Forum Forum GONE Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Rozdział V
Idź do strony 1, 2, 3  Następny
 
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Forum GONE Strona Główna -> Archiwum / GONE - to tylko ETAP / Archiwum 3.
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gaia
Elektrokinetyk
Elektrokinetyk


Dołączył: 10 Maj 2011
Posty: 1114
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 22 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wrocław
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 22:25, 25 Cze 2012    Temat postu: Rozdział V

Pod groźbą ścięcia wyznaczam Temi ostateczny termin dla obu rysunków do 2 lipca.

Co zamierza Kaisie? Jakie zatrważające plany skrywa przywrócony do życia Chris? Jak potoczą się losy młodej Aldaya? Co uczyni James? Czy Felice uda się przetrwać na terytorium Tytana? Co przydarzy się Jaskrowi i Cassandrze?
Czy do akcji wkroczy Christiane? Co nowego wniosą Nunca i Bandit?
To się dopiero okaże.


Dzień 23.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Vringi
Game Master
Game Master


Dołączył: 01 Cze 2010
Posty: 452
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 12 razy
Ostrzeżeń: 2/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 0:06, 26 Cze 2012    Temat postu:

[rzeka Achartz]

James ziewnął potężnie i rozciągnął się, wypełzając spod koca. Rozejrzał się sennie wokoło, po czym wyskoczył z łodzi na trawę.
No tak. Wczoraj, po rozmowie z nią wróciłem tutaj.
Zerknął na Ethana, zawiniętego szczelnie w koc. Drżał pod nim, i to zapewne nie z zimna.
Uzdrowiciel nie po raz pierwszy pomyślał, że lepiej by było zabić tego chłopaka. Szybko jednak się zreflektował, że to z jego winy tamtego będą nękały koszmary nocne.
No i że już nigdy nie będzie widział.
Minęły ledwie dwa dni od tamtej chwili. Może trzeba mu dać więcej czasu?
Skrzyżował ramiona w piersi i zamknąwszy oczy zaczął kiwać głową.
- Tak. To najlepsze wyjście.
Zresztą, mogę go zabić w każdym momencie.
Podszedł do tamtego i potrząsnął nim lekko.
- Wstawaj. Pora coś zjeść.
Ethan drgnął i wysunął głowę spod koca, kierując puste oczodoły ku twarzy White'a.
- C... co? - zająknął się tamten. James westchnął ciężko.
Naprawdę go kiedyś zabije.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Vringi dnia Wto 1:03, 26 Cze 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cukierkowa
Gyrokinetyk


Dołączył: 26 Kwi 2011
Posty: 617
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wrocław
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 11:16, 26 Cze 2012    Temat postu:

[Stefano Ray]

Angela po jakimś czasie powolnej jazdy dotarła do Parku Narodowego.
Krzaczki, drzewka i takie tam.
Nie było tam źle, co najwyżej trochę nudno.
Siedziała w przyczepie na polu kempingowym.
Może jednak wrócę do... Nie! Nie mogę tam jechać!
Spokojnie przeszła do wyjścia z przyczepy chwytając znalezioną wcześniej paczkę żelek.
Jedząc je szła dalej. Była całkowicie spokojna.
W jednej ręce trzymała opakowanie z żelkami, a w drugiej pistolet, którego z resztą nie potrafiła używać.
Spokojnie sobie szła. Kiedy przeszła długi odcinek nagle...
Zobaczyła kogoś w oddali. Zaczęła powoli podchodzić.
Kiedy się zorientowała, że to chyba Uzdrowiciel gwałtownie wskoczyła za krzak.
Na szczęście jej nie zobaczył.
Dobra, to chyba wystarczający powód żeby jednak wrócić do Michealtown.
Sprintem ruszyła z powrotem do przyczepy.
W środku zaczęła wrzucać do torby wszystko co potrzebne.
Jakiekolwiek jedzenie, czy leki znalezione w środku. Kilka potrzebnych rzeczy...
Na koniec wzięła swój pistolet i z torbą na ramieniu wskoczyła do samochodu.
Przycisnęła pedał gazu. Samochód ruszył.
Jechała wymijając wszystko co jej stało na drodze jednocześnie ciągle waląc coś przy okazji.
Jechała tak szybko, że ledwo cokolwiek widziała.
Czemu by się nie teleportować?
Zatrzymała samochód i z niego wyszła.
Ok, teraz wracam do Michealtown.
[Gdzieś w okolicach autostrady]
Zniknęła z okolic Stefano Ray, by po chwili pojawić się jakieś 10 kilometrów od miasta.
Spróbowała jeszcze raz się teleportować, lecz tym razem przybliżyła się do miasta tylko o 4 kilometry.
Więc musiała iść na piechotę.
Spokojnie ruszyła przed siebie.
*kilka godzin później*
W końcu dotarła do miasta.
Nie miała kompletnie pomysłu co może robić tutaj.
Ale na pewno nie mogłam zostać w Parku Narodowym.
Wyjęła z kieszeni paczkę żelek i zaczęła powoli spacerować jedząc je.
Wiedziała, że teraz wszyscy, których spotkała w mieście się na nią gapią.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Loki
Super Moderator
<b>Super Moderator</b>


Dołączył: 26 Maj 2010
Posty: 2006
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 43 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdańsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 16:48, 06 Lip 2012    Temat postu:

[PBNP]

Miał niespełna 13 lat, kumple mówili mu Jo - chociaż w towarzystwie nazywano go czasem Kapitanem Mordercą Króliczków (to długa historia, opowiedzcie ją sobie sami). Teraz zyskał on też miano wartownika - stał przy głównym wejściu do elektrowni. Samo wejście było oczywiście świetnie zabezpieczone, przez olbrzymie metalowe drzwi, zamki szyfrowe, wszystko pod czujnym okiem kamer, filmujących wszystko w wysokiej rozdzielczości i z użyciem filtru zapewniającym doskonałą widoczność również z nocy.
Ale mimo wszystko wtargnięcie Kaisie Scaper nie wyglądało na brawurowe włamanie połączone z zahipnotyzowaniem wartownika - raczej na odwiedziny starej przyjaciółki, która jednym spojrzeniem prostu w oczy i kilkoma zdaniami namówiła Jo na wpuszczenie jej na teren zakładu i podwiezienie jej małym, czterokołowym pojazdem pod samo wejście do głównego budynku.
-Co jest, stary? - spytał Phil, zajmujący tam stanowisko (teoretycznie - głównie przesiadywał w kanciapie ochrony, wgapiając się w ekrany kamer jednym okiem, a w karty do pokera drugim).
-Jo pomyślał, że bardzo chciałabym zobaczyć reaktor i centrum obsługi elektrowni. - dziewczyna, towarzysząca chłopakowi już od bramy, uśmiechnęła się promiennie. Phil pomyślał przelotnie, że gdzieś już ją widział.
-Sorki, to niemożliwe. Jaskier wyraźniej powiedział...
Mniej więcej w tej chwili, jego głowa eksplodowała.
Uśmiech Kaisie niebezpiecznie się powiększył.
-I w tych pięknych okolicznościach przyrody, poznałam imię następnej osoby którą zabiję. - wyszczerzyła się. Podniosła karabin, który nieboszczyk targał za sobą.
-Masz ich trzymać w dala ode mnie, dopóki możesz - rozkazała.
Szybko podniosła maskę maleńkiego pojazdu i ustawiła kabelki tak, by zbiornik z paliwem zapalił się przy odpalaniu samochodzika. Była już kilka metrów od głównej bramy, gdy pojazd eksplodował, zabijając Jo i pewnie raniąc osoby wokoło. Pozbycie się świadka, który mógłby powiedzieć o jej mocy i spowolnienie ucieczki.
Następnym krokiem Kai miało być Perdido Beach.
Niestety napatoczyło się dwóch kolegów. Nieszczególnie sympatycznych kolegów.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Premit
Super Szybki
Super Szybki


