Forum Forum GONE Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

[Fan-fick] Jaskinia
Idź do strony 1, 2, 3, 4  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Forum GONE Strona Główna -> Archiwum / Fan-Art-Fan-Fiction!
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gaia
Elektrokinetyk
Elektrokinetyk


Dołączył: 10 Maj 2011
Posty: 1114
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 22 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wrocław
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 11:44, 17 Sie 2011    Temat postu: [Fan-fick] Jaskinia

Po długich namowach Perca i Setha (którym bardzo za to dziękuję) postanawiam wrzucić tu moją-jak lubię o niej mówić-powieść. Zaczęłam ją pisać już dawno temu, jeszcze zanim zarejestrowałam się na forum.
Jeśli się spodoba, będę dzielić rozdziały na części i je tu wstawiać.
Co do tytułu- do tego dochodzę dopiero w siódmym rozdziale, także proszę nie zarzucać mi nieadekwatności Kwadratowy.
Na razie- rozdział pierwszy.

Robertowi.

ROZDZIAŁ 1

-Czas przeszły perfecto tworzymy za pomocą odmiany czsownika haber i dodania odpowiedniej końcówki, na przykład hemos hablando...- tłumaczyła nauczycielka monotonnym głosem. Lluvia* Sanchez nie słuchała. Nigdy nie uważała na hiszpańskim. Znała ten język doskonale, płynnie władała też katalońskim. Jej rodzice pochodzili z Barcelony- mieszkali tam z małą Lluvią przez pięć lat, potem jednak, z powodu choroby matki, której nie potrafili uleczyć katalońscy lekarze, wyemigrowali do Stanów. Uzyskali obywatelstwo i od dziesięciu lat przebywali w Nowym Jorku.
Lluvia wyjrzała przez okno i ujrzała to, co zwykle. Wieżowce. Żółte taksówki. Tłumy przechodniów i rowerzystów. Wszyscy kochali Nowy Jork. Ale nie Lluvia.
Zatęskniła za Barceloną. Słoneczną, wiekową, tajemniczą Barceloną. Zamknęła oczy i zanurzyła się we wspomnieniach.
Poczuła wibrację w kieszeni. Sms. Wyjęła telefon i położyła go przed sobą na ławce. Kate Gardner, z którą siedziała w ławce, spojrzałą na nią z dezaprobatą. Jesteś bezczelna, powiedziała bezgłośnie. Lluvia wzruszyła ramionami. Była bezczelna i dobrze o tym wiedziała. Uśmiechnęła się do niej fałszywie, wracając do telefonu. Odczytała wiadomość i zamarła. Przez kilka sekund siedziała w bezruchu, z zapartym tchem. W końcu ocknęła się i zaklęła pod nosem. Jednym ruchem wrzuciła książki do plecaka. Zerwała się z ławki, potrącając krzesło Kate.
-Ej!- zaprotestowała dziewczyna.
Nie zwracając uwagi na krzyki Kate, podbiegła do nauczycielki, pani Izquierdo. Szepnęła jej coś do ucha i wybiegła z klasy.
Wypadła na korytarz i kląc bez przerwy skierowała się w stronę szafki. Otworzyła ją i wrzuciła do niej plecak. Ściągnęła buty i je również wepchnęła do szafki. Z kąta wyciągnęła czarne, wysokie, motocyklowe buty. Wsuwając je na nogi zrzuciła bluzę na rzecz krótkiej, skórzanej motocyklowej kurtki, wyciągniętej ze schowka w szafce. Nie mogąc znaleźć kasku, wyrzuciła wszystko na podłogę. Wokół niej zgromadziło się już całkiem sporo ciekawskich. Doszła do wniosku, że zostawiła go w domu. Czym prędzej wrzuciła rzeczy z powrotem do szafki i zamknęła ją silnym kopniakiem. Pobiegła w stronę schodów, a za nią conajmniej osiem innych osób.
Westchnęła i raz jeszcze wyciągnęła telefon z kieszeni. Dasz radę, przekonywała samą siebie. A jeżeli odbierze pan Devoid?- zapytał cichy głosik w jej głowie. Nie, odpowiedziała sobie w myślach, najwyżej jego sekretarka. A poza tym Conrad na pewno będzie w domu. Mówił, że nie idzie dzisiaj do szkoły. Dasz radę. Dasz radę .Oczywiście, że dam radę. Czym ja się wogóle przejmuję?- zaśmiała się cicho. Zaraz jednak przypomniała sobie o powadze sytuacji i wybrała numer. Znała go na pamięć. Zatrzymała się na chwilę i ze wstrzymanym oddechem czekała, aż ktoś podniesie słuchawkę.
-Słucham?- odezwał się w słuchawce aksamitny głos. Chłopięcy, nie męski. Lluvia odetchnęła z ulgą.
-Conrad?- szepnęła. Reakcja rozmówcy była natychmiastowa.
-Lluvia! Co się stało?
-Musisz po mnie przyjechać.- zagryzła wargę- Teraz.
-Natychmiast?- zapytał z rozbawieniem.
-Jeżeli możesz, to tak.
-Dla ciebie wszystko.- zaśmiał się serdecznie- Już jadę.
Lluvia uśmiechnęła się pod nosem i przypomniała sobie o czymś.
-I weż dodatkowy kask. Zapomniałam swojego z domu.
Rozłączyła się, nie czekając na odpowiedź. Zapięła kurtkę i pobiegła na szkolny dziedziniec. Nie wierzę, że to robię, pomyślała. Oby tylko nie przesadził, przestraszyła się, i z obawą spojrzała za siebie. Mnóstwo osób patrzyło z niedowierzaniem, jak w motocyklowym stroju przemierza szkolne korytarze. Sięgnęła za siebie i ściągnęła gumkę z włosów, pozwalając im opaść na ramiona.
Już po chwili stała przed szkołą. Bała się, że wyjdzie na idiotkę, ale wtedy na dziedziniec wjechał imponujący czarny motocykl. Tajemniczy kierowca w kasku zatoczył niebezpieczny łuk i zahamował tuż przed głównymi schodami. Rzucił w stronę Lluvi jakiś okrągły przedmiot. Złapała go i wsunęła na głowę. Idealnie dopasowany. I jaki stylowy! Co jak co, ale gustu odmówić mu nie można, pomyślała i wsiadła na motocykl. Czuła na sobie wzrok zazdrosnych koleżanek i zachwyconych kolegów.
-Stary, ale maszyna.- usłyszała. -Jaki to model?
-Chyba Honda.
-Pytam o model, a nie o markę, idioto!
-To CBF 600N- wtrącił inny głos.
Jest piękna- powiedział z rozmarzeniem pierwszy.
-Kim jest ten chłopak?- zdecydowanie dzieczęcy ton.
-Nie mam pojęcia. Ale też bym tak chciała...- powiedziała inna.
-Co ona sobie wyobraża?- zawował z oburzeniem kolejny głos.
Lluvia przestała słuchać i nachyliła się do kierowcy.
-Właśnie spełnia się moje njwiększe marzenie- powiedział. - Podjeżdżam pod szkołę na motocyklu marzeń, a z niej wychodzi dziewczyna marzeń i wsiada na ten właśnie motocykl. Czyż nie jestem szczęściarzem?- spytał.
-Kierunek: dom. Tylko szybko- powiedziała Lluvia. - I dzięki za wszystko. Później ci to wynagrodzę.
-Mam taką nadzieję, przyjaciółko- znowu się zaśmiał.- Trzymaj się mocno.
Lluvia objęła go w pasie i z piskiem opon opuścili teren szkoły.


Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez Gaia dnia Śro 11:51, 17 Sie 2011, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
jamata
Pirokinetyk


Dołączył: 23 Cze 2010
Posty: 790
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 11:57, 17 Sie 2011    Temat postu:

Jedno pytanie na wstępie.
Dlaczego nie opublikowałaś swojej 'powieści' dawno temu?
I dlaczego to Honda, a nie Harley? Domagam się Harleya! Harley rządzi. Wesoly
Pisz część dalszą, bo ciekawi mnie esemes i po co tak szybko do domu?
Rewelacyjne. Perc wiedział co robi mówiąc abyś wstawiła to na forum. Mr. Green


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Angella
Przenikacz
Przenikacz


Dołączył: 08 Kwi 2011
Posty: 253
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Coates Academy
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 12:25, 17 Sie 2011    Temat postu:

To jest genialne! ♥ Wstawiaj szybko kolejne części!

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Perc
Wykrywacz Kłamstw


Dołączył: 17 Gru 2010
Posty: 1436
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 24 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z ETAPu

PostWysłany: Śro 22:01, 17 Sie 2011    Temat postu:

No więc jak już wiesz, po prostu to kocham. Genialne opowiadanie, chyba najlepsze, a przynajmniej moje ulubione tutaj. Naprawdę ; ) Masz talent, mistrzyni.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gaia
Elektrokinetyk
Elektrokinetyk


Dołączył: 10 Maj 2011
Posty: 1114
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 22 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wrocław
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 22:09, 17 Sie 2011    Temat postu:

Jamta- musiała być Honda, bo pasuje do Conrada.
Dobra, następny rozdział. Przepraszam, że taki długi, ale nie miałam czasu go podzielić na części. (Dzięki, Perc i Seth)


ROZDZIAŁ 2


Carol był zły. Bardzo zły. Mógł teraz być z kolegami na ściance wspinaczkowej, ale siedział w głupiej „pracowni artystycznej”. Zanurzył pędzel w farbie i zaczął robić ciapki na swojej kartce.
-Carol- szepnęła Blanca, jego siostra. - Tylko czyste kolory.
Spojrzał na nią z nienawiścią. To wszystko jej wina. Głupia Blanca. Głupi kurs. Głupi rodzice. Zawsze wszystko musieli robić razem. Blanca i Carol, Carol i Blanca. Urocze rodzeństwo. Bliźnięta.
Jakby nie mogli chociaż raz nas rozdzielić, pomyślał. Co by się stało, gdybym był na ściance wspinaczkowej? Byłbym szczęśliwy, Blanca też by była. Ja bym się wspinał, ona by malowała. Impresja. Co to wogóle znaczy? Czemu muszę tu siedzieć? Nienawidzę malować. Nienawidzę impresji.-takie właśnie myśli kołotał mu się po głowie, gdy prowadzący ogłosił koniec zajęć.
-W końcu!- ucieszył się głośno Carol. Blanca posłała mu spojrzenie spod zmarszczonych brwi. Bardzo dobrze, pomyślał. Niech wie, że tego nie cierpię.
Powiesił fartuch na kołku i wyszedł z pracowni. Blanca zjawiła się zaraz po nim.
-Carol...- zaczęła.
-Odpuść sobie.- rzucił. Jej krótkie rude włosy powiewały na wietrze, a okulary zsuwały się z nosa. Wyglądała żałośnie.
-Carol, stój. Wiem, że nie chcesz chodzić na te zajęcia. Męczysz się tam.
-„Męczysz” to mało powiedziane, stwierdził z goryczą. Pozwolił jej mówić dalej.
-Nie chcę, żeby tak było. Porozmawiam dzisiaj z mamą. Wytłumaczę jej sytuację. Nie moze być tak, że wszędzie chodzimy razem. Słyszałam o tym obozie wspinaczkowym, na który chcesz jechać w lipcu. Na pewno nie chcesz mnie brać ze sobą. Poza tym nie umiem się wspinać. Trzeba to powiedzieć rodzicom.
-Yyy... dzięki. - spojrzał na nią zdziwiony. - Ale i tak się nie zgodzą, wiesz przecież. Znasz ich.
-Muszą się zgodzić. Już ja coś wymyślę. Chodź, bo nam autobus ucieknie.
Złapała go za rękę i pociągnęła w stronę przystanku.



