Forum Forum GONE Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Rozdział VI
Idź do strony 1, 2, 3, 4, 5, 6  Następny
 
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Forum GONE Strona Główna -> Archiwum / GONE - to tylko ETAP / Archiwum 2.
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Marvel
Różowy
Różowy


Dołączył: 21 Mar 2010
Posty: 284
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 13 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 17:38, 10 Mar 2011    Temat postu: Rozdział VI

Dokąd udają się Jeźdźcy?
Czy mały Syriusz stanie się największą bronią posłańców?
Maggie uknuła podstęp czy na prawdę staje się dobra?
Czy w Radzie powstanie konflikt?
Gdzie jest Eleonora?
Co z dzieciakami przebywającymi w górach?
Czy Anuna, Elise, Sonia i Diana zdołają obronić miasteczko po raz kolejny?

Dowiemy się, tworząc nową historię ETAP-u...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Candace
Niezniszczalny


Dołączył: 27 Gru 2009
Posty: 1686
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 17 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Lublin
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 18:13, 10 Mar 2011    Temat postu:

[PB]

Siedziała tak ponad godzinę. Nic, tylko wpatrywała się tępo w przestrzeń szukając wskazówek, gdzie El mogłaby zabrać jej brata.
Elektrownia? Chyba odpada… Pustynia? Nie, jest za cenny. Coates? Tak, to może być to. Jeżeli wyruszę teraz to jest szansa, że pojawię się tam przed zmrokiem. Muszę pogadać z Siriusem i Remusem.
Wstała. Przeszła wzdłuż schodów i zobaczyła je. An i Elise oraz jeszcze jedna dziewczyna, której nie kojarzyła…
Zaraz… A może…? Nie. Nie możliwe. Nie widziałam jej od 4 lat. Za dużo stresu.
Nie witając się z dziewczętami ruszyła w kierunku kryjówki.
________________________________________________________

-Macie wszystko co Wam trzeba? – zadała to pytanie po raz setny.
-Zajmę się nimi. Idź. – powiedział Rick, jej najlepszy przyjaciel.
-Wróć z Syriuszem – dopowiedział Remus, a Sonia, nie patrząc mu w oczy, wyszła.
_________________________________________________

-Obiecujesz, że dasz jej tą kartkę?
-Przyrzekam.
-Dziękuję. Dbaj o siebie mała.
Mel i Sonia uściskały się. Od rozmowy na plaży minęło sporo czasu, jednak sympatia jaką dziewczyny zapałały do siebie nie minęła.

Mwahahahah xD Myślicie, ze tylko Wy będziecie knuli? Twisted Evil

_____________________________________________________

Odpychała się nogą zawzięcie. Minęła ostatnie domy, wyjechała na główną ulicę. Stacja benzynowa. Weszła do środka i zrobiła przegląd wszystkich szafek.
-Tak, to się przyda – powiedziała ładując znalezioną broń.
Wzięła jeszcze dwa noże, paralizator i kluczyki. Wsiadała do minivana, przekręciła kluczyki, wdepnęła gaz i odjechała w kierunku Coates.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Vringi
Game Master
Game Master


Dołączył: 01 Cze 2010
Posty: 452
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 12 razy
Ostrzeżeń: 2/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 22:04, 10 Mar 2011    Temat postu:

[PBNP]
Charlie stał przy panelu w nastawni. Z prędkością równą bolidowi F1 naciskał klawisze na wielkim panelu. Nie wiedział skąd posiada wiedzę umożliwiającą mu obsługiwanie całej elektrowni. Ciemność wyciągnęła tę wiedzę z czyjegoś genialnego mózgu., Wtedy ujrzał przed oczami jaskinie. Kuguary rozrywające jego towarzyszy. Rozrywające jego samego. Jednak poszedł do stoczni. Tam to coś na niego czekało. Wtedy Charlie Jacob Angel umarł a narodził się Zero. Wojownik zrodzony z pustki. Doznał uczucia śmierci. Ale nie umarł. Ciemność zniosła wszystkie ograniczenia związane z jego mocą. W jego przypadku utrata rąk nie była równa utracie mocy.
Wiedział już na czym polega jego moc. Mógł kontrolować w dowolnym stopniu każdą funkcje swojego organizmu. Mógł produkować absurdalne ilości adrenaliny. Mógł całkowicie stłumić ból. Mógł zmusić mózg do produkcji większej ilości szarych komórek. Mógł zregenerować każdą ranę.
Wyłączył prąd w ETAPie. Teraz musiał tylko wyjąć rdzeń paliwowy. Albo wiele rdzeni. Wyjęcie ich zajęło mu trochę czasu. Zrobił sobie przerwę przy dziewietnastym. Następnie w nastawni ponownie uruchomił prąd. Musiał się napić mocnej kawy. Wiedział że w ciągu dwóch dni coś się wydarzy. Z wizji której doświadczył wiedział że zostanie zawarty jakiś sojusz. Może i pozorny ale dający mieszkańcom tego świata choć trochę spokoju.
Do pracy wrócił po dużym posiłku. Nadal musiał jeść. Miał jakieś ograniczenia. Pobudził mózg do pracy. Choć dla niego było to łączenie nowych zwojów, przyśpieszenie pracy układu nerwowego. Zwiększenie jego aktywności.
- Кто я? - czuł że zapada się w mroku. Nie. On był Чарли Иакова Ангел. Иаков po ojcu. Pomyślał o nim. Ciemność zaczęła znikać. Znów stał przy reaktorze. Był gotowy do załadowania uranu. I wtedy usłyszał głosy w nastawni.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Loki
Super Moderator
<b>Super Moderator</b>


Dołączył: 26 Maj 2010
Posty: 2006
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 43 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdańsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 16:26, 11 Mar 2011    Temat postu:

[gdzieś w górach Trotter'sa]

