Forum Forum GONE Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Rozdział V
Idź do strony 1, 2, 3, 4, 5, 6  Następny
 
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Forum GONE Strona Główna -> Archiwum / GONE - to tylko ETAP / Archiwum 2.
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Marvel
Różowy
Różowy


Dołączył: 21 Mar 2010
Posty: 284
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 13 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 18:04, 26 Sty 2011    Temat postu: Rozdział V

<center>Czy Giselle, Jeffrey i Marvel przeżyją?
Jaki plan posiada Eleonora?
Czy Elizabeth zawrze sojusz z dzieciakami z Coates?
Co oznaczały słowa Maggie dotyczące ,,dzikiego towarzystwa"?
Jak radzi sobie osamotnione Perdido Beach?
Co z Arthurem?
Czy rozpocznie się w końcu wojna?

Dowiemy się, tworząc nową historię ETAP-u...</center>


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
zimowykalafior
Super Admin
<b>Super Admin</b>


Dołączył: 10 Wrz 2010
Posty: 2241
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 53 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Australijskie Skierniewice
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 20:35, 26 Sty 2011    Temat postu:

Samochód z impetem wpadł na drzwi. Staranował je.
Problem zamkniętych drzwi mamy z głowy...- pomyślałaby Anu, gdyby pojazd prawie jej nie staranował.
Podniosła pistolet, ścisnęła go i wycelowała w kierowcę.
-Mało nas nie zabiłeś, idioto...!- spojrzała na tylne siedzenie. Leżała na nim nieprzytomna Tequila- Coś ty zrobił Teq?!- spytała, nie rozumiejąc.
Chłopak, zamiast odpowiedzieć, zaatakował. Z zaskoczenia. Taak, drugi raz w ciągu ostatnich kilkunastu minut dała się zaskoczyć. Co się ze mną dzieje?
Coś chrupnęło. An miała ochotę się rozpłakać, kiedy uświadomiła sobie, że to jej własna szczęka. Wszystko wokół zawirowało. A może to tylko Diana, próbująca unieszkodliwić napastnika.
Anuna oparła się o ścianę. Mówili coś, ale nie słyszała. Skupiła się, żeby nie stracić przytomności. Nie teraz. Nie tutaj.
-Spotkajmy się...- zmusiła się do myślenia. Nawet nie wiedziała, czy da radę się teleportować, ale nie mogła tu zostać.-...W lesie.- jedyne miejsce, jakie w tej chwili przyszło jej do głowy.
Las. Proszę, las.

Dookoła były drzewa. Nie mogła być dalej niż kilkaset metrów od elektrowni, w oddali widziała zarys groźnego budynku.
Po chwili przybiegła Diana. Zostawiła Elise i znów zniknęła.
Parę minut później oparła Teq pod jednym z drzew. Zrobiła parę kroków i upadła na ziemię.
Anu zamknęła oczy. Ściskała swoją szczękę i myślała, czy jest w stanie w jakiś sposób uśmierzyć ból.
Nie była w stanie.
-Anu?
-Tutaj...- powiedziała cicho. Elise podeszła do niej.
-Z której strony jest elektrownia?
-Jakieś kilkaset metrów w tamtą stronę.- na chwilę tylko oderwała rękę od twarzy i wskazała kierunek.

Elise podjechała samochodem. A szkoda. Już myślałam, że będę mogła tam sobie spokojnie zdechnąć.- pomyślała z goryczą. Nie, od złamanej szczęki się nie umiera...- zebrała resztę sił i pomogła przenieść do auta Dianę i Tequilę, które dalej były nieprzytomne.

W milczeniu dojechały do miasteczka. Sirius był w domu Tequili.
An dopiero teraz przypomniała sobie o mocy Teq. I zaczęła się zastanawiać, gdzież to podziewa się jej duch. Przestała się martwić.
-W elektrowni mają bombę. Mogą wysadzić w powietrze miasteczko.- przerwała niezręczną ciszę, wnosząc Dianę do środka.- Musimy coś...- nagle zobaczyła wirujące wokół gwiazdy i upadła na schodki.
Znów na te same. Na te same schodki, na które upadła, kiedy zataczając się, wychodziła z domu Tequili. Cholerny zbieg okoliczności- pomyślała i straciła przytomność. Teraz mogła. Już nie była w elektrowni. Ze świadomością, że już nic jej nie grozi, mogła stracić przytomność.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
mandarynka
Gość





PostWysłany: Śro 23:31, 26 Sty 2011    Temat postu:

Tequila od dłuższego czasu błąkała się po elektrowni. Nie wiedziała gdzie jest jej ciało... i czy w ogóle jeszcze "żyje". W tej postaci nie mogła nawet zabrać amfetaminy.
J*bać to. Pomyślała i ruszyła w kierunku jakiegoś wyjścia. Właściwie to szła przed siebie nie zważając na ściany, ani mijające, nieliczne twarze. Jakąś cząstką siebie czuła wszystko, czuła, że coś nie gra. Nie miała nawet ochoty na poszukiwanie swojego ciała w lesie. Chciała tylko wrócić do domu. Mknęła między drzewami, nieco szybciej niż przeciętny człowiek i rozmyślała o Anu, Brianie i Siriusie. Czy nie stało się nic złego? Czy nadal są w jej domu? Teraz, po tak długiej nieobecności w Perdido Beach nie była niczego pewna. Odciągała jednak złe myśli, skupiając się na niekończącej, leśnej ścieżce. Nie pozostało jej nic innego jak powrót do smutnego, pełnego różnych wspomnień domu.
Powrót do góry
Gusia
Uzdrowiciel
Uzdrowiciel


Dołączył: 23 Lis 2010
Posty: 861
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 13:07, 27 Sty 2011    Temat postu:

Giselle, Marvel i Jeffrey leżeli oparci o ścianę. Zwijali się z bólu.
- Jestem z Coates Academy, ale jeszcze nigdy nikogo nie postrzeliłam. Rozumiecie to?! Nie nadaję się do CA! Nie będą mnie chcieli z powrotem! Te dzieciaki z Perdido Beach są bardziej brutalne ode mnie. W dodatku straciłam moc. Jak to cholernie boli – Giselle zaniosła się w szloch.
- Spokojnie, nie trać energii. Przyjdą po nas – Marvel powiedział takim tonem, jakby sam chciał w to uwierzyć.
- Może po ciebie przyjdzie Elizabeth. Ja dla mojej grupy jestem teraz bezużyteczna, rozumiesz, co to znaczy? Że jeśli Maggie się nie zlituje to zjedzą mnie tu jakieś szczury. Tak Marvelu, zwierzęta, nad którymi do niedawna mogłam panować. Teraz nic nie mogę.
- Zamknij się! Muszą nas znaleźć, czy do ciebie to nie dociera?!
- Nie doceniasz ludzi. Wiesz, że niedługo się wykrwawimy? Nie zatamują krwotoku. Nie mamy tu cholernych lekarzy, którzy by przynajmniej udawali, że zależy im na naszym życiu. To jest ETAP, a nie jakaś Disney’owska bajka z happy endem. Wytrwają najsprytniejsi. Wytrwają ci, co potrafią się ustawić na wygodnej dla siebie pozycji.
- W Perdido jest uzdrowiciel. To porządny chłopak, można na niego liczyć.
- Tak? Założę się, że Anuna, Diana i ta trzecia już się dla niego skarżą. Bo nie mów, że na ich miejscu nie poszedłbyś się uleczyć. Jednym słowem wątpię, żeby chciał pomóc wrogowi. Daj spokój Marvelu. Wiesz, że mamy coraz mniejsze szanse. Zaraz nasze organizmy tak się osłabią, że stracimy przytomność. Jeffrey już ledwo zipie. I tak na wszelki wypadek – dzięki za towarzystwo w takiej chwili. Tak, wiem – nie miałeś wyboru.
Marvel spojrzał na Giselle ze zrozumieniem. Trzeba czekać, może zdarzy się jakiś cud.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Gusia dnia Czw 14:07, 27 Sty 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Candace
Niezniszczalny


Dołączył: 27 Gru 2009
Posty: 1686
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 17 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Lublin
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 14:08, 27 Sty 2011    Temat postu:

[PB]

Straże były wystawione. Czekali. Nagle jeden z żołnierzy dał znak. Samochód.
-To nasi! Elise i Anuna na pewno! Wiozą kogoś!
-Dajcie im przejechać. Zostańcie na straży. Ja to sprawdzę.
Czym prędzej wybiegła z budynku i ruszyła za samochodem.

Auto stało przed jednym z domów. Wbiegła do środka. Na schodach tuż obok nieprzytomnej Diany leżała Anuna.
-An! Co jest?
-Mówiły coś o bombie. W elektrowni - powiedział Sirius.
-WTF?!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Bisqit
Pirokinetyk


Dołączył: 19 Lip 2010
Posty: 746
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Perido Beach
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 18:29, 27 Sty 2011    Temat postu:

[PB]


A więc był komendantem jednostki pożarnej... Niezbyt mu się to podobało, ale pogodził się z losem. Dowiedział się nawet od Willa, że i Caine im pomaga.(Napiszę o nim w Postacie poboczne za niedługo ) Nie obawiał się walki. Miał Moc... A nawet, gdyby go zabili, może to i lepiej...?
Gdy upewnił się, że wszystko jest gotowe, poszedł poszukać Sonii.

Przechodząc obok domu Tequili, zauważył znajome osoby. Gdy podszedł bliżej zobaczył również Sonię.
-Hej, co...-przerwał patrząc ze zdziwieniem na nieprzytomne Anunę i Dianę.
-Wróciły z elektrowni-odparła dziewczyna.
Brian już miał odpowiedzieć, lecz ujrzał Tequilę(Proszę Mruga ) Wyglądała mrocznie... Była tak blada, że Brianowi trudno było określić czy jest w postaci ducha, czy nie. Jej ubranie było całe w błocie, a w jej włosach było pełno liści. Brian podbiegł do niej wraz z Sonią.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Vringi
Game Master
Game Master


Dołączył: 01 Cze 2010
Posty: 452
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 12 razy
Ostrzeżeń: 2/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 12:43, 28 Sty 2011    Temat postu:

[PBNP]
Aby wyjąć kulę musiał wyciąć kawałek mięśnia. Gdy to zrobił złożył nóż i schował do kieszeni. Następnie zajrzał do samochodu. Gdzieś tam leżała druga butelka. Musiał się napić. Była pod siedzeniem obok paszki papierosów. Schował je do kieszeni i kuśtykając lekko ruszył przed siebie. Otworzył butelkę a jej zawartość zaczął wlewać do ust. Pierwszą wypił w Perdido, na zabawie. Drugą znalazł w tym samochodzie. Teraz z kolejną kroczył w nieznanym kierunku.

- No! Dalej – łapcie go!
Powiedziała to jakaś dziewczyna. W nastawni było kilka osób,Jedną z nich znał. Marvel. Chodził z nim do klasy. Cichy i tajemniczy chłopak. Przyprawiający o dreszcze. Ledwie stał na nogach. Był ranny w dłonie i stracił dużo krwi. Charlie był już zdrowy. I kompletnie pijany. Jakiś chłopak do niego doskoczył. Niewiele myśląc kopnął go w krocze. Następnie lewy prosty w nos. Następnego uderzył w mostek zatrzymując prace płuc. Gdyby nie napełnił płuc powietrzem pewnie nie zaszkodziłoby mu tak bardzo. Adrenalina w żyłach osiągnęła poziom krytyczny. Doskoczył do trzeciego waląc z całej siły w obojczyk. Wyglądało to jakby chciał odciąć mu rękę. Chrupnęło. Charlie próbował stać ale zmęczenie i senność brały nad nim górę. Skierował się w kąt pokoju olewając dziewczynę mierzącą w jego kierunku dłońmi. Zdjął kurtkę i położył ją na podłodze. Zwalił się na nią i kładąc głowę na przedramieniu zasnął.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Elizabeth Colt
Przenikacz
Przenikacz


Dołączył: 11 Mar 2010
Posty: 209
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 17:21, 28 Sty 2011    Temat postu:

Araine pozostawiła jednak pomysł podróży, wierząc, że Eleonora niedługo wróci. Zamiast tego postanowiła zrobić coś, co mogłoby im wszystkim pomóc. Nie ufała Maggie. Wiedziała, że coś knuje, dlatego próbuje zdobyć zaufanie jej przyjaciółki. Zresztą dość szybko postanowiła przyłączyć się do "L", co było strasznie dziwne. Araine mogła jedynie przejrzeć rzeczy dziewczyny. Gdy tylko Maggie postanowiła zostać na dłużej, Eleonora przydzieliła jej jeden z pokoi. Nowy gość na początku dość długo spędzał tam czas. Araine, wykorzystując jej nieobecność, postanowiła zrobić małą rewizję. Jednak nic nie rzucało się w oczy. Na ziemi, pod łóżkiem leżała torba, najprawdopodobniej z ubraniami, ale i tak warto było to przejrzeć. Na dnie Araine znalazła notatnik. Jego treść zaskoczyła ją. Za wszelką cenę obiecała sobie pokazać znaleziony przedmiot Eleonorze.

