Forum Forum GONE Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Rozdział III
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6  Następny
 
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Forum GONE Strona Główna -> Archiwum / GONE - to tylko ETAP / Archiwum 2.
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
kakunia
Lewitator
Lewitator


Dołączył: 24 Lut 2010
Posty: 564
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Sosnowiec
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 12:13, 28 Lis 2010    Temat postu:

(Mały przeskok w czasie od ostatniego posta)

Morgana podczas bitwy zostałą w przedszkolu. Przychodziło do niego sporo dzieciaków zostawionych na pastwę losu. Te, powyżej ósmego roku życia znajdowały chwilowe schronienie na czas Buntu Na Placu (W skrócie BNP), a reszta zamierzała zamieszkać tu na dobre. Meg w ciszy ,,obserwowała" dramatyczne wydarzenia. Widziała małą dziewczynkę zabotą siekierą. Nawet nie zauważyła, kiedy zaczęły spływać jej po policzkach łzy.
-Nie płacz Morgano- powiedział Casper. -Nie bój się złych dzieci. Ja cię obronię.
Te słowa wzmogły tylko jej płacz. Przytuliła chłopca.
...................

Gdy sytuacja nieco się uspokoiła dziewczyna sprawdziła stan przedszkola. Spisała liste dzieciaków.

Dziewczynki:
0-1
-Anne
1-3
-Emidia (zwana też Emidą)
-Martha
3-5
-Katie
-Estera
-Zoe
-Rachel
5-8
-Angel
-Sophy
-Elizabeth (Liz)

Cłopcy:
0-1
-Nathaniel Nicodem
-Leonardo Jake
1-3
-Colin
-Oliver
3-5
-Timothy (Tim)
-Victor
-Neville
-Casper
5-8
-William (Will)
-Philip (Phil)
-Hadrian
-Nigel


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez kakunia dnia Nie 12:24, 28 Lis 2010, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Fire-mup
Biczoręki


Dołączył: 08 Maj 2010
Posty: 2051
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 2/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 18:53, 28 Lis 2010    Temat postu:

-Dziękuję. – powiedziała do Diany, która zaczęła od nowa opatrywać jej ranę. Uśmiechnęła się do siebie. Jeszcze tak niedawno sytuacja była odwrotna. Nagle do pomieszczenia wpadł Brian.
-Szybko choć za mną...!. – powiedział. Wojtek odepchną dziewczynę tak, że ta upadła. Włączył swoją moc, poczym krzyknął. - Ha !! Myślisz , że się poddałem. Jesteś naiwna jak ta cała banda z Rady. A i jeszcze jedno koszmar dopiero się zacznie. Gdy wybiegli, Elise pomogła Dianie wstać, poczym pobiegła za zbiegami. Nie próbowała ich złapać – nie miała szans. Chciała tylko wiedzieć o co w tym chodzi. Znała Briana i wiedziała, że nie zrobiłby czegoś takiego bez powodu. Poza tym, robiła to po części z własnych pobudek.
Od dawna domyślała się, że był ktoś ‘trzeci’. Działający poza Radą i wszelkimi buntami. Teraz mogła się przekonać, czy jej podejrzenia były prawdziwe. A potem... Nie wiedziała co potem. O jakiekolwiek ‘potem’ pomartwi się, gdy oceni już sytuację.

Odczekała aż chłopcy się oddalą, poczym wspięła się na jedno z drzew, by z góry obserwować ich trasę. Udała się za nimi dopiero wtedy, gdy zniknęli za drzwiami posterunku. Biegła bocznymi uliczkami jak zwykle niezauważona. Weszła tylnymi drzwiami i zaczaiła się w jednym z korytarzy, by prześledzić przebieg akcji.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
mandarynka
Gość





PostWysłany: Nie 21:34, 28 Lis 2010    Temat postu:

Tequila leżała w swoim łóżku. Od dnia jej 'wyjścia z siebie' minął dzień, może dwa dni. Nie obchodziło jej to. Chciała uwolnić się od szmerów w głowie. Żaden lek nie przyniósł oczekiwanego skutku. Leżała w bezruchu i myślała. Myślała o swojej mocy, o ETAP-ie i wydarzeniach minionych dni. Cisza w pokoju była przerażająca. Tequila raz po raz zerkała na okno. Chciała wiedzieć co dzieje się na zewnątrz, a jednak cholernie się tego bała. Czy znów dzieciaki rozwalają miasto? A może już temu zapobiegli i jest spokój w tym ich małym świecie. Wstała. Miała nogi jak z ołowiu i lodowate ciało. Podeszła do okna i lekko się wychyliła. Była ciemna gwieździsta noc. Kolejne pytania zaczęły napływać do jej głowy. Czy gwiazdy były prawdziwe? Czy ten świat, aby nie jest iluzją Boga? Czy w ogóle jest gdzieś Bóg?
-Gdzie jesteś mamo? - strużka gorzkich łez spłynęła bo jej bladym policzku.
Znalazła w głowie wiersz. Kto go napisał? Nie pamiętała, może nie wiedziała.