Dołączył: 12 Lip 2011
Posty: 400
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Rzeszów
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 22:09, 06 Lip 2012    Temat postu:

[Poza PB]

Bandit i Nunca żyły spokojnie w leśnym zaciszu. Przez ten krótki okres czasu nauczyły się wielu przydatnych rzeczy: jak zabić i wypatroszyć zwierzynę, wykrzesać ogień, odpędzić kojoty. Były szczęśliwe. Same bez żadnych kłopotów, pożarów, obowiązków, kłótni. Przywiązały się do siebie i każda z nich wiedziała, że bez tej drugiej będzie jej trudno.
-Trzymaj - powiedziała Nunca podając towarzyszce kubek wody.
-Dzięki. Chcesz wrócić? Właśnie w tym momencie Bandit rozpoczęła odwlekaną przez dłuższy czas rozmowę.
- Nie wiem. Chyba nie. Ale ciekawi mnie ten huk. Coś musiało się stać. Może by tak wpaść do miasta zobaczyć co jest grane i wrócić.
- Jesteś pewna?
- Tak. Kiedy ruszamy?
- Jutro o świcie. - powiedziała Bandit.
Kiedy na twarzy dziewczyny pojawiły się pierwsze promienie słońca, szturchnęła Nuncę w żebra. Zwinęły się z łóżka, zabrały najpotrzebniejsze rzeczy i wyruszyły w drogę. Way zamknęła drzwi od domu i uśmiechnęła się złowrogo. Ruszyła w stronę samochodu, porzucając w rękach swój pistolet.
- Odpalaj silnik siostro, PB już na nas czeka.

Trololo. Nie wierzę, że napisałam.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ihuarraquax
Różowy
Różowy


Dołączył: 17 Maj 2011
Posty: 262
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Nysa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 18:35, 07 Lip 2012    Temat postu:

[PB]

Chłopak wbiegł do pokoju ledwie wyrabiając się przy drzwiach. Jaskier niespiesznie podniósł wzrok znad kart książki.
-Elektrownia?
Posłaniec kiwnął głową. Chłopak na spokojnie wstał od biurka, przeciągając się. Uśmiechnął się pod nosem. Wszystko idzie tak, jak się spodziewał.
-Cassandra!
-Tak?
-Wstawaj, mamy coś do załatwienia
Dziewczyna wyszła z pokoju obok. Stanęła na środku pokoju i ziewnęła.
-Co tym razem?
- Problemy w elektrowni
Dziewczyna skinęła głową, po czym wyszła z domu kierując się do stojącego nieopodal auta. Jaskier uśmiechnął się pod nosem.

[Baza Wojskowa]

Jechali w dwójkę niespiesznym tempem. Chłopak zaparkował auto. Cassandra usnęła na przednim siedzeniu, oparta o szybę. Jaskier wysiadł z auta. Przez chwile pobłądził wzrokiem po okolicy. W końcu dojrzał samotną kępę krzaków. Szybkim krokiem skierował się w ich stronę. Tuż pod nimi, ukryta byłą broń. Snajperka. Barrett. Wygrzebał go spod fałdy piachu i powrócił do auta.

[Okolice PBNP]

Jaskier zaparkował auto na wzgórzu. Dziewczyna wciąż spała. Miał stąd bardzo ładny widok na całą okolicę. A w szczególności na elektrownię. Wyciągnął z bagażnika karabin, znajdując stary koc. Nie wiedział, do kogo należało auto, lecz zostawił miły prezent. Chłopak zarzucił koc na Cassandrę, uśmiechając się pod nosem. Nie wiadomo, ile mają tu czekać. Zostawiając śpiącą dziewczynę, Odszedł kilka metrów w dal. Położył się na ziemi, obserwując elektrownię przez lunetę. Tuż przed wejściem, dojrzał dziewczynę i dwóch chłopaków. Widać,szykował się mały konflikt. Oho, zaczyna się . Położył palec na spuście, nacelowując na nieznaną mu dziewczynę.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Vesna de Chaves
Bez mocy
Bez mocy


Dołączył: 07 Lip 2012
Posty: 24
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 22:09, 08 Lip 2012    Temat postu:

[Autostrada]

Było gorąco - za gorąco. Słońce przygrzewało niesamowicie na bezchmurnym niebie. Vesna jechała autostradą w kierunku szkoły PB. Jeep z klimą to luksus, szczególnie w taką pogodę. Jeździła od miesięcy w poszukiwaniu pożywienia, czy różnych innych rzeczy potrzebnych do przeżycia.
***
(przeszłość)
W czasie gdy wszyscy zniknęli, Vesna akurat wyjeżdżała z rodziną (tzn. tatą, straszą siostrą, kuzynką i babcią) na wakacje. Jakiś czas temu jechała sobie samochodem, którym kierował jej tata i nagle 'pufff' - zniknęli. Od razu zaczaiła, że jest coś niedobrego, więc automatycznie chwyciła kierownicę i zapobiegła rozbiciu się samochodu. Przez ten czas żyła sobie zadając pytanie:"What the hell?". Była z kuzynką, którą opiekowała się w dzień i noc. Mieszkały w domku nad rzeczką, który należał kiedyś do mamy Vesny. Niestety Rea (kuzynka), jakiś czas potem zmarła na skutek... właściwie nie wiadomo czego. Po prostu, Vesna wstała rano, a gdy weszła do pokoju, kuzynka już nie żyła. Dziewczyna opuściła to miejsce i poszukała sobie innego domu.

