Forum Forum GONE Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Kroniki Rodu Kane by Rick Riordan
Idź do strony Poprzedni  1, 2
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Forum GONE Strona Główna -> Archiwum / Kultura masowa. / Książki.
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Perc
Wykrywacz Kłamstw


Dołączył: 17 Gru 2010
Posty: 1436
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 24 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z ETAPu

PostWysłany: Czw 10:35, 18 Sie 2011    Temat postu:

Sorki Canny i Lovely, ale to mnie rozwaliło xdddddd
A co do fragmentu - wytrzymam, czekam na książkę. Tak długo się czekało to tą chwilę też się da


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
LovelyLie
Wykrywacz Kłamstw


Dołączył: 01 Lip 2010
Posty: 1245
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 11 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Rzeszów
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 11:09, 18 Sie 2011    Temat postu:

Haha sorki, nie popatrzyłam na nick a macie podobne avatary.
Przepraszam, przepraszam, przepraszam. xDD Głupia jestem.

A co do fragmentu - Yeah, lubię to! Chufu rządzi! Wesoly


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Martynciaaa
Bez mocy
Bez mocy


Dołączył: 28 Lip 2011
Posty: 7
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 12:06, 18 Sie 2011    Temat postu:

Ja fragmentu nie czytam, chce mieć niespodziankę.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Canny
Gyrokinetyk


Dołączył: 13 Cze 2011
Posty: 656
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 21:30, 19 Sie 2011    Temat postu:

Perc, a co w tym jest śmiesznego, że mnie biorą za Ciebie? ;f
Kurczee, no! xD
LovleyLie, nie jesteś głupia, nie tobie jednej się to zdarzyło.
Hmm, ja jakoś wyczekam do premiery i chyba nawet nie będzie z tym większego problemu, no to teraz jestem ciekawa, ile tą część będę czytać, skoro tamtą tak długo trawiłam. Mam nadzieję, że ta okaże się lepsza.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
reven
Bez mocy
Bez mocy


Dołączył: 20 Sie 2011
Posty: 5
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 23:05, 22 Sie 2011    Temat postu:

Czerwona piramida bardzo mi się spodobała. Jest o wiele lepsza od Percego ale i tak Pałac Snów czyli seria FNiN jest bez porównania ciekawsza.

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez reven dnia Pon 23:06, 22 Sie 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
LovelyLie
Wykrywacz Kłamstw


Dołączył: 01 Lip 2010
Posty: 1245
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 11 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Rzeszów
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 9:13, 23 Sie 2011    Temat postu:

Pałac Snów to była najnudniejsza część FNiN. Wesoly TMK rządzi!
Ale na temat: Ja nie wiem jak wy wytrzymaliście bez 1 rozdziału. Ja od razu przeczytałam. Wesoly


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Canny
Gyrokinetyk


Dołączył: 13 Cze 2011
Posty: 656
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 14:50, 23 Sie 2011    Temat postu:

Hmm, ja zaczęłam ale przestałam.
Szczerze mówiąc trochę mnie znudziło. No jakoś tak.
FNiN nie czytałam całości, tylko fragment pierwszej części, ale jakoś mnie nie pociągało. Okropnie dziecinne mi się zdawało. >.<
Ale i tak wolę Percy'ego. Moim zdaniem wyszedł zdecydowanie lepiej niż CP, tak samo jak Zagubiony Heros, ale to tylko moje takie dziwne...
Chociaż może 2 część będzie mi się bardziej podobać, bo naoglądałam się serialu The nine lives of Chloe King ( I się w nim zakochałam <3), a to jest o potomkach Bastet, ale i innych bogów Egipskich też się zdarzają, więc coś mi się zdaje, że bardziej polubię tę boginię.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
reven
Bez mocy
Bez mocy


Dołączył: 20 Sie 2011
Posty: 5
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 20:27, 23 Sie 2011    Temat postu:

Canny a wiesz że jest taki system rpg w którym możesz być potomkiem boga? Jest tam panteon Grecki , Egipski , Nordycki i jakieś tam. Jakby byli chętni to możemy zagrać.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Canny
Gyrokinetyk


Dołączył: 13 Cze 2011
Posty: 656
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 21:05, 23 Sie 2011    Temat postu:

Może nawet i bym się skusiła, ale miałabym spore wahania między bogami Greckimi i Egipskimi.

