Forum Forum GONE Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Rozdział XIII
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3
 
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Forum GONE Strona Główna -> Archiwum / GONE - to tylko ETAP / Archiwum 2.
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Vringi
Game Master
Game Master


Dołączył: 01 Cze 2010
Posty: 452
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 12 razy
Ostrzeżeń: 2/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 18:54, 03 Wrz 2011    Temat postu:

[PBNP]
Nikt nie zwrócił na niego uwagi gdy omijał ruiny elektrowni. Stały tam na pewno Maggie, Anuna i Nerrisa. Swann na pierwszy rzut oka wyglądała na załamaną.
Ciekawe co się stało.
Destiny nie żyje.
Rozumiem...
Zatrzymał się na chwilę spoglądając w niebo.
Na pewno?
Kilku tygodniowe dziecko przeżyłoby z dziurą w głowie?
Ale jest jeszcze nadzi...
Nadzienie z mózgu.
Charlie spuścił wzrok i ruszył dalej.
Nie mój interes. Ma własne sprawy.

[Pola uprawne-bariera]
Stał pod barierą wpatrując się w nią intensywnie. Wpatrywał się w pęknięcie.
Była to cienka lina o szerokości 1mm idąca wzwyż gdzieś z 15 metrów.
- Więc tak mnie uratował. - powiedział Angel wpatrując się w szczelinę. Czuł dostający się do ETAPu chłodny wietrzyk.
Miłe uczucie.
Charlie, masz chwilę.
O co chodzi?
Chciałem ci podziękować za opowieść.
Gdzie odchodzisz?
Wyruszam do Mgławicy Ślimaka. Od dawna tam nie byłem. Wrócę na ta planetę za jakieś 10 tysięcy lat.
- Żegnaj. - Angel usiadł na kamieniu na wprost Pęknięcia. - Chyba trzeba zając się Drakiem.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Loki
Super Moderator
<b>Super Moderator</b>


Dołączył: 26 Maj 2010
Posty: 2006
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 43 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdańsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 19:16, 04 Wrz 2011    Temat postu:

[PBNP]

-Tak Loki, to jest nos mamusi. Nooosek. A tu policzek. Szczypasz mamusię w policzek, tak? Tak? Dobry chłopczyk. Tak, usta mamusi, znowu nosek, nosek.... Ał! Loki... Wyjmij mamusi palec z oka... Proszę wziąć ten palec! No... Dobry chłopiec - mruknęła, sadzając dziecko obok brata. Dionizos uśmiechnął się pod nosem. To on to potrafi? Posłała mu wściekłe spojrzenie tego oka, którego nie zasłaniała dłonią i które było w stanie coś widzieć. Uśmiechnął się jeszcze szerzej.
A potem usłyszała płacz. Zwróciła się w tamtą stronę. Dookoła Nerrisy zebrał się wianuszek. Elizabeth bezgłośnie się tam podkradła. Między nogami zebranych dostrzegła powód całego zamieszania - owinięte w jakąś szmatkę, delikatnie, maleńkie ciałko Destiny. Aż się zachłysnęła. Jej ciało niekontrolowanie zadrżało. Odsunęła się trochę w tył, prawie straciła równowagę. A potem słysząc szloch Nerrisy, zamrugała parę razy, zmarszczyła brwi, przedarła się przez tłum i wymierzyła Ner mocny policzek. Nikt nie zdążyła zareagować nim złapała Swann za ramiona, mocno przyciągnęła do siebie i wrzasnęła prosto w twarz.
-Opanuj się dziewczyno! Nie możesz teraz płakać! Nie płacz! Nie pozwalam! Masz... nie.. płakać! - odepchnęła ją lekko i westchnęła.
Nerrisa przez chwilę gapiła się na nią. A potem wybuchła.
-Nie mów mi co mam robić! To było moje dziecko - moje! - nie twoje! Nie wiesz co czuję... - znowu była bliska płaczu.
El prychnęła
-Po części było i moje - i tak to ja spędzałam z nią większość czasu.
-Kradłaś ją. Porywałaś!
Wzruszyła ramionami.
-I tak go nie chciałaś.
Ner rzuciła się na nią jak lwica, ale Elizabeth odparła atak.
-Suka!
-Ta, ta... Słuchaj, ze mną to dziecko miałoby lepiej. Popatrz, spójrz prawdzie w oczy - twoja córka nie żyje. Gdyby była ze mną...
Ze stanu wściekłości Nerrisa przeszła na stan furii.
-Przestań! Zamknij się! Zamknij! - tupała nogą, z twarzą wykrzywioną w złości - Ty nie miałaś jak ja! Nie przychodził do ciebie! Nie byłaś sama! Cholernie sama! Ojciec... Marvel się zajmuje... Charlie... - El spodziewała się ciężkich przekleństw, ale Nerrisa najwyraźniej nie miała na nie siły. Zajęła się niepohamowanym płaczem.
Elizabeth widziała nieprzyjazne spojrzenia posyłane w jej kierunku. Powstrzymała jednak wściekły tłum przed rozszarpaniem jej, ruchem ręki. Nachyliła się nad Nerrisą.
-Zdradzić ci sekret...? - szepnęła jej do ucha. Ner wybąkała coś. El się uśmiechnęła - Ale nie będziesz już płakać?
Swann odgarnęła włosy i spojrzała na El ze złością.
-Daj sobie spokój Frey - syknęła - Mów o co chodzi.
Elizabeth uśmiechnęła się szerzej.
-Marvel jest naprawdę wspaniałym ojcem, nieprawdaż? Czuję, że właśnie jest z Aquariusem. To ten najstarszy. Marv odkrył jego moc. I pośrednio uratował przed kopułą. Wspaniały ojciec, prawda?
-Chcesz mnie dobić?
Elizabeth roześmiała się cicho.
-To też, ale nie o to chodzi. Marvel jest świetny ojcem, ale.... biologicznie nie jet ojcem moich dzieci. A ja mam darmową opiekunkę! Frajer, co?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Vringi
Game Master
Game Master