***

(teraźniejszość)
Jej ciało kleiło się od potu. Uznała, że dłużej tak nie wytrzyma. Zatrzymała auto gdzieś przy rzece Achatz. Zaglądnęła do bagażnika, gdzie znalazła przechowywane mydła, szampony, szczoteczki do zębów i takie rzeczy jak poduszki, koce, ciuchy. Wiozła nawet gitarę. Z chemikaliami czy innymi takimi nie było problemu, gdyż podczas wypadku każdy miał walizkę, a teraz zostały zapasy.
Wysiadła i chwyciła pod rękę ręcznik i ubranie. Kierując się w stronę rzeki w celu zaczerpnięcia kąpieli zastanawiała się nad swoim życiem.
- Lubię placki. Muszę zdobyć mąkę i coś przygotować. - zastanowiła się przez chwilę. - O! Tego jeszcze nie było, zaczynam gadać sama ze sobą. Niedługo podpiszę piłkę "Przyjaciel" i będę zwierzała się mu z sekretów.
Rzuciła to co miała w dłoniach na ziemię, zdjęła ubrania z siebie i weszła do rzeki. Jak dawno nie doświadczałam tego uczucia, ah.... Posiedziała jeszcze kilka minut ciesząc się z chłodnej wody, po czym wyszła na brzeg szorując swoje ciało ręcznikiem. Długie kosmyki mokrych blond włosów przykleiły jej się do ramion, odgarnęła je w zalotnym geście jakby stało przed nią stado napalonych chłopaków. Naciągnęła na siebie biały lekko przeźroczysty podkoszulek, chowając go w jeansowych spodenkach z wysokim stanem.
Nagle coś poruszyło się między gałęziami. Co to? Coraz głośniej, coraz bliżej i w mgnieniu oka, coś co wyglądało jak wilk naskoczyło na nią. Szarpała się w nadziei, że uda jej się wydostać. Nic z tego. W dodatku gdy zwierzę otworzyło pysk nie ukazał się taki zwyczajny język. Było to język węża. Długi i cienki zakończony rozdwojeniem.
- \cenzura/ mać! Czym ty jesteś?
Jedyne co udało się zrobić Veśnie to machnięcie stworowi ręką przed nosem. Dziewczyna poczuła chwilowy przypływ energii i jak na komendę z jej dłoni wyrwała się potężna fala wiatru, która uderzyła wilko-węża tak bardzo, że zatrzymał się dopiero kilkanaście metrów dalej na drzewie.
Wystraszona dziewczyna wzięła nogi za pas i pobiegła w stronę samochodu zostawionego gdzieś w pobliżu. Biegnąc rozmyślała na temat tego co właśnie się zdarzyło. Jak ja to zrobiłam? Co tu się dzieje? Boże, czemu? Niestety wiadomość nie nadeszła. Wsiadła do samochodu, spoglądając na broń, która leżała na siedzeniu obok, nosiła nazwę: "Może się kiedyś przyda...". Teraz już będę nosiła ją przy sobie zawsze.
Wsiadła do samochodu i skierowała się w stronę PB.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Vesna de Chaves dnia Nie 22:19, 08 Lip 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Puma
Naczelny Grafficiarz


Dołączył: 15 Mar 2010
Posty: 808
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 11 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Paradise City
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 18:39, 09 Lip 2012    Temat postu:

Duffy Jackson siedziała nieruchomo na trawie, w samym środku lasu. Beznamiętnie patrzyła przed siebie, a wiatr delikatnie targał jej kruczoczarne włosy. W tym momencie sprawiała wrażenie osoby zupełnie nierealnej, jakby z innego świata. Ktoś przechodzący tamtędy śmiało mógłaby wziąć ją za figurę woskową. Wyglądała jak porcelanowa lalka, która ze spokojem wyczekuje na małej półce swojej właścicelki. 
W końcu poruszyła się. Magiczna aura prysła, gdy dziewczyna uniosła głowę ku niebu i wypuściła ze swych malinowych ust kłęby duszącego dymu. Mięśnie jej szczęki były wyraźnie napięte, a zęby kurczowo zaciskały tkwiący między nimi papieros. Wargi miała lekko rozchylone, by szare opary mogły odnaleźć ujście gdzie indziej, niż tylko w jej chorych płucach.
Umysł Duffy w tej chwili nie pracował. Kilka... dni temu? Tygodni? Miesięcy? Nie liczyła czasu, nawet nie potrafiła. W każdym razie dość niedawno opuściła obóz, w którym przebywali psychole z jej szkoły. Takie przynajmniej miała wrażenia, gdyż wspomnienia z nimi związane były jeszcze świeże i bardzo wyraźnie. 
Banda popaprańców. Sama nie wiedziała, dlaczego tyle czasu z nimi przebywała. Bo też była popaprańcem? Możliwe. Możliwe, że dobrze się czuła w towarzystwie osób tak szalonych jak ona. Do czasu...
Myślała o Jeffrey'u. O swoim ukochanym Jeffreyu. Za niego mogła zabijać. Niestety nie wiedziała kogo. Więc może zabić wszystkich?
Rzuciła peta na wilgotną od rosy ziemię i cicho westchnęła. Zmarszczyła czoło. Co ma robić? Jak walczyć w tym bagnie? Dotknięty nieszczęściem w postaci zniknięcia brata jej mózg szalał, a myśli wciąż zbiegały na destrukcyjny tor. Miała nieodpartą ochotę czymś rzucać, ale zwyczajnie nie było czym. Chciała kogoś pobić, ale najwyraźniej tkwiła tutaj zupełnie sama. 
Zerwała się z miejsca i potrząsnęła głową w celu rozprostowania karku oraz odgarnęcia z czoła niesfornych kosmków. 
Energicznym ruchem chwyciła torbę leżącą na trawie. Wyciągnęła z niej kolejne Marlboro, zaś z kieszeni krótkich, czarnych szortów - nieodłączną zapalniczkę. Nawet nie przeszło jej przez myśl, że powinna z tym skończyć. Nie chciała. Tylko to słowo dla niej istniało: chcę. Na pewno nie "muszę". Nie.
Schyliła się, by mocniej zawiązać sznurówki obdartych Conversów, obciągnęła za tyłek przydługą, białą koszulkę z logo Pink Floyd i puściła się pędem przed siebie.  W biegu namacała znajdującą się w torbie spluwę i przeładowała magazynek.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gaia
Elektrokinetyk
Elektrokinetyk


Dołączył: 10 Maj 2011
Posty: 1114
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 22 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wrocław
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 0:18, 12 Lip 2012    Temat postu:

[Las wokół obozu Chrisa]


Felice podniosła prawą powiekę, gdy coś w krzakach zaszeleściło. Zamrugała gwałtownie, a pierwszym, co dostrzegła, były ostre pazury. Wymacała językiem wystające kły.
-Szlag by to- powiedziała słabym głosem. -Znowu mnie poniosło.
Zatrzymała wzrok na rannym ramieniu. Krew przestała płynąć, ale dziura w ciele i otaczająca ją spalona skóra przyprawiały ją o dreszcze. Oderwała zębami obszarpany rękaw i obwiązała nim ten przykry widok.
Spróbowała wstać, jednak jej nogi miały inne plany. Oparła głowę o pień, nie mogąc powstrzymać przeciągłego westchnienia.
-Kaisie Scaper, przeklinam cię- oznajmiła drzewu.- Przeklinam też twoje piękne usta- dodała po chwili.
Podkurczyła nogi.
-Jamesie White, przeklinam cię- kontynuowała. - Co za mężczyzna łowi ryby, zamiast ratować życie ukochanej?
Skupiła się i poczuła, jak szpony znikają.
-Chrisie Afterhean- uśmiechnęła się ponuro- jesteś głupi.
Jęknęła i z trudem podniosła się na nogi.
Zwróciła wzrok ku niebu.
-A wy, bogowie- powiedziała oskarżycielsko- ratujcie. Świat nie może istnieć beze mnie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Vringi
Game Master
Game Master


Dołączył: 01 Cze 2010
Posty: 452
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 12 razy
Ostrzeżeń: 2/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 9:46, 12 Lip 2012    Temat postu:

[rzeka Achartz]