Teraz mnie dopiero egipska mitologia zaczęła kręcić, wcześniej tylko grecką tak kochałam. I w sumie, nie wiem teraz, którą lubię bardziej. Może po Ognistym tronie trochę bardziej jednak przekonam się do egipskiej.
Am reven, jak chcesz, to możesz mi wysłać linka do rpg na pw.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Enzo
Super Szybki
Super Szybki


Dołączył: 08 Lis 2011
Posty: 422
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 17:27, 13 Gru 2011    Temat postu:

Ja jeszcze nie czytałem, ale pewnie dostanę pod choinkę.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Maggie McKinley
Telekinetyk


Dołączył: 07 Sie 2010
Posty: 978
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 20:48, 31 Mar 2012    Temat postu:

Hmm... mam tu okładkę trzeciej części...



...opis...
Cytat:
Odkąd młodzi magowie Carter i Sadie Kane nauczyli się, jak podążać ścieżką starożytnych bogów Egiptu, wiedzą, że mają do odegrania ogromną rolę w przywróceniu na świecie porządku Ma'at. Nie wiedzieli jednak, jak wielki chaos na nim zapanuje. Wąż chaosu Apopis jest wolny i grozi, że zniszczy Ziemię w ciągu 3 dni. Magowie są podzieleni. Bogowie znikają, a ci którzy pozostają są słabi. Dla Walta, jednego z najbardziej utalentowanych uczniów Cartera i Sadie nie ma już ratunku, a on sam czuje, że jego życie powoli się kończy. Zia jest zbyt zajęta niańczeniem boga słońca, staruszka Ra, by się na coś przydać. Cóż może zrobić dwójka nastolatków i garstka młodych uczniów?

Najprawdopodobniej istnieje tylko jeden sposób, by powstrzymać Apopisa, lecz jest tak trudny, że może kosztować Cartera i Sadie życie. Jeśli w ogóle zadziała. Wymaga od nich wiary, że duch obłąkanego maga nie zamierza ich zdradzić, czy co gorsza zabić. Musieliby być szaleni, by się tego podjąć. Cóż, więc możecie nazwać ich szaleńcami.

Z zabawnymi dialogami, zapadającymi w pamięć potworami i stale zmieniającą się się grupą przyjaciół i wrogów, emocje nie odpuszczą w The Serpent's Shadow, strasznie zabawnym i satysfakcjonującym zakończeniu cyklu Kroniki Rodu Kane.


...No i pierwszy rozdział znalazłam:
Cytat:
To jest zapis z nagrania dźwiękowego. Carter i Sadie Kane już dwukrotnie wysyłali mi takie nagrania, które opublikowałem jako ‘Czerwona Piramida’ i ‘Ognisty Tron’. Kane’owie nadal mi ufają, a więc muszę Was ostrzec, że trzecie nagranie relacjonuje ich największe, jak dotąd, kłopoty. Pudełko, w którym dotarła do mnie taśma, było podpalone oraz nosiło na sobie ślady pazurów i kłów, których moi znajomi zoologowie nie potrafili zidentyfikować. Gdyby pudełko to nie było z zewnątrz chronione hieroglifami, wątpię, by przetrwało tę podróż. Przeczytajcie, a dowiecie się, dlaczego.

SADIE

1. Wbijamy na imprezę (i ją podpalamy)

Tu Sadie Kane.
Jeśli tego słuchacie, to gratulacje! Przetrwaliście Sąd Ostateczny.
Od razu chciałabym przeprosić za wszelkie niedogodności, jakie mógł Wam sprawić koniec świata. Trzęsienia ziemi, bunty, zamieszki, tornada, powodzie, tsunami i oczywiście wielki wąż, który połknął słońce – obawiam się, że większość z tego to nasza wina. Carter i ja ustaliliśmy, że powinniśmy przynajmniej wyjaśnić, jak do tego doszło.
To jest najprawdopodobniej nasze ostatnie nagranie. Gdy będziecie to czytać, będzie już oczywistym, dlaczego.
Nasze kłopoty zaczęły się w Dallas, gdy ziejąca ogniem owca spaliła wystawę Króla Tuta.

