Forum Forum GONE Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

[Fan-fick] G.O.D.

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Forum GONE Strona Główna -> Archiwum / Fan-Art-Fan-Fiction!
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Anaid
Przenikacz
Przenikacz


Dołączył: 07 Maj 2011
Posty: 267
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 18:04, 29 Sie 2012    Temat postu: [Fan-fick] G.O.D.

Mam zaszczyt przestawić jedno z moich dzieł... Na innym forumie się spodobało, więc może i Wam się spodoba. I żywię nadzieję, że ktoś to przeczyta. xD
_______________________________________________________________________

Prolog


Tom rozparł się na zniszczonej kanapie, zaciągając się głęboko papierosem. Patrząc z zadumą w przestrzeń, wypuścił z ust wielki obłok dymu, w którym na chwilę zniknął. Nagle telefon leżący na tanim biurku z supermarketu zawibrował. Chude, blade palce zacisnęły się na starej Nokii. Jasnoniebieskie oczy przez chwilę wpatrywały się ze skupieniem w ekran, a na z lekka szarawej twarzy zakwitł uśmiech. Chłopak zerwał się na równe nogi i wybiegł z domu. Pogoda była co najmniej paskudna, z nieba cały czas kapała woda zanieczyszczona spalinami z samochodów mieszkańców miasta.
Ruszył raźnym krokiem w stronę biblioteki. Od kolegi dowiedział się, że właśnie otworzono zapisy do Turnieju Trzydziestu. Turniej ów odbywał się na terenie Anglii po raz pierwszy a sfinansowany był w pełni przez wspólnotę organizacji charytatywnych na rzecz biednych rodzin. Osoba od dziesięciu do siedemnastu lat mogła się zgłosić do gry za pośrednictwem pewnej strony internetowej (internet dostępny był w bibliotece publicznej). Po upływie miesiąca transmitowane zostaje w telewizji losowanie trzydziestu szczęśliwców, którzy będą mogli zmierzyć się w dwunastu zadaniach o dożywotnie utrzymanie dla siebie i swojej rodziny, oraz o nowy, duży dom w pięknej wiosce w Szkocji. Jak można zgadnąć, chętnych było wielu, choć z Turnieju wracało tylko dwoje zwycięzców. Co działo się z resztą… po prostu odchodzili z rozgrywki. Nie umierali, niezwykle rzadko się to zdarzało.
Jednak nawet tajemnicze zniknięcia nie zniechęcają młodych ludzi do udziału w Turnieju. Każdy chciał żyć lepiej. Tak więc, otrzymawszy informację o otworzeniu zapisów, Tom ucieszył się strasznie. Choć jego szanse były co najmniej nikłe, powędrował do zbudowanej z wielkim przepychem biblioteki, żeby długo czekać w kolejce na swoje pięć minut przed supernowoczesnym ekranem komputera, by spróbować swojego szczęścia w grze o wszystko i o nic.
Tak się złożyło, iż na końcu kolejki sterczał jego „kumpel”, Lee Hudson.
W sumie Tom trzymał się z nim, ponieważ stawiał mu piwo i fajki. Tak naprawdę nie cierpiał tego buca.
- Harrison – mruknął Lee ze swoją nawykową wyższością.
- Lee – burknął Tom, wyciągając z kieszeni papierosa. Wsadził go w usta i podpalił zapalniczką.
Wysoki chłopak skrzywił się z niesmakiem.
- Czy musisz kopcić jak komin? Niedługo dym zacznie ci wychodzić uszami.
Niski palacz prychnął, wysyłając chmurę śmierdzącego dymu prosto w twarz kolegi.
- Przestań mi matkować, Lee. Lepiej mów, co taki dziany facet tu robi.
Na te słowa Hudson wyprostował się dumnie i przeczesał palcami włosy.