Usłyszawszy w oddali wycie kojotów James wpadł w popłoch.
Biegał od łodzi do namiotu, co chwila nosząc j jedną i drugą stronę ich dobytek.
- Wskakuj na łódź.
Ethan uniósł głowę i skierował ją ku Uzdrowicielowi.
- Jak mam to niby zrobić? - zapytał tamten z nutą goryczy w głosie. White niewiele myśląc uderzył tamtego w twarz.
- Durniu! Zbliżają się tu kojoty! Chcesz zginąć czy co?! Jak możesz być tak głupi... - urwał nagle zastygając w bezruchu.
Przecież to tylko zwierzaki.
Zasłonił twarz dłonią śmiejąc się cicho. Po chwili wybuchnął psychopatycznym śmiechem ala Kira*.
Podszedł do ślepego chłopaka klepiąc go po plecach.
- Chodź Ethan. Przygotujmy się na wizytę naszych dzikich braci.
_________
* kto oglądał Death Note wie o co chodzi xP
Klik. To chyba spoiler.
G.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
zimowykalafior
Super Admin
<b>Super Admin</b>


Dołączył: 10 Wrz 2010
Posty: 2241
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 53 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Australijskie Skierniewice
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 16:03, 12 Lip 2012    Temat postu:

Męczyłam ten kawałek tekstu przez cały dzień. -.-"
[Okolice PBNP]

Cassandra otworzyła oczy i ziewnęła przeciągle. Chwilę zajęło jej odzyskanie ostrości wzroku i jasności myślenia, kolejną chwilę - rozeznanie się w obecnej sytuacji. Efekt rozeznania był taki, że dziewczyna półleżała w samochodzie pod kocem, którego za nic nie mogła sobie przypomnieć. Do tego niesamowicie łupało ją w kręgosłupie. No cóż, nigdy nie może być idealnie - przynajmniej odespała to, co nieodespane.
Nie miała pojęcia jak długo pogrążona była w odwracalnym stanie nieświadomości, wiedziała jednak, że Jaskra nie ma w pobliżu.
Lewis wyturlała się z pojazdu przez otwarte drzwiczki, wstała, zamrugała, rozejrzała się. W dole majaczyła elektrownia i trzy postacie przed wejściem do niej. Za to zaledwie kilka metrów poniżej, ukryty za krzakami, leżał Jaskier z pistoletem w wyciągniętych rękach.
-Nie strzelaj - szepnęła mu wprost do ucha, na co on, oszołomiony, podskoczył prawie, po czym - konsekwentnie - strzelił. I zaklął.
W dole też ktoś zaklął, tyle że głośniej i bardziej siarczyście. Cassandra była pewna, że kula nadszarpnęła nieznajomej nogawkę i drasnęła ją w nogę.
-Pięknie. - syknęła - Zmywamy się.
-Dlaczego? Ty wiesz, kto to jest? - chłopak wskazał nieokreślonym ruchem elektrownię. Dziewczyna przed wejściem przeczesywała wzrokiem krzaki, za którymi się chowali.
-Nie. Szybko.
Wycofali się taktycznie w stronę samochodu i odjechali... Nie, nie z piskiem opon. Po prostu odjechali.

[PB]

Chłopak zatrzymał pojazd na środku ulicy. Uliczki, właściwie. I tak ostatnimi czasy cokolwiek przejeżdżało tędy średnio raz na dzień.
Ciekawe, dlaczego.
-Co teraz?
-Nie wiem - odparł jakby z udawaną urazą - Ty kazałaś nam uciekać, chociaż nie było powodu.
Wzruszyła ramionami.
-Nigdy nie ignoruję przeczuć. - nagle jej twarz rozjaśnił uśmiech - Dzięki za kocyk.
Zbliżyła się do niego i delikatnie musnęła go ustami w policzek.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ihuarraquax
Różowy
Różowy


Dołączył: 17 Maj 2011
Posty: 262
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Nysa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 21:38, 12 Lip 2012    Temat postu:

[PB]

-A wiesz, miałem się już obrazić
Chłopak pocałował Cassandrę w usta. Siedzieli tak po jakże brawurowej ucieczce z polany nieopodal elektrowni. Jaskier odsunął głowę.
-Wychodzimy?- Uśmiechnął się.
-Kiedyś trzeba.
Opuścili auto, kierując się do budynku. Chłopak wyciągnął paczkę fajek, odpalając jedną z nich. Zostały dwie, trzeba coś skombinować.. Przyłożył ją do ust, zaciągając się. Dziewczyna spojrzała na niego z oburzeniem.
- Nie pal, nie lubię tego.
-Na coś trzeba umrzeć, nie?
Dziewczyna odwróciła głowę, przyśpieszając kroku.
-Oj, nie obrażaj się!
Nie zwróciła na niego uwagi. Chłopak wyrzucił fajkę, doganiając ją kilkoma krokami.

[kilka minut później]

Chłopak siedział red biurkiem. Nie było prądu, spodziewał się tego. W mieście znów zapadną ciemności, dzieciaki będą oświetlać dom świeczkami. Nie miał siły biegać po mieście organizując straż lub coś ty podobnego. Zgasił z stolika świeczkę, ściągnął koszule i rzucił się na łóżku. Gdzieś w pokoju obok, usłyszał kroki Cassandry. Zasnął.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Loki
Super Moderator
<b>Super Moderator</b>


Dołączył: 26 Maj 2010
Posty: 2006
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 43 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdańsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 17:01, 13 Lip 2012    Temat postu:

[między drzewkami, pod PBNP]