Tamtej nocy magowie z Teksasu urządzali przyjęcie w ogrodzie rzeźb naprzeciwko Dallas Museum of Art. Mężczyźni byli poubierani w smokingi i kowbojskie buty. Kobiety zaś miały na sobie suknie wieczorowe, a ich fryzury wyglądały jak wata cukrowa.
[Carter mówi, że w Ameryce nie mówi się na to ‘wata cukrowa’. Nieważne. Wychowałam się w Londynie, więc będziecie musieli się połapać w tym, co mówię i nauczyć się odpowiedniego nazewnictwa pewnych rzeczy.]
Kapela grała starodawną muzykę country w wielkim białym namiocie. Wiązki baśniowego światła lśniły między drzewami. Czasami jacyś magowie wyskakiwali z ukrytych przejść w rzeźbach lub przywoływali ogień, by odpędzić te nieznośne komary, ale poza tym było to w miarę normalne przyjęcie.
Przywódca Pięćdziesiątego Pierwszego Nomu, JD Grissom, zabawiał swych gości i z upodobaniem dzierżył tacę z taco z wieprzowiny, gdy odciągnęliśmy go na stronę na ‘nagłe spotkanie’. Nie podobało mi się to, ale nie mieliśmy wielkiego wyboru, zważając na to, w jak wielkim niebezpieczeństwie się znajdował.
- Atak? – Zmarszczył czoło. – Wystawa Tuta jest otwarta od miesiąca. Czy gdyby Apopis chciał ją zniszczyć, nie zrobiłby tego wcześniej?
JD był wysoki i tęgi, z chropowatą bladą twarzą, pierzastą czerwoną czupryną i dłońmi szorstkimi jak kora. Wyglądał na czterdziestkę, ale w przypadku magów to naprawdę trudno powiedzieć. Mógł mieć nawet ze czterysta. Miał na sobie czarny garnitur, krawat bolo i pasek z ogromną srebrną sprzączką Lone Star, jak policjant na Dzikim Zachodzie.
- Porozmawiamy po drodze – powiedział Carter. Zaczął prowadzić nas w stronę innej części ogrodu.
Muszę przyznać, że świetnie udawał tę pewność siebie.
Nadal jednak był strasznym idiotą. W jego kędzierzawych brązowych włosach po lewej stronie ziała dość duża dziura - to była pamiątka po wyrazie miłości, jakim obdarzył go jego gryf - a ilość zacięć na jego twarzy świadczyła o tym, że jeszcze nie do końca nauczył się golić. Ale od swoich piętnastych urodzin sporo urósł, no i nabrał trochę mięśni od trenowania sztuk walki. Wyglądał na opanowanego i dojrzałego w swoich czarnych lnianych ciuchach, szczególnie z tym mieczem khopesh przy boku. Prawie byłam w stanie go sobie wyobrazić jako przywódcę ludu bez napadu histerycznego śmiechu.
[Czemu się tak wściekasz, Carter? Opisałam cię w miarę łaskawie.]
Carter wyminął bufet, zgarniając przy okazji pełną garść nachosów.
- Apopis atakuje według pewnego wzoru – powiedział do JD. – Wszystkie poprzednie ataki miały miejsce w noc nowiu księżyca, gdy jest najciemniej. Uwierz mi, uderzy dziś wieczór w twoje muzeum. A uderzy z wielka siłą.
JD Grissom wyminął grupę magów pijących szampana.
- Te inne ataki... – zaczął. – Chodzi o Chicago i Meksyk?
- I Toronto – rzekł Carter. – I... parę innych.