Dołączył: 01 Cze 2010
Posty: 452
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 12 razy
Ostrzeżeń: 2/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 22:38, 05 Wrz 2011    Temat postu:

[Pola uprawne - bariera]Piszę tego jakże świetnego posta z telefonu gdyż ponieważ mam szlaban na laptopa.
Rozbijanie lodowej bryły nadziakiem było dość czasochłonnym zajęciem. Ale pogoda działała na jego korzyść.
- O matko! Ale kocioł!
Mimo to męczył się przy bryle lodu. Potrzebował dziewczyny w niej zamkniętej.
Potrzebował na wiele sposobów.

*20 minut później*

Leżał cały zdyszany, otoczony błotem. W końcu rozbił lód. A Xantiago żyła. Rozdygotana, ale żyła.
- Xanti, pomożesz mi?

[Pustynia]
Charlie opierał się o łopatę. Xantiago siedziała nad dołkiem, spoglądając w głąb niego.
W dołku leżał Drake Badwolf z zamrożonymi kończynami.
- Zakopiesz mnie? - zapytał z obłędem w oczach Drake. Angel pokazał jedynie głową. Nie zamierzał odpowiadać - Czemu?! Odpowiedz mi!!!
Oboje milczeli. Witakinetyk zaczął zakopywać dawnego przyjaciela.
- To się niedługo zakończy!!! Wtedy pożałujesz!!!
Darł się dopóki nie zakrył go piach. Wtedy to Charlie rzucił łopatę na bok i stanął naprzeciwko dziewczyny. Mierzyli się nawzajem badawczym wzrokiem.
- Nie wiem dlaczego mi pomogłaś, ale dziękuję ci - pocałował ją delikatnie i odsunął się, czekając z niecierpliwością na odpowiedź.

Poprawiłem, bo aż oczy bolą, lokato. ;>
Marv.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gaia
Elektrokinetyk
Elektrokinetyk


Dołączył: 10 Maj 2011
Posty: 1114
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 22 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wrocław
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 17:02, 06 Wrz 2011    Temat postu:

[Pola uprawne - bariera]

Rozkuł ją ten wysoki, blond chłopak, witakinetyk.
Drżała na całym ciele.
Gdy się opanowała, zerknęła w stronę Perdido Beach. Bariera pochłonęła większą jego część.
Nie.
Adam.
Byłaby osunęła się na kolana, gdyby nie wyczekujące spojrzenie, jakie jej posłał chłopak. Przypomniała sobie jego imię. Charlie. Uświadomiła sobie, że nawet nie podziękowała. Bez słowa ruszyła za nim.
Była całkowicie otępiała, robiła po prostu, co jej kazał. Nic się już nie liczyło. Nie został nikt, dla kogo warto by się starać.
Zamroziła ręce i nogi jakiemuś chłopakowi, a Charlie go zakopał.
Wpatrywała się w przestrzeń, kiedy powiedział:
- Nie wiem dlaczego mi pomogłaś, ale dziękuję ci.
Przysunął się i delikatnie musnął jej usta.
I wtedy coś w niej pękło.
Ujrzała mozaikę obrazów.
Jego oczy. Fioletowe spojrzenie.
Jego ramiona. Tak słabe, a tak silne.
Czuła się w nich bezpieczna.
Jego sylwetka zanikająca wśród drzew.
Ciąg wspomnień zmienił się, ukazując zupełnie inną twarz. O czarnych, dumnych oczach i karmelowej skórze.
Jego usta.
Dłonie Setha, a nie Charliego.
Usta Adama, a nie Charliego.
Co on sobie wyobraża? Czy nie wie, że ja...że ja ich...
Nie ma ich. Żadnego z nich.
Ogarnęła ją wściekłość.
Uderzyła Charliego w twarz, pozostawiając ślad tak podobny do tego, który zostawił na jej policzku Adam. Wtedy w lesie. Byli tam obaj.
Angel wyglądał na nieco oszołomionego, gdy jej oczy zaszkliły się od łez, a ramiona objęły go ze stalową siłą.
A obiecała, że nie wyleje już więcej łez.
Ujęła twarz w chłopaka w dłonie, a jego podbródek pokrył szron.
-Pomogę ci. Zrobię, co tylko chcesz. Tylko pomóż mi zapomnieć-szepnęła.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Gaia dnia Pią 21:31, 09 Wrz 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Nefeid
Kurczak


