Forum Forum GONE Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Rozdział VIII
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6  Następny
 
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Forum GONE Strona Główna -> Archiwum / GONE - to tylko ETAP / Archiwum 2.
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Loki
Super Moderator
<b>Super Moderator</b>


Dołączył: 26 Maj 2010
Posty: 2006
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 43 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdańsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 23:01, 13 Maj 2011    Temat postu:

[PB]

Elizabeth spokojnie maszerowała przez miasto. Rękojeścią noża wybijała rytm, uderzając to w jedną to w drugą łopatkę Nerissy. Była z siebie dumna. Poczyniła wszystkie środki bezpieczeństwa - o nie!, nie będzie już działać pod wpływem emocji... A przynajmniej się postaram.
Nerissa miała podziurawione ręce - na wszelkie, wielki, gdyby jednak miała jakąś moc - związane na plecach, starannie zaklejone usta, oraz zasłonięte taśmą oczy. Na szyi El zawiązała jej pętlę, nieszczególnie ciasno - prowadziła ją przed sobą niczym pudelka na smyczy.
Elizabeth zmyła krew ze skóry, z włosów. Włożyła czyste ubranie pożyczone od Sonii. Oprócz noża miała świeżo naładowaną broń za paskiem. I miała nową zabawkę - i to w pakiecie z własną mini-armią tępych osiłków. Czy trzeba czegoś więcej do szczęścia?
Nerissa jeszcze jeden raz próbowała się wyrwać. Znowu. El z nieskrywaną przyjemnością zadała jej cios nożem, po czym kopniakiem otworzyła drzwi i wepchnęła ją do środka.
Znajdowały się w starej fabryce puszek - zapadłej melinie, której odór uderzał już od progu. Przeszły wąskim korytarzem, oświetlanym przez niedobitki świetlówek na suficie, weszły po schodach na górę, by - po pokonaniu plątaniny korytarzy - dojść do niewielkiego, wcale nie bardziej zachęcającego pomieszczenia. Mieścił się stąd widok na całą halę, gdzie kiedyś odbywała się produkcja, a obecnie znajdowała się banda rozwydrzonych bachorów, wyrzutków społeczeństwa. Ktoś na szybkiego wyposażył to miejsce w kilka niezbędnych sprzętów typu sofa, turystyczna lodówka czy sprzęt grający.
Na jednym z foteli siedziała Maggie. Spokojnie popijała jakiś gazowany napój. Na widok El wzniosła butelkę do góry w geście toastu. Dopiero wtedy El dojrzała Dana - stał gdzieś z boku gapiąc się w dal pustym wzrokiem.
-Zahipnotyzowany?
Maggie potwierdziła skinieniem głowy.
Elizabeth popchnęła Nerissę na kanapę, po czym przysiadła się obok niej.
-Dawaj go tu.
Po chwili chłopak stał na baczność tuż przed Elizabeth. Tamta, niezadowolona, spojrzała na Maggie i znacząco pomachała dłonią.
-Uklęknij - rozkazała Hipnotyzerka - I rób co ci każe.
Spełnił polecenie. El nie mogła się powstrzymać od pełnego wyższości uśmiechu.
-Słuchaj młody. Pozwolę ci zachować świadomość i wolną wolę, tylko dlatego, że jestem ciekawa co masz zamiar zrobić Charliemu. Ale najpierw pójdziesz do swoich ludzi i dokładnie powtórzysz to, co ci zaraz powiem. A potem...-przez chwilę ważyła słowa, aż na jej usta wypełzł grymas w niewielkim stopniu przypominający uśmiech -...zapolujemy.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Candace
Niezniszczalny


Dołączył: 27 Gru 2009
Posty: 1686
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 17 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Lublin
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 9:50, 14 Maj 2011    Temat postu:

[PB]

Patrzyła przez okno na zbliżające się stopniowo płomienie. Widać było, że obecna straż nie radzi sobie najlepiej, ale przynajmniej starali się coś zrobić. A ona?
W domu została jedynie ona, Diana i Emilly. Sirius siedział w domu dwie przecznice stąd i zajmował się rannymi. Syriusz, Remus i Mel... Nie wiedziała gdzie są. Na jej rozkaz Syriusz co kilkanaście minut przenosił ich w inne miejsce. Bezpieczeństwo przede wszystkim.
-Nie mogę tak siedzieć - powiedziała Rain wstając z wygodnego fotela i kierując się do drzwi.
-Zaczekaj - powiedziała Sonia. Skinęła głową do Emm i cała trójka ruszyła w kierunku pożaru.