El wstrzymała oddech, chociaż wiedziała, że Sonia jej nie usłyszy - miło było odzyskać swoją moc. Chodziło raczej o pokusę. Kusiło ją żeby zaatakować.
Ale nie mogła. Nie taki był plan. Teraz miała inne priorytety. Najpierw zadanie od Ciemności, potem zemsta.
Wstała dopiero po kilku minutach. Zza skały wychyliła się Giselle. Brat Sonii też tam był. Podeszła do niego i jeszcze raz poinstruowała co ma robić i co mówić. Tymczasem Giss przywołała węże. Jadowite. Zerknęła pytająco na Elizabeth. Sonia nadal mogła być gdzieś w pobliżu. Jednak pulsujący ból głowy przekonał El, że nie ma co zwlekać. Zresztą, chłopcy, siedzący po drugiej stronie wzgórza, pewnie już się niecierpliwili.
El sprawiła, że kroki Giselle stały się niesłyszalne. Dziewczyna podpełzła jak najbliżej polany i wypatrzyła strażników - łatwo rozpoznawalnych wśród bandy maluchów. Podniosła rękę.
Już po chwili dały się słychać krzyki i piski, kilka przekleństw i odgłos butów tupiących o ziemię. Zbyt głośny. El uniosła dłonie, nerwowo spoglądając na ścieżkę prowadzącą w dół. Jakby na przekór, zza skał wyskoczyli Marvel i Arthur. Huk wystrzału.
-Spokój! - Arthur użył tego tonu, którym mógłby rozkazać wodzie aby była sucha.
Dzieci umilkły. Niektóre wpatrywały się w dogorywające ciała starszych kolegów. Inne odwracały wzrok. Jakiś chłopczyk chciał uciec, ale nie mógł być szybszy od Marvela.
El przeczesywała dzieci wzrokiem.
-Przed chwilą była tu Sonia - przemówiła w miarę przyjaznym tonem - Czego chciała?
Nikt się nie odezwał. Ale zauważyła, że spojrzenia kierują się w jedną stroną. Na jedną osobę. Wyłowiła dziewczynkę z tłumu.
-Ty coś wiesz, prawda? - zapytała przyjaznym tonem - Bardzo martwię się o Sonię, wiesz? Udało mi się znaleźć jej brata. - wskazała na chłopca z tyłu - Pewnie bardzo się o niego martwi...
Dziewczynka pokiwała głową.
-Jesteś pewna, że nic ci nie mówiła?
Oczy dziewczynki bezwiednie skierowały się w dół. Wtedy El zauważyła kartkę, wystającą jej z kieszeni. El wyciągnęła ją.
-To dla Anuny - wyjaśniła cicho.
-Znasz ją?
-To moja siostra.
Elizabeth nie mogła powstrzymać się od uśmiechu. Złapała dziewczynę i posadziła ją na swoim koniu, który właśnie do nich podszedł.
-Opowiesz mi wszystko po drodze.
-Gdzie jedziemy?
El usiadła tuż za nią.
-W bezpieczne miejsce.
El dała znać reszcie ekipy. Ruszyli powoli, kierując pochodem dzieci.
Na miejscu został tylko brat Sonii. Rozglądnął się, po czym ruszył ścieżką w dół. Tak jak jego siostra, kilka minut wcześniej.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Candace
Niezniszczalny


Dołączył: 27 Gru 2009
Posty: 1686
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 17 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Lublin
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 17:57, 11 Mar 2011    Temat postu:

[ Trochę wcześniej w domu Anuny ]

Mel i Sonia otwierały ampułki, wysypywały leki i wlewały sporządzoną substancję ( Twisted Evil ).
-Dzięki za pomoc. We dwie szybciej idzie.
-Sama przyjemność. Nie mogę się doczekać jej miny- Mel raz za razem wybuchała śmiechem.
-Będzie na co patrzeć - zawtórowała jej Sonia i obie powróciły do pracy.

-Jak Ci idzie?
-Już prawie skończyłam - Sonia dopisała ostatnie słowo i zgięła kartkę kilka razy. Na samym wierzchu napisała "Ważne". Treść samego listu przedstawiała się następująco:

Droga El.

Coś mi się wydaje, że spodziewałaś się ujrzeć wersety dotyczące moich planów wobec Ciebie, ale nic z tego. Tak. Masz rację. Nigdy nie dorównam Ci w knuciu intryg. Prawdę mówiąc mogłabyś zacząć zarabiać na szkoleniu przyszłych zabójców. Wiesz ile byś zarobiła? Krocie!
Przejdę do sedna sprawy. Czekałam na Ciebie w ratuszu, ale najwidoczniej stchórzyłaś. Tak, do Ciebie mówię. Nie licz na to, że Sirius wpadnie w Twoje ręce. Co to to nie. Może nie zdajesz sobie z tego sprawy, ale już przegrałaś. Nie będę z Tobą negocjować, ani nic z tych rzeczy. Masz mojego brata. To prawda. Ale ja mam coś znacznie cenniejszego. Zastanów się.

Całusy, Sonia <3

-Obiecujesz, że dasz jej tą kartkę?
-Przyrzekam.
-Dziękuję. Dbaj o siebie mała.
....

[ Obecnie ]

Jechała przez półgodziny. Coates? Stare dzieje. Teraz miała coś znacznie ciekawszego do roboty...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
zimowykalafior
Super Admin
<b>Super Admin</b>


Dołączył: 10 Wrz 2010
Posty: 2241
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 53 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Australijskie Skierniewice
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 19:10, 11 Mar 2011    Temat postu:

[PB]

An badawczo przyglądała się nieznajomej. Czy można jej zaufać? A jeśli tak, co jej powierzyć? A jeśli nie, czego od nas chce? Spojrzała na Elise. Dziewczyną chyba targały podobne wątpliwości.
-Zaraz wracam - powiedziała w końcu - Zobaczę, co z dzieciakami.

Przeteleportowała się w góry i zamiast gromady beztrosko bawiących się dzieci zobaczyła... Pustkę. To na pewno było tu?
Rozejrzała się. Tak, to z pewnością to samo miejsce. Dookoła walały się jeszcze pobrudzone koce i torby po żywności.
-Mel?! Jesteście tu?! - wrzasnęła na całe gardło, po czym zrozumiała, że źle zrobiła. Na horyzoncie majaczyły cztery sylwetki koni i kilkanaście (a może kilkadziesiąt?) mniejszych postaci.
Raz, dwa, trzy, cztery... Elizabeth, Arthur, Marvel, Giselle... No, z takim pochodem nie uciekniecie szybko.

Nie namyślając się długo (bo po co?) pojawiła się bliżej tamtego miejsca, skryła się za krzakiem i obserwowała. Jeźdźcy powoli kierowali pochodem dzieci. Melissa siedziała na koniu razem z Elizabeth. Anu postanowiła nie wnikać, o co w tym wszystkim chodzi, tylko działać od razu. Chwyciła ciężki kamień i cisnęła nim najmocniej, jak potrafiła.
Trafiła Arthura. W głowę. Korzystając z chwili zaskoczenia, przyskoczyła do niego i chwyciła go za rękę.

-Sorry, musiałam. - powiedziała, zamykając go w celi.

Wróciła z powrotem w góry, Mel dalej siedziała na koniu z El. Ta ostatnia wyglądała na dość oszołomioną i pewnie już w myślach szykowała zasadzkę. Anuna pojawiła się dokładnie pod koniem i pociągnęła siostrę za nogę.