Wiedziałam, że nie chce mówić nic więcej. Przez te ataki, których latem byliśmy świadkami, wciąż mamy koszmary.
Ta prawdziwa, totalna Apokalipsa jeszcze nie nadeszła. To już będzie ze sześć miesięcy odkąd wąż chaosu Apopis wydostał się ze swojego więzienia w Podziemiu. Wciąż jednak nie rozpoczął jeszcze inwazji na szeroka skalę, czego się spodziewaliśmy. Z jakiegoś powodu cały czas czekał, zadowalając się mniejszymi atakami na pojedyncze nomy, które wyglądały na bezpieczne i szczęśliwe.
Właśnie tak jak ten, pomyślałam.
Gdy mijaliśmy namiot, kapela właśnie skończyła swój numer. Ładna blond skrzypaczka pomachała smyczkiem do JD.
- Chodź, kochanie! – zawołała. – Potrzebujemy cię na elektrycznej gitarze hawajskiej!
Posłał jej wymuszony uśmiech:
- Wrócę za chwilę, złotko.
Podeszliśmy do JD. Odwrócił się do nas.
- Moja żona, Anne.
- Czy ona też jest magiem? – zapytałam.
Przytaknął i przybrał posępny wyraz twarzy.
- Te ataki. Dlaczego jesteście tak pewni, że Apopis uderzy właśnie tu?
Carter miał buzię wypchaną nachosami, więc jego odpowiedź była czymś w stylu „Mhm-hmm”.
- Szuka prawdziwego artefaktu – przetłumaczyłam. – Zniszczył już pięć jego kopii i wszystko wskazuje na to, że ostatnia, która istnieje znajduje się w twojej wystawie Tuta.
- Jakiego artefaktu? – spytał JD.
Zawahałam się. Przed przyjazdem do Dallas, rzuciliśmy wszystkie rodzaje zaklęć ochronnych i naładowaliśmy nasze amulety, aby zapobiec magicznemu podsłuchiwaniu, ale wciąż byłam nerwowa, mówiąc głośno o naszych planach.
- Może lepiej ci pokażemy. – Przeszłam obok fontanny, gdzie dwoje młodych magów rysowało swoimi różdżkami świecące napisy ‘Kocham Cię’ na kostce brukowej. – Przywieźliśmy ze sobą własną świetna grupę do pomocy. Czekają w muzeum. Gdybyś pozwolił nam zbadać ten artefakt i może wziąć go na przechowanie...
- Wziąć? – JD rzucił im groźne spojrzenie. – Wystawa jest świetnie strzeżona. Moi najlepsi magowie są tam dzień i noc. Myślicie, że poradzicie sobie z tym lepiej w Domu Brooklyńskim?
Zatrzymaliśmy się na skraju ogrodu. Po drugiej stronie ulicy, na ścianie muzeum wisiała Króla Tuta, długa na dwa piętra.
Carter wyjął swój telefon. Pokazał na nim JD zdjęcie – spaloną posiadłość, która kiedyś była siedzibą Setnego Nomu w Toronto.
- Nie wątpię w umiejętności twoich strażników – powiedział Carter. – Ale nie chcielibyśmy, by twój nom stał się celem dla Apopisa. W innych atakach takich jak ten, słudzy Apopisa nie pozwolili nikomu przeżyć.
JD wpatrywał się w wyświetlacz. Potem szybko rzucił okiem na swoja żonę, Anne, która podgrywała sobie na skrzypcach do tańca two-step.
- W porządku – rzekł JD. – Mam nadzieję, że tan wasz zespół jest naprawdę najwyższej klasy.
- Są świetni – zapewniłam.- Chodź, poznasz ich.