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Elizabeth Colt dnia Pią 17:22, 28 Sty 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cpt. Hetero
Gość





PostWysłany: Sob 2:15, 29 Sty 2011    Temat postu:

[PB]
Arthur patrzył pustym wzrokiem w głąb pomieszczenia, w którym się znajdował. Nie mógł uwierzyć w to, co usłyszał. To nie mogła być prawda. Przez tyle lat rodzice go okłamywali? Przez tyle lat ukrywali, że napadają kolejne placówki? I jeszcze jedno, przez tyle lat, on sam nie domyślił się tego?! Owszem, wychodzili często z domu, zostawiając go z niańką, lub przyjaciółką rodziców. W późniejszym okresie zostawał sam w domu, nie zwracając uwagi na to, co robią jego rodzice. Prawdą też było to, że wiele razy się przeprowadzali. Kilka razy bez uprzedzenia. Arthurowi to pasowało, ponieważ rzadko kiedy chodził do szkoły. Uczył się w domu, dopiero po przeprowadzeniu do Perdido Beach miał wieść normalne życie. A wtedy jego rodzice go opuścili. Teraz znał prawdę. Dowiedział się wszystkiego. Nieprawdopodobna historia, przytrafiła się właśnie mu. Pomimo tego, musiał być pewien na 100%.
- Skąd mam wiedzieć, że nie zmyśliłeś tego wszystkiego? – spytał Nicka.
- Wiedziałem, że będziesz chciał dowodów, zatem wziąłem je ze sobą. Popatrz. Wszystkie akta ze śledztwa. Również zdjęcia Twoich rodziców i ich portrety wykonane przez rysownika. – odpowiedział szef, pokazując Misfortune’owi wszystkie wymienione przedmioty. Arthur oglądał je z nieukrywanym zaciekawieniem, a gdy Nick odłożył dokumenty na stół, chłopak cicho westchnął.
- Co właściwie zamierzasz zrobić ze mną? Rozumiem, chcesz mnie przetrzymać do końca ETAPu w tym zakładzie. Ale jak będę jadł? Co z higieną? Jak będę się załatwiał? Nie zdołasz mnie tu przetrzymać, będę zdychał na twoich oczach. – zastanawiał się przywiązany do krzesła Arthur. – Nie mógłbyś mnie wypuścić i mieć na oku?
- Chyba sobie żartujesz. Wiem, że będziesz chciał chronić swoich starych i prędzej, czy później jakoś nam uciekniesz. Nie mam mowy. Będziemy cię tu karmić, poić... Do toalety będziesz chodził dwa razy dziennie, o określonych porach. A myć będziesz się raz na kilka dni. Jakoś wytrzymasz i wcale nie zdechniesz. – odpowiedział zadowolony z siebie Nick. Po chwili spojrzał na zegarek i zaniepokoił się nieco.
– Czas na mnie. Mam kilka niedokończonych spraw mojego ojca, które wziąłem na siebie. Nie jesteś jedyny. O, prawie bym zapomniał. Nie próbuj uciekać. W tym zakładzie pogrzebowym są wszyscy moi ludzie. A jest ich ponad dwunastka. Ajć, przepraszam, zabiłeś kilku. Teraz już chyba dziewiątka. Wszystko jedno, zostawiam tutaj jednego strażnika. Będą się zmieniać co 2 godziny. Jakbyś czegoś potrzebował, mów śmiało, choć i tak zapewne nie spełnimy twojej prośby. Miłego pobytu w naszym zakładzie. – powiedział jeszcze bardziej uradowany i wyszedł razem ze swoimi ludźmi. Zostały dwie osoby. Arthur i dziewczyna. Ją czekała pierwsza tura, pierwsza warta. Była to dziewczyna, która mierzyła do niego z pistoletu. Arthur spojrzał na nią wymownie i przeciągle westchnął. Nie wiedział, co może zrobić w tej beznadziejnej sytuacji. Musiał liczyć na pomoc ze strony wartownika. A z tym może być bardzo ciężko…
Arthur spędził w zakładzie dopiero siedem godzin, a już miał serdecznie dość. Wiedział, że siedzi tu te kilka godzin, gdyż pilnował go teraz czwarty wartownik. Był to młody chłopaczek, może 10 lat. Karabin w jego ręku wyglądał dość śmiesznie. On sam, malutki, ze sporą bronią i nerwowym spojrzeniem, wyglądał przekomicznie. Arthur popatrzył chłopakowi głęboko w oczy. Młody nie wiedział chyba dokładnie, co tu robi. Był podenerwowany, cały czas szybko oddychał i ani na chwilę nie usiadł na krześle. Misfortune pomyślał, że to jego jedyna szansa. Ok, może nie jedyna, ale to zdecydowanie najlepsze rozwiązanie. W głowie już miał pewien plan.
- Hej, ty. Z karabinem. Tak ty. Jak masz na imię chłopcze? – spytał Arthur.
Stojący chłopak nie odpowiedział. Przestał nawet na chwilę oddychać, lecz po chwili znów zaczął pośpiesznie sapać. Misfortune powtórzył pytanie jeszcze dwa razy, zanim tamten się odezwał.
- Philip.
- Philip…? Bardzo ładne imię. Ja jestem Arthur. Wiesz, dlaczego oni mnie przetrzymują w tym pomieszczeniu?
- Oczywiście, że wiem. I nie gadaj ze mną tak, jakbym miał sześć lat. Najlepiej, to się po prostu zamknij! – wykrzyknął Philip.
Arthur nieco zdziwiony wybuchem tamtego, speszył się trochę i nie odzywał przez najbliższe minuty. Spróbował jednak po raz kolejny.
- Philipie? Dlaczego właściwie się z nimi zadajesz? Nie musisz nikomu służyć. Idź na zewnątrz, pograć w piłkę. Ciesz się, że nie ma dorosłych. Wolność. Nie jesteś zadowolony? A może Philip tęskni za rodzicami? – prowokował Misfortune.
- Za rodzicami?! Chyba żartujesz. Mam 11 lat, człowieku. – obruszył się strażnik.
- Wiesz, nie ma się czego wstydzić… Ale nie martw się, niedługo ich zobaczysz. – nie przestawał Arthur.
- Nie rozumiesz, że oni mnie nie obchodzą?! Tak samo jak ty. Zamknij się wreszcie! – wykrzyknął tamten.
Arthur wiedział, że to właściwy moment. Philip miał wyjątkowo wybuchowy temperament, więc musiał to wykorzystać. Ten moment był najlepszy.
- Philipie, w przedszkolu mają pieluchy. Nie mówię, że powinieneś je nosić, nie zrozum mnie źle. Po prostu czasem, gdy stoisz na warcie, coś może cię przestraszyć i wtedy co? Potrzebna pielucha, aby nie było śladu. Nawet najwięksi twardziele używają specjalnych pieluch. Co o tym sądzisz? – dokończył Arthur. Ku jego zdumieniu, chłopak zrobił się cały czerwony, wpadł w szał. Podbiegł do siedzącego i nachylił się do niego. Na szczęście nie krzyczał aż tak głośno, żeby szef i reszta bandy ich usłyszała. Oni we dwóch przebywali w zamkniętym pokoju, o grubych ścianach. Ci obok nie mogli słyszeć krzyków Philipa, gdyż nie były one tak głośne, jakie potrafią się wydobyć z gardeł innych ludzi.
- Człowieku, czy ty nie rozumiesz?! Zamknij mordę! – powiedział młody, nachyliwszy się do Misfortune’a. Tą sytuację, te zagapienie się Philipa, Arthur wykorzystał znakomicie. Odchyli głowy szybko do tyłu, po czym jeszcze szybciej zamachnął się nią w stronę chłopaka. Arthur uderzył z całej siły czołem w nos tamtego. Chłopaczek złapał się za twarz, po czym usiadł na ziemi obok krzesła Arthura tak, że był w zasięgu jego nóg.
- Ja krwawię! Ja krwaw... – nie zdążył dokończyć, gdyż Misfortune kopnął go dwoma związanymi nogami w to samo miejsce, w które trafił przedtem. Nos Philipa chrupnął głośno i wygiął się pod nienaturalnym kątem. Jednak zanim Philip zdołał coś zrobić, dostał kolejne uderzenie złączonymi nogami i zatoczył się w tył. Przy upadku uderzył jeszcze głową o ziemię, co spowodowało utratę przytomności. Młody nie wstał ani razu, podczas gdy Arthur zastanawiał się, jak wydostać się z tego budynku. Miał kilka opcji, ale wybrał najprostszą. Jego torba leżała na ziemi jakieś 5 metrów od niego. Misfortune rozbujał krzesło lekko, aż w końcu jednym gwałtownym ruchem pociągnął je ze sobą do przodu. Razem z krzesłem runął przed siebie, zbliżając się do torby na wystarczającą odległość, aby ją sięgnąć. Zaczął gmerać związanymi rękami w jej środku, a gdy wyczuł w rękach nóż, wyjął ręce z torby i leżąc na ziemi, przywiązany do krzesła, zaczął przecinać sznur. Wyswobodzenie się zajęło mu co najmniej 10 minut. Bał się, że zaraz wejdzie jeden z ludzi Nicka, chcąc zmienić Philipa, ale na szczęście tak się nie stało. Teraz, plan działania był prosty. Pomieszczenie, w którym przebywał, znajdowało się na początku korytarza. Jeżeli podłoży ogień przy wejściu do tego pokoju, odetnie jedyną drogę ucieczki tym, którzy znaleźli się w głębi budynku. Czyli większości bandy, w tym szefowi. Aby nie marnować czasu, Arthur sięgnął po leżące w torbie naboje i uzupełnił magazynek oraz złapał za zapalniczkę. Sięgnął także po plik kartek leżących na stole oraz wiszące zasłony. Chciał to wszystko podpalić i wrzucić na środek korytarza. Oby tylko mu się udało…