-Port- powiedziała dziewczynka
-Port?
-Musisz tam iść.
-Czemu?
-Długa historia... Wiesz, bo to było tak...
W drodze do kryjówki Mel opowiedziała Anunie wszystko, ze szczegółami, od momentu jej ostatniego zniknięcia z Trotter's.
-Nie wychodź stąd. Będziesz bezpieczna.
-Ale ja chcę...
-Mowy nie ma! Siedź tu, i tak już niepotrzebnie się narażałaś.

Anu musiała teleportować się po mieście jeszcze kilka razy, zanim znalazła Elise z nieznajomą- teraz nieważne było, czy można jej ufać, czy nie, przecież nie musieli jej w nic teraz wtajemniczać, Briana, Dianę i Emilly. Wszyscy byli potrzebni. Właśnie teraz. W porcie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Fire-mup
Biczoręki


Dołączył: 08 Maj 2010
Posty: 2051
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 2/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 19:49, 11 Mar 2011    Temat postu:

[PB]
Elise ze zdziwieniem spoglądała na Maggie. Kojarzyła ją z Coates, aczkolwiek nigdy nie znały się za dobrze. Sama nie rzucała się zazwyczaj w oczy, więc nie sądziła, by dziewczyna ją pamiętała.
-Zaraz wracam, zobaczę co z dzieciakami. – powiedziała Anuna i zniknęła. Pojawiła się po dłuższej chwili i wszystko jej opowiedziała.
-Powinnyśmy gdzieś ukryć Arthura. Na komisariat wpadną pewnie w pierwszej kolejności. Zajmę się tym i do was dołączę.

Chłopak nie robił większych problemów. Bez kontroli nad własnym ciałem, szedł za nią jak na smyczy. Dojście do kryjówki zajęło im trochę dłużej niż planowała, lecz opłacało się. Było to ostatnie miejsce, o którym pomyśli Elizabeth. Związała i zakneblowała Arthura, poczym udała się w stronę portu. Gdy przechodziła jedną z ulic, jej uwagę przykuło warczenie kojota.
O on robił w mieście? I to na ganku czyjegoś domu?
Im bliżej budynku się znajdowała, tym bardziej nerwowo reagowało zwierzę. Przyjrzała mu się – nie należał do jej stada. Bronił drzwi, co decydowanie nie było naturalnym zachowaniem. Wyciągnęła broń i położyła go jednym strzałem. Za oknem budynku pojawiła się dziecięca główka, widocznie wystraszona hukiem. Nic dziwnego.
Co ona tu robi zupełnie sama? I to z tym kojotem?
Nie zastanawiając się weszła do środka.
-Halo? Jesteś tu?
-Jestem. – odpowiedział jej cichy głosik.
-Co ty tu robisz? W mieście jest niebezpiecznie, powinnaś się ewakuować.
-Czekam. Na siostrę.
-Posłuchaj, myślę, że twoja siostra jest już z innymi. Zabiorę cię do niej dobrze? I – dlaczego pod twoim domem był ten kojot?
-Miał mnie bronić.
Elise zesztywniała. Czy to możliwe, że...
-Jak ma na imię twoja siostra?
-Giselle.
O nie, nie jestem taka jak El, nie porywam dzieci... Lecz oni mają Syriusza... Mała może iść na wymianę.
-W porządku. Chodź ze mną.
-Nie, miałam tu czekać i będę czekać.
-Obiecuję Ci, że trafisz do swojej siostry. A teraz musimy uciekać, bo przyjdą tu bardzo źli ludzie, którzy zrobią ci krzywdę. Z nami będziesz bezpieczna.
-W porządku. – westchnęła w końcu mała i dała się poprowadzić w stronę jej nowego ‘więzienia’. Elise zostawiła dziewczynkę w tym samym miejscu co Arthura i udała się w stronę portu. Nie było szans, by tamci w padli na trop Tessie, lecz na wszelki wypadek opracowała plan ‘b’. Wystarczyło, że Elise, gdziekolwiek by wtedy była, wypowie jedną myślową komendę. Słowo, którego nikt poza nimi dwiema nie zrozumie i dziewczynka padnie martwa.
-Wszystko będzie dobrze. – powiedziała małej na pożegnanie. To, czy mówiła prawdę, zależało teraz jedynie od Giselle.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Fire-mup dnia Pią 19:52, 11 Mar 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gusia
Uzdrowiciel
Uzdrowiciel


Dołączył: 23 Lis 2010
Posty: 861
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 12:59, 12 Mar 2011    Temat postu:

- Co robimy z Arthurem? Jakieś propozycje? – pytała Elizabeth.
Mieli mały postój, bo ich brygada dzieci się zmęczyła. W końcu musieli je szanować, żeby posłusznie za nimi podążały i żeby się nie bały.
- Sami na razie nie możemy po niego pójść, to chyba jasne.
- Może wyślesz po niego zwierzęta?- zaproponował Marvel.
Giselle uśmiechnęła się pod nosem. To był dobry pomysł. Po ulepszeniu jej mocy przez Ciemność mogła kierować umysłami zwierząt nie widząc ich i z dalekiej odległości - wyczuwała ich obecność.
- Mogę tam wysłać jego konia w eskorcie kojotów. Czuję, że w pobliżu jest spore stado. I będę kierowała ich działaniami.
- To do roboty i ruszamy dalej. Dzieci wstawajcie, koniec postoju. Niedługo będziemy na miejscu, obiecuję – zarządziła Elizabeth. Miała dobre podejście do dzieci.
Giselle dała instrukcje dla konia po czym pokierowała stadem.
Szary rumak galopem skierował się w kierunku miasta. Elizabeth i Marvel ruszyli wcześniej, żeby dzieci nie widziały kojotów, które ze skomleniem biegły jak na złamanie karku. Po tym Giselle wsiadła na swojego czarnego wierzchowca i dogoniła grupę.

Zatrzymali się przed dobrze znaną im kopalnią. Chłodne powietrze jak zwykle się z niej ulatniało.
- Straciłam kontakt z kilkoma kojotami. Pewnie je zastrzelili. Ale Arthur już jedzie.
- To dobrze – powiedziała El.
- Niby tak, ale ktoś jeszcze z nim jedzie. Na koniu są dwie osoby.
- Marvel zaprowadź dzieci w ‘bezpieczne miejsce’. Ja zaczekam z Giss.
Marvel przytaknął, ustawił dzieci w pary i zniknęli w mroku groty.