Dołączył: 17 Maj 2010
Posty: 1500
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 13 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: łódź
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 17:20, 07 Wrz 2011    Temat postu:

[PBNP]

To, co się obecnie działo w zmniejszonym ETAP-ie można było opisać jednym słowem - totalny bajzel.
Susan siedziała na ziemi, z dala od innych i patrzyła się przed siebie. Tyle osób zginęło. Tyle... i jeszcze dzieciaki chorowały. I te małe, i te większe. Kasłały, wymiotowały, uskarżały się na bóle przeróżnych części ciała. Susanne podejrzewała, że mogło mieć to związek z elektrownią. Czy też z wędrującą barierą. Ale z drugiej strony, jakie to miało znaczenie?
A potem nagle krzyknęła, zerwała się na równe nogi i pobiegła w stronę zbiorowiska ludzi.
Zapomniała o Flossy i Melissie.
Dopadła Anu, złapała ją za ramię i wyszeptała kilka gorączkowych słów. Anu, wzorowa siostra, oczywiście zapomniała o Mel. Teraz, przerażona, dołączyła do poszukiwań, które trwały ponad godzinę, aż wypytując każdego w zasięgu wzroku, dotarły do trzynastoletniej, rozczochranej, rudowłosej dziewczyny. Nazywała się bodajże Agatha. Miała rękę całą w bandażach, wygiętą w nienaturalny sposób. Na pytanie o Flossy i Melissę przygryzła wargi.
- Nie chcę was martwić - powiedziała powoli.
Twarz Anu stężała.
- Już nas martwisz - syknęła ze złością.
- No dobra, ale usiądźcie, uspokójcie się, nie chcę...
- Zamknij się i powiedz, czy one żyją - wycedziła Anu. Była blada jak kreda.
Dziewczyna zaczęła się plątać.
- No, tak właściwie to... nie.
- Proszę? - wykrztusiła Suss. Nie mogła w to uwierzyć. Dziewczyna powtórzyła to jeszcze kilka razy i w końcu dotarło to do Susan.
Dalej już nic nie pamiętała - z tego, co jej mówiła Anu, to rzuciła się na Agathę, krzycząc coś i wymachując rękami. Suss na potwierdzenie jej słów miała podbite oko trzynastolatki i fakt, że tamta unikała jej jak ognia. Ale w zasadzie... miała to gdzieś.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Nefeid dnia Śro 17:21, 07 Wrz 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Anaid
Przenikacz
Przenikacz


Dołączył: 07 Maj 2011
Posty: 267
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 17:31, 07 Wrz 2011    Temat postu:

[Las]

Corin spojrzał na nią przenikliwie, jak to miał w zwyczaju.
I tak jak zwykle, Ismira od tego spojrzenia poczuła na plecach ciarki.
- Więc, tak jak już mówiłem, bariera się skurczyła, i to nie samoczynnie.
Dziewczyna otwierała i zamykała usta jak ryba pozbawiona wody.
- Co znaczy, że praktycznie w każdej chwili ktoś może zniszczyć ETAP.
Posłał każdemu z osobna poważne spojrzenie.
- Obszar ETAP-u zmniejszył się o 75%. Najprawdopodobniej dokonała tego osoba niepoczytalna i szalona. Co nie znaczy, że nie zrobi tego znowu.
Ismira wstała i odeszła na skraj polany. Z oczu popłynęły jej łzy. Simon objął ją opiekuńczo.
- Nasza śmierć jest pewna, prawda?
Nie odpowiedział.
- Nie można jakoś stąd uciec?
Znów odpowiedziała jej cisza.
- Nic nie możemy zrobić?
- Chyba nie. Corin pracuje nad tym z Demetrim, ale nic nie znaleźli. Próbowali wszystkiego, czym dysponują.
Dziewczyna zwróciła na niego swoje zapłakane oczy.
- To niemożliwe.
Podeszła do Corina, siedzącego po turecku w trawie.
- Co się stanie, jeśli bariera znów się zmniejszy? – spytała chłopca.
- Zginiemy? – Odpowiedział smutno.
Ismira odwróciła się i pognała w stronę elektrowni.
Po jakimś czasie wyłoniła się z lasu zziajana i zmęczona.
Miała dosyć.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Anaid dnia Śro 17:35, 07 Wrz 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Rexus Maximus
Gość





PostWysłany: Śro 19:16, 07 Wrz 2011    Temat postu:

[PNPB]