Lluvia zeskoczyła z siedzenia, gdy tylko Conrad zaparkował. Sprintem dotarła do drzwi wejściowych. Otworzyła je i wpadła do salonu. Zastała tam straszną scenę. Jej ojciec klęczał na podłodze, pochylając się nad matką, która trzęsła się i nie mogła złapać oddechu. Lluvia nie pozwoliła sobie na chwilę wahania. Odepchnęła ojca i ułożyła targaną spazmami matkę na boku. Rozpięła jej koszulę i ściągnęła naszyjnik. Ostro spojrzała na ojca, któy szlochał pod ścianą.
-Teraz trzeba poczekać. Uspokoi się albo umrze- warknęła.
-Ja...ja... spanikowałem!- wydukał. Popatrzył na żonę i z ulgą stwierdził, że spazmy ustępują. Po paru minutach przestała się trząść i Lluvia odetchnęła z ulgą. Matka otworzyła oczy i spojrzała na córkę zdezorientowanym wzrokiem. Dziewczyna pogładziła ją po twarzy.
- Duermo, mama. Duermo.- szepnęła. Z mamą prawie zawsze rozmawiała po hiszpańsku.
Mama zamknęła oczy i zasnęła. Z pomocą ojca Lluvia zaniosła ją do sypialni. Potem udała się do swojego pokoju. Przebrała koszulkę i buty, rozczesała swoje czarne, kręcone włosy. Wyjrzała przez okno. Conrad ciągle czekał, oparty o motocykl. Zamyślony spoglądał gdzieś w dal. Ściągnął kask, tak , że mogła podziwiać jego niesforne włosy o barwie piasku i prosty nos. Był przystojny, bardzo przystojny. Mógł mieć każdą dziewczynę. Bogaty, szczupły, wysoki, dowcipny. Błyskotliwy. Piekielnie inteligentny. Mógł mieć każdą. Ale chciał Lluvię. A ona widziała w nim tylko przyjaciela.
Otworzyła okno, by go zawołać, ale nie musiała. Spojrzał w jej stronę i odsłonił w uśmiechu swoje białe zęby. Lluvia odwzajemniła uśmiech i gestem pokazałą mu, by wszedł do domu. Już po chwili usłyszała cichutkie pukanie do drzwi. To był właśnie cały Conrad. Szarmancki, mimo młodego wieku.
-Wejść!- zawołała, postanawiając przyłączyć się do gry, zamiast wtrącać zwyczajowe „Przecież nie musisz pukać!”
Chłopak uchylił drzwi i wszedł do pokoju. Skłonił się nisko i wyciągnął dłoń spodem do góry. Dopiero po chwili Lluvia zrozumiała, o co mu chodzi. Podała mu własną dłoń, a on delikatnie ją uchwycił i złożył na niej pocałunek- choć właściwie tylko musnął skórę Lluvi. W jego oczach zalśniły buntownicze iskierki. Chciał czegoś więcej. Lluvia nie chciała jednak tracić swojego jedynego przyjaciela. Bała się ryzyka.
-Co się stało?- spytał. - Dlaczego musieliśmy tu przyjechać?
-Mama miała atak padaczkowy. Czasami to się zdarza, ale ojciec spanikował i nie wiedział co robić.
Conrad pokiwał głową ze zrozumieniem. Wiedział, że matka Lluvi ma padaczkę. Nie miał jednak ochoty na ciężkie rozmowy. Żeby rozładować atmosferę sięgnął do kieszeni i wyciągnął z niej dwa kolorowe foldery.
-Mam coś dla ciebie- puścił jej perskie oko. Rzucił Lluvi foldery.
-Co to takiego?- zapytała, z ciekawością otwierając teczkę.
I wtedy po raz drugi w ciągu tego krókiego dnia stanęła jak wryta. Przez parę sekund tylko ruszała ustami, nie mogąc wykrztusić słowa. To wynagrodziło Conradowi wszystkie żmudne poszukiwania. Z uśmiechem na ustach patrzył jak bierze głęboki wdech i spogląda na niego oszołomiona.
-Ty... skąd to masz?- wyjąkała w końcu.
-Ma się te znajomości- wzruszył ramionami, nie tracąc przy tym łobuzerskiego uśmiechu. Ojciec Conrada, pan Devoid, był szychą w Nowym Jorku. Jedna trzecia miasta należała do niego. Conrad nigdy o tym nie mówił, ale Lluvia wiedziała, że mieszka w trzypiętrowej willi z jacuzzi, plazmowymi telewizorami na pół ściany, tarasami, sprzątczką i pokojówką. To wszystko jednak zdawało się nie mieć na niego wpływu. To było jedna z jedo rozlicznych cech, które Lluvia podziwiała. Nie był rozpuszczonym bachorem, egoistycznym i przechwalającym się chłopakiem. Mimo całego swojego bogactwa pozostał skromny, tylko od czasu do czasu pozwalając sobie na małe szaleństwa, takie jak sportowy motocykl. Przy majątku jego ojca to było naprawdę małe szaleństwo.
A teraz podarował Lluvi folder z biura turystycznego organizującego obozy. I to nie byle jakie obozy. Obozy jaskiniowe, jak to nazywali. Wycieczki do najbardziej niesamowitych jaskiń na całym globie- w Australii, na Filipinach, w Europie. W folderze był bilet lotniczy wydrukowany na nazwisko Lluvi- Palawan, Filipiny, czternasty lipca, wylot o 7:15. Nie mogła uwierzyć własnym oczom- właśnie spełniało się jej największe marzenie. Ale wtedy się opanowała. Oddała Conradowi foldery.
-Nie mogę tego przyjąć. Ten bilet i załatwienie miejsca na obozie musiało kosztować mnóstwo kasy. Nie mogę, Conrad.
Chłopak patrzył na nią zdziwiony. Spodziewał się, że będzie skakać, piszczeć, rzuci mu się na szyję. Miała tylko piętnaście lat. O rok młodsza od niego. Czemu się nie cieszyła? Nie spodziewał się po niej takiej dojrzałości. Nie spodziewał się też tego, co sam zrobił.
Ujął jej twarz w dłonie i przybliżył do swojej.
-Słuchaj, młoda- powiedział stanowczym tonem.- Przez dwa miesiące szukałem dla ciebie tego obozu. Wiem, że kochasz się we wspinaczce, nurkowaniu, skakaniu i jaskiniach. Szkoda tylko, że nie we mnie, pomyślał z ironią. Zaraz jednak przywrócił się do porządku. - Więc teraz skup się na tym, co powiem. Czternastego lipca wstaniesz wcześnie rano, weźmiesz wlizkę i pojedziesz na Newark. Tam będę czekał ja. Oddamy walizki, pobiegamy przez trzy godziny po lotnisku i o 7:15 wsiądziemy do samolotu. Polecimy prosto na Filipiny. A potem przez dwa tygodnie będziemy się świetnie bawić. Wiem, że ta wycieczka to twoje marzenie, więc przestań narzekać i w podzięce daj koledze buziaka. Zrozumiano?- widać było, że dotarł do Lluvi. Wyobrażała sobie już dalekie krajobrazy, skoki na spadochronach i wspinanie się po skałach.
Stanęła więc na baczność, zasalutowała i krzyknęła:
-Tak jest, kapitanie!
Roześmiała się wesoło i cmoknęła Conrada w policzek, a ten, usatysfakcjonowany, wybiegł z pokoju.
-Zaraz wracam!- rzucił przez ramię. Przez okno zobaczyła, jak wyciąga coś z plecaka pozostawionego w Hondzie.
Rozpamiętywała jego słowa. Czternastego lipca wstaniesz wcześnie rano. Tak, wstanie wcześnie, żeby zdążyć.
Podeszła do ściennego kalendarza i zakreśliła czternasty lipca fioletowym markerem. Pod spodem dopisała : Newark, 7:15, Filipiny. Zapiszczała z radości. Nie mogła uwierzyć we własne szczęście. Taki przyjaciel trafia się raz na milion, pomyślała.
...będziemy się świetnie bawić. O tak, wykorzysta ten czas najlepiej jak będzie umiała. Po chwili jednak przystanęła. Zaraz, zaraz- zastanowiła się- będzieMY? My? „OddaMy walizki..” MY?!- dopiero teraz słowa Conrada do niej dotarły. On też jedzie? Ale... jak to? Przecież...
W tej właśnie chwili do pokoju wpadł Conrad z aparatem w ręce i porywając Lluvię w ramiona uwiecznił moment totalnego zaskoczenia na jej twarzy.


Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez Gaia dnia Śro 22:11, 17 Sie 2011, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
panna_Soren
Przenikacz
Przenikacz


Dołączył: 23 Lip 2011
Posty: 203
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Lubuskie
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 10:41, 18 Sie 2011    Temat postu:

To jest genialne Czekam na ciąg dalszy!

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Rose
Wykrywacz Kłamstw


Dołączył: 27 Lis 2010
Posty: 1256
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 27 razy
Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Wyspa Crabclaw
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 10:44, 18 Sie 2011    Temat postu:

AAAAAAAAAAaa!!!!!!!!!!!
Dawaj następną część! Już zdążyłam się zakochać w Condradzie.... Wiec długo, to ja nie wytrzymam. Gdzie panie chowała ten talent? Proszę się wytłumaczyć. A tak w ogóle, to mi się strasznie kojarzy z takim horrorem Zejście. Powiedz *pyta z mina a'la Scherlock Holmes* czy zrobi się tak ciemno i strsznie, że będziemy próbować zamykać oczy, równocześnie czytając?

Proooszę, uważaj na literówki!
E.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gaia
Elektrokinetyk
Elektrokinetyk


Dołączył: 10 Maj 2011
Posty: 1114
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 22 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wrocław
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 11:25, 18 Sie 2011    Temat postu:

Oczywiście, Różyczko, będzie bardzo mrocznie. I dziękuję Wam za te miłe słowa.
(Rose, to wyobraź sobie, że Conrad jest wzorowany na kimś prawdziwym ).