- Już się zbliża.
Rzeczywiście po chwili zza drzew wyłonił się szary rumak. Na nim siedział wyprostowany, dumny Arthur a za nim…
- Tessie! – Giselle podbiegła do dziewczynki i przytuliła ją.
- Zamknęli ją razem ze mną w celi. Powiedziała, że jesteś jej siostrą, więc wziąłem ją ze sobą.
- Kojoty. Ogólnie jak sobie poradziły? Nie kierowałam wszystkimi - nie podziękowała, ale jej wzrok mówił sam za siebie.
- Koń wyważył drzwi, a kojoty zajęły się ludźmi. Jeden pazurami rozerwał liny, którymi byłem związany. Później z kratami trochę im pomogłem i już poszło z górki.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Gusia dnia Sob 13:21, 12 Mar 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Candace
Niezniszczalny


Dołączył: 27 Gru 2009
Posty: 1686
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 17 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Lublin
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 19:34, 12 Mar 2011    Temat postu:

Taka mała dygresja. Nasze moce są MOCNO naciągane, ale jak chcecie Twisted Evil

[Przed ucieczką Arthura, w porcie]

-Nareszcie jesteś - powiedziała Anuna do wysiadającej z auta Sonii.
-Przepraszam, musiałam coś załatwić. Widzę, że jesteśmy już wszyscy. W taki razie oto nasz plan - powiedziała, a An, Diana, Emilly, Elise i Brian zbliżyli się aby nie uronić ani jednego słowa. Black mówiła dobre pół godziny. Ani razu nikt jej nie przerwał. Zainteresowanie jakie wzbudzały jej słowa sprawiało, ze wreszcie poczuła się doceniona.
-Wszystko jasne? - spytała, a wszyscy z szerokimi uśmiechami przytakująco kiwali głowami.
-Na stanowiska! - krzyknęła, wsiadła do auta i ruszyła do Perdido.

[PB]

Odwołała ludzi i kazała im się ukryć w prawej części ratusza. Sama sprawiając wrażenie szalonej, strzelała w kojoty, tak aby rozbiegały się w różne strony. Zobaczyła Arthura i małą Tessie wsiadających na konia.
Powodzenia.
Nie kiwnęła nawet palcem kiedy tamci oddalili się w kierunku wylotu z miasta. Podbiegła do Willa i jego ludzi.
-Przyszykujcie się na powrót dzieciaków. Opieka i te sprawy. Okej?
-Z każdym dniem zadziwiasz mnie coraz bardziej - kiwnął głową chłopak zabierając się do pracy. Obok niej pojawiła się Anuna.
-Zabierz mnie tam - poprosiła Sonia, a Anu łapiąc ją za koszulkę uśmiechnęła się krzepiąco. Zniknęły.

[Tuż przy grocie]

Dziewczyny pojawiły się tuż za skałami obok wejścia do groty. Skinęły do siebie głowami i wzięły się za obserwację. Po drugiej stronie skał siedziała skulona Elise, a tuż obok niej Brian i Emilly. Nawiązali ze sobą kontakt wzrokowy. Sonia uniosła palec do góry. Zaczęło się.

Sonia zapaliła zapałkę. Zaraz potem Emilly dzięki mocy panowania nad ogniem przejęła go i dzieląc na małe płomyczki skierowała ku kopytom koni na których siedział Arthur, Elizabeth i Giselle.
Trzeba się zająć Marv...
Nim zdążyła wypowiedzieć te słowa w myślach, konie jakby rażone gromem, wygięły się do tyłu. Mimo silnych rąk cała trójka, a raczej czwórka jak stwierdziła dostrzegając drobną sylwetkę siostry Giss, spadła do tyłu. Dziewczynka z miejsca straciła przytomność uderzając głową o kamień.
-Nie! - krzyknęła Giselle przekrzykując klnącą El.
Nim zdążyła zrobić dwa kroki uniosła się w powietrze tak samo jak jej towarzysze. Chwilę później runęli na skały łamiąc żebra i częściowo tracąc świadomość.
-Jeszcze raz! - krzyknęła Black, a Brian uniósł ręce. W tej samej chwili Elka odgięła się do tyłu, a cała czwórka, czyli Sonia, Diana, Anuna i Emilly złapały się za głowy. Straszliwy dźwięk rozbrzmiewał jednak tylko przez 5 sekund, bo po chwili Elise wkroczyła do akcji. Dzięki swojej mocy kazała Mhrocznej uderzyć głową o skały. Ta, tracąc przytomność, spojrzała jeszcze raz na Sonię i posłała jej słaby uśmiech.

-Po jednej pastylce dla każdego. Nie więcej - powiedziała i sama wsadziła do buzi Arthura pastylkę z środkiem nasennym "Głupi Jasio" produkcji jej i Mel. Rozbiła ampułkę paznokciem, aby mieć pewność iż substancja zostanie spożyta. To samo uczyniła reszta grupy.
-Marvel zabrał dzieciaki do groty. To nieco psuje nasze plany - powiedziała Anuna.
-Wiem. Najpierw ta trójka. Diana, Anu i Brian - teraz wszystko zależy od Was.

Anu i Sonia teleportowały się do portu. Brian wzbił w powietrze więźniów i rzucił nimi mocno przed siebie. Nim zdążyli upaść Diana biorąc cherlawego chłopaka na barana przebiegła z nim trasę odpowiadającą zasięgowi rzutu. Taki rytm zachowali aż do portu.
-Daj ich tutaj! - krzyknęła Black, po czym w skrawku Oceanu Spokojnego, który "został" w ETAP-ie wzbiła wysokie fale tworząc po środku dziurę sięgającą 10 metrów. Na komendę Brian rzucił ich w otchłań, a Sonia spuściła fale zamykając zbiegów w pułapce.

-Teraz pozostało nam uwolnić dzieciaki
- powiedziała Sonia, a Anu przeteleportowała ją z powrotem w góry.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Candace dnia Sob 19:38, 12 Mar 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Marvel
Różowy
Różowy


Dołączył: 21 Mar 2010
Posty: 284
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 13 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 20:19, 12 Mar 2011    Temat postu:

[Sztolnia]

- Marvel zaprowadź dzieci w ‘bezpieczne miejsce’. Ja zaczekam z Giss.
Chłopak nie kazał sobie powtarzać. Nie musiał też nic mówić. Dzieciaki były tak przerażone, że posłusznie za nim ruszyły. Zerkały to na pistolet, który trzymał w prawej ręce, to na jego nową, złotą rękę. Powoli zaczęła ogarniać ich ciemność, a chłód wdzierał się do ich płuc, jednak żadne dziecko nie ważyło się wypowiedzieć choćby jednego słowa.
Marvel wiedział, że prowadzi je na śmierć. Był tego świadomy, jednak nic nie czuł. Stał się robotem, maszyną, którą kieruje to.