Wśród ogólnego motłochu i bajzlu, Tom był ostoją spokoju i muzyki Africa Simone'a.
Nucąc takie, stare, ale jare, przeboje jak "Ramaya" czy "Hafanana", wędrował po lesie, zbierając jabłka, na które właśnie był sezon. Nie był pewien, czy ktokolwiek będzie chciał coś jeść.
- Eishe ram pa pa! - zanucił Ferry, po czym krzyknął zduszonym głosem, kiedy głos Endorayala w jego głowie odezwał się z nową siłą.
Lecę do Mgławicy Ślimaka.
Ile?
Parę mileniów.
Wkręciłeś Charliego?
W czym?
Przecież dobrze wiem, że w Eterze czas płynie o wiele, wiele szybciej. Wrócisz za parę godzin, stary pryku.
Ferry wyobraził sobie uśmiech, pojawiający się na złocistej kuli, odpływającej w dal.
- Avantoo ramaya, avantoo ramaya, it bungara.
Z tą ilością jabłek, którą upchnął w kieszeniach, wrócił na polankę, niedaleko starego wejścia do PNBP.
- Ura bura, la buena.
Ustawił owoce w mały kopczyk, po czym usiadł koło niego. Po paru sekundach spojrzał w niebo i w obłoki, i runął na plecy.
Podniósł rękę do góry, i wskazując kolejne chmurki, zaczął szeptem mówić sobie, co mu przypominają. Jako, że głód skręcał mu żołądek, zadziwiająco duża ilość obłoków przypominała szarlotkę, gruszki, lub nawet talerz owsianki.
Po chwili przysiadł się do niego Nevil.
- Co robisz?
Tom wstał.
- Mylę cumulusy z cirrusami.
Wyraz zmęczenia na twarzy chłopaka lekko zbladł.
- Chociaż, jeśli się dobrze zastanowić, cumulonibusy mają duży wkład w krajobraz nieba zmniejszonego... ehh.. ETAP-u.
Ferry znów cicho zanucił:
- Hakuna matata...
Chłopak otrząsnął się, i gwiżdżąc między zębami postanowił jednak, że poszuka w ruinach czegoś przydatnego.
***
Po poszukiwaniach, Ferry znalazł scyzoryk i butelkę przeterminowanej oranżady. Jako, że nie były to zbyt imponujące znaleziska, powrócił do wcześniejszego zajęcia.
Przed oczami zaczęła paradoksalnie migać mu pierwsza, dźwiękowa kreskówka z Myszką Miki. Czarno-biały gryzoń płynął statkiem po rzece.
Ludzie zaczęli się powoli organizować. Zrywali gałęzie i wieszali na drzewach, tworząc prowizoryczne daszki.
An lekko się uspokoiła, jednak nadal była bardzo roztrzęsiona.
Ferry podrapał się w głowę, szukając zajęcia. Wtedy, nad jego czupryną pojawiła się wyimaginowana żaróweczka.
Podszedł do dzieciaków Elki. Dwójki. Lokiego i Dionizosa. El, widząc nadchodzącego Toma, oparła się o drzewo.
Ferry także oparł się o jakiś konar, parę metrów dalej. Obaj chłopcy przyraczkowali do niego. Dionizos normalnie, Loki, trzymając piętę brata.
Tom z zamachem uderzył się w czoło.
- No jasne!
Z jednej z kieszeni kurtki, którą nosił od początku ETAP-u, wyjął Mitologię Grecko-Nordycką.
Zaczynając od tej cieplejszej, greckiej, czytał chłopcom o ich imiennikach.
Powrót do góry
zimowykalafior
Super Admin
<b>Super Admin</b>


Dołączył: 10 Wrz 2010
Posty: 2241
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 53 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Australijskie Skierniewice
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 15:27, 08 Wrz 2011    Temat postu:

[Gdzieś w pomniejszonym ETAP-ie]

Kap. Kap. Kap.
Łzy. Dużo łez. Jedna za drugą. Łzy pełne bólu, żalu i nienawiści do samej siebie.
Pustka. Tak straszne i paraliżujące poczucie pustki jak chyba jeszcze nigdy.
Najpierw wrzeszczała i kopała wszystko dookoła. Potem tylko siedziała skulona pod drzewem, zgrzytała zębami, niezdolna do prawidłowego funkcjonowania.
Dlaczego? Dlaczego?!
Najgorsza była świadomość, że to jej wina. Tylko i wyłącznie jej. To ona była odpowiedzialna za Mel. Flossy... Też w pewnym sensie była jak siostra.
Roześmiana twarz Melissy. Flo zbierająca kwiatki. Mel zdmuchująca świeczki. Flo nad jeziorem. Mel na rowerze. Flo na huśtawce.
Lista osób, które mogły/powinny umrzeć może i była długa, ale z pewnością nie było na niej tej dwójki.

Collins wstała i zaczęła okładać pięściami najbliższy pień. I nie przestała, dopóki nie zdarła skóry na nadgarstkach. Przez zapłakane oczy prawie nic nie widziała. Za to oczami wyobraźni widziała aż za dużo. Tam siostra i przyjaciółka nie schodziły z wizji ani na chwilę.
Nie czuła bólu - tego fizycznego. Gdy upadła bez sil na trawę, zaczęła się opętańczo śmiać przez łzy, a potem ucichła i leżała tak na brzuchu, z twarzą w ziemi.

Wstała... Czy to ważne, kiedy? Wyczucie czasu było w tej chwili sprawą drugorzędną. W każdym razie, wstała i zaczęła iść przed siebie. To, w którą stronę idzie, też nie było ważne. Byle prosto przed siebie. Do bariery.
Zatrzymała się przodem do niej i oparła dłonie o gładką, elektryzującą powierzchnię.
-Ty! - wrzasnęła oskarżycielsko - Ty je zabiłaś! To wszystko twoja wina!
Oderwała ręce, odwróciła się tyłem do bariery, oparła o nią plecami i zjechała w dół.
-Teraz - wysapała - możesz zabić też mnie. Wszystko mi jedno.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Megumi
Niezniszczalny


Dołączył: 04 Mar 2010
Posty: 1550
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: L-wo
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 16:01, 08 Wrz 2011    Temat postu:

[PBNP] Zgubiłam sie w tym wszystkim, więc jak coś to krzyczeć...