Ostatnio zmieniony przez Cpt. Hetero dnia Sob 2:20, 29 Sty 2011, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
zimowykalafior
Super Admin
<b>Super Admin</b>


Dołączył: 10 Wrz 2010
Posty: 2241
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 53 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Australijskie Skierniewice
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 12:32, 30 Sty 2011    Temat postu:

[PB]

-...An!...
-...bombie...
-...WTF?...
-..hej...
-...wróciły...
Umysł An zdawał się lewitować gdzieś w czasoprzestrzeni, między przytomnością a nieprzytomnością. Słyszała pojedyncze słowa, ale nie widziała twarzy.
I ból. Niewidzialny potwór, który wbijał w nią swe niewidzialne szpony.

Otworzyła oczy. Przed nią, oprócz Siriusa, stali Sonia i Brian, a także Teq- we własnym ciele.
An wstała powoli, podpierając się ściany.
-Możemy wejść do środka?- spytała. Tequila pokiwała głową, otrzepując się z ziemi, liści, trawy i innych śmieci.

Gdy Sirius wyleczył jej szczękę, a Diana oprzytomniała, dziewczyny zaczęły opowiadać o wszystkim, co działo się w elektrowni.
Od momentu ich spotkania w lesie, o kolesiach, którzy teraz już pewnie zdążyli oswobodzić się z lin i błądzili po lesie, o dotarciu do miasteczka, o podsłuchaniu kawałka rozmowy w elektrowni, o tym, jak Elise przejęła kontrolę nad Marvelem i tą drugą dziewczyną (prawdopodobnie z Coates), o tym, jak ich związali, po czym wszyscy, jak jeden mąż, zaczęli potykać się o linę, o szalonym gościu, który na dobrą sprawę ułatwił im ucieczkę, rozwalając drzwi samochodem...