Nasza drużyna magów była zajęta nalotem na sklepik z prezentami.
Felix wołał trzy pingwiny, które chodziły dookoła swoim zwykłym krokiem w papierowych maskach Króla Tuta. Nasz pawiani przyjaciel, Chufu, siedział na regale czytając ‘Historię Faraonów’, co nie mogło być zbytni przejmującą lekturą, pominąwszy już fakt, że trzymał książkę do góry nogami. Walt – och, Walt, dlaczego? – otworzył gablotkę z biżuterią i badał śliczne bransoletki i naszyjniki, tak jakby mogły być zaczarowane. Alyssa podnosiła gliniane garnki swoją magią elementarną Ziemi, żonglując dwudziestoma czy trzydziestoma naraz tworząc ósemkę.
Carter odchrząknął.
Walt zastygł z dłońmi pełnymi złotej biżuterii, Chufu spadł z regału, zrzucając przy okazji większość książek. Garnki Alyssy roztrzaskały się o podłogę. Felix próbował wygonić swoje pingwiny za ladę. [On w miarę mocno wierzy w przydatność pingwinów. Niestety nie umiem tego wytłumaczyć.]
JD Grissom zabębnił palcami w swoją sprzączkę od paska Lone Star.
- Więc to jest ten wasz cudowny zespół?
- Tak! – Wysiliłam się na zwycięski uśmiech. – Przepraszamy za bałagan. Zaraz, eee...
Wyjęłam różdżkę zza pasa i wypowiedziałam zaklęcie: “Hi-nemh.”
Takie zaklęcia wychodziły mi lepiej. W większości potrafiłam teraz już czerpać moc z mojej patronki, bogini Izydy, bez przekazywania jej swojego ciała. I jeszcze nie eksplodowałam.
Hieroglif ‘Złącz się’ zajaśniał przez chwilę w powietrzu:
(tu są hieroglify)
Połamane kawałki garnków przysunęły się do siebie i same naprawiły. Książki wróciły na półki. Maski Króla Tuta odfrunęły z twarzy pingwinów, ujawniając, że te są – co za zaskoczenie – pingwinami.
Nasi przyjaciele wyglądali na odrobinę zażenowanych.
- Sorry - wybełkotał Walt, odkładając biżuterię z powrotem do gablotki. – Nudziliśmy się.
Nie byłam w stanie gniewać się na Walta. Był wysoki i wysportowany, zbudowany jak gracz w koszykówkę, w treningowych spodniach i bezrękawniku, który odkrywał jego umięśnione ramiona. Jego skóra miał kolor gorącego kakao, a jego twarz była tak samo przystojna i królewska jak te na pomnikach jego przodków faraonów.
Czy go lubię? Cóż, to skomplikowane. Ale o tym później.
JD Grissom zmierzył wzrokiem nasz zespół.
- Miło was wszystkich poznać. – Udało mu się wykrzesać z siebie odrobinę entuzjazmu. – Chodźcie za mną.
Muzealne foyer było ogromnym białym pokojem z pustymi stolikami do kawy, sceną i sufitem tak wysokim, że spokojnie można by tu trzymać żyrafę jako zwierzątko domowe. Z jednej strony, schody prowadziły na balkon z rzędem biur. Z drugiej strony szklane ściany ukazywały nocną panoramę nieba w Dallas.
JD zwrócił się w stronę balkonu, gdzie patrol pełniło dwóch mężczyzn w czarnych lnianych szatach.
- Widzicie? Straże są wszędzie.
Mężczyźni trzymali swój sprzęt i różdżki w gotowości. Spojrzeli na nas z góry, a ja zauważyłam, że ich oczy świeciły. Hieroglify namalowane na ich kościach policzkowych wyglądały na barwy wojenne.
Alyssa szepnęła do mnie:
- Co jest z ich oczami?
- Magia inwigilacyjna – zgadłam. – Te symbole pozwalają im spoglądać w Duat.
Alissa przygryzła wargę. Od kiedy jej patronem był bóg ziemi Geb, preferowała stałe rzeczy, takie jak skała i glina. Nie lubiła dużych wysokości ani głębokiej wody. Na pewno nie podobała jej się idea Duat – magicznego świata, który współistniał razem z naszym.
Kiedyś, gdy opisałam jej Duat jako ocean pod twoimi stopami z tysiącem warstw magicznych wymiarów spadających na wieczność, myślałam, że Alyssa dostanie choroby morskiej.
Z kolei dziesięcioletni Felix nie miał takich problemów.
- Super – powiedział. – Też chcę mieć świecące oczy.
Kreślił palcem dookoła swoich policzków, zostawiając na nich błyszczące fioletowe kleksy w kształcie Antarktydy.
Alyssa zaśmiała się.
- Widzisz teraz Duat?
- Nie – przyznał. – Ale za to dużo lepiej widzę moje pingwiny.
- Musimy się pospieszyć – ponaglił nas Carter. – Apopis zwykle uderza, gdy księżyc jest w miejscu kulminacyjnym. Czyli...
- Agh! – Chufu pokazał dziesięć palców. To pawianom został podarowany perfekcyjny zmysł astronomiczny.
- Za dziesięć minut – powiedziałam. – Po prostu cudownie.
Dotarliśmy do wejścia na wystawę Króla Tuta, którą dość trudno było przegapić z powodu wielkiego złotego napisu WYSTAWA KRÓLA TUTA. Straż pełniło dwóch magów wraz z wyrośniętymi lampartami na smyczy.