Pier***ę to wszystko.
Maggie oglądała jakieś zbiorowisko. Uczestniczyło w nim parę osób które znała i ci, którzy nie wyróżniali się z tłumu. Jednak ro nie było ważne. I tak do nich nic nie dotrze. Nic nie zrozumieją...
A ty rozumiesz?
Nie do końca, ale na pewno wiecej niż ci tutaj. Nawet nie potrafią sie jakoś zorganizować - wszyscy myślą tylko o sobie i tych, których kochają. Reszta się nie liczy. Istny egoizm.
Takie życie. Byle do śmierci.
Maggie już postanowiła. I nie ma zamiaru cofnąć swojej decyzji. W piekle nie może byc gorzej niż tu, a poza tym w końcu bedzie wolna.
Blondwłosa wyszła z cienia i podeszła do Nef. Ta spojrzała na nią nieobecnym wzrokiem, jednak nie odezwała się. Maggie wydała ze swojego gardła odgłos, przypominajacy delfina*. Był tak donośny i dziwny, ze wszyscy umilkli na chwilę, żeby zobaczyc kto lub co wydało ten hałas. Stewart wykorzystała okazję spokoju.
- Wiem, że tto nie jest odpowiedni moment, ale powinnam cos wyjaśnić. - zrobiła chwilową pauzę i rozejrzała się po twarzach. Wiedziała, że nikt nie ma ochoty słuchać tej złej, ale teraz nie mieli wyjścia.
- To ja zmniejszyłam ETAP. Tak, mozna się było tego spodziewać. Oczywiście, ktoś mi w tym pomógł, ale teraz to nie jest ważne. Jestescie przyzwyczajeni do tego, że jestem zła i zawsze dbałam o swoje zwycięstwo. jednak wy nie jesteście gorsi. Dobrzy nie zawsze sa dobrzy, a źli nie zawsze są źli. Może pomyslelibyście choć przez chwilę. Pewnie myślicie teraz, że zrobiłam coś niewybaczalnego, cos przeciwko wam. A może spojrzycie na to z innej strony? Może wam właśnie pomogłam? Pewnie nic w tym dobrego nie widzicie, ale ja wiem , że tak jest i to wystarczy. Dobro i zło kiedyś było jednością, potem jednak się odzieliły, tworząc dwie sprzeczności. Może powinniśmy wrócić do początków i połączyć siły, by w końcu pokonać te nienoramlne rzeczy, które zaburzyły nasz świat? - Maggie wyjęła z tyłu kieszeni scyzoryk. Otworzyła nożyk i podniosła go na wysokość swoich oczu.
- To wasz wbór w jakim porzadku chcecie żyć. Jedno jest pewne: Świata nie można zmienić tylko za pomocą pięknych słów. Walka była wpisana w dzieje ludzkości. Dlatego też ja, Maggie Stewart, rozkazuję wam wszystkim, żyjącym w tym świecie, walczyć o swoja wolność i lepsze jutro. Nie bedę już wam więcej przeszkadzać, jednak chcę, żebyście działali.
Po tych słowach Maggie wbiła nożyk w swój nadgarstek, trafiając idealnie w zyłę. Potem szybkim ruchem przejechała ostrzem po swoim gardle. Poczuła miłe ciepło i upadała na ziemię. Jak przez mgłę widziała jak powiększa się wokół niej czerwona plama. Krew. Ludzie nie nachylali się nad nią, tylko patrzyli jak umiera.
- Strzelać powinni ci, którzy gotowi są zginąć - wyszeptała ostatkiem sił maksymę swojej niani, nauczycielki złodziejstwa, po czym poczuła jak zaczyna sie unosić gdzieś ponad wszystkim.

*sama potrafię wydać taki dźwięk Jezyk I nikt nie potrafi tego zrobić.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Megumi dnia Czw 16:03, 08 Wrz 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Nefeid
Kurczak


Dołączył: 17 Maj 2010
Posty: 1500
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 13 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: łódź
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 21:18, 09 Wrz 2011    Temat postu:

[Gdzieś tam w zmniejszonym ETAP-ie]

