Forum Forum GONE Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Rozdział IV
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6  Następny
 
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Forum GONE Strona Główna -> Archiwum / GONE - to tylko ETAP / Archiwum 2.
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Cpt. Hetero
Gość





PostWysłany: Nie 20:41, 16 Sty 2011    Temat postu:

[PB]
Arthur doszedł do celu w około 7 minut. Nie wszedł jednak od razu do środka. Przyczaił się co najmniej 100 metrów od zakładu i wyjął podręczną lornetkę. Ukryty za samochodem, zaczął obserwować lokal. Nie widział za wiele, gdyż w oknach były żaluzje. Poprawił lekko ostrość i wstrzymał oddech. Patrzył bardzo dokładnie, chciał zobaczyć wszystkie możliwe szczegóły. Niestety, ku jego rozczarowaniu, nie potrafił dojrzeć nawet kawałka wnętrza. Widział kilka ruszających się cieni, co oznaczało, że w środku jest parę osób. Poza tym, zakład pogrzebowy pozostawał dla niego zagadką. Nie wiedział o nim nic. Nigdy nie był w środku. Tamci mieli znaczną przewagę, pod prawie każdym względem. Jednym z niewielu atutów Arthura, był atak z zaskoczenia. Nie powinni się go spodziewać. Lecz czy tak właśnie było? Oby… Misfortune wyszedł ze swojej amatorskiej kryjówki i powoli zaczął się zbliżać do zakładu. Nie miał nawet planu. Żadnego. Działał całkowicie na żywioł. Po lekkim zastanowieniu doszedł jednak do tego, że właśnie to wychodziło mu najlepiej…


Ostatnio zmieniony przez Cpt. Hetero dnia Nie 20:42, 16 Sty 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Vringi
Game Master
Game Master


Dołączył: 01 Cze 2010
Posty: 452
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 12 razy
Ostrzeżeń: 2/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 13:29, 17 Sty 2011    Temat postu:

[PB]
Charlie Jacob Angel był na kacu. Znowu. Minął już tydzień od zniknięcia rodziców. Od nastania ETAPu. Ich nowego świata. Ale nawet przed tym znał to uczucie. Ten nieznośne pulsowanie w głowie. Tą niesamowitą suchość. Ten ból na całym ciele. Praktycznie zmieniło się tylko to że mógł teraz pić bez obawy że zostanie wykryty. Bo niby przez kogo?
Ale zawsze po fazie przychodził kac. Mówił sobie że trzeba zalać robaka. Zawsze tak mówił. Tylko jeden kieliszek. A potem drugi. I trzeci. I tak jedna butelka. Gdy zniknęli nauczyciele zrobił to. Stanął na ławce w klasie i krzyknął.
- Robimy bibę!
W jego klasie było wielu takich którzy powitali ten pomysł z wesołym uśmiechem. Praktycznie wszyscy chłopacy. I kilka dziewczyn. A teraz codziennie zbierali się w "jego" domu. Pili, palili, tańczyli, grali w Monopoly i opowiadali sobie kawały. A potem niektórzy rzygali. Trzeba było ich odprowadzać do domów. Wygonić zbyt nachalnych. Raz kogoś pobito. Jedna dziewczyna kompletnie nawalona mało się nie zabiła. Innej ktoś dorzucił do szklanki tabletkę gwałtu.
Charlie jednak dobrze radził sobie z swoją "dyskoteką". Miał trzech masywnych chłopaków pilnujących spokoju. Był jeden chłopak puszczający muzykę z laptopa podłączonego do wzmacniacza i kolumn. Mieli zamontowane jakieś światła. Wokół unosił się dym z papierosów.
Teraz szedł do przedszkola z workiem zabawek. Zebrał je ostatniej nocy jako opłatę za wstęp. słyszał że ktoś się opiekuje dzieciakami. Ostatniej nocy wyłączono prąd. Mieli szczęście że w wielkim mieszkaniu w którym obecnie mieszkał znajdowały się trzy agregaty prądotwórcze. Teraz na zabawy przychodziło gdzieś 90 dzieciaków. Rozmyślając tak dotarł do przedszkola. Zostawił na wejściu zabawki i zaczął iść w innym kierunku. Miał w sumie trzy kryjówki w których trzymał alkohol. Dobrze schowany. Zapalił papierosa. Dalej się krztusił. Usłyszał wołanie od strony przedszkola. Nawet sie nie odwrócił. Miał coś ważniejszego do zrobienia. Musiał zalać robaka.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Vringi dnia Pon 14:14, 17 Sty 2011, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Candace
Niezniszczalny


Dołączył: 27 Gru 2009
Posty: 1686
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 17 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Lublin
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 22:10, 18 Sty 2011    Temat postu:

[PB]


-Brian! Wszędzie Cię szukałam! Gdzie się podziewałeś do diabła?

Chłopiec streścił jej ostatnie wydarzenia.
-Podróż do elektrowni nie ma sensu. Zanim dojedziemy może być po wszystkim.
-Co robimy?
-Coś mi się wydaje, że Elka nie poprzestanie na opanowaniu elektrowni. Albo się skuma z Coates, albo wymyśli coś gorszego. W każdym razie miasta nie zostawi w spokoju. Trzeba się zabezpieczyć. Brian, w komendzie czekają Twoi ludzie. Jest ich niewielu, z 15 jak na razie. Pogadaj z Augustem. On chwilowo dowodzi. Sirius, w kościele mamy kilku rannych po dzisiejszych pożarach. Mógłbyś pomóc?
Chłopak skinął głową i każdy z nich odbiegł w przeciwnym kierunku.


Rick czekał na placu przed ratuszem.
-Masz wszystko?
-Wziąłem co sie dało. Dzieciaki nie są zbytnio skłonne do pomocy i oddawania własnych rzeczy...
-Oj, nie marudź - rzuciła okiem do wnętrza torby leżącej koło chłopaka.
-Noo, widzę, że się nieźle spisałeś.
-Kto inny jak nie ja - dodał z rozbawieniem chłopak i oboje zabrali się do pracy.

Brian, August, Sonia, Rick, Will, Eve i Percy siedzieli w największej sali ratusza.
-Wartowników ustawimy tu, tu, tu, tu i tu - powiedziała wskazując punkty na mapie.
-Chłopaki Percego obejmą straże tutaj i... - dodał Rick wskazując budynki obok ratusza i poza nim.
-Zabieramy się do roboty. Elka nie każe nam długo czekać...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Marvel
Różowy
Różowy


Dołączył: 21 Mar 2010
Posty: 284
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 13 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 18:45, 21 Sty 2011    Temat postu:

[Elektrownia]