W pewnym momencie usłyszeli setki strasznych dźwięków, dochodzących z zewnątrz. Jednak nie mógł się zatrzymać. Nie w połowie drogi. Podniósł pistolet i krzyknął.
- Przyśpieszcie! Szybciej!
Dzieci ruszyły najszybciej, jak można poruszać się w ciemnościach.
Zostałeś ostatni. Jesteś ostatnim Strażnikiem.
Zabrzmiało w jego głowie, a resztki świadomości rozpłynęły się.
W końcu dotarli do celu. Czterdzieści-pare dzieci stało w ogromnej grocie, a na jej końcu niczym woda, falowało i wiło się zielone to. Marvel podszedł do świecącej masy, a ta sunęła w górę ściany, przyjmując wysokość chłopaka.
- Nie bójcie się. To portal. Magiczne przejście, które zaprowadzi was do rodziców. Do normalnego świata. - starał się brzmieć łagodnie.
Nic.
- Nie chcecie przytulić mamy? Pograć na komputerze? Zjeść mini zestaw z McDonalds'a?
Wtem z szeregu wyszedł chłopczyk, góra sześć lat, który ciągnął za rękę inną dziewczynkę.
- My przejdziemy.
Marvel odsunął się na bok. Dwójka dzieci podeszła do tego. Po chwili zrobili kilka kroków i już znikali w ciele Ciemności. Na owy widok sam Marvel się wzdrygnął. Dzieci swobodnie weszły w Gaiaphage, lecz zaraz po tym ich ciała zaczęły się rozpuszczać jakby były poddane jakiemuś żrącemu kwasowi. Włosy, skóra, mięśnie i w końcu kości.
- Widzicie, oni już pewnie witają się z rodzicami.
Dzieci, nie rozumiejąc wszystkiego i nie wiedząc, że są posiłkiem, ruszyły w stronę Ciemności. Wtem rozległ się odgłos stóp. Ktoś biegł w ich stronę.
- Szybciej! Wchodźcie szybciej!
Stanął przy samym wejściu do groty Ciemności. Był gotowy walczyć na śmierć i życie. Bronić Gaiaphage, aż tamten pożywi się wszystkimi dziećmi i będzie w stanie sam walczyć, lecz...
,,Nie! Idź, idź i dopilnuj by Czynnik wykonał swoją część!"
Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, usunął się w cień, za pomocą zdolności kameleona zmienił barwę swojej skóry na czarną i wymknął się w stronę wyjścia, gdy tylko kilka osób wbiegło do groty.

Fredka - Twisted Evil


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Fire-mup
Biczoręki


Dołączył: 08 Maj 2010
Posty: 2051
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 2/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 22:59, 12 Mar 2011    Temat postu:

[PB]
Siedziała skulona za kamieniami i czekała na dalszy rozwój wypadków. Sonia bardzo skutecznie wywołała chaos wśród jeźdźców. Słychać było wrzaski i przekleństwa.
-Nie! – krzyczała Giselle. Elise wychyliła głowę z kryjówki i zajęła pozycję. Zobaczyła leżącą bez przytomności na ziemi Tessie. Biedna dziewczynka, nie była niczemu winna. Ale czy El to obchodziło? Skąd!
Nagle, powietrze wypełniło się straszliwym piskiem.
-O wilku mowa. – szepnęła, łapiąc się za uszy. Wystarczyło jedno spojrzenie, by Elizabeth padła na ziemię, uderzając głową o kamień.
Poszło wyjątkowo szybko. Już po chwili wszyscy leżeli nieprzytomni, pod wpływem tabletek nasennych.
-Marvel zabrał dzieciaki do groty. To nieco psuje nasze plany - stwierdziła Anuna.
-Wiem. Najpierw ta trójka. Diana, Anu i Brian - teraz wszystko zależy od Was.
Elise podeszła do czwartego ciała. Dziewczynka oddychała, była jedynie zdrowo poobijana.
-Wezmę ją w bezpieczne miejsce i zaraz do was dołączę. – powiedziała do odchodzących. Wzięła Tessie na ręce i zaniosła ekipie czekającej na powrót dzieci z Perdido.
-Zajmij się nią na razie. Gdyby zadawała pytania, powiedz, że na wszystkie odpowiem, gdy wrócę. – wytłumaczyła jednej z dziewcząt i wróciła do portu. Tam, czekała już na nią Anuna.
-Pospiesz się, zostałaś ostatnia. – powiedziała, poczym przeteleportowała je w okolice sztolni. Z wnętrza dało się słyszeć dziecięce głosy. Wszyscy natychmiast wbiegli do środka, starając się ratować jak najwięcej osób się da. Elise została trochę z tyłu. Nie potrzebowali aż tak dużego zamieszania. Maluchów nikt nie pilnował, co było dość podejrzane. Rozejrzała się dokładnie wokoło. Kątem oka zauważyła coś jakby zarys ludzkiej postaci, na tle ściany groty. Od razu pomyślała o Wojtku. Skupiła wzrok na obiekcie, który widocznie zorientował się, że go dostrzegła. Lecz było już za późno. Zmusiła go do wyjścia z ukrycia i przybrania własnych barw. Nie wytrzymała i uderzyła do pięścią w twarz.
-To były tylko dzieci! – krzyczała i uderzyła drugi raz. – Jesteś potworem, mogłam cię zabić, gdy miałam okazję!
Spostrzegła, jak starsi wynoszą ciała, a raczej to, co z nich zostało na zewnątrz. Na jej twarzy pojawiły się łzy bezsilności. Z jej pośrednictwem, Marvel z całym impetem rzucił się na ścianę kopalni i stracił przytomność. Wokół niego zaczęła tworzyć się wielka plama krwi.
Chciała zrobić więcej, lecz się powstrzymała. Była teraz potrzebna gdzie indziej. Po niego wróci później, chyba, że przy odrobinie szczęścia kojoty zrobią to pierwsze.

Cytuję swój post - ,,Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, usunął się w cień, za pomocą zdolności kameleona zmienił barwę swojej skóry na czarną i wymknął się w stronę wyjścia, gdy tylko kilka osób wbiegło do groty." Wymknął - czas. dokonany. Czyli już to zrobił. Wyszedł w ciemnościach (jedynym światłem w grocie był Gaiaphage) za plecami przybyłych.