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
jamata
Pirokinetyk


Dołączył: 23 Cze 2010
Posty: 790
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 13:04, 18 Sie 2011    Temat postu:

WOW.
Conrad jest wzorowany na kimś prawdziwym?
Jeju. Wesoly
Oczywiście historia świetna, ale Harley'a będę Ci wypominać.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gaia
Elektrokinetyk
Elektrokinetyk


Dołączył: 10 Maj 2011
Posty: 1114
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 22 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wrocław
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 22:00, 21 Sie 2011    Temat postu:

Część pierwsza rozdziału trzeciego.
(Jamata-tak, prototyp Conrada jest prawdziwy i też ma tak na imię (nie, nie Ty, Seth) tylko został oczywiście wyidealizowany)

Konradowi (Tak, Tobie, Seth).

ROZDZIAŁ 3



Piekny zachód słońca, naprawdę piękny.
Macario szedł przez Central Park razem ze swoim najlepszym przyjacielem, Francisciem i obiektem jego westchnień, Zafirą. Francisco opowiadał nieudolnie jakiś dowcip, Zafira nawet nie próbowała udawać, że ją to bawi, a Macario nie mówił nic.
Niezbyt przyjemna atmosfera.
Francisco dziwił się, że Macario się nie odzywa. Był najbardziej gadatliwym, radosnym i optymistycznym człowiekiem jakiego kiedykolwiek poznał. Teraz jednak milczał.
Po chwili doszli do końca parku. Stanęli i spojrzeli po sobie.
-Ekhem.. to ja już pójdę- Zafira spojrzała na nich z góry. Są żałośni, pomyślała.
-No... na razie!- wykrzyknął Francisco do oddalającej się dziewczyny. -Jestem beznadziejny.- zwrócił się do Macaria. -Nigdy mnie nie polubi.
-Daj spokój, nie było tak źle. Wypadłeś całkiem dobrze. Ten kawał o bobrze był śmieszny.
-Stary, proszę cię. Spaliłem go już na początku. To miał być świstak.
-Nieważne. Kto by się przejmował dziewczynami. -Macario omiótł wzrokiem Warner Center, który znajdował się po drugiej stronie ulicy. W jego przeszklonej elewacji odbijały się żółte taksówki. -Chodźmy na lemoniadę.
Lemoniada w Warner Center to była ich tradycja. Lek na całe zło. Idealna, chłodząca. Najgenialniejszy napój świata, jak to określał Macario.
-Masz rację. Chodźmy na lemoniadę.
Łatwo mu mówić, pomyślał Francisco. To on był tym fajniejszym. Jego niepowodzenia bardziej rzucały się w oczy.
Francisco miał czarne, idealnie ułożone, sięgające uszu włosy, ładne, niebieskie oczy i idealną sylwetkę. Macario był o głowę wyższy, chudszy, miał długie, brązowe włosy, które związywał cienką gumką lub rzemykiem.
Wystarczyło jednak spojrzeć w jego, głębokie, brązowe oczy, by mimowolnie się usmiechnąć. Oczy Francisca były ładne. Oczy Macaria były niezapomniane.


-Dlatego nie możemy tego ciągnąć w nieskończoność!- wykrzyknęła Blanca i zrobiła się czerwona jak burak. Nigdy nie krzyczała, a krzyk do matki był w jej wypadku nie do pomyślenia. Poniosły ją emocje. Tak, emocje. Carol siedział obok i nic nie mówił. Był pełen podziwu dla siostry, która stanęła w jego obronie- wytłumaczyła matce, że nie są papużkami nierozłączkami, że mają po piętnaście lat, że mogą zajmować się swoimi pasjami osobno.
Matka spojrzała na Blancę z niedowierzaniem, wręcz z przerażeniem. Potem wstała i wyszła z pokoju. Po prostu wyszła.
-Blanca...
-Odpuść sobie- rzuciła Blanca, parodiując ich popłudniową rozmowę.
-Dziękuję, że to zrobiłaś. Nie sądziłem, że cię na to stać. Dziękuję.
-Co mi dadzą twoje podziękowania, jeżeli zaraz wróci tu matka z rozjuszonym ojcem i wyślą mnie do szkoły wojskowej?
Carol roześmiał się. Siostra nie bywała dowcipna.
-Fakt- powiedział i natychmiast przestał się śmiać. Do pokoju bowiem weszli rodzice i wcale nie wyglądali na zadowolonych. Uśmiech Blanki spełzł z jej twarzy, ustępując miejsca niepokoju.
No to się zaczyna, pomyślała, wzięła głęboki wdech i przymknęła oczy. Carol zrobił dokładnie to samo.

Lluvia i Conrad w następnej części ; ).


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Premit
Super Szybki
Super Szybki


Dołączył: 12 Lip 2011
Posty: 400
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Rzeszów
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 8:33, 22 Sie 2011    Temat postu:

Gaia! To jest świetne! Straszne wciąga! Pisz dalej bo masz talent! Czekam na kolejne rozdziały.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Rose
Wykrywacz Kłamstw


Dołączył: 27 Lis 2010
Posty: 1256
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 27 razy
Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Wyspa Crabclaw
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 9:41, 22 Sie 2011    Temat postu:

Człowiek wraca do domu, wchodzi na forum i same miłe niespodzianki Mruga Bardzo mi się podoba twój styl pisania- bez trudu dajesz sobie radę z masą bohaterów. Więc nie pozostaje mi nic innego, jak czekać z zapartym tchem na następną część...