Marvel stał spokojnie, pozornie spokojnie, koło Elizabeth. Czy już do końca będzie jej wspólnikiem, a bardziej ochroniarzem? Jedno jest pewne. Jeżeli dostanie tylko taką szansę, wróci do swojego dawnego, samotnego życia. Słuchał Elizabeth równie uważnie, jak dzieciaki z Coates Academy. Dopiero słowa jednej z dziewczyn, dowodzących grupą, lekko nim wstrząsnęły.
– ...ale Marvel idzie z nami i będzie miał związane ręce. Wtedy będziemy mieć pewność, że nie wysadzisz nas po drodze. Zresztą ty też będziesz miała kilku naszych zakładników, że tak powiem. Damy ci znak i… bomba wywoła chaos. Dzieciaki wyjdą na ulice, a my ograbimy pierwsze lepsze domy. A zwabić ludzi może Marvel, z naszą małą pomocą, czyli nikt nie będzie nas widział. I wiesz… bo zasadniczo to nam też wszystko jedno.
Marvel spojrzał na Elizabeth. Dostrzegł jej uśmiech i już wiedział. Oczywiście, że będzie musiał odwalić całą brudną robotę. No ale cóż... to El jest tutaj szefem, a on musi jakoś 'zasłużyć' na papierosy.
W pewnym momencie doszedł do nich odgłos szybko stawianych stóp. Po chwili ucichło. Wszyscy popatrzyli po sobie.
- Ktoś tu jest... - powiedziała El.
Giselle najwidoczniej dalej chciała zgrywać twardą przywódczynię. Zrobiła krok do przodu i pewnym siebie tonem głosu powiedziała.
- Ty i Jeffrey idziecie ze mną to sprawdzić.
Marvel dobrze ją rozumiał. On jeden z elektrowni i dwójka z Coates. Choć powinno być sprawiedliwie - tamci mieli przewagę. Wyszedł z pomieszczenia bez słowa i skierował się do jednego z korytarzy. Po kilku minutach dogoniła go ta dziewczyna, dotrzymując mu kroku do końca. Wystraszony Jeffrey szedł z tyłu.
- Wiesz gdzie są? - zapytała niemal służbowym tonem.
- Wiem. Słyszałem całą ich drogę.
Kiedy doszli do tych drzwi, Marvel przystanął. Chciał obmyślić plan, jednak Giselle wyprzedziła go i po prostu weszła do środka.
Miał ochotę krzyknąć w jej stronę, że zrobiła najgłupszą rzecz jaką mogła, ale było już za późno. Marvel słyszał ruchy. Coś się w środku działo. W pewnym momencie niewyobrażalna siła przemknęła koło niego i wbiegła do pomieszczenia. ,,Diana..."
- Jeśli w ciągu pięciu minut nie dam ci żadnego znaku, biegnij po pozostałych - rozkazał chłopakowi i wszedł.
Zrobił wystraszoną minę i obejmując się własnymi rękami, przekroczył próg. Nie był już brudny, rozczochrany i spocony, ale wyglądał wystarczająco na zmarnowanego. Zobaczył Dianę, Elise i Anunę, a także Giselle. Nic jej nie zrobiły.
- Och, to wy... Całe szczęście - powiedział cicho niemal szlochając. - Musicie mi pomóc. Ona... Oni...
Jedyne co musi robić to grać na zwłokę przez pięć minut...


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Marvel dnia Śro 16:55, 26 Sty 2011, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Fire-mup
Biczoręki


Dołączył: 08 Maj 2010
Posty: 2051
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 2/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 21:14, 21 Sty 2011    Temat postu:

[PBNP]
Wszystko szło wedle planu. Miały jednego zakładnika i trochę czasu w zapasie. Wtedy nagle w pomieszczeniu pojawiła się Diana. Elise niezwykle ucieszyła się na jej widok – im więcej osób tym lepiej. Lecz dziewczyna odciągnęła Anu na bok i zaczęły rozmawiać. Już miała krzyknąć, by obie wróciły na stanowiska, gdyż reszta może być tam lada chwila, kiedy nagle do pomieszczenia wszedł Marvel.
-Oh, to wy... Całe szczęście- zaczął. –Ona... Oni...
Nie skończył, gdyż Elise niezwłocznie przejęła kontrolę. Naprawdę nie lubiła tego robić, szczególnie znanym jej osobom. Nawet, jeśli była na nie (bardzo delikatnie mówiąc) wściekła.
-Elise, co ty.. – zaczęła któraś z dziewcząt.
-A co miałam zrobić? Nawet nie mogę zacząć do niego mierzyć, gdyż zapewne po prostu by się zrósł po strzale! Bo nie wierzę, aby przyszedł nam pomóc. – stwierdziła z goryczą. Nie mogła uwierzyć, że stał się taki słaby. Kiedyś mogłaby mu zaufać, ale teraz?
-Co mam z nim zrobić? Nie mogę ich tak trzymać w nieskończoność. – powiedziała wskazując także na Giselle – Szczególnie, że gdy dzielę moc na dwie osoby, jest swa razy słabsza. Nie dość, że są w pełni świadomi, to jeszcze któreś może mi się wyrwać!
Diana a Anu wzięły zakładników na celowniki, a Elise zwolniła więź i powoli osunęła się na ścianę. Tego było dla niej za wiele. A może mówił prawdę? Może El rzeczywiście go zmusiła? No cóż, to nie przed nią się będzie tłumaczyć. Ona musiała odpocząć. Chociaż przez chwilkę.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ELiana
Gość





PostWysłany: Pią 21:14, 21 Sty 2011    Temat postu:

Dobra moje pierwsze [PB]
Emma płakała, stojąc na grobie jej brata. W oczach wciąż miała scenę, gdy zaatakowali ją i jej brata Jose jacyś chłopacy z bronią. Broniła się, postrzeliła jednego. Ale inny z kolei zaczął strzelać w jej braciszka. Trafił go w ramię, nogę i brzuch. Nie mógł tego przeżyć. A jaki tamten miał wyraz twarzy! Taak, Emma próbowała ratować najbliższą osobę na świecie, którą miała, ale nie. Tamten zamknął tylko oczy, skrzywił się z bólu, po czym wyszeptał ,,Żegnaj Emmo, dasz sobie radę beze mnie. pamiętaj o mnie, a ja będę cię wspierać. Zawsze.". Po raz ostatni popatrzyła mu w jego brązowe oczy, po czym Jose zamknął oczy, by już nigdy ich nie otworzyć. przywlekła go do domu i tu, na podwórku, pochowała. Miał zaledwie 13 lat. Głupie lotnisko! Gdyby nie było jego remontu, od 31 sierpnia byłaby w Nowym Jorku! A przyjechała tu tylko na wakacje, do babci. Wyszła na ulicę, oczekując, że spotka kogoś ze znajomych. Kogoś, kto ją pocieszy.
Powrót do góry
Vringi
Game Master
Game Master


Dołączył: 01 Cze 2010
Posty: 452
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 12 razy
Ostrzeżeń: 2/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 21:58, 21 Sty 2011    Temat postu:

[PB]
Charlie włóczył się po ulicach. Ktoś inny mógł pilnować zabawy. Teraz potrzebował jedynie świeżego powietrza. Miał dość już tych wszystkich ludzi. Myślał nad zmianą otoczenia. Mógłby zamieszkać bliżej oceanu. Albo w Clifftop.
Chodząc tak mało się nie zderzył z jakąś dziewczyną. Podnosząc się spojrzał na nią. Widział ja raz, może dwa. Wyglądała na przybitą. Postanowił do niej zagadać:
- Przepraszam. Nie chciałem cie przewrócić. Pomóc ci? - spojrzała na niego wzrokiem zbitego psa. Poczuł się jak ostatni drań. Może nie chciała pomocy. Podczas gdy on zalewał smutki wódką niektórzy próbowali normalnie funkcjonować. Czasami z opłakanym skutkiem. Inni pragnęli władzy.
- Nic się nie stało. - odpowiedziała dziewczyna. Chciała zapewne jak najszybciej skończyć z nim rozmowę. Jednak w pewnym momencie spojrzała na jego dłoń. Lekko otępiony przez alkohol też na nią spojrzał. Na jej wewnętrznej części znajdowało się duże rozcięcie z którego płynęła krew.
- Ups!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cpt. Hetero
Gość





PostWysłany: Sob 1:17, 22 Sty 2011    Temat postu:

[PB]
Arthur zbliżał się do zakładu pogrzebowego. Wyjął z torby butelkę i wypił kilka łyków schłodzonej wody. Zaspokoiwszy pragnienie, schował ją z powrotem i rozejrzał się dookoła. Po ulicy nie chodziło zbyt dużo osób. Nieliczni, przechodzący z jednej strony jezdni na drugą. Nikogo więcej. Nikt go nie obserwował. Misfortune szedł jeszcze chwilę, aż w końcu od zakładu dzieliło go kilka metrów. Nadal nie widział wnętrza. Żaluzje skutecznie broniły środka lokalu przed wzrokiem przechodniów. Arthur pokonał pozostałą odległość i złapał za klamkę od drzwi wejściowych. Drugą ręką sięgnął po pistolet. Od tych ruchów, mogą zależeć jego losy w najbliższej przyszłości. Nie mógł pozwolić sobie na chwilę roztargnienia. Wziął głęboki wdech, a następnie powoli wypuścił powietrze. Teraz, albo nigdy. Arthur z impetem przycisnął klamkę i pociągnął drzwi. Nie ruszyły się ani trochę. Chłopak spróbował je popchnąć. Też nic. Zaczął nerwowo szamotać się z klamką. Drzwi nie ustąpiły. Po prostu były zamknięte. Dlaczego wcześniej o tym nie pomyślał?! Dlaczego zakładał, że będą otwarte? I przede wszystkim, co ma teraz zrobić?! Tracił cenne sekundy. Zawalił swój jedyny punkt planu działania. Zaczął się strasznie denerwować. Z wnętrza lokalu dochodziły rozemocjonowane głosy. Usłyszeli go, nie inaczej. Misfortune słyszał tupot stóp i inne głośniejsze odgłosy. W zakładzie panowało wielkie ożywienie. Ktoś nawet krzyknął. Arthur nie miał czasu do stracenia. Cofnął się o kilka kroków i z impetem wleciał na drzwi. Nie ustąpiły całkowicie. Poprawił nogą. Kopnął raz i drugi, aż w końcu puściły. Nie były to solidne drzwi, więc sforsowanie ich nie było aż tak trudne. Arthur od razu sięgnął po broń, jednak to nie on oddał pierwsze strzały. Ktoś strzelał do niego z broni krótkiej. Misfortune schował się przed wejściem, oddając co jakiś czas kilka strzałów do środka, zupełnie na ślepo. W środku latały dziesiątki kartek, przez które nie było widać dobrze wnętrza. Po chwili, do Arthura strzelały już dwie osoby. Ten cofnął się o kolejne kilka kroków i wpadł na pewien pomysł. A co mu tam, zaryzykuje. Chłopak wziął rozbieg i wparował do środka. Skoczył bardzo wysoko, upadając może 2 metry dalej. Podczas tego wejścia, ilość oddawanych strzałów podwoiła się. Tamci zaczęli strzelać szybciej, ale i niecelniej. Nie spodziewali się jednak takiego wejścia, pogubili się. Arthur wyprostował zgięty tułów i ujrzał stojącego w kącie pierwszego strzelca. Zdjął go jednym strzałem w głowę. Odwrócił się szybko, po czym oddał kilka strzałów w stronę drugiej osoby, mierzącej do niej z pistoletu. Po raz kolejny Arthur był szybszy. Kiedy jednak chciał się obrócić w następną stronę, w poszukiwaniu kolejnych strzelców, dostał kulkę. Pocisk trafił go w lewe ramię i przeleciał dalej. Na szczęście to tylko draśnięcie. Misfortune odszukał winowajcę i przymierzył. Nie zdążył jednak oddać strzału, gdyż otrzymał cios w tył głowy. Upadł na ziemię, w locie odwracając się w kierunku otrzymanego uderzenia. Stała nad nim kolejna osoba, lecz nie z pistoletem, a kijem do golfa. To prawdopodobnie nim, Arthur został uderzony. Napastnik nie zdążył jednak zadać kolejnego ciosu, gdyż upadł na ziemię, postrzelony w klatkę piersiową. Misfortune wiedział, że obok czai się jeszcze kilku wrogów, więc wstał najszybciej, jak umiał. Wycelował w stronę kolejnej osoby, stojącej zaledwie dwa metry dalej od niego i nacisnął spust. I w tej chwili stało się coś strasznego. Klik. Klik. Pusty magazynek… Arthur opuścił broń i spojrzał na dziewczynę celującą w niego z pistoletu. Był przekonany, że zginie. Jednak los, zaplanował coś innego. Z zaplecza wyszło dwóch chłopaków. A więc było ich znacznie więcej… Nie miał żadnych szans z tak liczną grupą. Jeden z nich trzymał w ręku sznur. Oznaczało to, że czekali, aż Misfortune wystrzeli cały magazynek. Potem wystarczyło tylko wyjść z ukrycia. Tak właśnie zrobili. Podeszli do Arthura i związali mu ręce i nogi. Misfortune wiedział, że przegrał tę rundę, niepotrzebne byłoby stawianie oporu. Dlatego też zachowywał się spokojnie i dał się zaprowadzić w głąb budynku. Jak się okazało, zakład pogrzebowy ma bardzo duże zaplecze, z kilkoma korytarzami i co najmniej 10 pomieszczeniami. Trójka napastników poprowadziła Arthura do jednego z nich i posadziła na krześle. Misfortune opadł na nie ciężko i sapnął przeciągle. Rana na ramieniu dopiero teraz dawała się we znaki. Piekło go strasznie, ból głowy od uderzenia kijem był niczym w porównaniu z raną postrzałową. Kiedy Arthurowi zdawało się, że siedzi już tak kilka minut, odezwał się.
- Co zamierzacie zrobić? Zabijecie mnie teraz? – spytał z rezygnacją w głosie.
- Wszystkiego dowiesz się od szefa. Już nadchodzi. – odpowiedział chłopak.
Ok, czyli zaraz wejdzie tu jakaś szycha. Pewnie powie mi, czemu miał służyć ten cały cyrk, a następnie mnie zabiją. Świetnie. Kiedy Arthur rozmyślał tak nad swoim losem, usłyszał kroki w korytarzu. A więc szef zbliżał się. Kroki były coraz głośniejsze. Troje ludzi stojących przed Arthurem skinęło głową szefowi, który stanął w drzwiach. Misfortune nie widział szefa, ani szef jego, gdyż krzesło ze skrępowanym chłopakiem stało w rogu pokoju, a nowo przybyły gość nie wszedł bezpośrednio do pomieszczenia. Stał tak w drzwiach przez parę chwil, a kiedy Arthur miał już krzyknąć, aby się pokazał, ten właśnie to uczynił. Chłopak, którego mianowano „szefem” był ubrany w koszulkę i luźne jeansy. Jego gęste brwi dodawały mu powagi. Miał surowy wyraz twarzy, pomimo rozczochranych włosów. „Szef” podszedł do Misfortune’a i spojrzał na niego z politowaniem.
- Co my tu mamy? Arthur Misfortune, lat 14. Masz bardzo ciekawą moc. Nie męczysz się, dobrze mówię? Ale o tym potem. Czemu zawdzięczamy tę nagłą wizytę? – odrzekł.
- Skoro taki jesteś bystry i do tego wszystko o mnie wiesz, zgadnij czemu zawdzięczacie…? - odparł Arthur z nieukrytą pogardą.
- Oh, nie muszę sam strzelać. Zaraz wszystko mi powiesz osobiście. Możesz mi wierzyć, Arthurze. Powiesz mi wszystko. – odpowiedział uśmiechnięty „szef”.