-Moja rodzina
brat ból
siostra samotność
nie moja wina
że daremnie wyglądam
przez okno.
- smutno wyrecytowała, połykała łzy.
Odeszła od okna niestarannie wycierając mokre policzki. Stanęła przed okurzonym lustrem. Wyciągnęła z kieszeni aksamitnego szlafroka fiolkę z przeźroczystym płynem. Zrzuciła mieniący się wpadającym światłem księżyca szlafrok i naga usiadła na drewnianej podłodze. Czuła zimno od ciemnobrązowych desek, ale nie miała siły wstać. Myśli w głowie kłębiły się bardziej jak zawsze.
Jej jasne plecy były jedynym widocznym punktem w pokoju. Nie miała siły siedzieć. Ani leżeć. Siedziała jak zwykle milcząca odwrócona plecami do tych przeklętych, dębowych drzwi.
Rozmyślała o wychodzącym zza horyzontu słońcu.
Powrót do góry
Candace
Niezniszczalny


Dołączył: 27 Gru 2009
Posty: 1686
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 17 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Lublin
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 22:21, 28 Lis 2010    Temat postu:

[PB]

Sonia wyszła z ratusza z dziewczynką na rękach. Nie oglądała się na nikogo. Skręciła w uliczkę i weszła do niewielkiego magazynu, w którym jak na razie składowano ciała. Odór był straszny. 5 ciał. Teraz już 6. Położyła dziewczynkę na ziemi i przykryła workiem foliowym. Przeżegnała się. Wyszła.

Wracając pod ratusz Sonia ujrzała przemawiającą dziewczynę.
- No, widzę, że nie podzielacie mojego poczucia humoru… Trudno, W każdym razie, jeżeli chcecie „zadbać o swoje przeżycie” jak powiedziała tamta. Myślę, że lepiej będzie jak pójdziecie ze mną. Słyszeliście o Coates? Na pewno tak. Ja jestem stamtąd. Wierzcie mi, potrafię sobie poradzić.
Podeszła od tyłu.
-Skoro Coates tak dobrze sobie radzi to co tu robisz?
Dziewczyna odwróciła się.
-Nie Twój interes.
-Właśnie że mój. Skoro jesteś z Coates to tam wracaj. Nie potrzebujemy kolejnych "odważnych".
Dziewczyna zaklęła pod nosem i odeszła.
-A wy co tak stoicie? Do domów! - powiedziała do stojącej grupki dzieciaków.
Ulice jakby opustoszały. Tylko gdzieniegdzie widać było czyjeś sylwetki.
Przynajmniej chwila spokoju...
-Sonia! Dobrze, że jesteś - powiedziała znienacka Diana.
-Co się stało? Gdzie Wojtek?
-Uciekł. Z Brianem.
-Z Brianem?! - Black nie mogła uwierzyć.
-No tak. Uciekli w stronę posterunku.
...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
zimowykalafior
Super Admin
<b>Super Admin</b>


Dołączył: 10 Wrz 2010
Posty: 2241
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 53 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Australijskie Skierniewice
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 14:05, 29 Lis 2010    Temat postu:

[PB]

An nie wiedziała, co robić. Targały nią wątpliwości. Mogła, może nawet powinna dowiedzieć się, co się dzieje. Czemu Wojtek pobiegł za Brianem i zniknął z inną dziewczyną w komisariacie. A może... W końcu to nie jej sprawa. Nie musi wiedzieć o wszystkim, co dzieje się w mieście, kto z kim co knuje, kto tak naprawdę jest dobry, a kto zły.
Mnie to nie dotyczy- już, już, miała zawrócić w stronę domu, gdy w jej głowie pojawiła się kolejna myśl. Dlaczego nie?! Dotyczy mnie tak samo, jak innych. W końcu jestem w radzie.

Zobaczyła Sonię i Dianę. Stały kilkadziesiąt metrów dalej, ale An zdołała wychwycić rozmowę.
-Sonia! Dobrze, że jesteś!
-Co się stało? Gdzie Wojtek?
-Uciekł. Z Brianem.
-Z Brianem?!
-No tak. Uciekli w stronę posterunku.

Podeszła do nich.
-Może lepiej dowiedzmy się, o co chodzi. Jeśli chcecie, mogę przeteleportować się na komisariat i z powrotem, tak, że mnie nie zauważą- nie była tego do końca pewna, ale jeśli się postara...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Loki
Super Moderator
<b>Super Moderator</b>


Dołączył: 26 Maj 2010
Posty: 2006
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 43 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdańsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 15:24, 29 Lis 2010    Temat postu:

Pierwszą rzeczą, jaką zrobiła El po wejściu do komisariatu, był mocny kuksaniec jaki wymierzyła swoim chłopcom.
- Po cichu! Tak, żeby nikt niczego nie podejrzewał! Czy to takie trudne?!
- Ej! – oburzył się Caine – To nie takie proste, wiesz.
- A tak w ogóle, to co ty tam robiłaś? – jak zwykle przytomnie, spytał Brian.
- Przeczuwałam, że coś zbroicie i jak widać miałam rację. – warknęła – Dobra, teraz tam pójdziecie i uspokoicie resztę Rady, że zabraliście więźnia do aresztu, że siedzi tutaj i nie ma czego się bać.
Tamci skinęli głową, nadal ździebko naburmuszeni i wyszli.
- A ty, coś za jedna? – Elizabeth dopiero teraz przypomniała sobie o Wojtku.
- W tej chwili to nieistotne. – spojrzała na niego lodowato – Chodź – wskazała niedbałym gestem ręki drzwi na górę.
- Myślisz, że będziesz mi rozkazywać – parsknął tamten i już-już miał włączyć swoją moc niewidzialności, ale El była szybsza. Czym prędzej złapała go za rękę, chwytała kajdanki leżące na stole obok i zacisnęła je na swoim, a potem na jego nadgarstku.
Wojtek syknął, gdy poczuł wbijające się w skórę, o kilka ząbków za mocno zaciągnięte kajdany.
- Daj sobie spokój. Znam te twoje marne sztuczki – roześmiała się beztrosko El.
Wojtek popchnął ją, po czym przyciągnął mocno w swoją stronę. Przewróciła się, targnięta siłą uderzenia, przywaliła głową o ławkę, ale nadal się śmiała. Podniosła rękę do góry. Tym razem nie był to przeciągły świst, ale pojedynczy, ogłuszający huk. Chłopak stracił przytomność na miejscu.
Ale El usłyszała coś jeszcze. Jakby stękniecie z bólu. Uwolniła się z kajdanek i wyszarpnęła pistolet z kieszeni.
Wiedziałam, że to zamieszanie przyciągnie intruzów. Nie mam zamiaru okazywać litości.
Jeszcze tylko użyła mocy, aby dźwięk odbezpieczanej broni był niesłyszalny.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gość