Można zaryzykować stwierdzenie, że jego twarz była całkiem przystojna. Była. Teraz od środka czoła, przez aż do szczęki ciągnął się pas spalonej, bezkształtnej jak wlewany do misy z wodą wosk, nienaturalnie różowej skóry.
-Szpetnyś - wykrzywiła się Kaisie.
Jednak osobnik celował w nią lufą niewielkiego pistoleciku, więc powstrzymała się od dalszych komentarzy. Zresztą jego wkurzona mina była obrzydliwa.
Kai minimalnie przesunęła się do przodu, tak by liście osłoniły jej oczy przed oślepiającym słońcem - dzięki temu mogła lepiej widzieć przeciwnika i lepiej wykorzystać swoją jedyną, w takiej sytuacji, broń.
-Opuść pukawkę. - bez większych oporów poddał się jej woli.
I wtedy stały się dwie rzeczy. Żeby było łatwiej i przejrzyściej wypiszmy to sobie w punktach:
1. Towarzysz Jaskier wystrzelił swoją szpanerską pukawką trafiając Kaisie Scaper w kostkę. Tamta skuliła się, pochylając i łapiąc za krwawiącą ranę, artykułując kilka niecenzuralnych słów.
2. Zaczajony za plecami Kaisie Scaper pachoł Chrisa numer dwa (na potrzeby historii skróćmy jego przydomek do 'Pachoł') zrobił zamach plecakiem, trzymanym w dłoniach, celując w skroń dziewczyny.
3. Jako że głowa Kaisie Scaper gwałtownie zmieniła położenie plecak przywalił w stojące obok samotne drzewko. W skutek zderzenia worek cementu, znajdujący się we wnętrzu plecaka, pękł z głuchym odgłosem.
Reakcja Kai była błyskawiczna - sama się sobie dziwiła. To pewnie ten cały instynkt. Szalenie przydatna rzecz. Nie bacząc na kostkę wyrwała Pachołowi plecak, wyszarpała ze środka papierowy worek cementu i zrobiła nim szeroki łuk w powietrzu. Szary pył stworzył coś w rodzaju zasłony dymnej. Nieświadomie liczyła sekundy - w siódmej padła na ziemię. Wystarczyło by ktoś średnio obyty z bronią załadował nowy nabój do komory w snajperce. Liczyła, że nieznany przeciwnik skupi się dwóch pozostałych celach - większych, w dodatku stojących i tępo rozglądających się na boki w poszukiwaniu strzelca. Mogli zobaczyć co najwyżej błysk promieni słonecznych odbitych w celowniku, gdzieś między gałęziami pobliskich zarośli. Należy jednak wziąć poprawkę na tępotę obu osobników. Kaisie zdążyła wycofać się między drzewa, wepchnąć pod skarpetkę wkładki wyjęte pośpiesznie ze stanika, co miało nieco zatamować krwawienie z obolałej kostki (bo potrzeba matką wynalazku), oraz koślawo pokonać kilka skoków nim tamci zorientowali się, że ich cel postanowił nawiać.
Brzydal padł na kolana i próbował wymacać upuszczoną broń na przysłoniętej chmurą pyłu ziemi.
Pachoł wybrał bardziej bezpośrednią metodę - podbiegł do Kai i przewalił ją na ziemię.
Dziewczyna próbowała się wyrywać, ale tamten miał wyraźną przewagę. Przekręciła głowę - Brzydalowi w końcu udało się podnieść pistolecik. I nadal był pod wpływem mocy Kaisie.
-Zastrzel go! - rozkazała.
Brzydal bez wahania wycelował w kolegę.
KLIK
-Wystrzelaliśmy wszystkie na Twoją przyjaciółeczkę - wyjaśnił Pachoł. - Nie ruszaj się - poradził dobrodusznie.
Znowu zaczęła się wyrywać, ale na Pachole nie robiło to większego wrażenia - spokojnie zaczął wiązać jej dłonie na plecach.
-Będziesz spokojniejsza jak zabetonujemy ci te łapki - wysyczał Brzydal, który zdążył się otrząsnąć po hipnozie Kai. Wrócił po porzucony plecak cały czas mówiąc.
-Robiliśmy już tak wcześniej i wiesz co? Z łapskami w betonie ludzie nie mogą już czarować. I mieszać ludziom we łbach. Nie za wiele wtedy mogą. A Chris powiedział, że mamy włożyć ci łapska w beton. I nogi też. Do łydek. Wtedy nie można też uciekać. I też nie za wiele można. No i mamy ci zatkać gębę. I nie będziesz już mogła mi kazać zastrzelić swojego. Nikomu nie będziesz mogła rozkazać. I w sumie nic nie będziesz mogła rozkazać. Ani powiedzieć. Gdzie jest worek?
Ostatnie pytanie było już skierowane do Pachoła, który skończył z dłońmi Kai i szarpnięciem postawił ją na nogi.
-Nooo....
-Rozsypałam. Zasłonił nas przed tamtym strzelcem. Jakbym uratowała wam życie. - uśmiechnęła się szeroko.
Dała tamtym chwilę na przetworzenie tych niesamowitych informacji.
-To może w zamian... Wypuście mnie. - nasyciła ostatnie słowa mocą. Ale ledwie wypowiedziała te słowa, pięść Pachoła przywaliła w jej brzuch i powaliła ją na kolana.
Brzydal mrugnął dwa czy trzy razy po czym wściekł się, a jego twarz stała się bardziej obrzydzająca niż zwykle.
-Zatkaj jej gębę! - rozkazał Pachołowi, wymierzając jej kopniak, jednak nieszczególnie mocny - Chris nie powiedział co mamy zrobić z resztą ciebie, a możliwości jest... tego no... dużo.
-Czy wasz Chris powiedział co ze mną zrobi? - spytała nie bez trudu - Z rękoma w betonie stracę moc, a w betonowych bucikach będę, jakby nie patrzeć, zależna ruchowo. Bezużyteczna. Jeśli wasz szef chce mieć dziewczynę, do której mógłby się przytulić, starczyło zaprosić na kawę. - powstrzymała uśmiech.
Brzydal wziął głęboki wdech, jakby chciał coś powiedzieć, ale po dłużej chwili zrezygnował i po prostu ją zdzielił. A potem Pachoł, jakby delikatnie, zakneblował jej usta i postawił do pionu.
-Co teraz? - spytał.
Brzydal mruczał coś pod nosem. Wyglądał na obrażonego.
-Wracamy.



Z dedykacją dla Gai, która stwierdzi, że Kai za mało oberwała.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Loki dnia Sob 12:32, 14 Lip 2012, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Rexus Maximus
Gość





PostWysłany: Nie 22:03, 15 Lip 2012    Temat postu:

[Obóz]

Afterhean krążył przed namiotem, kiedy dobiegło go irytujące wołanie.
-Szefie! Szefie, mamy ją!
Tytan odwrócił się gwałtownie, mrużąc oczy.
-Jedną?-wycedził.
-No bo...- jeden z chłopaków zacisnął usta, drugi spuścił głowę. Kaisie patrzyła na niego wyzywająco znad knebla.
-Nieudacznicy- warknął Chris. -Co z jej rękami i nogami?
-Ona...my...
-Wystarczy- chwycił delikwenta za kołnierz i stanowczo odepchnął.- Oddajcie ją i zejdźcie mi z oczu.
Oddalili się pospiesznie, kuląc ramiona.
Chris zmierzył dziewczynę spojrzeniem i uchwycił moment, w którym uniosła nogę, by z całym impetem kopnąć go w klatkę piersiową. Zachwiał się i z rozmachem uderzył w młode drzewo, które przy akompaniamencie cichego trzasku złamało się na pół.
Zaśmiał się cicho i zdmuchnął włosy z czoła. Powolnym krokiem zbliżył się do Kaisie. Jedną dłonią zamknął jej nadgarstki w miażdżącym uchwycie, a drugą przycisnął do złamanego pnia, wbijając drzazgi w plecy.
-Nie podnoś na mnie ręki- szepnął, a czubek jego nosa niemal dotknął czubka nosa dziewczyny. -Bo ją sobie złamiesz.
Pochylił się jeszcze bardziej, by nie patrzeć jej w oczy.
-Gdzie ona jest?
-Mm-mmm!- powiedziała Kaisie.
Afterhean westchnął. Uwolnił ją od knebla.
-Nie wiem- odparła.
Przesunął palce wyżej, zaciskając je na jej szyi.
-Nie wiesz?
Bez powodzenia spróbowała zaczerpnąć powietrza.
-Nie wiesz?- powtórzył spokojnym głosem.
Źrenice hipnotyzerki rozszerzyły się ze strachu, a usta rozwarły w niemym krzyku.
-Szefie!
Chris zacisnął zęby.
-Szefie!- biegł ku niemu któryś z obozowiczów. -Szefie, nie ma jedzenia.
Tytan gwałtownie puścił Kaisie, a ta osunęła się na kolana, łapczywie chwytając oddech. Skierował na nią pogardliwy wzrok.
-W takim razie możesz się jeszcze przydać.