Carter spojrzał zdziwiony na JD.
- Jak zdobyłeś całkowity dostęp do muzeum?
Teksańczyk wzruszył ramionami.
- Moja żona, Anne, jest przewodniczącą komitetu. Więc, który artefakt chcecie zobaczyć?
- Nauczyłem się map twojej wystawy – powiedział Carter. – Chodź, pokażę ci.
Lamparty wydawały się być zainteresowane pingwinami Felixa, ale strażnicy przytrzymali je i pozwolili nam przejść.
W środku wystawa była ogromna, ale wątpię, czy obchodzą was szczegóły. Labirynt pomieszczeń z sarkofagami, pomnikami, meblami, jakąś złotą biżuterią – bla, bla, bla. Najchętniej ominęłabym to wszystko. Widziałam już wystarczającą ilość takich egipskich kolekcji na następne kilka żywotów, dziękuje bardzo.
Poza tym, gdzie nie spojrzałam, wszystko przywodziło na myśl złe wspomnienia.
Minęliśmy figurki uszebti, niewątpliwie zaklęte tak, aby ożyły na zawołanie. Ja pozabijałam już mój przydział. Przeszliśmy obok złowrogich posągów potworów i bogów, z którymi byłam zmuszona osobiście walczyć: sęp Nechbet, która opętała moją babcię [długa historia], krokodyl Sobek, który usiłował zabić mojego kota [dłuższa historia], a także lwia bogini Sechmet, którą pokonaliśmy gorącym sosem [nawet nie pytajcie].
No i najbardziej denerwujące: mała alabastrowa figurka naszego przyjaciela Besa, boga karła. Rzeźba miała chyba tysiące lat, lecz wciąż mogłam rozpoznać ten nos mopsa, bujne bokobrody, duży brzuch i ta ujmująco brzydką twarz, która wyglądała, jakby dostała patelnią. Znaliśmy Besa tylko kilka dni, ale on dosłownie poświęcił swoją duszę, by nas ratować. Teraz, za każdym razem gdy go widziałam, przypominał mi się dług, którego nie mogę spłacić.
Musiałam zapatrzeć się na posąg dłużej niż sądziłam. Reszta grupy minęła mnie i skręcała właśnie do następnego pomieszczenia, jakieś dwadzieścia metrów przede mną, gdy jakiś głos obok mnie szepnął:
- Psst!
Obejrzałam się. Myślałam, że to posążek Besa przemówił. Wtedy głos zawołał znowu:
- Hej, laleczko. Słuchaj. Nie mamy dużo czasu.
Pośrodku ściany, na poziomie moich oczu, z bieli wybrzuszyła się twarz mężczyzny, tak, jakby chciała się przez nią przebić. Miał haczykowaty nos, srogie cienkie usta i wysokie czoło. Mimo, że był tego samego koloru co ściana, sprawiał wrażenie bardzo żywego. Jego puste białe oczy starały się wyrazić zniecierpliwienie.
- Nie ocalisz zwoju, laleczko – ostrzegł. – Nawet jeśli ci się uda, nigdy go nie zrozumiesz. Potrzebujesz mojej pomocy.
Doświadczyłam wielu dziwnych rzeczy zanim zaczęłam ćwiczyć magię, więc nie byłam jakoś specjalnie zaskoczona. Wciąż jednak dobrze wiedziałam, że nie należy ufać żadnym zjawom z białego tynku, szczególnie tym, które nazywają mnie laleczką. Przypominał mi postać z tych głupich filmów o mafii, które chłopcy z Domu Brookklyńskiego lubili oglądać w czasie wolnym – pewnie jakiś wujek Vinnie.
- Kim jesteś? – zapytałam.
Mężczyzna parsknął.
- Tak jakbyś nie wiedziała. Jakby był ktokolwiek, kogo byś nie znała. Masz dwa dni, dopóki oni mnie nie zniszczą. Chcesz pokonać Apopisa, więc lepiej zrób coś i wyciągnij mnie stąd.
- Nie mam pojęcia, o czym ty mówisz – powiedziałam.
Nie wydawał się być bogiem zła Setem ani wężem chaosu Apopisem, ani żadnym z innych wcześniej mi spotkanych typów spod czarnej gwiazdy, lecz nikt nie może być do końca pewny. W końcu istniała jeszcze ta rzecz zwana magią.
Mężczyzna wysunął podbródek do przodu.
- Okej, rozumiem. Chcesz dowodu wierności. Jeśli nie ocalisz zwoju, idź po złote pudełko. To da ci wskazówkę odnośnie tego, czego potrzebujesz, jeśli jesteś dość bystra, by to rozgryźć. Pojutrze o zachodzie słońca, laleczko. Wtedy moja oferta wygaśnie, bo dokładnie wtedy ja na stałe...
Zakrztusił się, wytrzeszczył oczy i naprężył się tak, jakby pętla zaciskała się na jego szyi. Powoli wtopił się z powrotem w ścianę.
- Sadie? – zawołał Walt z końca korytarza. – Wszystko w porządku?
Obejrzałam się.
- Widziałeś to?
- Widziałem co? – spytał.
Oczywiście, że nie, pomyślałam. Jaka byłaby z tego zabawa, gdyby ktoś inny oprócz mnie też zobaczył wujka Vinny’ego? Wtedy nie musiałabym się zastanawiać, czy zaczynam już całkowicie majaczyć jak szaleniec.
- Nic – odpowiedziałam i pobiegłam, by ich dogonić.