PostWysłany: Pon 18:58, 29 Lis 2010    Temat postu:

Wojtek nie wiedział co się dzieje. Huk był nie do zniesienia. Miał pewien plan. W końcu mógł wykorzystać swoje zdolności aktorskie. Upadł na ziemię udawał , że stracił przytomność. W myślach miał te słowa Hmmm nie z taką szmatą sobie w życiu poradziłem . Zamknął oczy i zrobił się sztywny jak trup. Choć nie ukrywa , że ta dziwna moc tej K*** dała mu się we znaki.
Powrót do góry
mandarynka
Gość





PostWysłany: Pon 19:02, 29 Lis 2010    Temat postu:

Nic się nie zmieniło. Tequila nadal w milczeniu siedziała i przyglądała się już słońcu, które powoli unosiło się ku górze. Palcami wystukiwała nerwowy rytm niosący zagładę. Miała jedno postanowienie. Pozbędzie się tych męczących wizji, omamów i pożerania leków. Wstanie ubierze się i pójdzie jak najdalej od tego przeraźliwego miejsca.

On these plains there's a burning ruin
That must be found
On these plains there's a demon that sleeps.
It must be unbound...
- Tequila zaczęła niewyraźnie śpiewać. - Run!
You run for the borders
Where epistles burn in the arms of man
Run!
You run among bodies and they scream,
They scream to bite God's hand.
- nie to zupełnie nie tak szło. I jeszcze raz. Śpiewała bez wytchnienia, odczuwała nieprzyjemne drapanie w gardle, mimo tego nadal śpiewała. Wysunęła jedną szufladę, wyciągnęła białą bluzkę ze śmiesznym rysunkiem i naciągnęła ją na siebie. Z wielkiej szafy wyciągnęła wąskie ciemnogranatowe spodnie. Na stoliku z lustrem leżała krwistoczerwona szminka. Tequila podeszła do lustra umalowała swoją bladą, niewyspaną twarz, po czym na podłodze nakreśliła krzywy napis Deathstars.Cisnęła szminką przez całą długoś pokoju i założyła trampki z rysunkiem flagi Wielkiej Brytani. Uwielbiała te buty od zawsze. To nic, że flaga trochę się sprała, a buty były podniszczone i lekko podarte. Były wyjątkowe. Jedyne w swoim rodzaju.
Znalazła wielką torbę z namalowaną Marylin Monroe wleciała do łazienki, wszystkie leki z apteczki wsypała do jej środka. To samo stało się z lekami z pod łóżka, z apteczki z drugiej łazienki i kuchni. Dziewczyna zbiegła na dół otworzyła drzwi do sypialni rodziców. Idealnie zaścielone łóżko i wszystko poukładane na swoim miejscu. Idealiści. Jednak wiedziała, że jej matka nie jest taka idealna na jaką wygląda. Pootwierała szafy, przejrzała dokładnie wszystko nie znajdując tego co było jej potrzebne.
- Pod latarnią najciemniej, tak? - uśmiechnęła się sama do siebie. Otworzyła małą komodę, znalazła jedną działającą zapalniczkę i trzy nie otwarte jeszcze paczki papierosów.
-Świetnie, narazie powinno wystarczyć. - mruknęła i wrzuciła wszystkie fanty do wypełnionej niemal po brzegi lekarstwami torby.
Czym prędzej wybiegła z domu i ruszyła w kierunki złocistej plaży. Na przemian to szła to biegła, ludzie już dawno przestali zwracać na nią uwagę. Tequila po wyczerpującym biegu i marszu dotarła do swojej oazy spokoju. Usiadła w zacienionym miejscu na kępce zielonej trawy i otworzyła torbę. Wzrokiem przejrzała to co zabrała z domu, wyciągnęła jedno opakowanie.
- To nie, to nie ... to też nie. Benzoktamina.. dobra niech będzie. - po chwili miała już na dłoni parę jaśniutkich tabletek, które niemalże wepchnęła sobie do gardła. Powoli odpaliła jedna papierosa. Czuła dławiący dym najpierw w ustach, potem w płucach. Zapaliła jeszcze trzy kolejne. Tego ostatniego wypaliła do połowy i zagasiła go w rozgrzanym piasku.
Powrót do góry
Bisqit
Pirokinetyk


Dołączył: 19 Lip 2010
Posty: 746
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Perido Beach
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 12:08, 30 Lis 2010    Temat postu:

[PB]