-W każdym razie- podsumowała Anu- nie możemy pozwolić im, żeby wjechali z bombą do Perdido. I pewnie będą szukali uzdrowiciela.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ELiana
Gość





PostWysłany: Nie 14:17, 30 Sty 2011    Temat postu:

[PB]

Emma szła, płacząc. Gdy wydawało się jej, że dotarła chyba do końca świata, zauważyła jakąś grupkę. Skapnęła się, ze to zabójcy jej brata. Chcąc nie chcąc, zaczęła biec, wyciągając broń. Przez łzy nie widziała co robi, ale wiedziała, że strzela. Zauważyła, jak kolejne osoby padają na ziemię, by już się więcej nie podnieść. Gdy Emma podeszła bliżej, zobaczyła, że chłopak o imieniu Richard przeżył. Był ranny, ale żył. Emma miała wrażenie, że oszalała. Zaczęła szydzić z niego, aż w końcu wycelowała i taki był koniec Richarda Winninga. Dopiero gdy to zrobiła, do Emmy dotarło jej zachowanie. Dopiero się zorientowała, że to była inna grupa, nie ci, co zabili jej brata. Emma zaniosła się płaczem. Zabiła tyle osób. Zmarnowała tyle żyć. Przystawiła sobie pistolet do ciała, czekając, aż ktoś będzie przechodził i zobaczy śmierć Emmy Inez Jannison.
Powrót do góry
Cpt. Hetero
Gość





PostWysłany: Nie 14:20, 30 Sty 2011    Temat postu:

[PB]
Gdy tylko Arthur zerwał zasłony, powkładał między nie kilkadziesiąt kartek i zaczął nasłuchiwać. Zza pomieszczenia nie dobiegały głośne odgłosy. Jakieś szepty z innych pokoi. Dla Arthura był to najlepszy możliwy moment. Otworzył cicho drzwi i położył stertę rzeczy do podpalenia na ziemi. Zapalił szybko zapalniczkę i kucnął przy zasłonach. Przysunął rękę do kartek, które zajęły się bardzo szybko. Cofnął się o kilka kroków i wbiegł na chwilę do pomieszczenia z Philipem. Załapał za swoją torbę i spojrzał na leżącego. Wiedział, że zaraz płomienie dostaną się do niego. Misfortune pomyślał, że raz się zlituję i nie dostarczy chłopakowi tej męki. Nie będzie się smażył, lepiej niech zginie już teraz. Arthur podniósł rękę z pistoletem i oddał dwa strzały w głowę. Philip nie miał szans przeżyć. Kiedy Misfortune zawracał do wyjścia, z korytarza dobiegły go krzyki. Zatem zaczęło się. Wybiegł z pomieszczenia i ujrzał płomienie liżące ściany, pożerające meble. Za nimi cofało się kilku chłopaków, wpatrzonych z przerażeniem w nadchodzącą śmierć. Arthur nie miał czasu do stracenia i odwrócił się w drugą stronę. Podbiegł kilka metrów, aż ujrzał z naprzeciwka idącego człowieka z dwoma rewolwerami w rękach. Zanim jednak ujrzał Arthura, dostał już trzy kulki w klatkę piersiową. Upadł na ziemię, a Misfortune pobiegł dalej. Płomienie rozprzestrzeniały się w obie strony, więc czuł gorące dotknięcia ognia z tyłu. Po paru sekundach Arthur znalazł się w pomieszczeniu, które ujrzał jako pierwsze, wchodząc tu kilka godzin wcześniej. Porozrzucane kartki po pokoju, przewrócone meble. Dziury w ścianach po wystrzelonych kulach. Chłopak zmierzał do wyjścia, kiedy zza jego pleców wyskoczyło kolejnych dwóch podwładnych Nicka. Musieli czekać tu na niego. Pierwszy uderzył Misfortune’a w głowę butelką, a drugi szybko wycelował w upadającego chłopaka. Arthur odwrócił się w locie, jednak tamci mieli go już na muszkach. Mijały długie sekundy. Leżący był pewien, że zaraz zginie. A tak mało brakowało. Trudno się mówi. Zrobił wszystko, na co go było stać. Kiedy przygotowywał się na najgorsze, ogień dotarł już do ich pomieszczenia. Momentalnie pochłaniał meble, oraz wszystko to, co stało mu na drodze. I wtedy stało się coś, co ocaliło Arthurowi najprawdopodobniej życie. Część starego, drewnianego sufitu zaczęła się palić, a następnie spadła z hukiem na ziemię. Spadła idealnie na jednego z nieprzyjaciół. Kiedy drugi był w szoku po tym, co się stało i próbował pomóc koledze wydostać się spod sterty gorącego drewna, Arthur wycelował z trzymanego w ręce pistoletu i oddał strzał mierzony co do centymetrów. Pocisk uderzył w głowę stojącego, a on sam upadł na ziemię, prosto w palące się deski z sufitu. Kiedy Misfortune wstawał z ziemi usłyszał, przeraźliwe krzyki pełne cierpienia. Jego wrogowie palili się żywcem. Ogień w końcu do nich dotarł. Spośród wrzasków, dało się usłyszeć jeden, charakterystyczny głos, należący do Nicka.
- Misfortune, kiedyś cię zabiję, wierz mi. Nie w tym życiu, ale kiedyś na pewno! Słyszysz mnie, Misfortune? – wrzeszczał Nick przez kilka sekund, a po chwili krzyknął na całe gardło tak głośno, że sam Arthur się przestraszył. W końcu i na szefa przyszła pora. Arthur wstawszy z podłogi, sięgnął po torbę, która mu wypadła z ręki i udał się szybkim krokiem w stronę drzwi , a właściwie otworu po drzwiach, które wyleciały z zawiasów. Wyszedł przez tą „dziurę” w ścianie i poprawił zakrwawioną koszulę. Schował pistolet za pasek i uśmiechnął się szeroko. Zrobił kilka kroków do przodu i odwrócił się. Popatrzył na stojący w płomieniach dom. Nie słyszał już żadnych krzyków, zapewne wszyscy zginęli. Nawet jeśli jakaś osoba ocalała, gdyż nie znajdowała się akurat teraz w zakładzie pogrzebowym, to i tak nie stanowi zagrożenia. Sama, bez wsparcia nie odważy się zaatakować Arthura po tym, co zrobił z szefem i jego ludźmi. Misfortune mógł być już spokojny o swoje życie. Nikt już nie przyjdzie do niego z kijem, lub zamiarem zabicia psa. Ten rozdział w jego życiu jest skończony, sprawa zamknięta, a wszystkie akta dotyczące jego rodziców spalone. Mógł zrobić dla nich przynajmniej tyle. Będą mieli czas na dalszą ucieczkę. Pomimo tego, że go oszukiwali, nie życzył im gnicia w więzieniu. Niech idą swoją drogą. Drogą przestępstwa, ale ich drogą. Niech robią to, co umieją robić najlepiej, a Misfortune może się cieszyć, że mógł im pomóc.
Arthur nie czekał, aż cały budynek doszczętnie się spali i cały zawali. Nie obchodziło go też to, że ogień może się przenieść na inne domy. To już nie jego sprawa. Jak wybuchnie większy pożar, to trudno. On już będzie siedział wygodnie na swoim fotelu. Arthur spojrzał ostatni raz na niegdysiejszy zakład pogrzebowy, a następnie z uśmiechem na ustach i pistoletem w dłoni, powoli wracał do swojego domu.
Powrót do góry
mandarynka
Gość