Susanne otrząsnęła się dość szybko. Może trochę za szybko, jak na osobę, która właśnie straciła najlepszą przyjaciółkę. Ale taka już była - maksyma "Nie martw się tym, czego nie możesz zmienić" przyświecała jej w życiu i jak dotąd sprawowała się doskonale. Suss postanowiła zacząć wypełniać swoje obowiązki.
Zgarnęła Dionizosa z łap Ferry'ego, który coś im czytał. Coś mądrego, tak czy inaczej nie dla 2-dniowych dzieci. Nawet tych, które umiały już chodzić. Niosła Dioniego, przypatrując mu się uważnie. Dotarła do grupki z samochodami. Mieli coś w środku. Suss podeszła bliżej i zauważyła alkohol. Dużo alkoholu. Uśmiechnęła się.
- Słuchajcie - zaczęła - wezmę od was trochę wina. Dosłownie troszkę, ze dwie butelki. Matki mają pierwszeństwo -
Nie wspomniała już o tym, że matki nie powinny pić, ale grupka nie wyglądała na rozgarniętą. Przywłaszczyła sobie dwie butelki najdroższego wina i poszła przed siebie, docierając do małego wzgórza porośniętego trawą, z dala od ludzkości. Rozsiadła się wygodnie, sadzając przed sobą Dionizosa.
- A teraz - powiedziała wesoło - Będziemy się radować, jak twój imiennik. Lubisz wino?
Otworzyła butelkę, wyjęła z kieszeni malutki plastikowy kubeczek, nalała do niego czerwonego płynu i podała malcowi. Wypił duszkiem.
- Teraz ja - powiedziała Susanne i pociągnęła parę łyków wprost z butelki - Pyszne - mruknęła z uznaniem, oglądając etykietkę.
Dała jeszcze trochę Dionizosowi do wypicia i wylała wino na ziemię.
- Nie powinnam się opiekować tobą po pijaku - wyjaśniła małemu - Ale musiałam się zorientować, czy lubisz wino. Musisz lubić. Masz szurniętą mamę chrzestną, zresztą mamę też, więc alkohol będzie twoją jedyną odskocznią. Przemyśl to.
Wzięła Dionizosa na ręce i odniosła z powrotem do Toma, po czym wróciła na wzgórze i otworzyła drugą butelkę.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gaia
Elektrokinetyk
Elektrokinetyk


Dołączył: 10 Maj 2011
Posty: 1114
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 22 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wrocław
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 22:22, 09 Wrz 2011    Temat postu:

Wybacz, Dominiku, ale nie da się z Tobą skontaktować. A wiele osób miało z Charliem na pieńku ;>.

[Pola uprawne]

Xantiago poprosiła, żeby pomógł zapomnieć.
Ten chłopak, Charlie Angel umiał to robić lepiej niż ktokolwiek inny.
Leżeli na ziemi i byli już cali brudni.
Całowała go, wkładając w to duszę i serce. Całe swoje cierpienie i żal. Całowała go tak, jak nigdy nie całowałaby Adama. Dotykała go tak, jak nigdy nie dotykałaby Setha.
Poprzez dotyk opowiedziała mu swoją historię. Byli tam ludzie. Ci, których kochała. Ci, których zabiła.
Czuła, że koniec się zbliża.
Byli chorzy, ona, Charlie, Elizabeth. Wszyscy. Cierpieli na chorobę, której wyleczyć się nie dało. Tkwiła w ich sercach i głowach niczym chwast.
Dobrze, że to się skończy. Kto by pomyślał, że dzieci mogą wyrządzić tyle zła.
Xantiago odejdzie z godnością. Bez poczucia winy, jednak będąc świadomą jej ogromu. Pozostanie sobą, choćby najgorszą z możliwych.
Ostatni raz spojrzała w oczy chłopaka i zacisnęła dłonie na jego szyi.
Po chwili była zimna i zlodowaciała. Cały czas patrząc mu w oczy, powoli, bardzo powoli, miażdżyła ją, aż został tylko lodowy pył.
Nie wydobył z siebie nawet jęku.
Tylko to zostało z tego chłopaka. Głowa i na wpół zamrożone ciało.

Xantiago strzepnęła ziemię z twarzy. Usiadła po turecku, tyłem do zwłok Charliego Angela.
Czekała.
Czekała, aż nadejdzie koniec.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Marvel
Różowy
Różowy


Dołączył: 21 Mar 2010
Posty: 284
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 13 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 16:29, 11 Wrz 2011    Temat postu:

[Środek ETAP-u]

Marvel zbliżył się do reszty z Aquariusem na rękach. Choć nie używał mocy, żeby mieć nadludzki słuch, idealnie słyszał słowa Elizabeth nawet z odległości kilkunastu metrów. Zdziwiony spojrzał na Aqua, który miał przerażająco poważną minę. To on przekazywał mu rozmowę dziewczyn.
- Tak, masz rację! - krzyknął, a tłum zaczął się rozstępować, ukazując mu zdrętwiały uśmiech El. - Kto inny dałby się na to nabrać? Nabrać na ciebie? Kto inny zrobiłby to wszystko co ja? Cierpiał tyle razy co ja?!
- Marvel... - zaczęła tym swoim słodkim, kłamliwym tonem, prostując się, gdyż była pochylona nad Nerissą.
- Nikt! Nikt nie jest takim frajerem jak ja! - teraz to już nie był krzyk. To był czysty, dziki wrzask.
Obrócił się i odszedł.
Posadził Aquariusa obok Lokiego w tym samym czasie co Susanne małego Dionisio. Była równie ponura jak on, więc nawet się nie przywitali. Poszła. Marvel przysiadł przy synkach. Jego synkach. Rozmyślał przez dłuższy czas, wpatrując się w Dionisio. Tamten był niezwykle wesoły, a jego oczka świeciły delikatnie na fioletowo. Cała trójka nabywa zdolności, nawiązujące do swojego imienia. Potrafią to dzięki telepatii - wnikaniu do cudzych umysłów. Czyli...
Omberd wstał i wziął na ręce Dionisio. Przyszedł z nim do płaczącej Nerissy i zadufanej Elizabeth.
- Dionizos był nie tylko patronem wina, latorośli i mistycznego szału. Był przede wszystkim bogiem urodzaju, czegoś co daje życie - usadowił Dionisio obok ciałka Destiny. - No dalej, mały. Wiesz co robić. Wyczytałeś to z mojej głowy, zanim sam na to wpadłem.
Dionisio dotknął niezdarnie Destiny i w tym samym czasie wzburzył się silny wiatr. Wiatr niosący liście, duchy, słowa i uczucia. Po chwili Destiny zakasłała i otworzyła oczy. Nerissa błyskawicznie wzięła ją na ręce, a Marvel znów odszedł. Zaraz nastąpią jego urodziny, ale nie zniknie. Zostanie dla Aquariusa, Lokiego i Dionisio. Nie dla El.