Pierwszą rzeczą, jaką zrobiła El po wejściu do komisariatu, był mocny kuksaniec jaki wymierzyła chłopcom. Brian milczał. Nie wiedział co ma powiedzieć, a po za tym nie potrafił kłamać.
- Po cichu! Tak, żeby nikt niczego nie podejrzewał! Czy to takie trudne?!- wrzasnęła Elizabeth.
- Ej! – oburzył się Caine – To nie takie proste, wiesz!
- A tak w ogóle, to co ty tam robiłaś? – spytał Brian. Przecież miała poczekać na komisariacie!
- Przeczuwałam, że coś zbroicie i jak widać miałam rację. – warknęła – Dobra, teraz tam pójdziecie i uspokoicie resztę Rady, że zabraliście więźnia do aresztu, że siedzi tutaj i nie ma czego się bać.
Skinęli i udając naburmuszonych, wyszli. Gdy tylko opuścili budynek Caine zaczął rozmowę.
-Ej, ona mnie wkurza! Nie mogę tak udawać!
-Spoko... Już nie długo!-zapewnił Brian.
-Co zamierzasz zrobić?-zapytał przyjaciel.
Brian już chciał odpowiedzieć, gdy zauważył znajome twarze zmierzające w ich stronę. Osoby z Rady. Rozpoznał Dianę, Sonię i Anunę.
-Zostań tu.-powiedział tylko do Caine'a, który coś odpowiedział, lecz Brian go nie słuchał.
-Brian, co to ma znaczyć?!- spytała wściekła, lecz zaciekawiona Sonia.
Rozejrzał się. W pobliżu znajdowała się tylko jedna kamera El. Brian stanął tyłem do niej, tak by Elizabeth nie mogła wyczytać nic z jego ust. O ile patrzyła. Prawdopodobnie rozmawiała teraz z Wojtkiem. Lecz stał bokiem do dziewczyn, co je trochę zdziwiło.
-Halo! Nie odpowiesz?!- mniecierpliwiła się An.
Mówił szeptem.
-Ćććććććć... Nadal jestem z Wami! Ja tylko chcę być w ich pobliżu. Oni chcą stworzyć coś takiego jak nasza Rada! Tylko, że oni dążą do zniszczenia Etapu!-powiedział to wszystko na jednym wdechu.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Bisqit dnia Wto 12:10, 30 Lis 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
zimowykalafior
Super Admin
<b>Super Admin</b>


Dołączył: 10 Wrz 2010
Posty: 2241
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 53 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Australijskie Skierniewice
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 13:50, 30 Lis 2010    Temat postu:

[PB]

Podszedł do nich Brian.
-Brian, co to ma znaczyć?!- spytała Sonia, widocznie zdenerwowana.
Chłopak milczał przez chwilę, które dla An zadawały się ciągnąć w nieskończoność.
-Halo! Nie ospowiadasz?- nie wytrzymała. Zaczęła domyślać się najgorszego.
-Ćććććććć... Nadal jestem z wami! Ja tylko chcę być w ich pobliżu. Oni chcą stworzyć coś takiego jak nasza Rada! Tylko, że oni dążą do zniszczenia Etapu!
An wzruszyła ramionami.
-Mogliśmy się tego spodziewać- spojrzała w stronę komisariatu -Teraz dowiesz się, co planują. Bo.. Coś muszą planować.
A więc to tak... Wojtek nie będzie sam. Ktoś mu pomoże. Albo on komuś pomoże...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
akimoda
Uzdrowiciel
Uzdrowiciel


Dołączył: 14 Cze 2010
Posty: 805
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Łąka/zachodniopomorskie
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 17:35, 01 Gru 2010    Temat postu:

Stały tak chwilę, zastanawiając się gdzie może byc Anuna. Nagle z daleka dostrzegły jakąś postac i po chwili było już widac, że to An. Podeszła do nich i przepraszającą miną spojrzała na Joan.
- Cześć. Sorry, że tak uciekłam, ale... - powiedziała Anuna nie potrafiąc do końca znaleźc odpowiedniego wyjaśnienia.
- Spoko. Elise już czuje się lepiej. To jest Tequila. - powiedziała Joan przy okazji przedstawiając Anunie nowo poznałą dziewczynę.
- Hej. Jestem An. Miło mi. - wyciągnęła w kierunku tamtej rękę. Tequila ją uścisnęła.
- Witaj - powiedziała Tequila z pewną nutą nieśmiałości.
- No więc, szukałyśmy cię bo nie wiemy co mamy robic, gdzie się podziac. Może byśmy mogły w czymś pomóc? - zapytała Joan.
- Joan, już za dużo narobiłyśmy bałaganu przez ten mój głupi pomysł, więc chyba nie jestem najodpowiedniejszą osobą by przydzielac innym zadania.
- Ah... Rozumiem. Czyli co, mamy sobie pójśc do domu?
- Jak chcecie, zależy od was. A teraz przepraszam, ale muszę coś sprawdzic. - odpowiedziała i odwróciła się na pięcie, zostawiając za sobą zażenowane miny obu dziewczyn.
Joan widziała jak Anuna podeszła do jakiejś grupki osób, których nie rozpoznawała. Z resztą nie miała się czemu dziwic. Sama na to pozwoliła, nie dopuszczając do swojego życia nikogo z poznanych tutaj ludzi. Spojrzała na Tequile zrezygnowanym wzrokiem i ruszyła w stronę swojego domu. Odwróciła się na chwilę i powiedziała:
- Ja idę do siebie. Jak chcesz możesz zrobic to samo, albo co tam wolisz. Ja mam na dzisiaj dosyc. Narazie.
Pożegnała się, poszła jeszcze parę kroków do przodu i nagle wzleciała w górę. Poleciała nad dachami domów prosto do swojego. Gdy weszła obiecała sobie, że zrobi tu porządek, ale najpierw się chwilę prześpi. Była okropnie zmęczona. Poszła na górę do swojego pokoju i od razu stwierdziła, że to był błąd. Zastała to miejsce w okropnym stanie. Wszystko z jej szafek było powywalane na podłogę, a zapach był nie do zniesienia. Wszystko za sprawą jakiegoś kota, który jak widac postanowił zrobic sobie z jej pokoju kuwetę. Zeszła więc do piwnicy i położyła, a raczej rzuciła się na kanapę stojącą na środku. Nawet nie minęło 5 minut, gdy Joan zasnęła.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Fire-mup
Biczoręki


Dołączył: 08 Maj 2010
Posty: 2051
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 2/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 22:15, 01 Gru 2010    Temat postu:

Jeden niezdarny krok wystarczył, aby rana zaczęła krwawić na nowo. Lecz mimo to, opatrunek nie przesiąknął. I dobrze. Cicho jak kot zbliżyła się do drzwi sali, w której rozmawiali Brian, Wojtek i dwie nieznane jej osoby.
-Po cichu! Tak, żeby nikt niczego nie podejrzewał! Czy to takie trudne?!
- Ej! – oburzył się jeden z nieznajomych – To nie takie proste, wiesz.
- A tak w ogóle, to co ty tam robiłaś? – spytał Brian.
- Przeczuwałam, że coś zbroicie i jak widać miałam rację. – warknęła – Dobra, teraz tam pójdziecie i uspokoicie resztę Rady, że zabraliście więźnia do aresztu, że siedzi tutaj i nie ma czego się bać.