PostWysłany: Nie 21:12, 30 Sty 2011    Temat postu:

Tequila siedzi w kuchni na stołku opierając się łokciami o wysoki blat. Właśnie tam zawsze po nastaniu ETAP-u dzień w dzień wypijała kieliszek wina. Tam też Anuna po raz pierwszy się upiła i wyszła bez słowa potykając się o własne nogi. Na te wszystkie wspomnienia dziewczyna popada w jeszcze większego doła. Jest cała brudna i posiniaczona i kompletnie nie wie co się dzieje. Przypomina sobie pojedyncze wydarzenia, ale nie umie tego poskładać. Zupełnie jakby ktoś wymazał jej pamięć, ale nie do końca, jakby przez cały ten czas była pijana. A z pewnością nie była. Co jakiś czas znani i mniej znani ludzie zaglądają co robi i czy przypadkiem nie przyjdzie jej do głowy zaćpać. A to Anuna, żeby wziąć coś z lodówki, innym razem Sirius umyć ręce, bo ktoś zamknął się w łazience. Teq delikatnie obraca w dłoniach szklankę z wodą, którą sączy już od paru dobrych godzin.
- Witam panią. - zaczął wesołym tonem Brian.
Dziewczyna uniosła lekko głowę i spojrzała na chłopaka zbliżającego się w jej stronę.
- Cześć Brian. - odpowiedziała zachrypniętym głosem. - O co chodzi z tą bombą?


Ostatnio zmieniony przez mandarynka dnia Nie 21:20, 30 Sty 2011, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Megumi
Niezniszczalny


Dołączył: 04 Mar 2010
Posty: 1550
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: L-wo
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 14:24, 31 Sty 2011    Temat postu:

[PBNP]

Maggie ukradkiem przyglądała się owym dziwnym ruchom. Nie patrzyła na to przez kamerę - chciała zobaczyć to na własne oczy, bo obraz z kamery czasami może się psuć. Jednak, kiedy znalazła się w tym ciemnym miejscu wiedziała, że monitoring nie kłamał. Tu coś było.
A Maggie dowie się co
Wyjęła z kieszeni nóż. Był dopasowany do takich zadań. Szkoda tylko, że nie wzięła drugiego...
Następnym razem wezmę ich dziesięć
Powoli i cicho podchodziła w stronę "tego czegoś" z nożem. Kiedy znalazła się metr od stworzenia, poczuła smród mokrego psa. Maggie zmarszczyła nos i podeszła jeszcze dwa kroki bliżej. Nagle w ciemności zauważyła trzy pary zielonych oczu. Dziewczyna stanęła i wymierzonym nożem.
Spokojnie. Jak nóż nie zadziała, to będę ratować się mocą
Usłyszała ciche warczenie, po czym jeden potwór wysunął się z cienia pokazując swój pysk.
- O k**wa. Kojoty... - wyszeptała Maggie - A co wy tu robicie? - dodała głośniej patrząc w ślepia jednego z nich.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Loki
Super Moderator
<b>Super Moderator</b>


Dołączył: 26 Maj 2010
Posty: 2006
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 43 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdańsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 21:14, 31 Sty 2011    Temat postu:

[PBNP]

-Sirus… to uzdrowiciel…. Może wyleczyć każdą ranę…. Gorzej, jeśli skóra zacznie gnić… – El męczyła się ze sznurami. Musiała związać Charlie’ego, a jednocześnie nie wyrwać go ze snu. Chociaż prędzej obudziłby go przejeżdżający tuż obok pancernik.
El znała Charlie’ego (o ile tak można nazwać nachalne podglądanie za pośrednictwem kamer), podziwia za rozkręcenie własnego biznesu, ale – co najważniejsze – znała jego słabość do alkoholu. A dobrze jest znać czyjeś słabości.
-Podłożymy bombę. To odwróci ich uwagę i wtedy pójdziemy po Sirusa –zawyrokowała Giselle siedząca na krześle i postękująca co rusz z bólu – Jak mocną ma siłę rażenia?
El starała się nie okazywać emocji.
-Dużą – odparła wymijająco. Podniosła związanego chłopaka do pozycji siedzącej i oparła o ścianę. Unikała wzroku zarówno Giselle, Marvela jak i…
- Gdzie Lene? – rozejrzała się – I gdzie Maggie?
-Tutaj! - odpowiedział jeden z anonimowych wyrostków, wskazując ekran.
Elizabeth nachyliła się i uważnie przyjrzała się obrazowi.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Loki dnia Pon 21:15, 31 Sty 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
zimowykalafior
Super Admin
<b>Super Admin</b>


Dołączył: 10 Wrz 2010
Posty: 2241
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 53 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Australijskie Skierniewice
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 20:46, 02 Lut 2011    Temat postu:

[PB]

Anu wypiła dwie kawy, ale wcale nie czuła się lepiej. Na zmęczenie był tylko jeden sposób- duża dawka snu, na co nie mogła sobie pozwolić, a nawet jeśli- nie zasnęłaby ze świadomością, że całe miasteczko może za chwilę zostać wysadzone w powietrze.
Nie, muszę wiedzieć, co się dzieje. Odpocznę później.

Siedziała w fotelu i wyglądała przez okno. W oddali coś się dymiło.
-Wjazd do miasta jest obstawiony- powiedziała Sonia.
-Ok. W takim razie będę tam i powiadomię was od razu, gdy zobaczę, że nadjeżdżają.- podniosła kubek z kawą i wypiła resztę.