Marv. A co, mogę to piszę. Razz


Wymknął się w stronę wyjścia. Następnym razem napisz, że wyszedł Twisted Evil .
Wiem, niedobra jestem. Jezyk


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Fire-mup dnia Nie 18:14, 13 Mar 2011, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Vringi
Game Master
Game Master


Dołączył: 01 Cze 2010
Posty: 452
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 12 razy
Ostrzeżeń: 2/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 23:34, 12 Mar 2011    Temat postu:

[PBNP]Uwaga! Czas który opisuje odbiega trochę w przyszłość od tego w rpg o 2h.
W nastawni stała jakaś dziewczyna. Między jej dłońmi połyskiwało złoto. Wyglądała jakby uciekła z piekła. Nie wiedział kim jest ale wiedział kto ją wysłał. Gaiaphage. Pierwszy podszedł do niej posyłając jej groźne spojrzenie. Ta ominęła zwierzaka kierując się w stronę Charliego.
- On mówił że ktoś przygotowuje pokarm, ale nie spodziewałam się ciebie. - powiedziała dziewczyna. - Jestem Elizabeth ale nazywają mnie El.
- Chciałem cię zabić - powiedział i oboje wybuchnęli śmiechem. Jeszcze chwilę temu słyszał głos Ciemności mówiący że przyśle kogoś po pożywienie. Była to El.
- W jednej chwili byłam w pułapce, a w następnej stałam w nastawni.
Angel miał wyjątkowo dobry humor. Zadanie jakie otrzymał od swojego pana zostało wykonane. Teraz musieli tylko przetransportować 30 prętów paliwowych pełnych uranu do stoczni otoczonej przez członków rady. Chyba że była jakaś inna droga do Gaiaphage. Jak na zawołanie u jego umyśle pojawiły się obrazy przedstawiające jezioro i tunel w jego okolicach. Po minie jaką miała El wiedział że i jej potwór pokazał trasę.
- Mamy nowe zadanie od Potwora G - Potwora G? pomyślał lekko zdziwiony. Jednak pozostał cicho, aby w pewnym momencie wyskoczyć:
- Ale to ja prowadzę. Tobie nie dam kierownicy.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Megumi
Niezniszczalny


Dołączył: 04 Mar 2010
Posty: 1550
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: L-wo
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 12:07, 13 Mar 2011    Temat postu:

Maggie patrzyła jak Elise odchodzi i uśmiechnęła się pod nosem.
Kto by pomyślał, że ona stanie po innej stronie
Wyciągnęła z kieszeni racę i spojrzała na budynki. Taki był plan. Wszyscy byli zajęci i nie pinowali wszystkiego. Maggie miała podpalić najważniejsze budynki.
- Sorry Lene. Mam coś lepaszego do roboty - mruknęła i pobiegła w stronę sztolni.

Schowała się za niedaleki kamień i obserwowała. Wokoło panował istny chaos.
Dlaczego oni tak się przejmują tymi dzieciakami? Przecież to tylko ciężar... Pomogę im zakończyć to wszystko nawet jeśli uznają to za atak.
Maggie wzięła racę i wymierzyła ją w stronę otworu kopalini, po czym strzeliła. Czerwony płomień posłusznie poleciał w wyznaczone miejsce uderzając w kamienną ścianę. Niebezpiecznie się zatrzęsła.
Ok, najwidoczniej trzeba zużyć całą moją amunicję
I wystrzeliła po koleji wszystkie cztery naboje.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Candace
Niezniszczalny


Dołączył: 27 Gru 2009
Posty: 1686
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 17 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Lublin
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 14:13, 13 Mar 2011    Temat postu:

[Grota]

Sonia wbiegła do środka z całą swoja bandą, prócz Elise. Biegli, biegli, biegli. Słyszeli głosy dzieci.
-Tam! - krzyknęła Emilly wskazując na prawo. Wszyscy ruszyli w tamtym kierunku.

Zobaczyli je po chwili.
-Nie! Stójcie! Nie podchodźcie! - krzyczała jak opętana widząc dzieci zbliżające się do zielonego światła.
Boże...
Tylko na tyle było ją stać, gdy zobaczyła wystającą z zielonej mazi rączkę dziecka, która po chwili stopiła się, a proch rozsypał się po ziemi. Razem z Emilly, Anuną i Dianą podbiegły do reszty dzieciaków. Diana, dzięki swojej mocy, odepchnęła od mazi najbliżej stojące dzieci. Jedno z nich, któro miało zatopioną w mazi rękę odchyliło się i upadło. Bez ręki. Nagle ziemią wstrząsnął wybuch. Jeden, drugi. Jaskinia zaczęła się walić...


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Candace dnia Nie 14:31, 13 Mar 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
zimowykalafior
Super Admin
<b>Super Admin</b>


Dołączył: 10 Wrz 2010
Posty: 2241
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 53 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Australijskie Skierniewice
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 14:51, 13 Mar 2011    Temat postu:

[Grota]

Wszyscy znaleźli się z powrotem przy wejściu do sztolni. Od samego początku plan miał na celu uwolnienie dzieci, które teraz były w środku. Same? Nie wiadomo. Elizabeth została powstrzymana na jakiś czas, Anuna nie miała pojęcia, jak szybko znajdzie sposób, by wydostać się z podwodnej kapsuły. Marvel powinien prowadzić dzieci, ale nie było go z nimi.
Nagle An usłyszała krzyk gdzieś daleko, u wejścia do groty. Uprzytomniła też sobie, że Elise z nimi nie ma.
Głosy dzieci.
-Tam!- krzyknęła Emilly i wszyscy pobiegli w tamtą stronę.

Sonia pierwsza zobaczyła maluchy, zbliżające się do czegoś zielonego, połyskującego.
-Nie! Stójcie! Nie podchodźcie! - krzyknęła.
Co to, do cholery, jest?
Anuna razem z Dianą, Emilly i Sonią podbiegły do dzieciaków, które jeszcze nie zdążyły wejść do tego. Diana odepchnęła je od zielonego światła.