Po obu stronach wejścia do następnego pomieszczenia stały wielkie obsydianowe sfinksy z tułowiami lwów i głowami baranów. Carter twierdzi, że ten szczególny rodzaj sfinksa nosi nazwę kriosfinks. [Dzięki Carter, wszyscy umieraliśmy z ciekawości, by dowiedzieć się tej bezużytecznej informacji.]
- Agh! – ostrzegł Chufu, pokazując pięć palców.
- Zostało nam pięć minut – przetłumaczył Carter.
- Daj mi chwilę – powiedział JD. – Na to pomieszczenie zostały nałożone najsilniejsze zaklęcia ochronne. Muszę je lekko zmodyfikować, żebyście mogli przejść.
- Uch – rzuciłam nerwowo – ale zaklęcia wciąż odstraszą naszych wrogów, takich jak ogromny wąż, tak?
JD rzucił mi zirytowane spojrzenie, którymi ludzie mają zwyczaj obdarowywać mnie dość często.
- Wiem co nieco o magii ochronnej – zapewnił. – Zaufaj mi.
Podniósł różdżkę i zaintonował zaklęcie.
Carter odciągnął mnie na bok.
– Wszystko w porządku?
Musiałam wyglądać na wstrząśniętą po spotkaniu z wujkiem Vinniem.
- Nic mi nie jest – powiedziałam. – Widziałam tam coś. Pewnie to jedna ze sztuczek Apopisa, ale...
Mój wzrok powędrował na drugi koniec korytarza.
Walt wpatrywał się w złoty tron zamknięty za szkłem. Pochylił się do przodu, trzymając jedną rękę na szybie tak, jakby źle się czuł.
- Trzymajmy się tej wersji – rzekłam do Cartera.
Odwróciłam się do Walta. Światło z wystawy padało na jego twarz, barwiąc jego rysy na rudobrązowo, jak wzgórza Egiptu.
- Co się stało? – spytałam.
- Na tym tronie zmarł Tutanchamon – odpowiedział.
Czytałam kartę ekspozycji. Nie mówiła nic o tym, jakoby tu rzeczywiście miał umrzeć Tut, ale Walt wydawał się być pewny. Pewnie mógł to wyczuć przez klątwę rodzinną. Tut był jego wielkim pra-pra-pra-bilion-razy-pra-wujkiem. I też ta sama genetyczna trucizna, która zabiła Tuta w wieku dziewiętnastu lat, krążyła teraz w żyłach Walta, nasilając się z każdym dniem jego praktyk magicznych. A jednak Walt chciał iść naprzód. Patrząc na tron swojego przodka, musiał czuć się, jakby oglądał swój własny pogrzeb.
- Znajdziemy lekarstwo – obiecałam.– Jak tylko poradzimy sobie z Apopisem.
Spojrzał na mnie, a mój głos zadrżał. Oboje dobrze wiedzieliśmy, że nasze szanse pokonania Apopisa są bliskie zeru. Nawet gdyby nam się udało, nie było żadnej gwarancji, że Walt będzie mógł żyć na tyle długo, by cieszyć się z tego zwycięstwa. Dziś był jeden z jego dobrych dni, a ja wciąż mogłam dostrzec ból w jego oczach.
- Ludzie – zawołał Carter. – Jesteśmy gotowi.
Pomieszczenie za kriosfinksami było zbiorem ‘największych hitów’ z życia po śmierci Egipcjan.
Prawdziwych rozmiarów Anubis spoglądał w dół ze swojego piedestału. Na szczycie repliki wagi sprawiedliwości siedział pawian, z którym Chufu od razu zaczął flirtować. Znajdowały się tam maski faraonów, mapy Podziemia, a także kilka urn, które zostały kiedyś napełnione wnętrznościami mumii.
Carter minął to wszystko. Zatrzymał się przy długim zwoju papirusu w szklanej gablocie. Zebraliśmy się wokół niego.
- To jest to, czego szukacie? – JD zmarszczył czoło. – Księga Zwycięstwa nad Apopisem? Czy wy naprawdę nie zdajecie sobie sprawy, że nawet najlepsze zaklęcia nie są w stanie tu nic pomóc?
Carter sięgnął do kieszeni i wyjął z niej resztki nadpalonego papirusu.
- To wszystko, co udało nam się ocalić z Toronto. To była jedna z kopii tego zwoju.
JD wziął do ręki ten kawałek papirusu. Był nie większy niż pocztówka i zbyt zwęglony, byśmy mogli rozszyfrować z niego więcej niż tylko kilka hieroglifów.
- ‘Zwycięstwo nad Apopisem...’ – odczytał. – Ale to jest przecież jeden z najpospolitszych magicznych zwojów. Do naszych czasów przetrwały ich setki.
- Nie – zwalczyłam potrzebę zerknięcia przez ramię, na wypadek gdyby jakiś ogromny wąż nam się przysłuchiwał. – Apopis szuka tej szczególnej wersji, napisanej przez tego gościa.
Popukałam lekko w tabliczkę obok ekspozycji.
- ‘ Należący do Księcia Khaemwaset’ – przeczytałam – ‘znanego także jako Setne.’
JD spochmurniał.
- To jest złe imię... jeden z najnikczemniejszych magów, którzy kiedykolwiek żyli.
- Tak właśnie słyszeliśmy – powiedziałam. – A Apopis niszczy tylko te wersje papirusu napisane przez Setne. Z tego, co wiemy, istniało ich tylko sześć. Apopis spalił już pięć z nich. Ta jest ostatnia.
JD spoglądał powątpiewająco na kawałek papirusu.
- Skoro Apopis zdołał już się wzbogacić o swoją cała moc z Duat, co go obchodzą jakieś tam zwoje? Najpewniej żadne zaklęcia już nie są w stanie go powstrzymać. Czemu po prostu nie zniszczył świata?
