariat. Po kilkunastu minutach znalazła dwie sztuki broni. Wzięła obie, na wypadek gdyby Diana do niej dołączyła lub ktokolwiek inny zechciał jej pomóc.

An usłyszała cichy szloch.
-Jest tu ktoś?- świecąc sobie latarką, wyszła na korytarz.
-Mel!- podbiegła do dziewczynki kucającej pod ścianą i przytuliła ją.- Gdzie byłaś? Co robiłaś? Czemu tu jesteś?
Dziewczynka popatrzyła na siostrę świecącymi oczami i znów pochyliła głowę.
-Wiem, że jesteś na mnie zła. Wiem, że cię zostawiłam. Właściwie, to ty uciekłaś, ale szukałam cię. Gdzie byłaś?- powtórzyła pytanie.
-U Sonii. Kazała mi iść do przedszkola, ale nudziłam się tam. Wszystkie dzieci płakały, bo zgasło światło i nie ma prądu.
Podziękować Sonii.- zanotowała w myślach.
-Dobrze. Słuchaj, musimy z powrotem włączyć światło. Muszę iść do elektrowni. Siedź tu albo idź do domu. Nie patrz tak, to naprawdę ważne. Może grozić nam niebezpieczeństwo.
Jeszcze raz wyściskała siostrę i zniknęła.

Pod elektrownią zaparkował motocykl. An rozpoznała Elise.
-Cześć. Sorry, że prawie potrąciłam cię na autostradzie.
-To ty jechałaś samochodem?
-Taak, musiałam zawieźć Dianę do Perdido.- w tym momencie przypomniała sobie o dwóch chłopakach, których zostawiła w lesie przywiązanych do drzewa. Olać ich. Najwyżej zeżrą ich kojoty.
-Tam- wskazała elektrownię ruchem głowy- coś się dzieje. Nie wiem dokładnie co, ale trzeba coś sprawdzić.- rzuciła Elise pistolet.
Dziewczyna pokiwała głową.

Weszły do ogromnego budynku, kierując się słyszanymi głosami.
W końcu dotarły do uchylonych drzwi, za którymi musiało być jakieś duże pomieszczenie.
An stanęła na korytarzu, pod ścianą, i słuchała. Teraz mówiła jakaś dziewczyna, której nie rozpoznawała po głosie.
-...Ale Marvel idzie z nami i będzie miał związane ręce. Wtedy będziemy mieć pewność, że nie wysadzisz nas po drodze. Zresztą ty też będziesz miała kilku naszych zakładników, że tak powiem. Damy ci znak i…bomba wywoła chaos- bomba?!- Dzieciaki wyjdą na ulice, a my ograbimy pierwsze lepsze domy. A zwabić ludzi może Marvel, z naszą małą pomocą, czyli nikt nie będzie nas widział. I wiesz…bo zasadniczo to nam też wszystko jedno. Chyba, że zostaniemy wspólnikami na dłużej.
Anuna z przerażeniem popatrzyła na Elise.
-Kompletnie nie wiem, co się tu kroi- szepnęła.- Ale chyba nie jest dobrze.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez zimowykalafior dnia Pią 18:19, 14 Sty 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Megumi
Niezniszczalny


Dołączył: 04 Mar 2010
Posty: 1550
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: L-wo
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 17:42, 14 Sty 2011    Temat postu:

Maggie przysłuchiwała się przemowie Giselle. Nawet nieźle jej idzie. Tylko Maggie nie miała do końca ochoty służyć jakimś durnym ludkom z Perdido Beach. Jej duma nie pozwalała na to. Niedługo będzie trzeba wyzwolić się spod ich władzy, która nie jest aż tak duża jak się by im wydawało. W tym świecie nikt nie ma przewagi. Wszyscy są tak samo słabi psychicznie.
Kiedy Giselle wypowiedziała ostatnie zdanie, Maggie usłyszała jakiś szept dochodzący zza uchylonych drzwi.
To było do przewidzenia
Jednak nic nie powiedziała swoim towarzyszom. Po co, skoro i tak niedługo im się sprzeciwi? To by było bez sensu, a poza tym i tak ma już wielu wrogów...
- Mam nadzieję, że się zgodzi. - szepnęła Maggie do Elenory.
- Jeżeli się zgodzi, a powinna, to mam nowy plan. - odpowiedziała tamta cicho. - Jednak nie obędzie się bez ofiar.
Maggie rzuciła okiem na uchylone drzwi. Czuła, że niedługo znowu rozpęta się tu piekło
Zawsze mam broń.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Fire-mup
Biczoręki


Dołączył: 08 Maj 2010
Posty: 2051
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 2/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 20:53, 15 Sty 2011    Temat postu:

[PBNP]
Umysł Elise pracował jak szalony. W jej głowie wciąż rozbrzmiewały słowa: bomba, bomba, bomba. Skąd u licha El ma bombę?! I – czy w ogóle ją ma...
Anuna posłała jej przerażone spojrzenie. Jej własna mina musiała wyglądać nie lepiej.
-Kompletnie nie wiem, co się tu kroi- szepnęła.- Ale chyba nie jest dobrze.
Wtem, rozmowa w pomieszczeniu ucichła. Elise pobladła na twarzy. Usłyszeli je. Były w pułapce. Nie mogły stawić im czoła, gdyż było ich więcej, po za tym mieli El, Marvela, a i przybysze z Coates mogli mieć jakieś ukryte talenty. I nagle coś jej zaświtało. Złapała Anunę za rękę i pobiegła w głąb elektrowni.
-Gdzie biegniemy?
-Nie wiem!
Pędziła na oślep, starając się często skręcać, by jak najbardziej zmylić wroga. W końcu zdyszane dotarły do wielkiej, pustej sali. Elise upewniła się, czy nie ma z niej innego wyjścia, poczym uśmiechnęła się do siebie.
-To raczej kiepskie miejsce na kryjówkę – skwitowała Anuna.
-Ale my nie mamy zamiaru się ukrywać. – szepnęła i wtajemniczyła przyjaciółkę w resztę swojego planu. Oczywistym było, że nie maja szans w otwartym starciu, lecz nieprzyjaciele, przechodząc pojedynczo przez te drzwi będą zupełnie nieosłonięci. Jeśli razem z Anuną ustawią się po obu ich stronach, będą mogły załatwiać ich jedno po drugim. Niewidoczne dla przeciwnika nie będą narażone na działanie mocy i kul, gdyż w tym celu ich wrogowie musieli by choć o cal wychylić się przez framugę, a na to są przygotowane.
Chwilę trwało, zanim pierwsza osoba wyszła zza drzwi. Była to dziewczyna, która mówiła o ‘byciu wspólnikami na dłużej’. Ujrzawszy je wycelowała, lecz Elise była szybsza. Sparaliżowała ją swoją mocą, poczym rozkazała podejść do Anuny. Jednym skinieniem głowy wyjaśniły sobie wszystko. Zakładnik. Teraz wystarczyło poczekać na resztę ekipy.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Fire-mup dnia Sob 20:55, 15 Sty 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Diana
Jr. Admin


Dołączył: 22 Lut 2010
Posty: 899
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Siemianowice Śląskie
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 22:02, 15 Sty 2011    Temat postu:

[PB]

Diana siedziała i czekała, aż Sirius ją wyleczy. Znowu. Po raz kolejny powtarzała sobie w myślach, że nie pasuje do ETAP-u. Ale walczyć trzeba.
Minęła godzina.
-Myślę, że gotowe. - odezwał się chłopak.
Diana popatrzyła na swoje ręce. - Dziękuję, po raz kolejny. - uśmiechnęła się - Muszę już iść.
Nie czekając na odpowiedź, wyszła na zewnątrz. Pomyślała o swojej mocy.
Proszę, oby działała...
Weszła na jedną z dłuższych ulic. Zamknęła oczy i zaczęła biec.
Tak!
Czuła powiew wiatru we włosach. Mocny powiew wiatru. Pobiegła do elektrowni.
Nie trzeba było być szczególnie sprytnym, by zorientować się, gdzie to jest.
Wkrótce znalazła Anunę stojącą razem z Elise i jakąś nieznaną Dianie dziewczyną. Wzięła An na stronę i zaczęła mówić.
-Moc działa bez zarzutów. Czyli mamy sposób, jak unieszkodliwiać niektórych... - powiedziała i uśmiechnęła się.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cpt. Hetero
Gość





PostWysłany: Nie 0:25, 16 Sty 2011    Temat postu:

Arthur obudził się na swojej kanapie. Za oknem było jasno. Chłopak był cały brudny, ręce miał czerwone od krwi. Pamiętał, że przed zaśnięciem posprzątał piwnicę. Zadanie dodatkowo utrudniał mu brak światła, jednak poradził sobie. Zakopał wyniesione ciało kilka uliczek dalej, a piwnicę całą wyszorował. Po skończonej pracy poszedł spać, pomimo braku zmęczenia. Nie umył się, ani nie uprał ubrania. Czyli musi zrobić to teraz. Wstał i poszedł pod prysznic. Zmył całą czerwoną ciecz, chociaż nie było łatwo. Następnie uprał wszystkie brudne ubrania. Po skończonej robocie, zasiadł w fotelu. Dom posprzątany, on sam wyczyszczony, pies pogrzebany, chłopak zabity, informacje zdobyte, czyli ostatnie szalone dni przyniosły wyraźne zmiany. Działo się bardzo dużo, jednak to jeszcze nie koniec. Dowiedział się od Mike’a kilku rzeczy, które zmusiły go do intensywnego myślenia. Jego prześladowcy znajdują się w zakładzie pogrzebowym. Dlaczego akurat tam? Nie wiedział, ale to było nieistotne. Musiał z tym skończyć raz na zawsze. Chciał spokoju, a nie intryg z jakimiś frajerami. Ale niedługo wszystko się wyjaśni. Czuł to. Właściwie nie miał teraz nic ciekawego do roboty, więc mógłby ich odwiedzić… Misfortune zerwał się na równe nogi i sięgnął po pistolet. Poszedł także po torbę, do której schował kilka przydatnych rzeczy. Właściwie, to nie wiedział, co mu się przyda, ale i tak wziął ze sobą zapalniczkę, nóż kuchenny, butelkę schłodzonej wody, dodatkowe naboje oraz małą lornetkę. Nie sądził, aby wszystkiego miał użyć, jednak ostrożności nigdy za wiele. Arthur zarzucił torbę na ramię, pistolet schował za pasek, a następnie wyszedł z domu, zamykając za sobą dokładnie drzwi. Wiedział, gdzie znajduje się ten zakład, więc udał się dokładnie w jego stronę.