Siła wybuchu sprawiła, że An upadła na kolana. Dzieci patrzyły po sobie zdezorientowane. Jaskinia zaczynała się walić.
-Ja chcę do mamy! - krzyknęła jakaś dziwczynka i puściła się biegiem w stronę zielonej mazi. An chwyciła ją za koszulkę.
-Tam nie ma twojej mamy. To śmierć.
Nagle poczuła, jakby tysiące igieł wbijało jej się do mózgu.
Chodź do mnie...
Głos, pochodzący nie wiadomo skąd, wypełniał cały jej umysł.
Chwyciła się obiema rękami za głowę i skuliła pod ścianą. Kawałki skał zaczęły spadać tuż obok niej. Droga odwrotu była odcięta. Nawet moc Diany była w tym wypadku bezużyteczna.
-Tutaj! - krzyknęła Anuna, wskazując niewielką wnękę po lewej stronie jaskini i zabrała się do teleportowania osób na zewnątrz. Nie wierzyła, że zdoła ocalić wszystkich, zanim kawałki skał pogrzebią jaskinię i wszystko, co w niej jest, pod ziemią.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Loki
Super Moderator
<b>Super Moderator</b>


Dołączył: 26 Maj 2010
Posty: 2006
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 43 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdańsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 16:09, 13 Mar 2011    Temat postu:

[PBNP]

Popękane żebra. Zwichnięta kostka. Długa rana po boku twarzy, od czoła, aż do brody. Ale najgorszy był ból, którym G zalewał jej umysł. Kara, za to że musiał przeznaczyć część swojej mocy na nią. Wnikając do umysłu Anuny i pobierając od niej na tyle dużo mocy, aby móc ją tu przeteleportować. Szkoda, że trochę to trwało. Zaczynało brakować tlenu...
Siedziała na miejscu dla pasażera, w specjalnym transporterze. Ogromny roboty właśnie ładował ostatni pręt wypełniony uranem. El uczyniła kabinę dźwiękoszczelną. Potrzebowała trochę ciszy. Spokoju. Oparła się twarzą o szybę. Próbowała się skontaktować z Gis, Arthruem, kimkolwiek... Bezskutecznie.
Nagle ktoś zastukał z szybę. Elizabeth zerwała się gwałtownie. Zero uśmiechnął się wrednie. Zero. Wiem, że to Charlie, ale... Jakoś nie mogę nazywać go inaczej...Zero.
Brama wolno otwierała się, wydając charakterystyczny, złowieszczy łoskot. Znowu spróbowała porozumieć się z Giselle. Z Arthurem. Z Marvelem.
Na jej kolanach wylądował pistolet maszynowy.
-Nie potrafię tym strzelać. - wychrypiała, starając się wyprostować, wyglądać na silną i pewną siebie.
-Trudno - zatrzasnął drzwi i przekręcił kluczyk w stacyjce - Będziesz musiała się nauczyć. Skoro tamci mają taką przewagę... - spojrzał na nią wątpiąco. Jakby nie wierzył, że przegrała tylko dlatego, że byli silniejsi. Odpowiedziała miażdżącym wzrokiem. Zabezpieczyła karabin i rzuciła go za siebie, na tylne siedzenia. Oparła głowę o zagłówek.
-Nie śpij. Masz mi powiedzieć, gdzie jechać.
-On sam... - tu El ziewnęła szeroko -...ci to powie... - i w tym momencie zasnęła.

Obudziła się, podczas gwałtownego skrętu w prawo. Aż rzuciło nią o Charliego.
-Uważaj trochę. - mruknęła, już typowym dla siebie tonem, podnosząc się z jego kolan. Ze zdziwieniem zauważyła, że ból stał się stanowczo mniej zauważalny. Przesunęła palcem po twarzy...Dziwne... Podciągnęła bluzkę do góry. W miejscach gdzie popękane żebra przebiły skórę, pojawiły się pojedyncze plamki ze złota.
Uśmiechnęła się.
Wtedy zobaczyła, że są już na miejscu. I zobaczyła otwór kopalni - zawalony. Naszły ją wizje od G.
-Są w środku.
-Musimy ich zabić - Zero najwidoczniej widział to samo.
-Wtedy Ciemność odrodzi ich na nowo.
-Jako swoich niewolników.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Marvel
Różowy
Różowy


Dołączył: 21 Mar 2010
Posty: 284
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 13 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 19:12, 14 Mar 2011    Temat postu:

[PB]

Marvelowi udało się wybiec z kopalni zanim nastąpiły wybuchy. Nie wiedział kto lub co, je spowodował, gdyż był już daleko, choć słyszał je. Ta część jego, którą kierował Gaiaphage czuła zawiedzenie, że nie udało się w pełni wykonać pierwszego planu. Jednak ta drobna część umysłu, która została wolna, miała nadzieję, że Ciemność zginie gdzieś tam pod gruzami. Ale więź między nimi nadal istniała, co oznaczało tylko jedno - musi wykonać drugie zadanie.
Najszybciej jak potrafił, a potrafił o wiele szybciej niż normalny człowiek, przybiegł polnymi ścieżkami do Perdido Beach. W samym miasteczku musiał uważać o wiele bardziej. Poruszał się przez ogrody z tyłu domów, mimo to widziało go parę dziewięciolatków zabarykadowanych w swoich domach. Żadne z nich z pewnością nie będzie miało na tyle odwagi, by wyjść i zawiadomić kogokolwiek o jego obecności.
W końcu zbliżył się do ulicy, biegnącej koło szkoły. Wybrał odpowiedni dom i ze zwinnością szympansa wspiął się na dach budynku. Schował się częściowo za kominem i wyczekiwał. Miał idealną widoczność na salę gimnastyczną, która stała naprzeciwko.
Sala gimnastyczna była jednym z najczęściej odwiedzanych miejsc w miasteczku. Dzieci przychodziły w to miejsce by być razem. By czuć bliskość innych, której tak im brakowało. Grali, bawili się, rozmawiali. Właśnie dlatego Marvel, a raczej Gaiaphage wnikający w jego umysł, wybrał to miejsce.
Nadchodzi. Bądź gotów.
Usłyszał, jednak znacznie słabiej. Po owej informacji przybrał sokoli wzrok, dosłownie, i zaczął szukać Czynnika. W pewnym momencie dostrzegł go. Syriusz, poddany kontroli Ciemności, o czym świadczyło jego puste spojrzenie, podążał prosto na salę gimnastyczną.
Wszedł do niej. W środku było około trzydziestu osób. Może trochę więcej. Stanął na środku sali i nagle złapał się za głowę. Następnie jego ręce zaczęły świecić na czerwono. Młodszy brat Sonii zaczął miotać się i krzyczeć z bólu. Marvel wiedział, że Gaiaphage właśnie uwolnił moc chłopaka.
- Trzy, dwa, jeden...
Nim ktokolwiek zdążył się zorientować, rozbłysło światło, a powietrze wypełnił niewyobrażalny huk. Cała sala po prostu wyleciała w powietrze. Jednak tylko ten jeden budynek.
Marvel odczekał kilka minut, zszedł z dachu i ruszył w stronę szczątków sali gimnastycznej. Zapominając o perfekcyjnym wzroku, pomyślał o odporności karaluchów [z dedykacją dla Karaluszków Very Happy] i wbiegł na czarny obszar, jaki stworzyły płomienie. Wszędzie był ogień, dookoła walały się metalowe rury, które jeszcze niedawno podtrzymywały sufit. Chaos. Marvel rozejrzał się. Z wszystkich dzieci przeżyła tylko jedna osoba. Na środku sali stał mały Syriusz, a jego mina mówiła sama za siebie jak dużego szoku doznał. Nim zdążył jakkolwiek zareagować, Marvel chwycił go złotą ręką, gdyż to był jedyny sposób na nie poparzenie się, i pociągnął w stronę budynków, nim ktokolwiek zdążył ich zobaczyć.
Zamach udany...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
zimowykalafior
Super Admin
<b>Super Admin</b>