- No wiesz, od przybytku głowa nie boli. Przydałby się nowy dom, wreszcie wyrwałbym się od starych. To by było piękne! – Tu dał się ponieść wyobraźni. – Człowieku, płacą za wszystko! I własna chata! Impreza za imprezą i panny lecą jak pszczoły do miodu. Tak, to byłoby genialne. Nawet sobie tego nie wyobrażasz, Harrison. Zresztą, co ty możesz mieć w tym zadymionym czerepie. – Parsknął śmiechem.
Tom jedynie zdawkowo się uśmiechnął.
- Zdziwiłbyś się, Lee. Starzy w domu?
Tamten pokiwał jedynie głową.
Czekali kilka godzin; zdążyło minąć południe, gdy wreszcie wszyli z bogato zdobionego płaskorzeźbami budynku. Wyższy zagadnął:
- To co, lecimy na piwo, Tom?
Rzadko się tak do niego zwracał. Ogólnie sprawiali wrażenie, że znają się tylko z powodu interesów. Żadnych poważnych transakcji nie było, lecz młody bogacz dobrze płacił za informacje o wszelkich imprezach, oraz, co ważniejsze, kto się na nie wybiera. Jako formę płatności informator wybrał piwo i fajki. Tak więc, w tej znajomości obaj dostawali to, czego chcieli i obaj byli zadowoleni.
Czternastoletni chłopak pokręcił głową.
- Chyba nie mam ochoty – powiedział, choć aż go skręcało, tak bardzo chciało mu się napić. Musiał jednak iść po papierosy, to było ważniejsze.
Uśmiechnął się krzywo i skinął głową rozczarowanemu Hudsonowi, po czym skierował swe kroki ku „slumsom” czy też po prostu dzielnicy, gdzie mieszkali ludzie olewający władzę. Tam w blaszanej budzie mieszkała Jess. Nie wiadomo, czy to jej prawdziwe imię, czy pseudonim, jeśli zaś chodzi o nazwisko, to możliwe, że sama go nie pamięta. Jest strasznie stara i poniekąd, na swój sposób mądra. Tym, co Toma interesowało u Jess, były papierosy. Robiła je sama i sprzedawała po bardzo okazyjnej cenie. Ile było w nich tytoniu – nie wiadomo, może napchała tam zwykłego siana. Harrisona w gruncie wcale to nie interesowało.
Wchodząc do pachnącej lawendą budy, zapukał lekko w ściankę. Stara kobieta lubiła to, a chłopakowi zależało na jej przychylności. Jess dosłownie miała fioła na punkcie lawendy; miała ją wszędzie: na parapetach, na stoliku, nawet na podłodze.
- Znowu ty – zaskrzeczała kobieta siedząca na rozklekotanym krześle. Obracała w palcach wiązkę suszonej lawendy; bezzębne usta rozciągnęły się w uśmiechu, a siateczka zmarszczek na spalonej słońce twarzy zafalowała.
- Rozumiem, że masz coś dla mnie? – zapytał szybko Tom, nie wnikając w zbędne uprzejmości.
Jess pokiwała głową, siwe włosy opadły jej na czoło. Niecierpliwym ruchem odrzuciła je do tyłu. Następnie podniosła się ciężko, złapała za drewnianą laskę i poczłapała do pomieszczenia obok. Po chwili wróciła, trzymając w sękatej dłoni papierową torebkę. Sapiąc ze zmęczenia, wcisnęła ją chłopakowi i opadła na krzesło, które tylko zatrzeszczało żałośnie. Ściskała mocno swoją podpórkę, chcąc złapać oddech.
- Chyba robię się za stara na tą robotę – jęknęła, opierając się całym ciężarem na oparciu, które niebezpiecznie się wygięło. – A ty na co czekasz? Idź już.
Tom zdziwiony, zapytał:
- A zapłata?
Tamta tylko parsknęła.
- Niedługo ten cholerny Turniej. Mogę cię już nie zobaczyć, więc weź te fajki i idź już, zanim się rozmyślę – machnęła niecierpliwie ręką.
Chłopak wymamrotał podziękowanie i szybko opuścił budę.
Ten dzień zapowiadał się naprawdę świetnie. Tym bardziej, że pokazało się słońce i przestało padać.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Loumee
Odczytywacz
Odczytywacz