Przeteleportowała się na komisariat w poszukiwaniu broni. Znalazła kilka nieco pistoletów cięższych od tych, którymi posługiwała się do tej pory, ale wzięła wszystkie.
Schowała je w swoim domu, a jeden wzięła ze sobą. Nigdy nie wiadomo, kto kręci się po komisariacie. A lepiej, żeby broń nie trafiła w niepowołane ręce... Jeszcze komuś mogłaby stać się krzywda.- usprawiedliwiła się tą myślą i zaczęła szukać odpowiedniego miejsca do zaczajenia się w krzakach, tak, żeby mieć widok na autostradę, tuż przy wjeździe do miasta.

Po kilku minutach stwierdziła, że najlepszym sposobem, żeby się ukryć, będzie wejście na drzewo. Wspięła się więc na jedno z nich, po czym ścisnęła mocniej pistolet, gotowa, by pozbawić powietrza w oponach każdego przejeżdżającego pojazdu. Jeśli trafi.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez zimowykalafior dnia Śro 21:06, 02 Lut 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gusia
Uzdrowiciel
Uzdrowiciel


Dołączył: 23 Lis 2010
Posty: 861
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 20:08, 03 Lut 2011    Temat postu:

Giselle przyjrzała się obrazowi na monitorze. Musiała naprawdę mocno wytężyć wzrok, żeby cokolwiek zobaczyć. Była tam Maggie – to na pewno. Stała, jakby sparaliżowana, z nożem w ręce. Coś tam było… Coś kryło się w cieniu korytarza.
- Kojoty! – krzyknęła Giselle – Jak one tu weszły?! Może ktoś je na nas nasłał? Albo te porąbane dzieciaki z Perdido nie nauczyły się, że drzwi trzeba zamykać, jak się wychodzi– spekulowała, tym razem spokojnym tonem. Spokojnym, ale czujnym. Musiała się opanować i zaczęła rozwijać bandaże, którymi były owinięte jej poranione dłonie.
- Co ty do cholery robisz? Przecież ciągle krwawisz! – to była Elizabeth. Po drżącym głosie było słychać, że zaskoczyła ją ta cała sytuacja. Przecież wszystkie plany mogły leźć w gruzach. Tu nie było miejsca na żadne pomyłki, ani problemy, tzw. techniczne. Nie teraz.
- Muszę sprawdzić, co z moimi rękami. Może moja moc wróciła i uratujemy ją.
Dłonie w dalszym ciągu krwawiły, ale już nie tak obficie. Giselle nie zwracała uwagi na ból. Mogła pomóc przyjaciółce. Musiała. Rozejrzała się po podłodze w poszukiwaniu małej szarej myszki – tej, która przegryzła liny, kiedy Gis była związana. Nagle znajomy gryzoń pojawił się u jej stóp.
Wejdź mi na ramię. Żadnej reakcji. Dalej maleńka! Wespnij się po mojej nodze!
Tym razem udało się. Gloomy* - bo takie imię nadała jej Giselle, kiedy siedziała spętana i chciała odpędzić się od ponurych myśli – po chwili znalazła się na ramieniu Gis.
- Działa. Mogę zaryzykować. Kto idzie ze mną?
- Ja pójdę. Tylko poczekaj chwilę – El sięgnęła po broń leżącą na stole i skierowała się do drzwi. Giselle ruszyła za nią. Była jednak za bardzo osłabiona, żeby biec – zresztą musiała oszczędzać energię, żeby moc zadziałała pomyślnie.
Kiedy zaszły na miejsce Maggie stała. Czy stała? Ledwo utrzymywała się na nogach. Była cała we krwi, tak samo jak nóż w jej ręce. Kilka metrów dalej leżał jeden kojot w czerwonej kałuży. Zostały jeszcze dwa, które czaiły się z najeżoną sierścią i obnażonymi kłami.
Giselle skupiła się na jednym z nich.
Stój! Nie zrobisz krzywdy dziewczynie! Odejdź stąd jak najdalej!
Kojot zatrzymał się i zawrócił. Po chwili zniknął w ciemnym korytarzu.
Maggie napotkała wzrok Giselle, spojrzała jej prosto w oczy. To była wdzięczność, czy raczej litość? A może jedno i drugie?
Nie było czasu na myślenie. Gis skupiła się na ostatnim kojocie, który powoli i okrężnym krokiem zbliżał się do nich.
Zatrzymaj się! Nic się jednak nie zmieniło w zachowaniu zwierzęcia. Zatrzymaj się! Już!
Elizabeth zrozumiała. Odepchnęła Giselle na bok i skierowała lufę w kierunku kojota.

*’gloom’ to po angielsku mrok


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Gusia dnia Czw 20:13, 03 Lut 2011, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Vringi
Game Master
Game Master


Dołączył: 01 Cze 2010
Posty: 452
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 12 razy
Ostrzeżeń: 2/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 20:35, 03 Lut 2011    Temat postu:

[PBNP]
Otworzył oczy. Pierwszym co zauważył było to że go związano. Nie mógł się uwolnić. I wtedy wpadł mu go głowy szalony pomysł. Kompletnie szalony. Myśląc o jednym szybko wypatrzył wysoki próg przy wejściu do nastawni. Potrzebował tylko jednego. Adrenaliny. Czołgając się w obranym kierunku zaczął odczuwać pierwsze skutki kaca. Czuł na sobie czyjeś spojrzenie. Głowa bolała go niemiłosiernie. Oparł się o ścianę koło wejścia. Powoli się podnosił. I wtedy go zauważono:
- Co ty wyprawiasz? - dziewczęcy głos. Już stał. Z całym impetem zwalił się na krawędź progu. Coś strzeliło. Zaczął wrzeszczeć. Najszybciej jak mógł stłumił ból. Ręka złamana w łokciu. Dalej jęcząc zaczął zginać rękę. Musiało to wyglądać makabrycznie. Musiał sięgnąć po nóż.
- Aaaagh! - wrzasnął. Miał już w ręku nóż. Teraz piłował sznur. Czuł że niedługo tamci otrząsną się z transu. Jednak już miał wolną druga rękę. A potem stał już na nogach. Złamanie było już niewidoczne. Samoregeneracja robiła swoje. Samoregenercja? Zacząłem już wymyślać nazwy?
- Dobra. To ja idę do domu. - nie widząc żadnej reakcji wyszedł.

Do samochodu doszedł dość szybko. Kac uderzył z całą siła. Na kacu nie powinno się jeździć. - powiedział sobie w duchu. Gdzieś w oddali usłyszał wycie kojotów.
- Dobra, spadam stąd. - rzekł wskakując do samochodu. Ruszył z całym impetem. Jechał powyżej dozwolonej prędkości. Ale chciał teraz tylko być w swoim domu. Swoim prawdziwym domu.