Ostatnio zmieniony przez Rexus Maximus dnia Nie 22:05, 15 Lip 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Anaid
Przenikacz
Przenikacz


Dołączył: 07 Maj 2011
Posty: 267
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 16:30, 17 Lip 2012    Temat postu:

[PB]

Nicole krążyła po mieście, szukając swojego pierwszego Celu. Był gdzieś niedaleko.
Ciemność powiedziała wyraźnie, żeby zrobiła, co tylko potrafi, żeby uprzykrzyć życie Celowi.
Nic innego, znaleźć i dręczyć. Jeśli to możliwe, zabić.
Potem dostanie kolejny Cel.
Nie miała już przyjaciół, ani wrogów, istniała tylko Ciemność.
Zacisnęła dłoń na rękojeści noża, rozglądając się wokół zielonymi oczami.
Już blisko.
W gruncie, nie chciała tego robić, przecież jest...
Kim jest? Ma na imię Nicole. Ale co więcej?
Czy istniało cokolwiek ponad Cel i Ciemność?
Chyba tak... ale już o tym nie pamięta. Chyba kogoś kochała, chyba o kogoś się troszczyła. To było bardzo dawno, zanim jeszcze poznała, jak wielka jest potęga Ciemności. Ale Ciemność jej potrzebuje, teraz będzie się troszczyła tylko o Nią...
Poczuła Cel, bardzo blisko. O, w tym domu... jednak nie jest sam. Więc trzeba poczekać.
Nie chciała na nic czekać, nigdy nie chciała nikogo zabić.
Poczuła, że Ciemność jakby zanika, jakby ktoś odsunął czarną zasłonę w jej umyśle.
Czyżby Celem był... nie, to niemożliwe. Jest tylko wątłą dziewczyną, nie może nikomu zrobić krzywdy.
- Nie zabiję, jak mogłabym? - wyszeptała.
Trach! Wszystko zniknęło.
Pozostał tylko Cel.
I ciemność.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Loki
Super Moderator
<b>Super Moderator</b>


Dołączył: 26 Maj 2010
Posty: 2006
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 43 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdańsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 21:47, 17 Lip 2012    Temat postu:

[PB]

Do przeszklonych drzwi sklepu Ralph's pukała dziewczyna. Najpierw cicho, nieśmiało, potem coraz natarczywiej. Au (nie będę tłumaczyć skąd się wziął ten przydomek, bo to długa historia, może kiedyś opublikuję ją w osobnym tomiku, razem z wierszami) wyszedł zza półek, trzymając broń gotową do strzału. Rozluźnił się, widząc dziewczę w pełnej krasie - miała na sobie błękitną sukieneczkę do połowy ud, krótką, skórzaną kurteczkę zarzuconą niedbale na ramiona dla ochrony przed chłodem nocy (co prawda słońce zaszło jakąś godzinę temu, ale na pustyni powietrze szybko się wychładza), zaś krótkie włosy miała uroczo zmierzwione. Jednak Au był profesjonalistą, dlatego wyraz jego twarzy pozostał niewzruszony i pełen ambicji.
-O co chodzi?! - spytał głośno przez drzwi.
-Ja... - wydawała się spięta. Oczywiście, można by przypuszczać, że to przez tamte pięć luf, wycelowanych w jej plecy i gotowych wystrzelić, gdyby próbowała zwiać. W rzeczywistości Kaisie była po prostu dobrą aktorką, a motyw 'damy w opresji' był jednym z jej ulubionych.
-Jestem głodna! - co innego mogłoby mnie sprowadzać do sklepu spożywczego, jak nie jedzenie?! - Wpuść mnie, proszę!
Jej głos miał wydźwięk prośby, ale było w nim coś nieznoszącego sprzeciwu. Au z zapałem wziął się do spełnienia jej prośby - wystukał odpowiedni kod na niewielkiej klawiaturce systemu alarmowego, po czym przekręcił dwie wielkie, metalowe zasuwy.
Dziewczyna wślizgnęła się do środka, obdarowując Au słodziutkim uśmiechem.
-Dzięki.
Tamten wzruszył ramionami, z udawaną skromnością.
-Mógłbyś zrobić dla mnie coś jeszcze? - lekko nachyliła się, by móc patrzeć na poziomie wzroku chłopaka. Cały czas się uśmiechała.
-Jasne. - wychrypiał, nieco zmieszany.
Uśmiech na twarzy Kai zniknął.
-Będziesz wykonywał moje polecenia. Będziesz wykonywał...


Tak oto Kaisie Scaper dowiedziała się, że w środku jest jeszcze troje strażników - dziewczyna z bronią, również trzynastolatka i jedenastoletni bliźniacy. Wycelowała latarkę w krzaki i nadała ściśle określony sygnał. Następnie razem z Au przeszli się na zaplecze, gdzie reszta ferajny grała w karty. Kaisie została zmierzona czujnym, damskim wzrokiem i dwoma zaciekawionymi.
-Przyszłaś po jedzenie? - spytała dziewczyna.
-Mniej więcej. - na ten sygnał Au podniósł broń i wycelował. - A teraz podnieść ręce w górę.
Dziewczyna spełniła polecenie, ale Kai widziała w jej oczach chwilę wahania - kiedy decydowała czy unieść ręce czy chwycić za broń, przypiętą do pasa i strzelić. Przezornie zrobiła dwa kroki w tył.
Niecałą minutę później do środka wpadło pięć postaci - sami chłopcy, wszyscy ubrani na czarno. Czterech z nich odebrało broń tamtej dziewczynie oraz oszołomionemu Au, po czym skrępowało im ręce, nogi i zakneblowało.
Piąta postać przyłożyła pistolet do skroni Kaisie, zatykając jej usta dłonią.
-Nie próbuj swoich sztuczek! - krzyknął jej prosto do ucha. Wystarczająco głośno by wszyscy to usłyszeli. Piątym osobnikiem był Dagger.


Kolejna godzina upłynęła całej szóstce wmawianiu czwórce strażników, że nie mają pojęcia skąd wzięli się w toalecie, związani niedbale i śmierdzący tanim alkoholem (Kai), na przenoszeniu wszelakich produktów spożywczych do ciężarówki zaparkowanej na zapleczu (czworo sługusów Chrisa) i komenderowaniu, połączonym z groźnym machaniem spluwą przed oczyma skrępowanej, zakneblowanej Kaisie (Dag).
Kiedy w końcu robota była skończona, Dag wbił się na siedzisko kierowcy, zaś Hipnotyzerkę rzucił na siedzenie pasażera.
-Odstawię ją do obozu. Lepiej się streszczajcie, bo wyjedzą wam najlepsze kąski. - co powiedziawszy ruszył, wzniecając tumany kurzu.
Odjechawszy na odległość kilkunastu metrów, Dag uwolnił dłonie dziewczyny. Tamta natychmiast wyrwała z ust knebel.
-Obrzydlistwo! - prychnęła, po czym wydobyła ze schowka paczkę fajek i zapalniczkę. - Swoją drogą, nieźle ci idzie rola okrutnego przywódcy, który wcale-a-wcale mnie nie zna.
-Staram się jak mogę. - zaśmiał się chłopak. Zwolnił pojazd do bezpiecznej prędkości 40km/h.
Przez większość czasu jechali w milczeniu. Nie musieli rozmawiać.
Dopiero przy Stefano Ray, kiedy Dag miał skręcać w boczną uliczkę, prowadzącą do jeziora...
-Zatrzymaj się. - rozkazała, wpychając papierosy i zapalniczkę do kieszeni. Oczywiście nei używała mocy - nie ośmieliłaby się jej używać na Dagu.
-Co? Czemu?
-Muszę wysiadać.
-Po co?
-Znaleźć Felice. Kto wie co się z nią stało. Nie mogę jej zostawić samej.
-A ja? co będzie jak przyjadę bez ciebie?! Zabiją mnie, kochana!
-Powiesz, że wrócę do jutra, do południa.
-A jak nie?
-Wrócę. - uśmiechnęła się i wyskoczyła w pojazdu. Jechał dość wolno, więc nie zrobiła sobie większej krzywy - przekoziołkowała po asfalcie, po czym z gracją wstała, otrzepała ubranie i biegiem rzuciła się między drzewa.
Znajdę cię.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Vringi
Game Master
Game Master