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Perc
Wykrywacz Kłamstw


Dołączył: 17 Gru 2010
Posty: 1436
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 24 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z ETAPu

PostWysłany: Pon 12:27, 22 Sie 2011    Temat postu:

Widzisz Gaia, masz nawet większy talent ode mnie, a nie wierzyłaś w to Mruga

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
LovelyLie
Wykrywacz Kłamstw


Dołączył: 01 Lip 2010
Posty: 1245
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 11 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Rzeszów
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 14:07, 22 Sie 2011    Temat postu:

Gaia, jesteś genialna. Padam do stop i biję pokłony. Jeśli Conrad jest wzorowany na kimś prawdziwym, to strasznie Ci zazdroszczę. Wesoly
Czekam aż się zrobi mrocznie i strasznie. :>


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Temi
Kameleon
Kameleon


Dołączył: 22 Sie 2011
Posty: 92
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wrocław
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 10:19, 30 Sie 2011    Temat postu:

Gaia, super, naprawdę świetnie! Błaaaaaagam, pisz dalej, bo jak nie, to przyjdę do Ciebie w nocy i przeczytam z Worda. Jesteś świetna, brak literówek (albo ja patrzeć nie umiem ), ładny język. Mogłabym się rozpisywać, ale błagam, daj kolejną część.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gaia
Elektrokinetyk
Elektrokinetyk


Dołączył: 10 Maj 2011
Posty: 1114
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 22 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wrocław
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 21:20, 03 Wrz 2011    Temat postu:

Część dalsza rozdziału trzeciego.


-I can`t go for that, no, no, no can do...- Lluvia podśpiewywała sobie pod nosem stare hity.
Kiedy otrząsnęła się z szoku, przeprowadziła poważną rozmowę z Conradem. Chociaż „rozmowa” to za dużo powiedziane...

-Co to ma znaczyć? Jak to? Po co tam jedziesz? Fundujesz mi wakacje, to super, ale po cholerę masz jechać ze mną?! Umiesz się w ogóle wspinać? Wiesz, co to znaczy „jaskinia”? Wiesz, gdzie leżą Filipiny? Jedziesz, żeby mnie niańczyć? Zwariowałeś? Mój ojciec w życiu się na to nie zgodzi!
Conrad przyglądał się temu wszystkiemu z rozbawieniem. Uwielbiał patrzeć, kiedy Lluvia nie wytrzymywała i wybuchała. Kiedy ujawniał się jej latynoski temperament. Nadawałaby się do telenoweli, pomyślał i roześmiał się głośno.
-Czemu się śmiejesz? No, czemu? Estas enfermo! Enfermedad!- kiedy się denerwowała, często mówiła po hiszpańsku.
-Lubię się wspinać- oznajmił i wzruszył ramionami. - Nie wiedziałaś?
-Tak się składa, że nie!- warknęła. Jej czarne loki podskakiwały przy każdym kroku. - Uch!- z bezsilności kopnęłą szafę. - Co ja mam z tobą zrobić?
-Możesz iść ze mną na lody. Jest ładna pogoda.
-Ty...ty czarci pomiocie!- kiedy Lluvia nie mogła wymyślić dobrego przezwiska, oznaczało to, że zaczyna się poddawać. - Jakie lody?- zainteresowała się.
-Jakie tylko chcesz- odpowiedział Conrad, nadal się śmiejąc. Wiedział już, że wygrał.
-Pistacjowe- zadecydowała. Westchnęła i powiedziała:-
Pierwszy raz postawiłeś na swoim.
-Pistacjowe są obrzydliwe!- krzyknął dramatycznym tonem.
-Człowieku, czemu ja się z tobą zadaję...?
-Bo jestem przystojnym, dowcipnym i bystrym chłopcem?
-Jesteś wariatem.
-No widzisz? Pasujemy do siebie!
Lluvia rzuciła w niego poduszką.
-Chodźmy już. Ja biorę pistacjowe, czy chcesz, czy nie.
-Niech ci będzie. Masz wyjątkowo kiepski gust w kwestii lodów.
Ona jednak była już na schodach.





Ostatnie pociągnięcie ołówka... i gotowe. Macario uśmiechnął się, z zadowoleniem podziwiając swoje dzieło. Szkic przedstwiał dwóch chłopców siedzących przy wąskim, podłużnym, eleganckim stoliku. Stały na nim dwie szklanki z lemoniadą, co można było poznać po parasolkach i rozciętych cytrynach wsuniętych na brzeg szklanki. Dokładne odwzorowanie ich wieczoru. Sceneria była jednak inna. W tle nie widać było Central Parku, taksówek ani przechodniów. Stoliczek stał przed wymyślnym, niskim, powykręcanym budynkiem. Gaudi. Barcelona. Miasto Macaria. Lubił Nowy Jork, ale było to niczym w porównaniu z uczuciem, któym darzył Barcelonę. Nowy Jork był jak Francisco- nowoczesny, pędzący, zachwycający, na swój sposób piękny. Barcelona była jak Macario- tajemnicza, urokliwa, nieodgadniona. Miasto z historią. Autentycznie piękne.