Ostatnio zmieniony przez Cpt. Hetero dnia Sob 1:30, 22 Sty 2011, w całości zmieniany 7 razy
Powrót do góry
Elizabeth Colt
Przenikacz
Przenikacz


Dołączył: 11 Mar 2010
Posty: 209
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 14:53, 22 Sty 2011    Temat postu:

Araine skuliła się na łóżku w jednym z pokoi. Było tak ciemno. Jedyne promienie wpadały przez dziurę między żaluzją, a szybą. Araine nie mogła spać od dłuższego czasu. Bała się o Eleonorę. Wizje o niej przestały się pojawiać jakiś czas temu. Za to często dręczyło ją jakieś miejsce, które już widziała. Niestety nie mogła sobie przypomnieć gdzie to jest. Leżała bezczynnie, szukając go we wspomnieniach. Olśnienie przyszło nagle, gdy brała prysznic. To elektrownia. Tata zabierał ją tam do przyjaciela, z którym grał w karty. Tak samo nieoczekiwanie pojawiła się kolejna wizja o "L". Dziewczyna wyglądała na kompletnie upojoną, jakby naćpaną. Araine szybko połączyła fakty widząc pomieszczenie, gdzie była jej przyjaciółka. Bez wahania postanowiła wyruszyć w podróż.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cpt. Hetero
Gość





PostWysłany: Nie 1:36, 23 Sty 2011    Temat postu:

[PB]
Szef podszedł bliżej do Arthura. Wydobył z kieszeni krótki nożyk, właściwie scyzoryk. Misfortune popatrzył na niego podejrzliwie. Pamiętał, jak jeszcze przed kilkunastoma godzinami sam katował Mike’a. Arthur jednak nie bał się cierpienia w dużym stopniu. Wiedział, że kiedyś się skończy. Gdy szef podszedł na tyle blisko, że siedzący chłopak mógł dojrzeć jego najmniejsze blizny na twarzy, rozpoznał go. Chłopak wymachujący obecnie nożem był tym, który kilka dni temu, chciał od Arthura wodę pitną. Misfortune nie przejął się nim wtedy i potraktował go dość obojętnie. Nie dał wody, tylko zatrzasnął mu drzwi przed nosem.
- Ty jesteś Nick, prawda? Wiesz, zmieniłem zdanie, możesz wziąć tyle wody ile zechcesz. – powiedział Arthur, zadowolony z tego, że zapamiętał imię tamtego.
- Nie jest mi już potrzebna. Tobie niedługo też nie będzie. – mówił Nick. – Ale przejdźmy do konkretów. Nie masz pewnie pojęcia, dlaczego prześladujemy cię od jakiegoś czasu. Nie masz pojęcia, albo sprytnie to ukrywasz. To my wysłaliśmy na ciebie Jessicę, aby ubiła cię kijem. To my śledziliśmy cię i zabiliśmy twojego psa. Przykro mi, ale taka była kolej rzeczy.
- Dlaczego to zrobiliście?! Nienawidzę was! Zabiję cię, rozumiesz?! – krzyczał Arthur, usłyszawszy o zabiciu Rhina.
- Uspokój się, już! Nie będziesz mi przerywał. Jeżeli chcesz znać nasze pobudki, to lepiej zamknij mordę. Wyjawiam ci to wszystko, gdyż i tak nie mam niczego do stracenia. Zaraz umrzesz, a my o tobie zapomnimy. – powiedział lekko podenerwowany Nick.
Misfortune ucichł i spojrzał badawczo na „szefa”. Jako iż chciał poznać historię tamtego, nie zamierzał odezwać się przez najbliższe minuty.
- Zacznijmy więc od początku, w Londynie. Była sobie dwójka przyjaciół. Kobieta i mężczyzna. Znali się od studiów, spotykali się kilka razy w tygodniu. Pewnego razu, któreś z nich zaproponowało, żeby obrobić sklep. Po krótkiej namowie, para wcieliła ten pomysł w życie. Obrobili pierwszy sklep. Zdobyli sporą sumkę, więc postanowili to zrobić jeszcze raz. I jeszcze raz. I jeszcze kilka razy. W końcu, rabunki stały się ich nałogiem. Po kilku latach, wzięli ślub. Tylko urzędowy, nie chcieli rozgłosu. Mało osób o nich wiedziało, szczególnie, że nie mieli licznych rodzin i przyjaciół. Pomimo chęci założenia rodziny, nie przestali napadać na sklepy. Co więcej, obrabowali także liczne biura podróży, domy, a nawet zdarzyło się im włamać do banku. Za każdym razem odnosili sukces, perfekcyjne rabunki, bezradna policja. Nawet liczne kamery poustawiane w różnych częściach miasta, czy w obrabowanych bankach, nie pokazywały twarzy przestępców. Nit nie wiedział, jak naprawdę wyglądają. Pisano o nich wszędzie, byli na pierwszych stronach gazet. Wiele miast trąbiło o nich codziennie, ostrzegając przed niebezpieczną parą. Nie wiadomo było, jak udawało im się okradać kolejne lokale. Musieli być naprawdę dobrzy. W pewnym okresie ich przestępczości, mieli pewien „zastój”. Przestali rabować na dobre 2 lata. Ktoś puścił plotkę, że mają dziecko. Te przypuszczenie obiegło całą Wielką Brytanię. Kiedy wszyscy myśleli, że to koniec ich działalności przestępczej, wszystko powróciło do normy. To oznacza, że nasza para znów okradała domy i sklepy. Coraz częściej uderzali na większe lokale, banki powoli stawały się normą. Na swoim koncie mieli ponad 270 obrabowanych miejsc, kiedy doszło do pewnego incydentu. Podczas jednego napadu na bank, zabili strażnika. Najpierw wyrwali mu broń, a następnie zastrzelili, gdyż jak określali świadkowie „denerwował zamaskowanych bandytów”. Tego dnia nie zabrali pieniędzy z banku, spłoszyli się. Nie napadli na nic przez kilka tygodni, co odbiło się strasznymi czynami. To pierwsze morderstwo dodało im dodatkowej pewności i charakteru. Zaczęli zabijać raz po razie. Z ich pistoletów ginęły dziesiątki ludzi. Nie tylko ci, którzy stawiali opór w obrabowywanych lokalach, ale także niewinni ludzie. Ich występki znane były już w całej Europie, kiedy jedna z kamer sfilmowała twarz kobiety. Przestępczyni za szybko zdjęła maskę z głowy, po udanym napadzie. Zdjęcia tej kobiety obiegły wszystkie miasta w Wielkiej Brytanii. Zdjęcie pokazywane było dosłownie wszędzie. W gazetach, telewizji, autobusach. Po tym nieuważnym zagraniu przestępców, wycofali się ze swojego fachu na jakiś czas. Sprawa jednak nie ucichła, oni musieli być ukryci przez cały czas. Pomimo ich ostrożności, kobieta została sfilmowana po raz kolejny, tym razem idąc z dzieckiem do parku. Miała na sobie chustę i okulary, jednak kamera i tak ją wyłapała. Wtedy zaczęła się „pogoń”. Małżeństwo razem z dzieckiem przeprowadzali się co kilka miesięcy do kolejnych mieszkań, gdyż policja dreptała im po piętach. Przestępcy zmieniali adresy, nazwiska. Byli zawsze o krok dalej od glin. Podróżowali tak po całej Wielkiej Brytanii, aż w końcu udało się im zwiać za granicę. Pomimo tego, że policja już nie miała silnych tropów, oni zmieniali miejsce zamieszkania, przeciętnie co 9 miesięcy. Gdy mieszkali w małym miasteczku we Francji, zdradzili się trzeci raz. Zupełnie przypadkowo, ale jednak. Mężczyzna został potrącony przez samochód. Gdy był w szpitalu na rehabilitacji, żona odwiedzała go co jakiś czas. Po którejś wizycie, jedna z pielęgniarek rozpoznała ją. Wezwała policję, jednak za późno. Przestępcy zorientowali się, że zostali zdemaskowani i uciekli ze szpitala. Mężczyzna z nogą w gipsie i jego żona zaraz po powrocie do domu zabrali swoje dziecko, spakowali najważniejsze rzeczy i postanowili przenieść się gdzieś dalej. Padło na Perdido Beach. Kobieta miała tam nieznaną nikomu przyjaciółkę, do której przeprowadzili się całą rodziną. Kiedy ich życie zmierzało ku normalności, a ich syn chodził do szkoły, po kilku latach zlokalizowano ich po raz kolejny. Mieli przerąbane, ale w końcu na własne życzenie. Cztery lata temu podjęli najtrudniejszą decyzję w swoim życiu. Syn, który miał nigdy się nie dowiedzieć o ich przestępstwach, został okłamany po raz kolejny. Nigdy nie domyślał się, co tak naprawdę robią jego rodzice, był na to za mały. I tym razem oszukali go. Dla jego bezpieczeństwa, zostawili go u koleżanki matki, którą zaczął nazywać ciocią. Nie chcieli go narażać na liczne niebezpieczeństwa, ani nie chcieli, żeby dowiedział się, dlaczego jego życie to ciągłe przeprowadzki i ucieczki. We dwoje, powiedziawszy synowi, że jadą na wycieczkę dookoła świata i wrócą za kilka miesięcy, ruszyli rzeczywiście w podróż po wielu krajach. Z tą różnicą, że nie zwiedzali, a uciekali. Bez przerwy. Syn czekał na nich każdego dnia, lecz oni nie powrócili. W końcu pomyślał, że musiało im się coś stać i umarli w innym kraju. Przywykł do ich ciągłego braku. Jednak nic nie było bardziej mylnego. Jego rodzice trzymali się bardzo dobrze, znów napadając na mniejsze sklepy, uciekając przed policją. Cała ta sytuacja miała miejsce do niedawna. Kilkanaście dni temu, pewien policjant, oddany całkowicie sprawie dwójki kryminalistów, uciekających przez całe swoje życie, wpadł na pewien pomysł. Dokładniej - pomyślał, że skoro znów tak często dokonują rabunków, to zostawili gdzieś swoje dziecko. Sprawdzając po kolei wszystkie tropy, dotarł do Perdido Beach, gdzie razem ze swoją rodziną kupili dom. Jak się okazało, syn ma się dobrze, chodzi do normalnej szkoły, mieszka ze swoją ciocią. Policjant już miał plan. Dnia, w którym zaczął się ETAP, razem ze swoimi partnerami zamierzali wkroczyć do domu, w którym mieszkał syn przestępców. Zamierzał złapać go i przetrzymać w areszcie, dopóki nie zgłoszą się po niego rodzice. Oznaczało to, że dopóki jego matka lub ojciec nie wyjdą z ukrycia, syn będzie mieszkał w domu poprawczym. Policja zamierzała ogłosić komunikat we wszystkich największych krajach na świecie. Ten ambitny plan nie został jednak wprowadzony w życie, ponieważ zaczął się ETAP. Policjanci zniknęli. Oznaczało to, że cała akcja światowej skali, miała skończyć się niepowodzeniem. Tak jednak się nie stało. Syn policjanta, przeszukując cały dom po zniknięciu dorosłych, napotkał na akta tej sprawy. Prześledził uważnie każdy punkt, zajrzał do każdych notatek ojca z tej sprawy. Jak się dowiedział, syn dwójki zbrodniarzy mieszka całkiem niedaleko. Postanowił, że przetrzyma go u siebie, do czasu, kiedy wszyscy dorośli powrócą. Chciał, aby jego ojciec był z niego dumny, a on sam zostałby wyróżniony przez może samego prezydenta. Zapewne tak by się nie stało, ale można pomarzyć. Chłopak zebrał ekipę, z którą zaczęli prześladować niewinnego i nic niewiedzącego syna przestępców. Atakowali go, zabili psa przyjaciela. Kiedy planowali kolejną akcję, on przyszedł do nich sam. Resztę już znasz, w końcu stało się to przed chwilą. Jak już wiesz, to Ty jesteś synem przestępców, a ja synem policjanta. Tak naprawdę nie zamierzam cię zabić, tylko przetrzymać jak najdłużej. Aż powróci mój ojciec. Wtedy, on załatwi resztę. Zaczekamy, aż zgłoszą się twoi nienormalni starzy i mój ojciec ich zamknie. Będzie sławny na cały świat. Już widzę te nagłówki gazet: „Od lat ścigani przestępcy, w końcu złapani przez dzielnego policjanta z Perdido Beach i jego syna!”. O tak, tak będzie, możesz mi wierzyć. A teraz, jeżeli przetrawiłeś już wszystkie wiadomości, odezwij się w końcu, nie możesz nam tu umrzeć! – skończył zasapany Nick, który sięgnął po szklankę z wodą, stojącą na stole. Popatrzył wymownie na otępiałego Arthura, który nie mógł cały czas uwierzyć w to, co usłyszał.
Powrót do góry
Vringi
Game Master
Game Master