Gdy wychodzili szybko wskoczyła do wnęki zabudowanych drzwi na korytarzu i cicho przeczekała, aż przejdą, poczym wróciła na swoje miejsce.
-Daj sobie spokój. Znam te twoje marne sztuczki – roześmiała się beztrosko dziewczyna.
W pomieszczeniu rozległy się odgłosy walki i dźwięk, jakiego jeszcze nigdy nie słyszała. Desperacko zatkała uszy dłońmi, lecz na marne. Skuliła się tylko i cicho krzyknęła z bólu i ogtępienia.
I nagle zrobiło się cicho. Może ogłuchła już na zawsze?
Gdy mroczki przed jej oczami zniknęły, powoli podniosła się na nogi.
Wtem, z progu wyszła dziewczyna celując do niej z broni. Elise nie okazując strachu uśmiechnęła się uroczo, a zarazem ironicznie. Nieznajoma spojrzała na nią niepewnie. Z jej perspektywy musiało wyglądać to wprost komicznie. Drobna, ledwo żywa dziewczyna szczerzyła się na widok broni.
-Nie robiła bym tego na twoim miejscu.
-Jesteś z Rady? – warknęła.
-To teraz mało istotne. – powiedziała ze stoickim spokojem - Czy mogła byś zrobić Sobie tą przyjemność i przestać do mnie celować?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Blindness
Gyrokinetyk


Dołączył: 27 Gru 2009
Posty: 696
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Stolica
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 10:37, 02 Gru 2010    Temat postu:

[CA]

Nie. To nie możliwe. Przecież tak nie może być. Jakim cudem tej małej złodziejce udało się wydusić z Eleonory tak cenne informacje. Przecież to miał być sekret, tajemnica, która nigdy nie ujrzałaby światła dziennego. Jak mogłabyć tak głupia i wyjawić ją Araine w takim miejscu! Eleonora opluwała się w myślach, próbując znaleźć jakieś sensowne wyjście. Pogodziła się nawet z tym, że ktoś posiada moc o podobnej potędze, jak jej samej. Chociaż prawdę powiedziawszy Lene nie pokazała jeszcze swoich pełnych umiejętności.
"Niech tak będzie, niech Maggie myśli, że ma do czynienia z kimś słabszym od siebie" - uśmiechnęła się pod nosem, po czym zwolniła połączenie z umysłem złodziejki - Ale to będzie złudne myślenie.
- No dobrze... Jak już zdążyłaś to ze mnie wyciągnąć, to ja ukrywam się pod psełdonimem "L" i to ja jestem twoim zleceniodawcą. Ale to już nie istotne. Ważne, że poznałaś prawdę, która nie powinna opuścić uszu naszej dwójki. - wskazała na swoją przyjaciółkę Araine, po czym spowrotem zwróciła się ku Maggie - Masz przydatną moc i należysz do osób, które od zawsze radziły sobie w okrutnym świecie Coates Academy, więc postanowiłam dać ci wybór. Albo dołączysz do nas, albo bedę zmuszona pozbawić cię pamięci, a jeśli to nie pomoże, to nawet życia. Wybieraj...


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Blindness dnia Czw 10:40, 02 Gru 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Megumi
Niezniszczalny


Dołączył: 04 Mar 2010
Posty: 1550
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: L-wo
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 14:20, 03 Gru 2010    Temat postu:

Maggie ulżyło, kiedy Elenora przestała używać swojej mocy, jednak starała się po sobie tego nie okazywać.
„Nie będę się jeszcze bardziej ośmieszać.”
Nagle rudowłosa powiedziała:
- No dobrze... Jak już zdążyłaś to ze mnie wyciągnąć, to ja ukrywam się pod psełdonimem "L" i to ja jestem twoim zleceniodawcą. Ale to już nie istotne. Ważne, że poznałaś prawdę, która nie powinna opuścić uszu naszej dwójki. - wskazała na swoją przyjaciółkę Araine - Masz przydatną moc i należysz do osób, które od zawsze radziły sobie w okrutnym świecie Coates Academy, więc postanowiłam dać ci wybór. Albo dołączysz do nas, albo będę zmuszona pozbawić cię pamięci, a jeśli to nie pomoże, to nawet życia. Wybieraj...
Maggie nie mogła uwierzyć swoim uszom.
”To próchno każe mi wybierać?!”
Dziewczyna jednak zaczęła zastanawiać się nad słowami Eleonory. Moc rudowłosej była… straszna. Sprawiała okropny ból i jeśli wierzyć jej słowom może nawet zabić.
”Nie wiadomo jak daleko potrafi się posunąć… Muszę poznać ją bliżej i dowiedzieć się więcej o jej mocy. Potem, jak już zdobędę informacje będę mogła się jej przeciwstawić.
Maggie wzięła głęboki wdech i powiedziała:
- Niech będzie. Dołączam się do was, cokolwiek planujecie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Elizabeth Colt
Przenikacz
Przenikacz


Dołączył: 11 Mar 2010
Posty: 209
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 19:07, 03 Gru 2010    Temat postu:

Araine patrzyła ze zdziwieniem na rozmawiające z sobą dziewczyny. Wszyscy uważali jej przyjaciółkę za morderczynię, ale ona w to nie wierzyła. Eleonora zawsze była żywiołowa, jednak nie do tego stopnia, by zrobić coś tak głupiego. Nikogo nigdy nie skrzywdziła. W dodatku musiała chronić swoją tajemnicę przed wrogami. Od kiedy rodzice znikli, wszystko zaczęło być coraz bardziej skomplikowane. Z zamyślań wyrwał ją głos, jak jej tam, chyba Maggie.
- Niech będzie. Dołączam się do was, cokolwiek planujecie.
-Skoro już to uzgodniłyście, to powiecie mi wreszcie o co tu tak naprawdę chodzi i dokąd idziemy?-Araine ogarnął dziwny niepokój. Nigdy nie czuła się zagubiona. Rodzice uważali ją za niezłe ziółko. Nastała cisza. Nie trwała ona długo.
-Eleonora mów wreszcie, a jak nie ty, to może twoja koleżanka, co?-zwróciła się do tej drugiej. W tej samej chwili pojawiła się nowa wizja. Dziewczyna z zakrwawioną nogą i jeszcze jedna trzymająca broń. Araine czuła w jakiś sposób ból rannej. Otrząsnęła się, jakby przerywając połączenie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cpt. Hetero
Gość





PostWysłany: Sob 0:44, 04 Gru 2010    Temat postu:

Arthur spał na sofie w salonie. Co prawda nie był ostatnio śpiący, energia sama powracała w niesamowitym tempie. Uznał jednak, że spać będzie jak każdy. Przesadą byłoby celowe unikanie snu. Gdy w końcu się obudził, wstał, rozprostował kości i pogłaskał psa. Poszedł do kuchni i przygotował sobie posiłek. Musiał jeść. Zjadł płatki z mlekiem i dwie kanapki z serem pleśniowym. Umył potem zęby, gdyż zapach sera pleśniowego odrzuca niektóre osoby. Gdy skończył, wyjrzał przez okno. Nic nadzwyczajnego. Kilka osób szło chodnikiem, inne biegały po ulicy. Mało kto umiał jeździć samochodem, więc nie groziło im niebezpieczeństwo. Obserwował wszystko i wszystkich znajdujących się obok jego domu przez kilka minut. Kiedy już zamierzał usiąść na fotelu i włączyć sobie muzykę, zobaczył znajomą twarz oddaloną o kilkanaście metrów. Misfortune bez wahania sięgnął po pistolet i pognał do innego pokoju. Po chwili wychodził już z domu, z kijem baseballowym w ręce. Tym kijem, którym został tak strasznie potraktowany. Podbiegł do chłopaka podobnego wzrostu, którego ujrzał kilkadziesiąt sekund wcześniej. Zrobił to najciszej jak się dało, aby ten go nie usłyszał. Arthur szedł przez kilka metrów zanim, po czym zawołał:
- Ej, kolego! Pamiętasz mnie?
Chłopak odwrócił się, a w tym czasie Arthur wykonał już zamach kijem. Jego końcówka uderzyła mocno o skroń tamtego. Zatoczył się do tyłu i upadł na ziemię. Misfortune zadawał już kolejne ciosy, w takiej kombinacji, jaką ułożyła sobie dziewczyna, która go pobiła wcześniej. Uderzał z podobną siłą i kierunkiem. Po kilkunastu sekundach, leżący chłopak krwawił w kilku miejscach.
- Pamiętasz mnie, czy nie? Odpowiadaj! – krzyczał Arthur, którego ponosiła energia. Nie mógł nad sobą zapanować. – Więc?!
Ranny wybąkał cicho jakieś słowa, a po kolejnym uderzeniu odpowiedział odrobinę głośniej „tak”.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo chciałbym, aby i teraz znaleźli się jacyś frajerzy twojego pokroju i śmiali się z ciebie tak, jak jeszcze nikt. Aby cię wytykano palcami i aby nikt nie zamierzał ci pomóc! Co ty na to? – wrzeszczał Misfortune, z każdą chwilą coraz bardziej zdenerwowany. Leżący nawet nie odpowiedział na jego kolejny wybuch. Ciężko mu było oddychać.
- Zmieńmy częściowo temat, znasz tą od kija?! Widziałeś ją kiedyś wcześniej? Mów! – krzyczał Arthur, a tamten tylko pokręcił głową.
- Na pewno? Powiedz szczerze, choć grzechów ci to i tak nie odejmie.
- Nie, nie znałem jej, przysięgam. Znalazłem się tu przypadkowo… Przepraszam. – wychrypiał.
- Załóżmy, że ci wierzę. Nie znałeś jej, rozumiem. W takim razie nie przydasz mi się w przyszłości, prawda? – spytał z uśmiechem Misfortune. Spojrzał głęboko w oczy tamtemu. Dostrzegł w nich strach i rezygnację. Arthur nie ociągał się dłużej. Był nadal wściekły, musiał dać upust swoim emocjom. Wyciągnął pistolet Desert Eagle zza paska i wycelował w głowę chłopaka. Nie zawahał się ani chwili.
- Żegnaj.
Dwa donośne strzały przecięły głuchą ciszę. Nikt nie stał już na ulicy. Nikogo nie było na szarych chodnikach. Arthur opuścił rękę z pistoletem i spojrzał na swoje dzieło. Dzieło zniszczenia i okrucieństwa. Krew wypływała z głowy zabitego. Malutkie kawałeczki mózgu leżały na trotuarze. Dziwne, że nikt nie widział zbrodni. Przynajmniej tak zdawało się chłopakowi. Co zrobić z ciałem? Po krótkim namyśle Misfortune złapał bezwładnego trupa za ramiona i przeciągnął je za jakiś sąsiedni dom. Wiedział, że jest opuszczony, dlatego pozwolił sobie wtargnąć na teren prywatny. Złapał opartą o dom łopatę i spojrzał na jeszcze raz na ciało. Ciągnął je jeszcze kilka metrów, a gdy znaleźli się na samym końcu podwórka, a zarazem w ogrodzie, Arthur zaczął kopać.
Powrót do góry
Candace
Niezniszczalny