Dołączył: 01 Cze 2010
Posty: 452
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 12 razy
Ostrzeżeń: 2/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 0:34, 18 Lip 2012    Temat postu:

[rzeka Achartz]

James stał na łodzi, trzymając dłoń na barku Ethana.
- Co się dzieje? - zapytał tamten spanikowany. James uśmiechnął się wrednie.
- Nie czujesz tego smrodu? To kojoty.
- Kojoty?!
- Nie panikuj. Mówiłem po nich wcześniej - wycedził przez zęby trzynastolatek. Omiótł wzrokiem kraniec lasu. Dzikie psy wyłaniały się z niego spoglądając podejrzliwie na uruchomiony silnik motorówki.
To tylko głupie zwierzaki.
Z grupy zwierząt wyłonił się obszarpany stary kojot ciskający wszędzie gromy wzrokiem.
- Leczące dłonie poddać się. Kojoty zabiją. Ciemność mówi: zabić Leczące Dłonie.
Chłopak zaśmiał się nerwowo przejeżdżając wzrokiem po zwierzakach.
Dlaczego wyglądają na wygłodzone? Czyżby ta cała Ciemność napuszczała je na siebie?
Spojrzał wymownie na ślepego chłopaka.
- Wybacz stary - odparł bez krzty żalu. Przyłożył nóż do gardła tamtego i poderżnął mu je spoglądając wesoło na zwierzęta. Następnie pchnął nogą ciało tamtego na ląd. Myślał, że tamten będzie ważył więcej.
Spoglądał w napięciu na kojoty przez całe pięć sekund. Stały przed wyborem: rozkaz Ciemności czy jedzenie.
Wybrały jedzenie.
Gdy tylko doskoczyły do mięsa on dopadł do steru i jak najszybciej skierował się w stronę morza.
Nawet nie czuł żalu.
W końcu, niby jaką wartość ma ludzkie życie?

[ocean]

James widział w oddali wyspy. Czuł się naprawdę słabo. Nie dość tego skończyła się benzyna, a on nie miał czym wiosłować.
Wskoczył więc do wody i trzymając się łódki zaczął ruszać nogami.
Teraz jak się nad tym zastanowić, to gdy wyjeżdżałem z obozu Chrisa panowało tam dziwne poruszenie. Ciekawe gdzie oni się tak wybierali.
Pomyślał o Felice i poczuł się nieco dziwnie. Ni to smutny, ni wesoły. Jakoś tak... nijako.
Wyrzucił ją w końcu z serca.
Atak nastąpił spod wody. Poczuł jak szczęki zaciskają się na jego kostce. Coś chciało go wciągnąć do wody zanim jeszcze zaczerpnął powietrza. Przez ułamek sekundy coś przemknęło mu przed oczami.
Rekin!
Zaczął w panice kopać tamtego w pysk, krzycząc przy tym jak opętany. Walił dłońmi w taflę wody i cały czas kopał rybę w nos.
W końcu tamten puścił, a James wskoczył do łodzi wprawiając ją w ruch. Przeklął chwytając się za prawy bok stopy, który został odgryziony.
Musze ją wyleczyć
Szybko sobie jednak uzmysłowił, że ma zbyt mało sił na to. Dość szybko podjął decyzje.
Krzycząc z bólu zasklepił sobie wszystkie rozerwane żyły i tętnice.
Leżał na plecach dysząc ciężko dopóki nie zemdlał od utraty krwi.

[San Francisco de Sales]

James słyszał nad sobą jakieś głosy.
- Po co nam on? Dlaczego Alice go przyniosła?! - odparł chłopięcy głos.
- Nie rozumiesz?! On dryfował samotnie po Pacyfiku! Ma odgryzioną stopę!!! - usłyszał krzyki dziewczyny.
- "Mogłaś go zostawić." O to ci chodziło Mike? - usłyszał drugi dziewczęcy głos.
- Nie, nie, nie Alice - odparł pierwszy głos ze strachem. - Po prostu mam co do niego złe przeczucia. Mówię wam! Z tego nic dobrego nie wyniknie.
- Jesteś dość rozgadany jak na 12-latka. - usłyszał kolejny chłopięcy głos.
- Właśnie - odparł kolejny chłopak. - Może wyrośnie z niego jakiś polityk?
- Albo, no wiesz, jako stały klient monopolowego.
- Hej! Budzi się! - usłyszał krzyk pierwszej dziewczyny.
Rudowłosy otworzył oczy spoglądając na pięcioosobową grupę spoglądającą na niego z ciekawością.
- Hej! Jestem Alice - odparł 14-letnia brunetka.
- Eee... - zmieszał się, uświadomiwszy sobie, że leży pod kołdrą całkiem nagi. - Kto mnie rozebrał? - zapytał spoglądając na nich kolejno.
Wszyscy tamci jak jeden mąż odwrócili głowę ku zaczerwienionej Alice.
- Rozebrała cię? - zapytał chłopak, w którym po głosie poznał Mike'a. - Seryjnie?
- No sam spójrz - odparł Uzdrowiciel zrzucając z siebie kołdrę. Ostatnimi czasy został obdarty z wszelkiego wstydu i tym podobnych emocji. Druga dziewczyna z prędkością błyskawicy wybiegła z pomieszczenia. Dwaj chłopcy w wieku Jamesa pobiegli za nią gwiżdżąc i śmiejąc się do rozpuku.
- Weź ją - odparła Alice, podają Mike'owi niemowlę. White zaciekawiony spojrzał na dziecko przekazywane z rąk do rąk. Chłopak wyszedł, posyłając Jamesowi ostatnie przestraszone spojrzenie.
- Chyba mnie nie lubi - odparł, próbując nawiązać rozmowę.
- Chyba nie.
- Jesteście rodziną? - zapytał spoglądając na nią z ciekawością. - Przepraszam, nie przedstawiłem się. James White. Miło mi.
Tamta kiwnęła głową. Miała ramiona skrzyżowana na piersi. gdzieś w oddali usłyszeli dźwięk tłuczonego wazonu i płacz dziecka.
- Zostawię cię na chwilę, dobra? - odparła tamta idąc w stronę drzwi. Stanęła przy nich odwracając się w jego stronę niepewnie. - Nie. Ledno się znamy. Nie uwierzyłbyś co tu się zdarzyło.
Gdy tylko zamknęły się drzwi uzdrowiciel ściągnął z nogi bandaże i połączył potargane strzępy mięsa i skóry. Już po chwili oglądał efekt swojej pracy. Stracił wewnętrzną część lewej stopy. Wydawała się o połowę chudsza. Ostrożnie owinął ją bandażem, po czym stanął przed dużym lustrem.
Widział w nim chudego 13-latka o niemal kredowej karnacji i wściekle czerwonych włosach, przychodzących na myśl płomień, ze względu na barwę i ułożenie. Burza rudych włosów falowała mu przy każdym ruchu głową. Spoglądał w lustro oczami szaleńca. Niebieska barwa tęczówek zlewała się z zieloną tworząc niesamowite wzory. Im dłużej się w nie wpatrywało tym bardziej miało się wrażenie że nici kolorów zmieniają położenie względem siebie.
Chłopak dostrzegł tez pewne zmiany. Kilka włosków na brodzie i coraz więcej rosnących na piersi. Od początku ETAP-u włosy znacznie mu urosły, opadając miejscami na plecy i ramiona.
Dostrzegł także coś co go zaniepokoiło. W stosunku do minionych kilku dni dość urósł. Nie byłoby w tym nic dziwnego gdyby nie to, że ostatnio mierzył się miesiąc temu.
Uśmiechnął się dziko, a w gardle zaczął mu rozbrzmiewać szalony śmiech.
Dziś w nocy zobaczymy co mogę im zrobić.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Megumi
Niezniszczalny