Dołączył: 01 Cze 2010
Posty: 452
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 12 razy
Ostrzeżeń: 2/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 23:12, 23 Sty 2011    Temat postu:

[PB]
Stał na plaży. Była całkowicie pusta. Dawniej nawet o tak późnej porze można było tu spotkać wiele osób. Najczęściej młode pary i samozwańczych artystów Teraz dopiero zaczął sobie uzmysławiać co się wydarzyło. Zniknęli. Byli zdani jedynie na siebie. Było to trochę smutne.
- Co by tu zrobić? - zapytał sam siebie. Bardzo często mówił do siebie. Miał wiele podobnych "schizmów". Ale teraz to się nie liczyło. Liczyło się za to jak ma przeżyć w tym nowym świecie. W ETAPie. Przecież nie mógł ciągle pić.
Gdzieś dalej stała ta sama dziewczyna którą spotkał. Nie zapytał jej nawet o imię. Była na tyle rozsądna że znalazła opatrunek. On nie nadawał się do niczego. Był kompletnie zalany. Tak jak wczoraj. I przedwczoraj. Oraz przed-przedwczoraj. Pewnie jutro też będzie w takim stanie. I pojutrze. Czy tak miał spędzić całe życie?
Ranna dłoń swędziała go niemiłosiernie. Nie mógł się powstrzymać od drapania. Usiadł na piasku i zaczął zdejmować opatrunek. To co pod nim ujrzał przeszło jego najśmielsze oczekiwania. Jego rana całkowicie się zagoiła. A była to dziura prawie że na wylot. Podniósł się i wsiadł do zaparkowanego samochodu. Gdzie by mógł pojechać? Może do lasu.
- Let's go!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
zimowykalafior
Super Admin
<b>Super Admin</b>


Dołączył: 10 Wrz 2010
Posty: 2241
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 53 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Australijskie Skierniewice
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 10:26, 24 Sty 2011    Temat postu:

[PBNP]

Elise osunęła się na ścianę. Diana wzięła na cel nieznajomą dziewczynę. Co to za jedna? Może jest z Coates...?
-Biedactwo- powiedziała Anu z lekką nutą ironii, podnosząc pistolet w kierunku Marvela. Nie wiedziała, czy mu wierzyć. Wszystko wskazywało na to, że nie był w najlepszej sytuacji. Świadczyły o tym słowa, być może całkowicie wyrwane z kontekstu: "...Ale Marvel idzie z nami i będzie miał związane ręce..."
Ale nawet jeśli, nawet jeśli był poszkodowany...
Kilka dni temu. Ulica. Strzał. Marvel biegnie dalej, z Elizabeth na plecach, zostawiając tym samym An wykrwawiającą się na bruku.
Nie, tego nie mogła mu darować.