Rysowanie było największą pasją Macaria, choć się tym nie chwalił. Nawet Francisco, człowiek tak mu bliski, a jednocześnie tak daleki, nie wiedział o jego talencie. Macario się nie wstydził- nie był nieśmiały. Po prostu uważał, że nie zostałby doceniony, gdyby się ujawnił.
Swoje prace chował do trzech grubych teczek, każdą do osobnej koszulki. Teczki z kolei znajdowały się w drewnianym pudełku ze staromodnym zamkiem. Pudełko schowane było w najniższej szufladzie jego ekstrawaganckiego biurka, razem z milionami zużytych gumek, tysiącami rodzajami ołowków i specjalistycznych sprzętów.
Macario wyjął z innej szuflady koszulkę, chuchnął na pracę i schował ją do niej. Potem włożył ją do pierwszej, najcieńszej teczki i zamknął w pudełku, które wsunął do szuflady. Posprzątał blat i otworzył okno na oścież. Usiadł na parapecie, pozwalając swoim nogom zawisnąć w powietrzu, cztery metry nad ziemią.
Jego okno wychodziło na południową stronę Central Parku. Lubił siadać na parapecie i obserwować ludzi. A później ich rysować.
Słońce było już bardzo nisko nad horyzontem, gdy zobaczył w dole roześmianą parę. Nie, nie parę, poprawił się po chwili. Nie trzymają się za ręcę. Jedli lody w wafelkach i dyskutowali o czymś radośnie. Dziewczyna miała burzę czarnych, skręconych włosów i była całkiem niebrzydka. Chłopak był blondynem.
-Uważaj, cieknie ci! - zawołał do niej chłopak. Dziewczyna okręciła wafelek i zlizała ściekający lód.
-O, popatrz! - krzyknęła, wskazując palcem na staw. Chłopak odwrócił się w jego stronę, a ona wyrwała mu loda z ręki. Macario myślał, że chłopak będzie zdezorientowany, ten jednak miał wyjątkowo dobry refleks. Natychmiast się odwrócił i odebrał dziewczynie jej wafelek. Po chwili jednak przyjrzał się gałce na wierzchu i skrzywił się.
-Pistacjowe? Nie będę jadł tego paskudztwa.
Oboje zaśmiali się głośno.
-Oddawaj moje lody!- powiedział melodramatycznym tonem. Czarnowłosa zaśmiała się raz jeszcze i podała mu jego wafelek.
-Naprawdę cieszę się na ten obóz- stwierdziła po chwili milczenia.- Nawet to, że jedziesz ze mną nie psuje mi humoru. Może być ciekawie- oglądanie twojej mozolnej filipińskiej jaskiniowej wspinaczki.
Macario nadstawił ucha. Lubił przygody, lubił się też wspinać. Czasami chodził z Francisciem na ściankę wspinaczkową do jednego z nowojorskich centrów handlowych.
-Mozolnej?- zapytał chłopak z udawanym zdziwieniem. - Nigdy nie widziałaś, jak się wspinam.
-Bo nigdy tego nie robiłeś.
-Możesz mieć rację. -puścił jej perskie oko - Może jednak okaże się, że wspinaczka to jeden z moich rozlicznych talentów?
-Conradzie Devoid. Nie sądzisz, że twoje ego zbyt się rozdęło ostatnimi czasy?
-To od przebywania z tobą, Lluvio Sanchez- zaśmiał się.- Chodźmy już. Robi się ciemno. Odprowadzę cię.
-Jaki troskliwy chłopiec, proszę, proszę!- rzuciłą z sarkazmem Lluvia. - Niech ci będzie. Chodź.
Przez chwilę się wahała, a potem pacnęła Conrada w ramię.
-Gonisz!- wrzasnęła i zaczęła uciekać.
Macario obserwował Conrada Devoid i Lluvię Sanchez oddalających się pięćdziesiątą dziewiątą przecznicą, i chodź było już ciemno, wyjął ołówki, po czym zabrał się do pracy.

Obóz wspinaczkowy filipiny. Takie właśnie hasło (na prośbę Macaria, który jako jeden z ostatnich mieszkańców Nowego Jorku nie posiadał komputera) wpisał w google Francisco. Pojawiło się ponad 60 wyników wyszukiwania.
-Tak dużo?- jęknął Macario. - W życiu przez to nie przebrniemy!
-Spokojnie. Połowa z tego to same bzury- tłumaczył cierpliwie Francisco. - Będziemy wybierać tylko te, które mają najwięcej wspólnych tagów.
-Czym do cholery są tagi?- denerwował się Macario. - Jedyne elektroniczne urządzenia, które ogarniam to kuchenka, telewizor i mój odtwarzacz CD. Jestem zacofany.- biadolił.
-Nie zacofany, tylko staromodny. Oldschoolowy. -poprawił Francisco. -Znasz się na innych sprawach. Umiesz gotować. Ja w życiu nie poradziłbym sobie w kuchni.
Umiem też rysować, pomyślał Macario.
-Masz rację. Przestanę narzekać. I co, znalazłeś coś?
-Tak. Ale to jest obóz jaskiniowy.
-Może być!- rozpromienił się Macario.
-Jest bardzo drogi.- ostrzegł go przyjaciel.
To stwierdzenie bynajmniej nie ostudziło zapału Macaria.
-Nie szkodzi! Kiedy?
-Czternastego lipca.
-Perfekcyjnie. Teraz mamy maj. Zdążę nazbierać pieniądze.
-Jak uważasz- wzruszył ramionami Francisco.- Ale ja tam nie jadę.
-Oczywiście, że jedziesz. Bez dyskusji.