Pracowały razem. Emilly starała się zapanować nad ogniem i trochę go zmniejszyć. Sońka polewała mniejsze płomienie wodą. Diana, dzięki swojej mocy, przeczesywała częściowo spalone domy, zgliszcza, ruiny.

Pot lał się po jej czole, ale w środku czuła dziką satysfakcję. Pomagała, była potrzebna. Myśli o El i reszcie zeszły na dalszy plan.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Candace dnia Sob 9:51, 14 Maj 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Nefeid
Kurczak


Dołączył: 17 Maj 2010
Posty: 1500
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 13 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: łódź
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 10:49, 14 Maj 2011    Temat postu:

Sirius uleczył tylko stopę Susanne. O rany na głowie i inne, mniejsze oparzenia się nie dopraszała - wiedziała, że jest zmęczony, a przecież pożar miał przynieść coraz to nowe i nowe ofiary. Jej ciało przy każdym kroku piekło. Zacisnęła zęby. Ogień rozprzestrzeniał się błyskawicznie i trzeba było coś z tym zrobić. Przede wszystkim znaleźć kogoś, kto też chce coś z tym zrobić. Hayes szła przez miasto, szukając kogoś takiego. Wreszcie przystanęła, rozejrzała się i zaklęła. Ogień ogarnął kolejną część miasta. Tą "bezpieczną". Klnąc, wpadła na jakiś plac zabaw, i tam zauważyła Anunę. Z rozpędu osiadła na ławce, wlepiając w Anu zdziwione spojrzenie. Anuna nie była sama - towarzyszył jej Charlie i trzymali się za ręce. Kiedy ostatnim razem Susan go widziała, gapił się jak cielę na Nerissę. Z drugiej strony tamto spojrzenie nie umywało się do tego, którym właśnie obdarzył Anu. Collins zerwała się natychmiast i powiedziała z uśmiechem:
- Hej, Suss.
-Ogień się rozprzestrzenia. Nie damy rady go zatrzymać... - powiedziała Susanne, zerkając z niepokojem w stronę miasta.
- -Yhmm, no tak. racja. Co robimy? - Anu uniosła brew, patrząc się to na Suss, to na Charliego.
- Przenieś nas do Stefano Ray - powiedział tamten.
Kiedy już znaleźli się w parku i wsiedli do strażackiego helikoptera, Charlie zapytał:
- Który to drążek, czy co tam uruchamia takie machiny w filmach? Wiecie?
Ojciec Susan był oficerem, pracował w Bazie Sił Powietrznych. Uczył Suss jeździć samochodem, latać helikopterem, strzelać... Mogłaby wskazać dźwignię z zamkniętymi oczami. Pokazała na nią palcem. Zaniepokoiła się jednak trochę, widząc, że Charlie pilotuje helikopter pierwszy raz. Sama pamiętała swój pierwszy lot. Chwyciła za stery i nogą zepchnęła go z siedzenia. Niezbyt kulturalnie, ale nie zamierzała rozbić się na jakimś drzewie.
- Sorry - rzuciła tylko pospiesznie, i skupiła się na pilotowaniu. Kiedy ostatnio sterowała helikopterem? Dwa, trzy tygodnie temu - zorientujcie się, jak się tym gasi pożar.
Oboje przeszli na tyły helikoptera i znaleźli tam chyba jakieś węże. Na szczęście była w nich woda. Nie wiedziała dokładnie, co robili, bo skupiała się tylko na pilotowaniu. Usłyszała tylko krzyki radości. Czyli działało.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
zimowykalafior
Super Admin
<b>Super Admin</b>


Dołączył: 10 Wrz 2010
Posty: 2241
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 53 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Australijskie Skierniewice
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 19:35, 15 Maj 2011    Temat postu:

[U góry]
[Nie, jeszcze wyżej]