Anuna czekała na kogoś jeszcze. Tylko tyle? Z podsłuchanej rozmowy wywnioskowała, że w elektrowni teraz przebywało więcej osób. Dlaczego nikt ich nie gonił?
Nie tracąc Marvela z celownika, wycofała się powoli. Wychyliła głowę na korytarz. Zobaczyła chłopaka, który nerwowo potupywał nogami i spoglądał na zegarek.
W tym momencie An żałowała, że nie ma dwóch pistoletów- po jednym w każdej ręce. Błyskawicznie obróciła lufę w stronę chłopaka i strzeliła na oślep. Nie po to, by trafić, tylko, żeby przestraszyć, po czym znów wycelowała w Marvela.
-Przyjdziesz tu o własnych siłach czy nie?!- krzyknęła na korytarz. Po chwili do pomieszczenia wszedł skulony chłopak.
-Dobrze. Teraz mówcie, o co chodzi.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gusia
Uzdrowiciel
Uzdrowiciel


Dołączył: 23 Lis 2010
Posty: 861
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 11:34, 24 Sty 2011    Temat postu:

Giselle siedziała związana. Nic nie mówiła. Nie ruszała się. Obserwowała. W końcu już dość narobiła. Teraz chyba trzeba było liczyć na innych. Wiedziała, że plan Marvela to opóźnić wszystko. Ale czy to wystarczy?
Nagle Gis usłyszała ciche skrobanie. Spojrzała skąd dochodzi ten głos.
Bingo! – pomyślała.
W drugim końcu pomieszczenia mała, szara mysz przegryzała tekturowy karton.
Giselle skupiła swój umysł na gryzoniu.
Chodź maleńka. Chodź i przegryź te liny – rozkazała.
Mysz posłusznie przebiegła między nogami innych i zaczęła wypełniać rozkaz. Długo czasu jej to zajęło, ponieważ liny były całkiem grube i ciasno związane. W końcu jednak Giselle poczuła ulgę na nadgarstkach, a później na kostkach. Przez jakiś czas jednak się nie ruszała. Bo co miała zrobić?
Nagle padł strzał, do Jeffrey'a. Na szczęście niecelny, ale wszystkie dziewczyny, które ją więziły spojrzały w tamtą stronę. Diana – przynajmniej z tego, co zrozumiała, tak się nazywała – przestała celować w Giselle i spluwę skierowała też w stronę Marvela.
To dobry moment – pomyślała.
-Przyjdziesz tu o własnych siłach czy nie?! – krzyknęła dziewczyna, która strzelała. Jeffrey posłusznie wszedł do pokoju. - Dobrze. Teraz mówcie, o co chodzi.
Gis powoli zaczęła wstawać. Marvel spojrzał na nią po czym powiedział:
- Dobrze, powiemy wam wszystko. Zaczęło się od tego, że…
Giselle korzystając z chwili skoczyła na Dianę i wyrwała jej spluwę. Zaczęła się z nią szapać i taczać po podłodze, ale Jeffrey ruszył na pomoc. W tym samym czasie Marvel skoczył na Anunę – tak chyba miała na imię ta, co strzelała. Był szybki i zręczny i bez problemu obezwładnił dziewczynę.
Użył swojej mocy – pomyślała Gis.
Została jeszcze Elsie. Zaczęła celować w Jeffrey'a, ale Giselle kopnęła ją w brzuch, tak jak się uczyła. Uśmiechnęła się do siebie – w końcu sztuki walki jej się przydały.
Elise uderzyła mocno w ścianę i opadła na ziemię. Nie ruszała się – straciła przytomność.
Giselle, Marvel i Jeffrey związali wszystkie dziewczyny. Teraz to oni mieli broń i przewagę. Dopiero po chwili Giselle zauważyła, że bluzkę ma całą we krwi.
- Cholera. To moja ulubiona koszulka.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Gusia dnia Pon 14:13, 24 Sty 2011, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Diana
Jr. Admin


Dołączył: 22 Lut 2010
Posty: 899
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Siemianowice Śląskie
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 14:10, 24 Sty 2011    Temat postu:

[Elektrownia]

Diana nie wiedziała, o co chodzi, co oni wszyscy tu robią, ani o co to zamieszanie. Wiedziała tylko, że po raz kolejny nie może przegrac. Działo się coś poważnego i trzeba było walczyc.
Wszystko stało się tak szybko.
Anuna strzeliła. Który to był już strzał w ciągu ostatnich dni? Nie dało się tego policzyc. Mimo wszystko, Diana wzdrygnęła się, słysząc ten huk. Do niektórych rzeczy nigdy nie da się przyzwyczaic.
Nagle, nie wiadomo skąd, pojawiła się przy niej Giselle i odebrała jej broń.
Chyba czas pokazac, że my też potrafimy wygrywac.
Tym razem się nie podda. Diana była co do tego przekonana. Wiedziała, co dalej zamierzają zrobic. Jakiś chłopak chciał ją związac. Miała już plan.
Podczas, gdy chłopak starał się rozplątac długi sznur, Diana złapała drugi koniec i niezauważalnie szybko zrobiła lekką pętlę wokół jego nogi.
Potem, również wykorzystując swoją moc, sprawiła, że jedyne, co utrzymywało linę wokół jej nóg i rąk, to mocne uściski jej dłoni, a nie więzy. Nikt tego nie zauważył, co dawało dziewczynom z PB dodatkową przewagę.
Miała ochotę się śmiac, kiedy ich wrogowie, skupieni na rzekomym zwycięstwie jak małe dzieci, chodzili po sali, nie zwracając nawet najmniejszej uwagi na sznur przywiązany do nogi jednego z nich.
Nadeszła ta chwila. Kiedy każdy z nich zaplątał się w "pułapkę" i ledwo mogli ruszac nogami, wreszcie spojrzeli na ziemię, orientując się, że coś jest nie tak. Wtedy Diana wstała i zrzuciła sznur z siebie. Następnie szybko za niego pociągnęła, sprawiając, że Giselle, Marvel i anonimowy osobnik upadli na ziemię.
To jak jakaś żałosna gra komputerowa. Nie pokonasz wroga, póki nie uderzysz.
Dziewczyna przez chwilę zawahała się, czy jest w stanie rzeczywiście dokonac tego, co zamierzała zrobic.
Trudno, to inny świat. Czasem trzeba się zmienic.
Najpierw Marvel. Podbiegła, zabrała mu broń i chwyciła go za obie ręce, przystawiając do nich pistolet. Wzięła głęboki oddech i strzeliła.
Trwało to jedną sekundę. Następne dwie poświęciła na unieszkodliwieniu w ten sam sposób pozostałych.
Kolejne trzy sekundy - zdejmowanie więzów z Elise i Anuny.
-Idziemy! - krzyknęła do Anuny i wzięła na ręce nieprzytomną Elise.
Pobiegły na dwór, zanim ktokolwiek z tamtych zdążył oprzytomniec na tyle, by je gonic.
-Ech, to wszystko bez sensu. Masz jakiś pomysł, co robic dalej? - spytała, kiedy były już przy wyjściu.