***


Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez Gaia dnia Sob 21:28, 03 Wrz 2011, w całości zmieniany 4 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
sunshine
Pirokinetyk


Dołączył: 09 Maj 2011
Posty: 769
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Z jaskini:)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 16:42, 04 Wrz 2011    Temat postu:

O! To jest FANTASTYCZNE! Gajo, jak śmiałaś tak długo ukrywać przed nami ten talent?! Wesoly Zazdroszczę Ci tego czegoś, dzięki czemu tak genialnie piszesz. Czekaj aż jakieś wydawnictwo zapuka do twych drzwi. Mruga

Post został pochwalony 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gaia
Elektrokinetyk
Elektrokinetyk


Dołączył: 10 Maj 2011
Posty: 1114
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 22 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wrocław
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 18:10, 21 Paź 2011    Temat postu:

Pierwsza część rozdziału czwartego.

Robciowi-bo to jego ulubiony.
Alice-bo komplementuje.


ROZDZIAŁ 4


-I am the champion, I am the...- Carol urwał swoją sparafrazowaną pieśń, gdy zobaczył minę Blanki. Smutną, zaniepokojoną, ze sporą dozą przerażenia.
Rodzice wydali wyrok: kara dla Blanki, nagroda dla Carola.
Carol jedzie na swój wymarzony obóz wspinaczkowy, a Blanca... jedzie z nim.
Z radości Carol zapomniał, że celem ich rozmowy z rodzicami było to, by nie musiał cały czas przebywać z siostrą, euforia przesłoniła mu cały świat. Dopiero przerażenie na twarzy Blanki przywołało go do rzeczywistości.
Blanca bała się wspinać, miała lęk wysokości. Nie mogła jechać na obóz wspinaczkowy do jaskini. Kara, tylko dlatego, że postawiła się matce. Pierwszy raz w życiu. Kara.

***


-Hostia!
-Co to znaczy „hostia”? - zapytał zaciekawiony Conrad. - Ostatnio używasz tego słowa bardzo często.
-Nie twoja sprawa. Trzeba się było przyłożyć do hiszpańskiego w szkole. - odparła Lluvia wściekłym tonem.
Z parteru dobiegł dźwięk tłucznego szkła.
-Hostia!- usłyszeli głos matki Lluvi.
-Monica, nie przeklinaj! - zgromił ją mąż.
Conrad roześmiał się radośnie.
-Chyba już wiem, co to znaczy- powiedział, zwijając się ze śmiechu na szerokim fotelu w pokoju Lluvi. Obserwował, jak się pakowała na jutrzejszy wyjazd. Czynił złośliwe komentarze i naśmiewał się z jej niezdecydowania- sam już dawno skompletował walizkę.
-„Ojej, który podkoszulek mam zabrać?”- pisnął, naśladując głos Lluvi- „ Niebieski czy jasnoniebieski? Od tego zależy moje życie! A poduszkę! Byłabym zapomniała o poduszczce do samolotu!”- ochłonął nieco dopiero wtedy, gdy oberwał w twarz poduszką do samolotu.

Po kolejnych dwudziestu minutach wyrzucania ubrań i kosmetyków na podłogę, Lluvia opadła na fotel obok Conrada i ciężko sapiąc wyharczała:
-Udało się.
-Jestem z ciebie taki dumny- odparł chłopak, kryjąc twarz w oparciu, by nie słychać było jego śmiechu.
-Śmiej się, śmiej. Zobaczymy jutro na lotnisku, kto będzie rozpaczał, że zapomniał najważniejszych rzeczy.
-Właśnie, a propos lotniska: mogę cię podwieźć, ale będziesz musiała wstać wcześniej. Inaczej się nie wyrobimy.
-Sama się podwiozę- oświadczyła Lluvia, podnosząc dumnie głowę.- Jestem samowystarczalna.
-A ja...
-Nie jestem- przerwała mu ze śmiechem.
-Bzdura. Chciałem powiedzieć, że JA muszę już iść.- podniósł się z fotela. - Do zobaczenia jutro o 5:30.
-O 5:30?!- jęknęła Lluvia. - To niemożliwe, będe musiała wstać o czwartej, więc...
-...więc lepiej idź już spać i się wyśpij. Nie będę cię nosił, a tym bardziej twojej walizki. Dobranoc- powiedział wychodząc z pokoju. Po chwili Lluvia usłyszała dźwięk odpalanego silnika.
-Santa Maria... - zdążyła westchnąć, zanim spojrzała na zegarek. Była już 22:00. W najlepszym wypadku zostało jej pięć godzin spania.
-Po jaką cholerę się na to zgodziłam...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
sunshine
Pirokinetyk


Dołączył: 09 Maj 2011
Posty: 769
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Z jaskini:)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 18:16, 21 Paź 2011    Temat postu:

Suuper! Dziękuję za dedykację Rumieni się . Część świetna, co to znaczy Hostia? Jezyk
No i 5.30? Wesoly Genialne Gaiu, jesteś świetna. Wesoly


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Premit
Super Szybki
Super Szybki


Dołączył: 12 Lip 2011
Posty: 400
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Rzeszów
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 18:20, 21 Paź 2011    Temat postu:

Xeniu! Na prawdę masz wielki talent! A te dialogi?! Są świetne! Musisz pisać! Jesteś w tym na prawdę dobra!

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Forum GONE Strona Główna -> Archiwum / Fan-Art-Fan-Fiction! Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony 1, 2, 3, 4  Następny
Strona 1 z 4

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Emule.
Regulamin