Z tyłu znajdowały się dwa spore zbiorniki z... (nie zgadniecie tego) ...wodą. Wyglądało na to, że jest jej dużo, na oko - akurat tyle, żeby ugasić płonący las. Ewentualnie miasto.
Większy problem był z tym, jak to wszystko uruchomić.
Lepiej ten czerwony guziczek, czy wielka wajcha?
Skończyło się tak, że przyciskali na ślepo, co popadnie.
-Cholera, tu nic nie działa! - zawołała Anu, przekrzykując ryk silnika.
-Tym spróbuj! - Charlie wskazał groźnie wyglądającą dźwignię.
-Coooooooo?!
W tym momencie nastąpiło gwałtowne szarpnięcie, turbulencja, jak zwał, tak zwał - ważne, że rzuciło nimi o panel operacyjny z taką siłą, że uderzyli o niego przyciskając prawie wszystkie przyciski naraz. Coś zaświeciło na czerwono, zawyło, zgrzytnęło, zabulgotało, co mogło oznaczać jedno - udało się.
Anuna wydała z siebie niekontrolowany okrzyk, który można by było zastąpić zawołaniem "Jeeee! W końcu zadziałały te głupie sikawy" albo coś w tym rodzaju.
Jednak gdy podeszła do zaokrąglonego okienka, przetarła rękawem szybę i wyjrzała na dół, okazało się, że są dopiero nad elektrownią.
-Pospieszyliśmy się - powiedział Charlie, podchodząc do okienka.
-I tak nie wiemy, jak to wyłączyć. Może wystarczy wody, a jak nie, to będziemy pluć. - wzruszyła ramionami. Poklepała chłopaka po ramieniu. -Dobra robota.
Jasna mgiełka spadała z góry na dół, przykrywając pola, drzewa, pojedyncze budynki. Przynajmniej wyglądało to jak mgiełka, ale w rzeczywistości były to hektolitry wody.
Helikopterem znowu zakołysało, a Anu, chwiejąc się, przemieściła się z powrotem do przedniej części i oklapła obok Susan. Zastanawiała się, czy coś powiedzieć, ale w końcu nie odezwała się, żeby nie rozpraszać uwagi kierowcy.
Zbliżali się do miasta.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Loki
Super Moderator
<b>Super Moderator</b>


Dołączył: 26 Maj 2010
Posty: 2006
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 43 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdańsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 19:40, 15 Maj 2011    Temat postu:

[PB]

Spodziewała się godzin łażenia po całym ETAP-ie, zaglądania do każdego budynku, każdej nory, potu, zmęczenia... Tymczasem wystarczyło spojrzeć do góry, by ujrzeć cudnej urody czerwony helikopter z niespodzianką w postaci Charilego, Anuny i Susan w środku. El zastanowiła się czy ten fart będzie trwać wiecznie.
Za pośrednictwem Dana, Elizabeth kazała wszystkim schować się poza przypuszczalny zasięg wzroku tamtych. Czekali dobre pół godziny, aż woda w strażackim helikopterze się skończy, a pojazd zniży się i wyląduje gdzieś na autostradzie. Kiedy cała ekipa, kryjąc się za krzakami, drzewami i okolicznymi domami, dotarła na miejsce, załoga akurat opuszczała pokład. Elizabeth użyła mocy i krzyknęła:
-Na dźwięk wystrzału ruszacie do ataku! Pierwsze co, to podziurawcie im dłonie! To rozkaz! I mają być żywi!
-Chociaż trochę
- dodała już szeptem, zaszywając się w krzakach.
Uważnie obserwowała reakcję tamtych, zwłaszcza Charliego. Ale jej moc działała poprawnie - nic nie usłyszeli.
Dan miał ze sobą strzelbę - piękna broń z celownikiem optycznym i laserowym wskaźnikiem, w tej chwili wyłączonym. El poinstruowała go dokładnie. Mierzył przez dłuższą chwilę.
Strzał.
Elizabeth wyszarpnęła lornetkę. Widziała jak Anuna pada... martwa? Znając życie nie, ale raczej nie będzie się teleportować.
Na umówiony znak cała banda zerwała się ze swoich miejsc. Bita setka rozwydrzonych bachorów. Ruszyli niczym fala, wrzeszcząc niczym w tanim filmie wojennym. Obserwowała rozbawiona, jak Zero łapie Anunę, wpycha ją do helikoptera i wrzeszczy coś do Sus. Dziewczyna widocznie planowała odlecieć, ale zanim maszyna nabrała odpowiedniej siły, jeden z napastników rzucił się do kabiny. Miał nóż. Charlie co prawda machał tym swoim scyzorykiem, ale przewaga liczebna była zbyt wielka. El śmiała się w duchu, widząc tą komedię. Poczekała aż padnie pod naciskiem jej armii.
Spojrzała na swoich towarzyszy. Zarówno Maggie, jak i Dan, leżeli obok niej wśród krzaków, przyklejeni do swoich lornetek. Elizabeth wstała, otrzepała spodnie i nieśpiesznie ruszyła przed siebie. Po drodze wyjęła nóż. Postanowiła sprawdzić, czy może on wyrządzić takie krzywdy jak upadek z trzeciego piętra...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Rexus Maximus
Gość