Sorry za brak kresek nad "c", klawiatura mi nawala. -.-



Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Diana dnia Pon 14:12, 24 Sty 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Loki
Super Moderator
<b>Super Moderator</b>


Dołączył: 26 Maj 2010
Posty: 2006
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 43 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdańsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 16:06, 24 Sty 2011    Temat postu:

Elizabeth czuła się jak w kalejdoskopie. Najpierw tryumf, potem, częściowa, ale jednak, porażka, nadzieja, znowu tryumf, znowu porażka.
Wywołała obraz z odpowiedniej kamery i powiększyła go na cały ekran. Wyjaśniła pokrótce reszcie jakie moce mają ci z Perdido, próbując zachowywać się, jakby już byli sojusznikami.
A przynajmniej zachowywać takie pozory.
Jednak kiedy tamci uciekli, powiedziała coś, co nieomylnie było rozkazem.
-Nie dajcie im uciec! – krzyknęła, wskazując drzwi.
Nikt nawet nie drgnął. Kilka osób spojrzało na Lene, lub na Maggie.
-Słuchajcie, nie umiem strzelać – dodała spokojnym głosem. Odwróciła się do komputerów i zaczęła stukać z klawisze – Mogę pozamykać część drzwi, tak że tamci będą musieli przyjść do nas. Mamy przewagę liczebną. Ale, jak sami widzieliście, tamci nie mają skrupułów.
Zatwierdziła operację i wszystkie wyjścia na zewnątrz się pozamykały. Rozejrzała się po obecnych.
-Obydwoje mamy rannych, czas ucieka. To jak? Współpraca?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
zimowykalafior
Super Admin
<b>Super Admin</b>


Dołączył: 10 Wrz 2010
Posty: 2241
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 53 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Australijskie Skierniewice
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 18:07, 24 Sty 2011    Temat postu:

[PBNP]

Zanim Anu zorientowała się w sytuacji, siedziała już związana na krześle, bez broni, za to z okropnym bólem w głowie i lewej nodze.
Jak mogłam dać się tak zaskoczyć?!- fakt, była zmęczona, od dłuższego czasu nie spała i nie jadła, cały czas była czymś zajęta. Mózg pracował na zwolnionych obrotach.

Nieznajoma dziewczyna patrzyła na An z wyższością. Cała trójka chodziła w tę i z powrotem po pomieszczeniu. Spokojnie, zaraz coś wymyślę...
W tym momencie wszyscy naraz upadli na podłogę. Anu powstrzymała atak śmiechu. Wyglądało to tak komicznie.
Spojrzała na Dianę. Tamta trzymała końcówkę sznura i uśmiechnęła się triumfalnie.
Potem An widziała tylko niewyraźną smugę. W tym czasie dziewczyna zdążyła przestrzelić ręce wrogów- nie ma to jak własne doświadczenia z utratą mocy...- i uwolniła z więzów An i Elise.
-Idziemy!- krzyknęła. Wzięła na ręce Elise.
Pobiegły korytarzami, prosto do wyjścia.
-Eh, to wszystko bez sensu. Masz jakiś pomysł, co robić dalej?- spytała Diana.
-Pomysł? Sama nie wiem. Tamci dalej mają bombę.
-Bombę?
Anuna walnęła się dłonią w czoło.
Jasne, przecież nie słyszała rozmowy...
-Taak, udało mi się podsłuchać. Chcą wysadzić w powietrze Perdido Beach albo coś w tym stylu...
Pociągnęła za klamkę. Nic.
-I tak teraz nie wyjdziemy. Poczekaj chwilę.
Przeteleportowała się na zewnątrz i spróbowała otworzyć je z drugiej strony. Kopanie i walenie pięściami nie pomogło. Były zamknięte.
Rozejrzała się. Musiała mieć pewność, że kto inny już nie zdążył wyjechać z bombą w kierunku miasta, ale na szczęście nic na to nie wskazywało.
Wróciła do Diany.
-Muszą być cały czas w środku.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Vringi
Game Master
Game Master


Dołączył: 01 Cze 2010
Posty: 452
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 12 razy
Ostrzeżeń: 2/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 12:50, 25 Sty 2011    Temat postu:

[PBNP]
- To jakieś szaleństwo! - krzyknął do siebie Angel. Wyjeżdżając z Perdido nie podejrzewał że jego auto zostanie zaatakowane przez jakichś kolesi. Strzelali do niego. Mało brakowało a by umarł. I wtedy objawiła się druga cześć jego mocy. Był w stanie "ukryć" ból. Dalej tam był ale można go było odsunąć na bok i regenerować ranę. Skoro był w stanie w takim stopniu korzystać z swojego organizmu to interesowało go jedno. Czy może zmusić się do produkcji adrenaliny.
Potem było jeszcze ciekawiej. Mało nie przejechał jakiejś dziewczyny. Była nieprzytomna, i być może na haju. Znalazł jej samochód a w nim, wódkę. I broń. Zapinając jej pasy na tylnym siedzeniu zastanawiał się gdzie jechać. Może elektrownia?

Stał pod elektrownią. Chciał iść do reaktora. Ciekawiło go jak on wygląda. Obserwował jak jakaś dziewczyna próbuje otworzyć drzwi. A potem znika. Czyli drzwi były zamknięte. Ale zawsze mógł w nie wjechać. Zagazował i z całym impetem staranował je przy okazji mało nie przejeżdżając kilku osób. Natychmiast wyszedł z pojazdu aby komuś pomóc. I zaliczył glebę. Podnosząc się ujrzał stojącą przy nim dziewczynę. Tą co zniknęła. Celowała do niego z broni.
- Mało nas nie zabiłeś idioto... - urwała w pół zdania widząc kto siedzi na tylnym siedzeniu. - Coś ty zrobił Teq?!?
Teraz gdy stał znów pomyślał o adrenalinie. Był całkowicie skoncentrowany. Czuł w żyłach ogień. Ogień na który czekał. Widział że tamta trzyma broń oburącz, z całych sił. A coś takiego nie mógł pozwolić. Zanim powiedziała coś jeszcze doskoczył do niej chwytając w prawą dłoń broń i ciągnąc do siebie. Prawą ręką chwycił ją za głowę pchając ja na wysuwające się kolano. "Złamany nos" pomyślał. Coś chrupnęło. Ale to nie był nos, tylko szczeka. Tamta trzymała się za szczękę. Charlie poczuł dziwny wiatr. A potem dostał kulą w łydkę. Upadł na kolano. Kula utkwiła w nodze. Bolało jak cholera. Zmusił organizm do ograniczenia bólu do minimum. Rozłożył nogę i wyjął z kieszeni rozkładany nóż. Rozdarł koszulkę i wsadził ją sobie w zęby. A chciał tylko ujrzeć reaktor:
- Wiesz jak to ku**a boli? - po tych słowach wbił sobie nóż w ranę.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Diana
Jr. Admin


Dołączył: 22 Lut 2010
Posty: 899
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Siemianowice Śląskie
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 13:49, 25 Sty 2011    Temat postu:

[Elektrownia]

Bomba?! Hm, robi się coraz bardziej interesująco...
Dobiegły do drzwi. Zamknięte. A jakby inaczej, przecież nie mogło pójść tak łatwo. Anuna przeteleportowała się na zewnątrz. Chwilę później wróciła.
-Muszą być cały czas w środku. - oznajmiła. Chociaż jedna pocieszająca wiadomość.
Mimo wszystko, były w pułapce. Nie mogły się wydostać, ale przynajmniej tamci byli ranni.
Nagle drzwi wyleciały w powietrze. Dziewczyny w ostatniej chwili usunęły się z drogi przed wjeżdżającym do środka autem. Gdy pojazd zatrzymał się, wyszedł z niego jakiś chłopak.
An oprzytomniała jako pierwsza i na wszelki wypadek zaczęła do niego celować z pistoletu.
-Mało nas nie zabiłeś idioto... - zdołała wykrztusić. Po czym dostrzegła na tylnym siedzeniu auta Tequilę - Coś ty zrobił Teq?!?
Tego, co stało się później, Diana nie umiała sobie w żaden sposób wytłumaczyć.
Chłopak nagle rzucił się na Anunę i kopnął ją z całej siły kolanem w twarz. Dało się usłyszeć głośny trzask, po czym dziewczyna złapała się za szczękę i upadła na ziemię, krzycząc z bólu i zaskoczenia.
Nie ma mowy. Przegiąłeś, kolego.
Diana delikatnie odłożyła Elise na podłogę i wyjęła pistolet. Podbiegła do chłopaka.
Znowu to uczucie obojętności. Wiedziała, że robi źle, ale było już jej wszystko jedno. W tym momencie się tylko dotarcie całemu do Perdido.
Strzeliła. Nie chciała zabić, tylko chwilowo unieszkodliwić. Dostał w łydkę.
Dziewczyna odwróciła się. Nie mogła na to patrzeć. Usłyszała tylko jak tamten krzyczy.
-Wiesz jak to ku**a boli?
-Niestety wiem. Bardzo dobrze wiem. - odpowiedziała.
Podbiegła do Anuny. Dziewczyna była przytomna, przynajmniej tyle.
-Spotkajmy się... w lesie. - zdołała wymamrotać i zniknęła. Diana z powrotem wzięła na ręce Elise i wybiegła z elektrowni. Niedługo potem znalazła An, która nadal nie odrywała rąk od twarzy. Dobiegła do tego miejsca resztkami sił. Oparła Elise, która zaczynała odzyskiwać przytomność, o drzewo.
Wróciła do elektrowni, starając się pozostać niezauważoną ze swoją mocą. Wyjęła Teq z auta i zanim ranny chłopak zdążył zareagować, pomknęła z nią z powrotem do lasu i oparła dziewczynę obok Elise. Po czym zrobiła kilka kroków w nieokreślonym kierunku i sama zemdlała.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Loki
Super Moderator
<b>Super Moderator</b>