Dołączył: 10 Wrz 2010
Posty: 2241
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 53 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Australijskie Skierniewice
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 19:51, 14 Mar 2011    Temat postu:

[Grota]

Anu teleportowała wszystkich po kolei, gdy Brian swoją mocą podtrzymywał spadające kawałki skał.
Czuła jednak, że zrobiła coś jeszcze. Coś, co całkowicie odbiegało od jej planów. Jakby część niej teleportowała dzieciaki z walącej się jaskini, a inna...
Gaiaphage...
Nie wiedziała, jakim cudem to słowo znalazło się w jej głowie, ale miała pewność, że miało to związek z zielonym światłem. I że trzeba od tego uciec. Jak najszybciej.

Brian był ostatni. Dopiero teraz An rozejrzała się po okolicy. W oddali dostrzegła umykającą sylwetkę. Przeteleportowała się tam i wyciągnęła w kierunku Maggie oskarzycielski palec.
-Ty! - powiedziała, i niemal w tym samym momencie usłyszała warkot silnika. Samochód zbliżał się do sztolni. Anuna wzruszyła ramionami. Chwyciła Meg za koszulkę i przeteleportowała ją razem ze sobą przed wejście do groty. Nie mogła puścić jej wolno, a na chwilę obecną nie przychodziło jej nic innego do głowy.

-Jadą - powiedziała krótko.
-Kto?!
-Nie wiem, ale chowajmy dzieciaki.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gusia
Uzdrowiciel
Uzdrowiciel


Dołączył: 23 Lis 2010
Posty: 861
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 20:28, 14 Mar 2011    Temat postu:

- Giselle, Giselle, spójrz!
Tessie biegła z uśmiechem na twarzy, wskazując z dumą na zamek z piasku, który sama zbudowała..
- No, no, trzeba przyznać, że mam uzdolnioną siostrę.
Czuła parzący piasek pod stopami, a słońce paliło niemiłosiernie. Szum morskich fal i śmiech bawiącej się siostry rozbrzmiewał jej w uszach.
- Tessie, gdzie biegniesz? Wracaj, zaraz stracę cię z oczu!
Kilkadziesiąt metrów dalej stała grupa osób. Tessie biegła wprost do nich, po czym wpadła w ramiona jakiejś dziewczyny.
Skądś ją znam… - próbowała sobie przypomnieć Giselle.
- Wezmę ją w bezpieczne miejsce i zaraz do was dołączę – te słowa słyszała tak głośno i wyraźnie, jakby te osoby stały dosłownie koło niej - Zajmij się nią na razie. Gdyby zadawała pytania, powiedz, że na wszystkie odpowiem, gdy wrócę.
- Nie! Tessie, wracaj natychmiast! Zostawcie moją siostrę!
Nie mogła się ruszyć. Zapadała się w piasek. Niebo pociemniało i zaczął wiać chłodny wiatr. Nie morska bryza, nie sztormowy wicher. To był przenikliwy chłód, który wypełniał jej całe płuca. Piasek, w który się zapadała również stał się zimny. Ogarniała ją ciemność.


Giselle obudziła się cała obolała. Jej oddech był płytki, nierównomierny i cała zalana była zimnym potem.
- Tessie?! Siostrzyczko, jesteś tu?
Zamiast niej ujrzała jednak ruiny kopalni. Wiedziała, że tam mogą być jej wspólnicy. Że dzieci uwięzione są pod gruzami, odcięte od świata. Nie wiedziała, ile czasu była nieprzytomna. Nie miała pojęcia, co się działo. Ostatnie, co pamiętała to przyjazd Arthura i wejście Marvela z dziećmi do groty. Chciała rzucić się biegiem i rozgrzebać gruzy, ale nie mogła się ruszyć. Oprócz bólu czuła jeszcze zimny nos jej konia, który ją delikatnie trącał.
Oni zabrali twoją siostrę. Zabiją ją. Jak myślisz, co powinnaś zrobić? – to był ten głos. Głos jego. Głos tak zimny i nieprzyjemny lecz jednocześnie któremu nie sposób było się oprzeć.
- Czemu ich nie powstrzymałeś? Pytam się!
Czuła, że on jest zły. Poczuła też napływającą stopniowo energię. Nie łagodziła ona bólu psychicznego, lecz fizyczny owszem.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Gusia dnia Pon 20:45, 14 Mar 2011, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Rexus Maximus
Gość





PostWysłany: Wto 6:10, 15 Mar 2011    Temat postu:

[No, tam niedaleko Groty]
Nie no, co się dzieje? Brak dorosłych, a wszyscy zamiast oglądać Muminki z kaset, robią... no, niefajne rzeczy.
Tom postanowił wszystko sobie dokładnie przemyśleć. Od dawna śledził kilka osób, a jako, że miał moc zatrzymywania czasu, mógł z powodzeniem znajdywać sobie idealne wprost kryjówki. Dlaczego akurat ich śledził? Może odezwał się w nim instynkt praprababki Szarej Orlicy? Albo się nudził?
No bo śledzenie jest fajne, a widać, że są zamieszani w coś... grubszego.
Obok Groty, która niedawno się zawaliła, był mały krzaczek i duże drzewo. Więc Tom wetknął sobie parę gałęzi we włosy i wspiął się na drzewo w ostatniej chwili. Bo właśnie osłabł i jego moc przestała działać. Tylko żeby gałęzi nie zauważyli, że się ruszają.
I nagle ktoś powiedział, że ktoś jedzie. Przesyłka z Disneylandu? Listonosz? Albo nie... pewnie ich śmiertelni wrogowie, którzy jedzą mięso małych dzieci, bo powiedziała potem, żeby chowali dzieciaki.
Tom odetchnął i przygotował się, jeśli będzie trzeba do zatrzymania czasu.
Powrót do góry
Wyświetl posty z ostatnich:   
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Forum GONE Strona Główna -> Archiwum / GONE - to tylko ETAP / Archiwum 2. Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony 1, 2, 3, 4, 5, 6  Następny
Strona 1 z 6

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Emule.
Regulamin