Ostatnio zmieniony przez Cpt. Hetero dnia Nie 0:27, 16 Sty 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Blindness
Gyrokinetyk


Dołączył: 27 Gru 2009
Posty: 696
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Stolica
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 12:03, 16 Sty 2011    Temat postu:

(Elektrownia)

Ktoś coś mówił. Do niej? Trudno stwierdzić, chyba raczej kierował swe słowa do ogółu. Eleonora rozejrzała się po pomieszczeniu. Było w nim sporo osób, znanych jej i nie znanych. Tych które widziała po raz pierwszy na oczy i tych, które znała przynajmniej z widzenia. Czy to byli jej podwładni? Chyba nie wszyscy. Gdzie się znajdowała? To pomieszczenie na pewno nie należało do kompleksu Coates Academy, przecież przez ostatnie dni dosyć dobrze poznała każdy zakamarek tej szkoły. Nie przypominała sobie jednak tego pomieszczenia. Nie przypominała sobie nic z tego co wydarzyło się przez ostatnie godziny. Jak ona się tu znalazła? Miała w głowie kompletną pustkę. Żadnych, cholernych obrazów, jak gdyby wy budziła się z długiego snu i nie mogła zapamiętać jego treści, by potem sprawdzić symbolikę w ‘Księdze snów’ czy jakimś innym temu podobnym tomiszczu, które walało się po jej pokoju w Coates. Czyżby to przez ten prezent od Maggie? Co ona jej wtedy dała... A tak, przecież nie dawno Eleonora miała imieniny, dostała kilka prezentów od tych, którzy wiedzieli gdzie mieszka. Co prawda sprawa zabójstwa już nieco ucichła, ale Lene nie zamierzała ryzykować, że jakiś zapaleniec będzie jeszcze chciał ‘Przywrócić sprawiedliwość’ i nadal ukrywała się w swojej kwaterze w gabinecie dyrektora, zdobyła nawet paru sojuszników, ale do zdobycia całej szkoły potrzebowała jednej rzeczy, którą miała wykonać dzisiaj. Tylko, że teraz znajdowała się tutaj i nadal nie mogła sobie przypomnieć co dostała od Maggie. To był chyba jakiś proszek. Bardzo możliwe, że był biały, biały jak kreda... Eleonora powoli przypominała sobie pewne fakty. Zaczęło się chyba od tego, że znalazła podobny woreczek w szafce biurka dyrektora, ale zaraz oddała go bardziej potrzebującym narkomanom, którzy już od tygodnia skręcali się z wyczerpania zapasów. Ten od Maggie, też chciała oddać, ale ktoś ją zdaje się powstrzymał. A teraz była tutaj... Czy ona to wzięła? Nie... na pewno, nie wykazałaby się taką głupotą. Nałóg w ETAP-ie to najgorsza rzecz jaką mogła w tej chwili uczynić. Tak, więc zostawała tylko jedna opcja... ktoś ją tym nafaszerował. I dzięki temu mógł sterować wszystkimi jej ruchami! Mógł kazać jej zrobić, co mu się żywnie podobało, a otępiona Eleonora wykonała by to bez żadnego sprzeciwu! Miała w swych szeregach zdrajców!
Tak gracie? - pomyślała - to wiedzcie, że to ja zawsze mam asa w rękawie...
Kiedy nieznajoma dziewczyna zaczęła się produkować, Lene odszukała wzrokiem Freddiego. Postanowiła reszcie zostawić negocjacje, a sama zająć się działaniem. Na początek rozpatrzyła całą sytuację i wysłała chłopakowi obraz. Blondyn spojrzał na nią zdziwiony, ale po chwili skinął głową i dyskretnie wycofał się z pomieszczenia. Wszyscy byli zbyt zajęci, by zauważyć jego zniknięcie. Po chwili głos zabrała Giselle. Eleonora znalazła wśród podwładnych Jamesa, po czym i jemu przekazała podobny obraz.
Oby zdążyli - pomyślała i znów wsłuchała się w rozmowę.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Forum GONE Strona Główna -> Archiwum / GONE - to tylko ETAP / Archiwum 2. Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6  Następny
Strona 4 z 6

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Emule.
Regulamin