Dołączył: 12 Sty 2011
Posty: 157
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Białystok
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 8:37, 31 Sie 2012    Temat postu:

No, dobrze. Przeczytałam ten prolog i moim pierwszym wrażeniem było: "o rany, ile przymiotników". Też miałam ten problem, oj, miałam. Fajnie, jak ktoś szeroko operuje słowem, ale nadmiar także szkodzi estetyce. Ale potem wszystko szło zgrabnie.
Temat jak na razie interesujący. Być może już nie oryginalny, bo chyba większość ludzi zna "Igrzyska śmierci" Collins, "Uciekiniera" i "Wielki marsz" Kinga, czy choćby "Czarę ognia" Rowling. Najbardziej przypomina mi to chyba "Uciekiniera". Ale jest w tym doza nowości, co mnie osobiście bardzo zachęciło do przeczytania dalszych rozdziałów. Bo sądząc po tym, jak nazwałaś początek, masz jeszcze coś w zanadrzu? Byłoby mi bardzo miło, gdybyś wstawiła więcej.
Gratuluję ciekawego tekstu.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Anaid
Przenikacz
Przenikacz


Dołączył: 07 Maj 2011
Posty: 267
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 18:39, 23 Wrz 2012    Temat postu:

1. Szczęśliwiec.


Dzień losowania był nadzwyczaj ładny. Co jakiś czas zza chmur wyglądało słońce, ni śladu deszczu i na domiar wszystkiego było nawet ciepło. Harrison, wystrojony w białą koszulę i dżinsowe spodnie szedł dziarsko ulicami miasteczka, jak zwykle z papierosem w ręku. Nie zamierzał wlec się z rodziną, szczególnie, że matka przeszukałaby mu kieszenie. Z czym jak z czym, ale z fajkami rozstawać się nie zamierzał, więc wybrał samotny spacer. Na ulicach były straszne tłumy, całe sznury samochodów stały w miejscu na drodze, a poczerwieniali ze złości kierowcy trąbili jak szaleni. W połączeniu z krzykami małych dzieci, głosami ptaków i ujadaniem psów, tworzyło to nieziemski jazgot.
- Harrison! – Głos Lee jakimś cudem przebił się do uszu Toma.
Niski chłopak nie odpowiedział, nie odwrócił się, tylko odchylił głowę do tyłu i wypuścił z ust dym. Wysportowany kolega w mig go dogonił.
- Czemu nie zaczekałeś, Harrison? – warknął, patrząc na niego nieprzychylnie.
Tamten wyjął kolejnego skręta i dopiero po pierwszym zaciągnięciu odpowiedział:
- Po co? I tak byś mnie dogonił.
Nadzwyczaj sensowna odpowiedź chłopaka zgasiła Hudsona. Przepychali się przez rzekę ludzi, używając bardzo energicznie łokci, co dało im nie byle jaką przewagę nad zwykłymi zjadaczami chleba. W rekordowym tempie dotarli do wielkich drzwi biblioteki, gdzie musieli pracować jeszcze mocniej, by nie utknąć. Kiedy weszli, czy też zostali wepchnięci do wielkiego holu, Tom nie oglądając się na kolegę, zaczął brnąć ku majestatycznemu posągowi Dickensa, który siedział na potężnym krześle po lewej stronie.
- Ty kurduplu, nie próbuj tej zabawy z zeszłego roku! – ryknął Lee, gwałtownie przyśpieszając. Słysząc rozeźlonego chłopaka, młody palacz maksymalnie zwiększył pracę rąk. Miał szczęście – Hudson dzięki swojej posturze miał poważne trudności z poruszaniem się w gęstnącym tłumie, więc dotarł do posągu z brązu pierwszy. Nie zważając na nic, nawet na własne, dość pokaźne zmęczenie, wskoczył na postument i zaczął wdrapywać się na górę. Po chwili był już na głowie pisarza i beztrosko machając nogami wypalał papierosa. Wiedział doskonale, że daleko go to nie zaprowadzi, ale paląc czuł się lepiej.