Dołączył: 04 Mar 2010
Posty: 1550
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: L-wo
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 9:33, 18 Lip 2012    Temat postu:

[PB]

Nudziła się.
Oporowo.
Pomińmy fakt, że mogła przyłączyć się do jakiejś grupki wieśniaków i siedzieć z nimi przez nieokreślony czas. Piłaby aż do końca alkoholu. W końcu nic lepszego nie było do roboty.
Ogólnie nie pamiętała jak się znalazła w lesie, ale przynajmniej wiedziała, że na nikogo tu nie trafi. No, może oprócz sarenek, sówek i innych zwierzęcych pierdół.
Postanowiła usiąść pod drzewem. Jej conversy były, mówiąć najłagodniej brudne, ale przynajmniej czarne legginsy i szary, przydługi sweter wyglądały znośnie.
To dobre miejsce by umrzeć, mój synu
- Przydałby się taki batonik Mars - mruknęła przypominając sobie reklamę. Nagle w jej dłoniach pojawiło się czarny, podłużny przedmiot. Podniosła brwi do góry, po czym nie zastanawiając się dłużej, otworzyła opakowanie i łapczywie zjadła batona.
Moment... Przecież wcześniej go nie miałam...
Spojrzała na drzewo stojące na przeciwko. Przez przypadek przypomniała sobie narzęcie z sali tortur, którą niegdyś oglądała. Nagle przed nią stała Żelazna dziewica.
- Super! - krzyknęła, a przedmiot zniknął. Po paru próbach i połączeniu faktów doszła do wniosku, że potrafi tworzyć iluzje. Nie wszystkie, ale zawsze.
Nagle usłyszała szelest za sobą. Schowała się za drzewem i czekała, mając nadzieję, że napatoczy się jakiś królik doświadczalny w postaci człowieka.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Robal
Kameleon
Kameleon


Dołączył: 18 Lip 2012
Posty: 64
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraina Nieogarów
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 16:03, 19 Lip 2012    Temat postu:

[plac Coates Academy]

Nick Montrose był uczniem Coates Academy. Miał 13 lat. Siedział właśnie na ławce. W prawej ręce trzymał szkicownik, a w lewej ołówek. W głowie jego była pustka. Pierwszy raz od bardzo dawna nie wiedział co ma naszkicować. W brzuchu mu burczało. Nie jadł nic od 6 godzin. Wysłuchując mowy swojego brzucha, chwycił za ołówek i zaczął rysować. Najpierw naszkicował coś na kształt koła, okazało się jednak, że to nie zwykłe koło, a pizza.
Szkoda, że nie mogę tak po prostu chwycić za telefon i zamówić jedzenia.
Pomyślał jednocześnie zakreślając coś w swoim szkicowniku. Tęsknił za rodziną, tęsknił za tym jak razem z ojcem pływał w basenie, czy łowił ryby. Brakowało mu osoby, która by go wspierała... z którą mógłby przeżyć przygody, albo porozmawiać.
Miał przyjaciela. Niestety zginął w walce z kojotami. Od tego czasu jest sam. Zamknął się w sobie. Z nikim nie chce rozmawiać, a jak już rozmawia to dlatego, że musi. Ostatni raz, rozmawiał ze swoim przyjacielem tuż przed jego tragiczną śmiercią. To nie była zwykła rozmowa, ponieważ była to kłótnia. Poszło o to kto ma nieść jedyną broń jaką akurat posiadali. Marcus żądał tego, żeby on wszedł w posiadanie pistoletu, lecz Nick nie oddał broni. Obaj pobili się w lesie, gdy nagle napadły ich kojoty. Chłopak odepchnął przyjaciela i uciekł, zaś Marcusa pożarły kojoty.
Nick do teraz żałuję swojego czynu i nie może pogodzić się z tym co się stało.
Teraz siedział osamotniony i rysował. Dzień dochodził końca. Wiedział, że zaraz będzie musiał iść do swojego pokoju, lecz nie chciał. Został i rysował.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Robal dnia Czw 17:17, 19 Lip 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
zimowykalafior
Super Admin
<b>Super Admin</b>


Dołączył: 10 Wrz 2010
Posty: 2241
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 53 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Australijskie Skierniewice
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 21:32, 19 Lip 2012    Temat postu:

[PB]

Cassandra uruchomiła czajnik elektryczny.
...
Replay.
Cassandra uruchomiła czajnik elektryczny.
...
To może inaczej.
Cassandra usiłowała uruchomić czajnik elektryczny.
-Cholera - stwierdziła rzeczowo. Ironia losu. A ja już zdążyłam przyzwyczaić się do prądu.
Nie zdziwił ją specjalnie jego brak, czuła raczej coś w rodzaju przygnębiającego rozczarowania. Nie pogardziłaby teraz kubkiem gorącej, aromatycznej herbaty i dobrą książką przy świetle lampki.
Właśnie zmierzchało. Dziewczynę dręczyła świadomość czyjejś przenikliwej obecności; uzmysłowiła sobie, że przecież nigdy nie udało jej się całkowicie wygnać Ciemności ze swojego umysłu.
W ciemnościach Ciemność była śmielsza.
Pewnie dlatego była Ciemnością. Pewnie dlatego zakopała się tak głęboko pod ziemią, tam, gdzie nie docierają nawet pojedyncze kwanty światła.
Dziewczyna zadrżała. Z zimna? raczej nie. Z czymś na kształt paraliżującej paniki pozapalała wszystkie świeczki, jakie znalazła w domu, który, tak na marginesie, wcale nie był jej domem. Ale był całkiem przytulny, to się liczyło.
Stanęła w otwartym na oścież oknie. Kilkadziesiąt metrów dalej jakieś dzieciaki rozpalały ognisko na środku ulicy. W domu naprzeciwko darło się niemowlę.
Nie wiedzieć skąd ani jak, w ręku Cassandry pojawił się nóż kuchenny. Pewnie tępy, ale jednak nóż to zawsze nóż. W ciemności błysnęła stal, gdy buraczkowłosa pewnym i zdecydowanym ruchem...
...schowała nóż do szuflady. Pod ogrodzeniem posesji zamajaczył niewyraźny cień. Lewis zamknęła okno, zasunęła zasłony, zgasiła świeczki, zapaliła latarkę i podreptała na górę. Jaskier chrapał w sypialni. Cassandra zawahała się, po czym weszła do pokoju obok i legła na twarde łóżko, żeby w ciszy wyczekiwać świtu.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Forum GONE Strona Główna -> Archiwum / GONE - to tylko ETAP / Archiwum 3. Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony 1, 2, 3  Następny
Strona 1 z 3

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Emule.
Regulamin