Dołączył: 26 Maj 2010
Posty: 2006
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 43 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdańsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 14:55, 25 Sty 2011    Temat postu:

[PBNP]

El otworzyła wszystkie drzwi poza trzema, które uniemożliwiały ucieczkę Anuny, Diany i Elise. Dzięki temu reszta mogła udać się po rannych. Obrażenia Jeffrey’a okazał się poważne, dlatego wszyscy nad nim skakali. Elizabeth wykorzystała sytuację i pod pretekstem opatrzenia ran, zaciągnęła Marvela do toalety. Tak naprawdę chciała już ja wiem co myślicie – nic z tego moi państwo! ustalić parę rzeczy.
- Wiele zwierząt może się regenerować, próbowałem, ale nic z tego – szeptał tamten przez zaciśnięte zęby.
A więc uszkadzając ręce, możesz pozbawić mocy? Ciekawe…
- Masz uszkodzone kości, a z tych palców została już tylko miazga – El próbowała związać wspomniane palce bandażem, ale kiepsko jej to szło. W końcu udało jej się chociaż utrzymać je razem w kupie.
- Potrzebny nam Sirus – zawyrokowała – Mamy zakładników, można tam pojechać i zaproponować wymianę. Albo posłać tych z Coates.- Jeśli ich wyślemy, mogą zgarnąć Sirusa dla siebie. Albo wykorzystać go do wymiany za prąd, albo coś.
Elizabeth pokiwała głową. I wtedy mało co nie krzyknęła. Z lustra wydobywała się twarz, jak w jakimś tanim horrorze. Dopiero po chwili poznała z kim ma do czynienia.
-Tequila!
Tamta odwróciła się w jej stronę, uśmiechając się niemrawo.
-Nie przeszkadzam mam nadzieję.
El wyczuła dobry interes. Miała do tego nosa. Próbowała się zachowywać jak najbardziej uprzejmie i przyjaźnie.
-Mów co Cię tu sprowadza moja droga. Dla Ciebie wszystko – uśmiech El ociekła słodyczą.
Teq pokrótce wyjaśniła o co chodzi. Amfa. To zbyt piękne, żeby było prawdziwe!
- Mam tego całe mnóstwo! Zapakować?
spojrzała na nią jak na idiotkę i zademonstrowała jak jej ręka przechodzi przez ścianę. Elizabeth błyskawicznie opracowała plan.
-Twoje ciało leży po drodze do Perdido, tak? Bo widzisz, tak się składa, że właśnie się tam wybieramy…
Nie zdążyła dokończyć, gdyż ktoś zawołał ją zza drzwi. Tequila zniknęła za ścianą. El zdążyła wymienić z Marvelem porozumiewawcze spojrzenie, zanim weszli na powrót do nastawni.
To był chłopak. El znała go z widzenia. Staranował wejście – pancerne drzwi? też coś! – rozegrała się bójka, ale w ostateczności dziewczyny uciekły, zabierając ze sobą ciało Tequili, które to w zagadkowy sposób znalazło się w wozie.
A tamten chłopak? Mimo, że oberwał kulką, a po staranowaniu drzwi powinien mieć co najmniej wstrząs mózgu, najzwyczajniej w świecie, wyjął pocisk z nogi, zatamował krew i wstał, lekko kulejąc.
- Straciliśmy zakładników – Giselle wpatrywała się w nią oskarżająco. Maggie śledziła obraz kamer. Lene… Lene gdzieś zniknęła.
Elizabeth wzięła głęboki oddech.
- Nadal mamy prąd. Zresztą… ten tutaj też może być zakładnikiem.
Brak reakcji. Westchnęła głośno i machnęła ręką w stronę drzwi.
- No! Dalej – łapcie go!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Fire-mup
Biczoręki


Dołączył: 08 Maj 2010
Posty: 2051
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 2/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 18:37, 25 Sty 2011    Temat postu:

[PBNP]
Obudziła się z pulsującym bólem głowy, oparta o pień drzewa w nieznanym jej miejscu. Obok niej, siedziała inna nieprzytomna dziewczyna. Zdawało jej się, że Diana mówiła na nią Tequila. Elise powoli podniosła się na nogi i podtrzymała pnia, żeby nie upaść. Była solidnie poobijana, lecz żadna z jej kości nie była złamana. Kawałek dalej, leżała zemdlona Diana. Zaniepokojona podeszła do niej. Odetchnęła z ulgą – żyła.
-Anu?
-Tutaj. – dziewczyna siedziała kawałek dalej, także ranna i wycieńczona. Elise miała mentlik w głowie. Pewnym było, że wszystkie muszą jak najszybciej znaleźć się w Perdido... Tylko jak? Nagle, przypomniała sobie o samochodzie, którym przyjechała do elektrowni. Była w nim apteczka. Tyle, że nie wiedziała, gdzie się znajdują.
-Z której strony jest elektrownia?
-Jakieś kilkaset metrów w tamtą stronę. – powiedziała Anuna wskazując właściwy kierunek. Elise ostatni raz spojrzała na towarzyszki. Nie chciała ich teraz zostawiać, ale w innym razie w ogóle nie dotarły by do miasta. Ignorując ból w boku pobiegła przez las do miejsca, w którym zostawiła samochód. Padła na fotel i siedziała tak chwilę zmordowana i obolała, lecz w końcu uruchomiła pojazd i udała się w miejsce, a właściwie drogę najbliższą miejscu w którym się znajdowały. Podeszła do Anuny, pomogła jej przemyć ranę i założyć prowizoryczny opatrunek. Na razie to powinno wystarczyć. Potem razem zaniosły Dianę i Teguillę do auta i usadowiły na tylnych siedzeniach. Po raz ostatni oceniła stan ich obrażeń. Wyglądały na obite i wycieńczone, jak na jej oko powinny znieść podróż. Wcisnęła więc pedał gazu i pojechała do Perdido. Ostatnim razem widziała Siriusa na placu, prawdopodobnie udawał się w stronę domu Tequili. Tam też się udała. Podczas gdy uzdrowiciel zajął się swoim, Elise wyszła z budynku. Chwiejnym krokiem udała się do pierwszego lepszego domu i nie sprawdzając nawet, czy jest przez kogoś zamieszkany, padła na łóżko.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Fire-mup dnia Wto 18:55, 25 Sty 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Forum GONE Strona Główna -> Archiwum / GONE - to tylko ETAP / Archiwum 2. Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6  Następny
Strona 5 z 6

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Emule.
Regulamin