- Mam nadzieję, że szlag cię trafi i spadniesz! – krzyknął bogacz, nieco bezradnie wymachując rękoma. Tom jedynie uśmiechnął się krzywo i krótkim ruchem dłoni posłał siwy popiół na głowy ludzi stojących na marmurowej posadzce. Ktoś zawołał coś ze złością, jednak chłopak go nie usłyszał.
- Tak, tak, jasne – mruknął, wypuszczając w powietrze okręgi z dymu. Bardzo lubił to robić. Irytowało to Hudsona, który tego nie potrafił.
Tymczasem w gmachu zebrało się mrowie ludzi. Podekscytowane dzieciaki biegały wszędzie, potęgując i tak spore już zamieszanie. Tom z braku lepszego zajęcia rzucał w nie petami. Lee stojący na dole, w tłumie ściśniętym jak rybki w puszce, patrzył na niego ponuro. Hudson też chciałby tam wejść, problem w tym, że nie umiał. Młodszy chłopak wspinał się jak małpa, choć męczył się bardzo przy dłuższych wspinaczkach.
Znienacka biały ekran, pokrywający całą ścianę holu, rozjaśnił się, ukazując rozgadanej publiczności obraz studia telewizyjnego. Za szklanym biurkiem o fantazyjnych kształtach, całkiem niepraktycznym, siedziała młoda kobieta. Miała jasne włosy, mocny makijaż i rzucającą się w oczy kiczowatą różę we włosach. Ogólnie, wrażenie nie było zbyt pozytywne.
- Dzień dobry! – zapiszczała, ukazując w szerokim uśmiechu rząd nienaturalnie białych zębów. – Oto nadszedł dzień, na który wszyscy niecierpliwie czekaliśmy, a więc… - tu jej głos podniósł się tak bardzo, że niemal ranił uszy – DZIEŃ LOSOWANIA!
Wszyscy, prawdopodobnie Dickens również, skrzywili się z rozpaczą. Oprócz okropnego wyglądu, kobieta miała również głos, którego barwa na długo zapada w pamięć. Jednak, ku uldze wszystkich zebranych, prezenterka zniknęła a na jej miejscu pojawił się poważny mężczyzna w okularach z przyciemnianymi szkiełkami.
- Witam wszystkich serdecznie, nazywam się Gabriel Daville. Jestem przewodniczącym Rady Wspólnoty Organizacji Charytatywnych w okręgu Londynu. Mi również przypadł zaszczyt przeprowadzenia losowania trzydziestu nazwisk uczestników Turnieju. – Uśmiechnął się z zadowoleniem, jakby patrzył na dzienniczek wzorowego ucznia. – Losowanie odbędzie się tradycyjnie, a zatem, każdy z trzydziestu członków Rady wylosuje jedno nazwisko ze szklanej kuli.
Gabriel przeszedł kilka kroków w prawo, a kamera podążyła za nim jak cień. W równym rządku, pod ścianą stało trzydzieści solidnych krzeseł, a na nich siedziało dokładnie dwadzieścia dziewięć osób. Charakterystyczną cechą ich wszystkich było to, że nosili okulary identyczne jak Daville. Byli wśród nich zarówno mężczyźni, jak i kobiety; wszyscy ubrani elegancko, nie wszyscy z uśmiechami na twarzach patrzyli prosto w obiektyw kamery. A przynajmniej mieli zwrócone w tę stronę twarze.
Daville pospiesznie zajął miejsce na samym początku rzędu.
W kadrze pojawiła się młoda, ciemnowłosa dziewczyna o przyjaznym wyrazie twarzy, pchająca przed sobą niski wózek, na którym stała ogromna szklana kula, a w niej znajdowały się tysiące malutkich karteczek z nazwiskami ochotników.
Przewodniczący sięgnął do niej jako pierwszy; z zagadkowym uśmiechem zamieszał dłonią w kuli i wyjął jedną z nich. Rozwinął ją i…