Dzieciaki starały się jakoś żyć, zamieszkując las i jedząc to, co daje im natura. To dziwne jak historia lubi się powtarzać. Przecież właśnie tak zaczynali praojcowie ludzi. W dziczy. Dni płynęły ponuro. Sonia urodziła dziewczynkę o równie oryginalnym imieniu - Spes. Czyli nadzieja. Normalne stało się dla wszystkich, że dla całej piątki noworodków jeden dzień był jak sześć miesięcy. Tak, że po normalnym miesiącu byli już starsi od swoich rodziców. Wszystko w miarę stawało się trwałe. Piątka Wielkich, jak ich nazywano, stała się władzą, ochroną i pomocą względem wszystkich innych. Niemal nieograniczone moce pozwalały im na wiele. Jednak potem nadeszły komplikacje...

Młody, może siedemnastoletni chłopak z brązowymi włosami i wesołymi oczami stał na otwartej przestrzeni. Po lewej stronie wiązał sznurówkę jego brat, wysoki, posturą dorównujący atlecie. Obok niego, ze skrzyżowanymi ramionami oczekiwała dziewczyna o delikatnych rysach twarzy i długich, blond włosach. Z prawej strony stał drugi brat. Był najprzystojniejszy z ich trójki i choć nic nie widział, poruszał się z doskonałą precyzją. Trzymał za rękę inną dziewczynę. Miała ona czarne włosy po tacie i szpiczasty nos po mamie.
Piątka nastolatków w tym samym wieku. Dionisio, Aquarius, Spes, Loki i Destiny. Czekali na wojnę. To już piąty dzień, kiedy Gaiaphage przysyła swoje potwory, a z każdym dniem jest ich coraz więcej. Począwszy od zmutowanych mrówek po zmutowane niedźwiedzie i pumy. Stada ptaków, roje owadów. Gady, ssaki. Wszystkie zwierzęta z ETAP-u.
Jednak Wielka Piątka nie była sama. Tuż za nimi stała mała armia dzieciaków. Wszystkie, które przeżyły zmniejszenie kopuły. Między innymi też ich rodzice.
W pewnym momencie zaczęło się. Zza pagórka wyskoczyła wataha kojotów, a tuż nad nimi leciały dziesiątki mew. Z prawej nadciągały wilki i węże, a z lewej ogromne ośmiornice wypełzywały na plażę. Tysiące stworzeń kierowanych przez jedną Ciemność.

- No dalej! Stójcie! - Aquarius krzyknął do morskich zwierząt bez problemu sunących w jego stronę. - Rozkazuję wam się zatrzymać!
Mimo iż wcześniej potrafił kontrolować wszystkie zwierzęta wodne, teraz w ogóle się go nie słuchały. Chłopak nie miał wyjścia. Uniósł ręce i po kilki sekundach na morzu uniosła się wielka fala, która przykryła zmutowane ośmiornice i z powrotem pociągnęła je do wody.
Odwrócił się i ujrzał jak Spes strzela w krwiożercze ptaki kolorowymi pociskami, które świszczały i podczas trafienia w obiekt wybuchały jak fajerwerki. Jednak to nie zatrzymywało owej chmary, jedynie ją spowalniało.

Dziesiątki pnączy bluszczu wyrastały z ziemi i błyskawicznie pięły się ku górze. Dionisio, niczym marionetkami, kierował nimi, a te łączyły się, zawijały i oplatały kojoty, dusząc je. Pot ściekał mu po czole, kiedy musiał kontrolować to wszystko. Jakieś zwierzę rzuciło się na niego od tyłu i powalił na ziemię. Przeturlał się i spojrzał pumie w oczy. Ta zaczęła się chwiać i upadła, jakby upił ją samym spojrzeniem. Wstał i tym samym stanął przed kolejnym stadem, które nadciągało.

Loki był niezwykle zwinny. Szybki, giętki, skoczny. Nadludzki akrobata. Jego oczy nie widziały, ale za to inne zmysły działały wręcz niezwykle. Robił uniki, salta i skakał po drzewach. To wszystko przychodziło mu z taką łatwością, jakby urodził się małpą. Poruszał się po całym terenie i eliminował mniejsze zwierzęta, ale przede wszystkim ratował najmłodsze dzieci. Cały czas jednak miał oko na Destiny, która powalała nawet największe zwierzęta swoim głosem. Kiedy krzyczała, z jej gardła wydobywały się dźwięki przewyższające siłą fale dźwiękowe El. Otwierała usta i zaczynała piszczeć, a wszystko co stało przed nią pękało, łamało się lub przewracało. Loki pilnował ją, ponieważ była jego miłością.