Nad tym samym zastanawialiśmy się przez ostatnie kilka miesięcy.
- Apopis z jakiegoś powodu lęka się tego zwoju – powiedziałam, mając nadzieję, że się nie mylę. – Musi być w nim jakiś sekret, który zdradza, jak go pokonać. Chce się upewnić, że już żadna z kopii nie istnieje, zanim zaatakuje świat.
- Sadie, musimy się pospieszyć – rzekła Carter. – Atak może nadejść w każdej chwili.
Zbliżyłam się do zwoju. Był wymiarów około dwa na półtora metra, gęsto zapisany hieroglifami i kolorowymi rysunkami. Widziałam już masę zwojów takich jak ten, opisujących sposób pokonania Chaosu, z zaklęciami mającymi powstrzymać węża Apopisa od pożarcia boga słońca Ra w trakcie jego nocnej podróży przez Duat. Wesoła ferajna, ci Egipcjanie.
Potrafiłam odczytać hieroglify – to jeden z moich zachwycających talentów – ale zwój był przytłaczający. Na pierwszy rzut oka, nic w nim zawarte nie wydało mi się specjalnie pomocne. Były tam zwykłe opisy Rzeki Nocy, w dół której płynęła słoneczna barka Ra. Byłam tam, dzięki. Znalazłam tam również wskazówki, o tym, jak uwięzić różne demony Duat. Spotkałam je. Zabiłam je. Dostałam T-shirt.
- Sadie? – spytał Carter. – Znalazłaś coś?
- Jeszcze nie wiem – odburknęłam. – Daj mi minutę.
Strasznie wkurzała mnie myśl, że mój brat mól książkowy był magiem wojennym, za to ja miałam być wielkim czytaczem magii. Ja ledwie znoszę magazyny, a co dopiero jakieś przestarzałe zwoje.
‘Nigdy go nie zrozumiesz’, przestrzegła twarz ze ściany. ‘Potrzebujesz mojej pomocy’.
- Będziemy musieli wziąć to ze sobą – zadecydowałam. – Jestem pewna, że uda mi się go rozgryźć, jak tylko...
Budynek się zatrząsł. Chufu wrzasnął i skoczył w ramiona złotego pawiana. Pingwiny Felixa przerażone chwiały się, tak jak to mają w zwyczaju.
- To brzmiało jak... – JD pobielał na twarzy. – Wybuch na zewnątrz. Przyjęcie!
- To ma za zadanie tylko odwrócić naszą uwagę – ostrzegł Carter. – Apopis usiłuje przenieść nasze zaklęcia ochronne z dala od zwoju.
- Oni atakują moich przyjaciół – powiedział JD zdławionym głosem. – Moją żonę.
- Idziemy. – Spiorunowałam Cartera wzrokiem. – Możemy wziąć zwój ze sobą. Żona JD jest w niebezpieczeństwie!
JD ścisnął moje dłonie.
- Idźcie po zwój. Powodzenia.
Wybiegł z pomieszczenia.
Wróciłam na wystawę.
- Walt, możesz otworzyć tę gablotę? Musimy wydostać się stąd tak szybko, jak...
Złowrogi śmiech wypełnił powietrze. Oschły i silny głos, donośny jak wybuch bomby nuklearnej, rozbrzmiał wokół nas:
- Nie wydaje mi się, Sadie Kane.
Miałam wrażenie, jakby moja skóra zmieniała się w pękający papirus. Pamiętałam ten głos. Pamiętałam, jak się czułam będąc tak blisko Chaosu – jakby krew w moich żyłach zmieniała się w ogień, a kod genetyczny rozmywał się.
- Myślę, że zniszczę was przy pomocy strażników Ma’at. – powiedział Apopis. – Tak, to będzie zabawne.
Przy wejściu do pomieszczenia, dwa kriosfinksy odwróciły się i zablokowały wyjście, stając ramię w ramię. Płomienie zafalowały w ich nozdrzach.
Oznajmiły jednym głosem, głosem Apopisa:
- Nikt nie wyjdzie stąd żywy. Żegnaj, Sadie Kane.


Premiera: 01.05.2012


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Canny
Gyrokinetyk


Dołączył: 13 Cze 2011
Posty: 656
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 21:09, 31 Mar 2012    Temat postu:

O jaaa, już to chcę! <3
Ale będę silna i rozdziału nie przeczytam, haha! Poćwiczę silną wolę.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Maggie McKinley
Telekinetyk


Dołączył: 07 Sie 2010
Posty: 978
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 21:20, 31 Mar 2012    Temat postu:

Hahah, ja też nie przeczytałam Tylko znalazłam, skopiowałam i wkleiłam

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Rose
Wykrywacz Kłamstw


Dołączył: 27 Lis 2010
Posty: 1256
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 27 razy
Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Wyspa Crabclaw
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 9:14, 01 Kwi 2012    Temat postu:

A ja przeczytałam i jestem głęboko zawiedziona. Nie ma NIC o Anubisie Smutny

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Forum GONE Strona Główna -> Archiwum / Kultura masowa. / Książki. Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2
Strona 2 z 2

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Emule.
Regulamin