- Thomas Harrison z Pricefield! – wykrzyknął.
Tom oniemiał, niedopałek wypadł mu z ręki. Widział jak na zwolnionym filmie lot wirującego papierosa, smużkę dymu nim zgasł, popiół lecący za nim niczym śnieg w zimowy dzień.
W holu na moment zapadła głucha cisza. Nawet dzieciaki zamarły, wyczuwając napięcie jak wyjątkowo ciężki zapach, choć nie wiedziały, co się dzieje.
- Niech żyje! – ryknął ktoś.
Tłum przyłączył się do niego. Skandując imię chłopaka zaczęli głośno tupać i klaskać z uciechy. Nikogo nie obchodził już przebieg losowania. Sam wybraniec patrzył tępo na swoje nazwisko na ekranie. Przed oczami zamigotały mu gwiazdy i… zapadła ciemność.
Ocknął się, słysząc gromki śmiech.
- Zdziwił się chłopak! – zawołał głos. – I nic dziwnego. Pierwszy Turniej u nas i trafiony za pierwszym razem!
- Szczęściarz...
Tom otworzył oczy. Nad nim wisiała uśmiechnięta twarz Willa, jego osiemnastoletniego brata, który zawsze tryskał wręcz optymizmem.
- Serwus, braciszku. – Klepnął go lekko w policzek. – Oswoiłeś się z myślą sławy?
Tamten tylko zamrugał.
- Nieważne – mruknął. – Wstawaj, już po ciebie przyjechali.
- Już? – jęknął chłopak, gramoląc się z łóżka. Ktoś przyniósł go do domu. – Nawet nie dadzą mi pierdolonego dnia? – zaczynał wpadać w paskudny nastrój.
- Wyrażaj się – upomniał go Will, popychając go w stronę wyjścia. – Jedziesz do stolicy, pasowałoby się jakoś zachować.
- A fajki? – zapytał świeżo upieczony uczestnik Turnieju. – Bez nich nie idę!
Starszy chłopak tylko westchnął. Wiedział, że jeśli chodzi o skręty Jess, to z nim nie wygra. Po chwili wrócił, a jego kieszenie były nienaturalnie wypchane.
- Dobra, to ja się zmywam – powiedział, nie patrząc Willowi w oczy. Czuł się okropnie głupio.
Dryblas nie odpowiedział. Obaj stali jak wmurowani w ziemię.
- Ekhem… - mruknął, i znienacka załapał niczego nie spodziewającego się Toma w niedźwiedzi uścisk. Drobny chłopak stęknął.
- Jezu, stary, jesteś jak imadło – parsknął, masując żebra. Został obdarzony promiennym uśmiechem.
- Idź już – popędził go brat, jednocześnie wciskając mu coś w dłoń.
Harrison wyszedł na zewnątrz, obracając w palcach rzemyk Willa. Czekało na niego istne stado ludzi.
- TOM! – wrzasnęła jakaś dziennikarka, biegnąc do niego imponującym slalomem. Inni już zasypywali go gradem pytań; flesze błyskały jak oczy demonów w ciemności.
Jasnowłosy zerknął na nią nerwowo, nie wiedząc, gdzie uciekać.
Ktoś złapał go mocno za ramię.
- Wsiadaj do samochodu, chłopcze – burknął facet w ciemnych okularach, prowadząc go w stronę czarnego mercedesa.
Otumaniony palacz usadowił się na skórzanej kanapie i wyjął z kieszeni papierosa.
W samochodzie przyjemnie pachniało, a szyby były przyciemniane. Drżącymi lekko rękoma próbował zapalić końcówkę, jednak nie za bardzo mu to szło. Na dodatek osiłek w czarnych okularach warknął:
- Tu nie można palić.
Zrezygnowany chłopak opadł na siedzenie. Nie dość, że czekała go długa jazda samochodem, to jeszcze nie mógł zapalić.
- Do diabła z wami.
Nawet nie spodziewał się, jaki wielkie znaczenie będą miały jego słowa.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Forum GONE Strona Główna -> Archiwum / Fan-Art-Fan-Fiction! Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Emule.
Regulamin