Walczyli tak przez minuty, może godziny. Nie wiedzieli.
- Dionisio, spójrz! - krzyknął Aquarius, klęcząc nad zwłokami ich matki. El miała ogromną dziurę w brzuchu.
Dionisio podbiegł do brata i uklęknął przy zwłokach.
- Nie mam siły jej uleczyć - stwierdził, a po policzkach popłynęły mu łzy.
Aquarius rozejrzał się po okolicy. Widział jak Loki odsuwa na bok ciało Marvela, a Destiny krzyczy coś desperacko do Sonii. Jednak tamta już nigdy jej nie odpowie. Spes nadal walczyła, ale Aqua widział wcześniej martwą Nerissę. Objął brata i razem wstali. Zwierzęta szalały, biegały po nieruchomych ciałach Susanne, Anuny, Xantiago, Toma i innych. Ostatnie dzieciaki właśnie konały. Na nogach stała tylko ich piątka.
- Czas to zakończyć. Wiesz jak, prawda?
- Wiem. On zostawił nam swój ostatni plan.

Spes, Destiny, Aquarius, Dionisio i Loki trzymali się za ręce. Utworzyli wokół siebie małą kopułę, na którą napierały teraz zwierzęta. Tarcza drgała.
Ich piątka była dla siebie bardzo bliska. Choć dorastali tak krótko, robili to razem. Byli jak rodzina. Jak coś najcenniejszego. Szczególnie teraz, gdy stracili wszystkich innych.
- Pomyślcie o bombie atomowej. Albo o czymś jeszcze potężniejszym...
- Boję się - szepnęła Desiny, tuląc się do Lokiego.
- Wiem, wszyscy się boimy... - Loki nie skłamał.
Spes, Aqua i Dionisio dołączyli do nich, obejmując się ramionami i po chwili zabłysło światło. Jedno wielkie światło wyszło od nich i ogarnęło cały ETAP, niszcząc wszystko na drodze. Wszystko.

Pięć par stóp równo szło po czarnej ziemi. Po szarych szczątkach ich rodziny. Całej. W końcu doszli do granicy. Cienkiej linii, która oddzielała pusty, zwęglony teren od tego z trawą, słońcem, życiem.
Kopuły nie było. Mogli przejść na tą dobrą stronę.
Przystanęli. Brudni, poranieni, w podartych ciuchach i poszarpanych włosach, tuląc się do siebie.
Po drugiej stronie było cicho. Nie było najmniejszego dźwięku. Mimo setek ludzi, dorosłych ludzi, żadne się nie odezwało. Nie zaświeciło żadne światło fleszy z aparatów dziennikarzy. Wszyscy ludzi patrzyli na nich.
A oni? Zapiszą się w historii jako jedyni, którzy przeżyli ETAP. Bo w końcu etap to coś przejściowe, coś co mija.
Staną się czymś wyjątkowym. Zmienią wszystko, o czym kiedykolwiek wiedzieli ludzie.
Jednak najważniejsze jest to, że mają w sobie skarb, który przekażą całemu światu - wspomnienia.
Wspomnienia każdego dziecka z ETAP-u. Tych najważniejszych, anonimowych, silnych, słabych, złych i dobrych. To chyba najcenniejsza z ich mocy.
Opowiedzą o każdym. O wszystkim. Zapiszą to nie w świecie zwanym ETAP-em, tylko świecie starym, w którym sami się nie urodzili.
W normalnym świecie.

~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~

To coś na górze pisałem przez dwie i pół godziny, choć pewnie i tak się wszystkim nie spodoba. No cóż... już nie muszę się tym przejmować. Razz
Co ja chciał... Ach tak! Dziękuję wszystkim graczom - tym piszącym ciągle i tym od czasu do czasu, tym, którzy wstawili tylko kartę, tym usuniętym przeze mnie i tym, którzy sami zrezygnowali. Każdemu z osobna i wszystkim razem. (Teraz trochę prywaty). Dziękuję Elce, z którą to miałem przyjemność grać najwięcej i Reksiowi, mojemu pomocnikowi przez pewien czas. Kocham was wszystkich! Very Happy
Myślę, że było fajnie, co? Nadenerwowaliśmy się, nacieszyliśmy też... czyli wszystko co potrzebne. I przede wszystkim pobiliśmy stare RPG, bo napisaliśmy więcej rozdziałów! Smile To była na prawdę dobra przygoda pisarska. Jeszcze raz wam dziękuję, stuknięci komputeroholicy! Razz
Tym samym też rezygnuję ze stanowiska Game Mastera w nowym RPG, jeżeli takowe będzie. Mam nadzieję, że przez to całe RPG aż tak bardzo nie zalazłem Wam za skórę i w miarę się sprawowałem. ;>


Post został pochwalony 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Forum GONE Strona Główna -> Archiwum / GONE - to tylko ETAP / Archiwum 2. Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3
Strona 3 z 3

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Emule.
Regulamin