- Stój! Wyjdź z samochodu i unieś ręce. - takie słowa usłyszał gdy dotarł do Perdido. Kilka dzieciaków z bronią. Miał jednak na dziś dość przygód. wyszedł i powoli uniósł ręce. Wtedy ktoś do niego podszedł i uderzył go w nos.
- To za szczękę. - to była ta znikająca dziewczyna. Nos był już prawie jak nowy. Uśmiechnął się pogodnie:
- Jeśli ci to pomoże to możesz poprawić. Zasłużyłem na to.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
zimowykalafior
Super Admin
<b>Super Admin</b>


Dołączył: 10 Wrz 2010
Posty: 2241
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 53 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Australijskie Skierniewice
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 17:46, 04 Lut 2011    Temat postu:

[PB]

An usadowiła się wygodnie na jednej z gałęzi rozłożystego drzewa, oparła głowę o pień i zaczęła dumać. Między liśćmi dostrzegała niebo i leniwie płynące chmury. Zamknęła oczy, wsłuchując się w odgłosy natury. I nie tylko natury- starała się dosłyszeć warkot silnika, jeśli taki miałby miejsce.

Usłyszała już po paru minutach. Otworzyła oczy. Rozchyliła gałęzie i dostrzegła samochód jadący od strony elektrowni. Nareszcie. Chwyciła pistolet i zeskoczyła na ziemię.
Ludzie Sonii zatrzymali pojazd. Wysiadł z niego nie Marvel, nie Elizabeth, nie ta dziewczyna z Coates- tylko chłopak, który wcześniej rozwalił samochodem drzwi do elektrowni i rozwalił An szczękę. Teraz stał z uniesionymi rękami.
Podeszła do niego i uderzyła go w nos.
-To za szczękę- dzieciaki z bronią najwidoczniej poznały ją i wiedziały, że jest z rady, bo nie zareagowały, tylko dalej trzymały pistolety w pogotowiu.
-Jeśli ci to pomoże to możesz poprawić. Zasłużyłem na to- chłopak uśmiechnął się.
Na pewno tego chce?- zawahała się i uderzyła jeszcze raz, po czym zwróciła się do jednego z chłopców trzymających broń:
-Pilnuj go.
Zaczęła przeszukiwać samochód. W tym wszystkim doszukiwała się spisku, jednak nigdzie nie znalazła bomby.
-Gdzie jest?
-Co?
-Nie mów, że nie wiesz.
-Czego nie wiem?- tamten patrzył na nią pytająco.
-Po co byłeś w elektrowni?
-Chciałem zobaczyć reaktor.
Teraz Anu nic nie rozumiała. A może to wszystko było o wiele prostsze, niż jej się wydawało? Może naprawdę nie był w nic zamieszany? A jeśli był, to naprawdę nieźle udawał.
Upewniła się, że nie nie ma przy sobie żadnej broni, i opuściła pistolet. Wzruszyła ramionami.
-To idź.- powstrzymała się przed tym, żeby zamknąć go w celi albo gdzieś w piwnicy tylko za to, że wcześniej dość agresywnie zareagował na wymierzony w swoim kierunku pistolet.
Nawet w ETAP-ie trzeba umieć wybaczać- pomyślała, po czym zaczęła oddalać się w kierunku swojego stanowiska na drzewie.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez zimowykalafior dnia Sob 18:23, 05 Lut 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Vringi
Game Master
Game Master


Dołączył: 01 Cze 2010
Posty: 452
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 12 razy
Ostrzeżeń: 2/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 21:45, 04 Lut 2011    Temat postu:

[PB]
-Gdzie jest? - zapytała.
- Co?
- Nie mów, że nie wiesz.
- Czego nie wiem? - był rozkojarzony i nie wiedział o co chodzi.
- Po co byłeś w elektrowni?
- Chciałem zobaczyć reaktor. - powiedział to naturalnie. W końcu była to prawda. Widział jej zdumione spojrzenie. W końcu usłyszał:
- To idź. - nie czekając pobiegł w kierunku szkoły. Gdy dotarł zdyszany na miejsce nie wiedział co chce robić. Wbiegł do budynku. Zaczął chodzić po klasach. W jego zachowaniu nie było żadnego celu. W końcu wszedł do "tej" klasy. Usiadł w swojej starej ławce. Była cała pomazana.
Nie martw się. Jutro będzie gorzej
Na jego twarzy zagościł uśmiech. Jego doktryna. Znak rozpoznawczy. Jutro będzie gorzej. Rozłożył się na ławce. Już po chwili spał jak dziecko.

Poczuł na twarzy promienie słońca. Był to zwiastun nowego dnia. Nowego życia. Wczorajsza noc obudziła w nim chęć walki. Wybiegł ze szkoły aby powitać nowy dzień. Usłyszał znajomy głos:
- Stary! Spałeś w szkole? Ale obciach! - był to jeden z imprezowiczów, Dan. Ale jego bardziej obchodziła rozmowa dwóch kolesi siedzących przy fontannie z bronią w reku. Rozmawiali o czymś przecierając oczy:
- Staliśmy na straży całą noc! I po co? Aby zatrzymać jakiegoś pijaka w terenówce? - powiedział starszy z niezadowoleniem.
- No może i przesadzili ale podobno miał być atak bombowy.
Pierwszy postukał się w głowę. Wtedy Charlie przypomniał sobie pewien szczegół. Kojoty! Biegł przez pewien czas aż zderzył się z kimś.
- Naucz się chodz... to znów ty? - odpowiedziała zrezygnowana. To była znikającą dziewczyna. Znowu.
- Dobra, sorry za to ostatnio. Jestem Charlie Jacob Angel. Miło mi. - wyrzucił z siebie. - Wczoraj jak was z elektrowni wywiało to pojawiły się tam kojoty
- Kojoty? - zapytała niedowierzając.
- Yhm. Drapieżniki psowate. - spojrzał na nią. - Wiesz że jesteś nawet ładna? - i nie czekając na odpowiedź ruszył w stronę swojego mieszkania


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Forum GONE Strona Główna -> Archiwum / GONE - to tylko ETAP / Archiwum 2. Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony 1, 2, 3, 4, 5, 6  Następny
Strona 1 z 6

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Emule.
Regulamin