PostWysłany: Pon 5:39, 16 Maj 2011    Temat postu:

Tom nie wiedział co ze sobą zrobić. Nerissa gdzieś prysnęła, Marvel też. Drake poszedł zapalić i już nie było go parę godzin. Liczba Outsiderów po pożarze zmniejszyła się do czterdziestu.
Trudno.
Jeźdźczyni ma potężną armię. Sto osób. Ponad dwa razy więcej, niż jest was!
Mhm... Ale już mam plan.
Skonsumował parę bulw, przeteleportował się parę razy z bazy wojskowej na zgliszcza placu. W końcu zebrała się niezła kupa karabinów i naboi. Zemdlał. Po pobudce, wypoczęty, powiedział:
- Po pierwsze, ludzie, strzela się spustem. Nie strzelacie do siebie. Wiem, nie dla wszystkich starczy. Podzielcie się w pary lub trójki, albo czwórki. Charlie, Anuna i Susanne są otoczenie w helikopterze na autostradzie. To niedaleko. Biegniemy!
I biegli. Biegli, aż dobiegli. Wystrzelili parę salw, zanim Mhoczni w ogóle zorientowali się co i jak.
Ferry wyciągnął zawleczkę z granata i rzucił. I jeszcze jeden. Miał tylko te dwa.
Mruknął do siebie:
- Jaki ze mnie Bombolero!
I wtedy El wyszła z jakichś krzaków z nożem w ręku. Tom rzucił się na nią, nie zatrzymując nawet czasu.
- ZdrawFUJtje - powiedział. Przy FUJ splunął jej w twarz.
El otarła ślinę, uśmiechnęła się.
- Taa, wiem, mam kłopoty z ruskim. Chcesz Orbita?
Po czym podciął jej nogi. Wywróciła się jak długa. Wykręcił jej ręce. Ktoś uderzył go z tyłu. Jakiś nieznany chłopak.
PAUZA
- Co to za jeden?
Po czym trzasnął go tępą stroną toporka w nos. Potem "tylko" trochę skatował El, poszedł w krzaki w wiadomym celu, a tam Maggie! Więc ją też tylko trochę pokatował i sobie poszedł.
Pobił na Pauzie parnaście osób.
START
Podbiegł do helikoptera. Obejrzał się na El. Z różnych miejsc jej ciała leciała krew, a chłopak leżał na ziemi jak długi.
Powiedział do Charliego:
- No to by było na tyle. Firma Tom&Tom zawsze na wezwanie w trudnej sytuacji!
Powrót do góry
Vringi
Game Master
Game Master


Dołączył: 01 Cze 2010
Posty: 452
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 12 razy
Ostrzeżeń: 2/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 15:20, 16 Maj 2011    Temat postu:

[PB]
Zgasili pożar. Lądowanie poszło gorzej. Anuna została postrzelona. Kula przeszła centralnie przez obie dłonie. Dan. Potem nawinęli się ci degeneraci. Znał kilku z nich. Josh Mail, Drew Smith, Al Bundy. Ciął bez opamiętania, wpychając jednocześnie Anunę na pokład helikoptera. Mógł zabić 30-40, ale nie 100. I wtedy do akcji wkroczył Tom. Pozbywając się liderów osłabił morale grupy. Większość zwiała. Resztę załatwili.
Wzrokiem szukał Dana ale tamten swoim zwyczajem zniknął. Tak więc musiał pogadać z El. Związaną dziewczynę posadził na chodniku i usiadł naprzeciw niej.
- Wiesz, to się robi nudne. Niby wszyscy chcemy śmierci Gaiaphage, a nawalamy się jak głupie szczyle. - urwał na chwilę i zaczął się śmiać. Położył dłoń na jej ramieniu.
- Co cię tak bawi? - zapytała widocznie wściekła. On na to poklepał ją po plecach i odpowiedział:
- Przecież my jesteśmy głupimi szczylami.
Widział jak tamta mimowolnie się uśmiecha.
- Mamy jeszcze humor, panie Angel? - zapytała. Kiwnął jedynie głową. Chwycił jej linę i zawołał do Toma:
- Zajmę się tym.
Widział w oczach tamtego że ten dobrze wie co Charlie chce zrobić. Ale go nie powstrzymywał.
Byli już blisko Cliftop. Ciągle pytała go gdzie ją prowadzi. W końcu ujrzał go. W ich stronę kroczył zagubiony Marvel. Charlie zwinnym ruchem rozciął liny krępujące Elizabeth.
- Pewnie popełniam wielki błąd ale mam dług wobec tego koleżki. Prawda chirurg?
Marvel niezręcznie podrapał się po swojej jasnej czuprynie. El spoglądała zszokowana na Angela. Ten tymczasem włączył MP-trójkę, wkładając słuchawki do uszu.
- Teraz tu masz dług wobec mnie siostro. W końcu takie jest życie.
Już miał sobie pójść gdy coś sobie przypomniał:
- Wtedy, na tym bloku to nie byłem ja, tylko G. - i ruszył w kierunku pewnego mieszkania. Drake'a nie było z Outsiderami. I tylko Charlie mógł wiedzieć gdzie poszedł tamten.
Tymczasem kroczył przez zgliszcza słuchając muzyki.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Megumi
Niezniszczalny


Dołączył: 04 Mar 2010
Posty: 1550
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: L-wo
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 15:50, 16 Maj 2011    Temat postu:

[Las]

- Idioci. - mruknęła Maggie, patrząc na rany zostawione przez Toma. - Tego na pewno trzeba się pozbyć. Zawadza, tą swoją durną mocą.
- Ja się zastanawiam nad jednym. - odezwał się nagle Dan. - Dlaczego tak się ze sobą bawicie? Z góry wiadome jest, że nigdy nie wygra żadna ze stron.
Maggie oparła się ręką o drzewo, po czym spojrzała na chłopaka spode łba.
- Czy chcesz coś zaproponować?
Dan uśmiechnął się znacząco.
- Owszem, mam pewien plan. Ale ty musisz się mnie słuchać. - wziął Maggie za gardło i ścisnął. Dziewczyna chciała go zahipnotyzować lecz tamten zakrył jej oczy.
- Nawet nie próbuj. - szepnął jej do ucha. - Dobrze wiesz, że jesteś na przegranej pozycji. To jak?

[PB]
Maggie weszła do budynku, który cudem ocalał. Jeden z niewielu, które stały teraz w tym miejscu.
Wiedziała, że tutaj znajduje się Giselle. Znalazła dziewczynę na kanapie. Leżała, nieprzytomnie wpatrując się w sufit.
- Hej - powiedziała Maggie. Gis bez słowa, lekko odwróciła głowę w jej kierunku.
- Mogę cię na chwilę zabrać gdzieś? - zapytała - Chciałabym, żebyś kogoś poznała...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
zimowykalafior
Super Admin
<b>Super Admin</b>


Dołączył: 10 Wrz 2010
Posty: 2241
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 53 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Australijskie Skierniewice
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 15:41, 18 Maj 2011    Temat postu:

[To miejsce na autostradzie, gdzie wylądował helikopter]

Spadała w pustkę. Bardzo ciemną, bardzo niekończącą się, bardzo przyjemną otchłań.
Czy ja umieram?
Otworzyła oczy. Usiadła. Rozejrzała się.
Czy ja jestem w niebie?
Nie, to tylko helikopter. Susanne pochylała się nad Anu i poprawiała ostatni opatrunek.
Ból.
-Znowu?! - jęknęła, krytycznym wzrokiem przyglądając się zabandażowanym dłoniom. - Jak tak dalej pójdzie, długo nie pociągnę.
Susan westchnęła.
-To El i jej ferajna.
-Co? Jak nas znaleźli? - zmarszczyła brwi. -Ten helikopter nie jest taki duży... Ała.
Anuna przesunęła się bliżej drzwi i otworzyła je kopniakiem.
-Gdzie się wybierasz?
-Do Siriusa. Dałabym radę z bezużytecznymi dłońmi, ale brak mocy? To już przesada. Albo do... Cześć, Tom.
Stała już na zewnątrz. Na... Pobojowisku? Jakim cudem ominęła ją ta imprezka?
Krew kapała na ulicę. Anu zaklęła.