Dołączył: 27 Gru 2009
Posty: 1686
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 17 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Lublin
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 16:56, 04 Gru 2010    Temat postu:

[PB]

-Młody, uważaj na siebie - powiedziała Sonia do Briana i razem z Anuną i Dianą odeszła od budynku komendy. Chłopak wbiegł do środka.
-Zostawimy to tak?
-Nie ma mowy. Nie dam mu zrobić krzywdy - odpowiedziała Sonia i ruszyła w kierunku domu burmistrza. Otworzyła drzwi, weszła do gabinetu, otworzyła sejf i wyjęła broń.
-Skąd znasz kod?
-Burmistrz był na tyle inteligentny, ze zostawił karteczkę z kodem w papierach.
-Przeglądałaś je?
-Musiałam. Długa historia. Mamy ważniejsze sprawy. Któraś z Was umie strzelać?
Dziewczyny popatrzyły na siebie.
-Macie. W razie czego strzelajcie w nogi.
Wyszły.

-Anuna, dasz radę sprawdzić kto jest w środku tak, żeby Cię nie zauważyli?
-Mogę spróbować.
-Sprawdź i wróć pod tylne drzwi. Diana zostań i pilnuj czy ktoś wychodzi. Ja idę na tyły.

Otworzyła tylne drzwi i weszła do środka. W drugim pomieszczeniu słychać było głosy dwóch dziewczyn. Słuchała.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
mandarynka
Gość





PostWysłany: Sob 18:25, 04 Gru 2010    Temat postu:

Tequila cały dzień przesiedziała w zacisznym miejscu na plaży. Siedziała i obserwowała życie w nienormalnym świecie. Obserwowała biegające dzieci pluskające się skąpanym słońcem morzu, patrzyła na dopalający się papieros i po raz kolejny skierowała się w stronę umierającego miasta. Po dwudziestu minutach stała już w progu domu. Weszła w przybrudzonych trampkach zostawiając brązowe smugi na okurzonej podłodze. Zeszła po cichu do piwnicy i otworzyła oszkloną gablotkę. Znajdowała się tam broń 'na wszelki wypadek' i strzelba dziadka na latające wokół domu ptaki. Po krótkich poszukiwaniach Tequila znalazła torbę wędkarską i załadowała tam wszystko co miało jakikolwiek związek z bronią.
-Będziecie teraz komuś innemu służyć. - szepnęła w pustą przestrzeń piwnicy i ruszyła starymi schodami na górę.
Przejrzała się w stojącym przy frontowych drzwiach lustrze i wyszła z domu. Szła środkiem drogi nie zwracając uwagi na szalejące dzieciaki. To było jak najgorszy sen. Poobijane, nieszczęśliwe dzieci biegały z nożami i własnoręcznie robioną bronią.
Świat oszalał. - szepnęła, najciszej jak umiała, żeby nie zwracać na siebie uwagi.
-Co masz w tych torbach. - Teq zatrzymała się i zwróciła w stronę wysokiego, umięśnionego chłopaka z nożem w dłoni.
-Nic co powinno Cię zainteresować. - mówiąc to ruszyła przed siebie pewnym krokiem. - Palant.
Chłopak wyprzedził ją i przystawił nóż do gardła.
-Rób co każę. Co masz w tych torbach? - powtórzył
to wyraźnie i dobitnie żeby wykonała rozkaz.
-Jak chcesz, ale zabierz tą zabawkę z mojej krtani bo Ci krzywdę zrobię. - syknęła zdenerwowana dziewczyna powoli otwierając torbę wędkarską dziadka.
Wykorzystała moment, gdy nieznajomy się rozglądał i wyciągnęła mały, naładowany pistolet i wycelowała nim w środek głowy chłopaka.
-To teraz ty posłuchaj. Rusz się, odezwij się lub zrób cokolwiek co mi się nie spodoba, a roztrzaskam Ci ten mały móżdżek. Rozumiesz? - rozwścieczona Tequila uniosła pistolet do góry i strzeliła. - Nie żartuję.
-Jesteś .. odmieńcem. - szepnął przerażony chłopak.
Teq po raz kolejny załadowała broń i wycelowała w niedoszłego oprawcę.
-Powiedziałam, że masz się nie odzywać? - Dała mu do zrozumienia o popełnionym przez niego błędzie
i przestrzeliła mu stopę.
Chłopak wypuścił z ręki nóż i zaczął wrzeszczeć jak opętany.
-Odmieniec! Odmieniec do mnie strzelił! - krzyczał.
Ludzie spoglądali na dziewczynę z pistoletem, ale nikt nie odważył się podejść.
Tequila ruszyła w stronę komisariatu. Torba coraz bardziej ciążyła jej na ramieniu, ale mimo tego nie dawała za wygraną.
- No wkońcu. - Teq spojrzała na budynek z nadzieją, że doszła w dobre miejsce.
Weszła do środka.
-Halo jest tu ktoś? - zapytała na tyle głośno żeby ktoś mógł usłyszeć.
-Kim jesteś? - Teq obróciła się. Stała za nią dziewczyna o bardzo długich, brązowych włosach. Była niższa od Tequili o parę centymetrów mimo to budziła pewien wewnętrzny lęk swoją budową ciała.
- Tequila. Mam coś co może się przydać. - rzuciła torbę wędkarską na stojące obok krzesło i jedną ręką otworzyła lekko zardzewiały zamek.
Dziewczyna świdrowała ją swoim podejrzliwym, jasnoniebieskim spojrzeniem.
-Jestem El. - podała przybrudzoną dłoń. Teq spojrzała i wyciągnęła swoją.
-Miło poznać. - mówiąc to rozładowała magazynek pistoletu i wsadziła go w tylną kieszeń ciemnych spodni. Z drugiej torby, na której widnieje malunek Marylin Monroe, Tequila wysypała całe mnóstwo lekarstw. Zachowała dla siebie tylko kilka opakowań leków, a resztę zostawiła dziewczynie o imieniu El.
-Jedyne co chcę to naboje do mojego pistoletu. -Nie ma sprawy. - rzuciła El, po czym Tequila wyszła z budynku i postanowiła zwiedzić po raz kolejny Perdido Beach.
Powrót do góry
Loki
Super Moderator
<b>Super Moderator</b>


Dołączył: 26 Maj 2010
Posty: 2006
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 43 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdańsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 18:59, 04 Gru 2010    Temat postu:

-Nie robiła bym tego na twoim miejscu. – mała, drobna blondynka uśmiechała się bezczelnie. El była zbyt wściekła, żeby chociaż próbować ukryć zdziwienie.
-Jesteś z Rady? – warknęła.
-To teraz mało istotne. – powiedziała tamta ze stoickim spokojem - Czy mogła byś zrobić Sobie tą przyjemność i przestać do mnie celować? – jej głos był taki…. Ah, przeklęty mutant! Ona ma moc!
Elizabeth miała silny umysł. Na tyle mocny, żeby nie poddać się mocy Elise i nacisnąć za spust. Ale też, była na tyle roztrzęsiona, a siła tamtej wielka, że kula uderzyła w podłogę pod stopami tamtej.
Ale El też miała moc. Tym razem był to pisk. Jak setka rozhisteryzowanych świnek morskich. Starczyło by zaburzyć moc Elise i odzyskać świadomość na tyle, aby podnieść rękę i wystrzelić.
Elizabeth oparła się o ścianę i zsunęła się po ścianie. Głowa bolała ją tak, że przez 5 minut leżała, trzymając dłonie na skroniach i cicho pojękując, aby sobie ulżyć. W końcu wstała, chwiejąc jak staruszka.
-Fyba jej nje załiłam – wyjąkała sama do siebie. Elise żyła, mimo plamy krwi na piersi. El obejrzała jej ranę – kula nie przebiła żadnych ważnych tętnic, ani organów, ale starczyła by dziewczyna stracił przytomność. Zapewne nie na długo. Już teraz stękała, gdy El zataszczyła ją do celi, w głębi budynku. Wyjęła apteczkę i opatrzyła ranę, najlepiej jak umiała.
Tak, czasem jesteś mocna w gębie, ale w gruncie rzeczy mięczak z ciebie, co?
Chciała wrócić na górę po liny i skrępować więźnia, ale przy wejściu czekała na nią jeszcze jedna niespodzianka.
-Halo jest tu ktoś? – wrzasnęła jakaś dziewczyna. Stała do niej tyłem i chyba jej nie widziała.
-Kim jesteś? – spytała El. Zostawiła gdzieś broń, ale przybrała wrogą postawę ciała.
- Tequila. Mam coś co może się przydać. – tamta rzuciła torbę wędkarską na stojące obok krzesło i jedną ręką otworzyła lekko zardzewiały zamek.
Okeeeeey. To trochę dziwne…
-Jestem El. – powiedziała, trochę dlatego że nie wiedziała jak inaczej zareagować. Tamta uścisnęła jej dłoń.
-Miło poznać.- mówiąc to rozładowała magazynek pistoletu i wsadziła go w tylną kieszeń ciemnych spodni. Z drugiej torby, na której widnieje malunek Marylin Monroe, Tequila wysypała całe mnóstwo lekarstw.
-Jedyne co chcę to naboje do mojego pistoletu. – powiedziała. El już całkiem zgłupiała.
-Nie ma sprawy - rzuciła, ale zanim zdążyła zaprowadzić niespodzianą sojuszniczkę na górę, wypytać ją, albo zrobić cokolwiek, tamta wyszła, głośno trzaskając drzwiami.
Elizabeth przejrzała torbę. Broni było tylko kilka sztuk, ale rekompensowała to ogromna ilość naboi, które – jak sądziła El – były rzeczą najważniejszą, której nigdy za wiele.

Dopiero po dłuższej chwili zorientowała się, że Wojtek nie leżał już na podłodze. Skoczyła do kamer. Na nagraniach nie było widać otwieranych drzwi, więc nie mógł wyjść. Musiał być gdzieś w komisariacie.
Biorąc pod uwagę twój arsenał, to jest ta gorsza opcja.
Ale przeglądając obraz, zobaczyła coś jeszcze. Sonię, Dianę i Anunę pod budynkiem.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Candace
Niezniszczalny


Dołączył: 27 Gru 2009
Posty: 1686
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 17 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Lublin
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 19:23, 04 Gru 2010    Temat postu:

[PB]

Strzał.
Pisk Elise.
Tak, to była Elise, była tego pewna.
Szuranie czymś po podłodze i głos jeszcze jednej dziewczyny.
Trzaśnięcie drzwiami.
Teraz już wiedziała.
Nie ma czasu.
Jeżeli się nie pospieszy Elise się wykrwawi.
Zakradła się od tyłu.
Dziewczyna stała przy monitorze.
Weszła do pokoju i wycelowała.
-Teraz grzecznie i pomału odwrócisz się w moją stronę. Rączki trzymaj przed sobą.
Dziewczyna tupnęła nogą i odwróciła się.
Jej uśmiech mówił sam za siebie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Forum GONE Strona Główna -> Archiwum / GONE - to tylko ETAP / Archiwum 2. Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6  Następny
Strona 3 z 6

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Emule.
Regulamin