Wędrówka do nie-kryjówki zajęła wiele więcej czasu, niż się spodziewała.
Jak ludzie radzą sobie bez teleportacji?
Na szczęście znalazła tam Siriusa. Musiała tylko uzbroić się w cierpliwość.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Rose
Wykrywacz Kłamstw


Dołączył: 27 Lis 2010
Posty: 1256
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 27 razy
Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Wyspa Crabclaw
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 18:25, 18 Maj 2011    Temat postu:

[ gdzieś na autostradzie]

Rose szła przed siebie. To coś ją wołało. Kiedy El i Meggie i inni wyszli , ona poszła za nimi. Ale to coś chwyciło ją znienacka. Pochwyciło w klatkę ze wspomnień i obrazów przyszłości. I Prue. Wspomnień o Prue. O trawiącym ją ogniu.
Podniosła głowę i spojrzała przed siebie. Leżały tam helikopter. A właściwie smętne resztki helikoptera. Jak w transie podeszła bliżej. Przy wraku siedziało kilka osób. Rose rozpoznała Sussane, która wstała i podeszła do niej.
-R...Rose? Co ty tutaj robisz?- spytała zdziwiona.
- Właściwie to nie wiem.- stwierdziła beznamiętnie.- Moja siostra spłoneła w pożarze, a mnie najwyraźniej coś opętało.- w tej chwili zorientowała się co robi. Idzie tam. Do Tego .Po co? Czyżby straciła kontrolę nad samą sobą? Co jest z nią do jasnej ciasnej?!
- Sussane!- krzyknęła. Otworzyła szeroko oczy ze strachu. Wizje rzeczy, jakie mogłaby zrobić....Chwyciły ją mdłości.- Proszę cię, proszę. Musisz mnie zatrzymać. Musisz....Proszę.- jęknęła. Chwyciła dziewczynę za ramiona.- Zabierz mnie gdzieś , skąd nie będę mogła wyjść.

Bo inaczej cię zabiję. Wszystkich was zabiję. Ale to chyba nie bedę już ja. Tylko potwór, który będzie sterował moim ciałem.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Marvel
Różowy
Różowy


Dołączył: 21 Mar 2010
Posty: 284
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 13 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 16:37, 19 Maj 2011    Temat postu:

[PB]

Kiedy Charlie i Tom niespodziewanie zniknęli, Marvel nawet nie był na nich zły. Właściwie to w duchu im podziękował. Pierwsza myśl jaka przyszła mu do głowy to powrót do domu. Z resztą myślał o tym od dawna - zaszyć się w swoim domu, usunąć się z powrotem w cień, nie uczestniczyć w tym wszystkim. Jednak choć niemalże pragnął spokoju, wiedział, że stał się częścią ETAP-owego życia. Odejście od tego wszystkiego byłoby tchórzostwem, poddaniem się. ETAP go zmienił. ETAP zmienił każdego.
Wolnym krokiem skierował się do domu, leżącego na obrzeżach miasta. Czuł, że o czymś zapomniał, lecz nie wiedział o czym. Był już blisko celu, właśnie mijał Hotel Clifftop, kiedy zobaczył z naprzeciwka idącą grupkę dzieciaków. Dopiero po chwili spostrzegł, że wśród nich jest Charlie, Tom i Elizabeth. Szykował się... Właściwie nie wiedział, na co się szykował. Walkę? Obronę? Pomoc Elizabeth? Przecież miał tak jakby tymczasowy sojusz z Zerem. Mimo to nie mógł ufać nikomu, bo pod tą kopułą, relacje międzyludzkie były bardzo dziwne.

Charlie zostawił Elizabeth. Spłacił swój dług. Gdy zostali sami, nastąpiła krępująca chwila ciszy. Nawet więcej niż chwila. El wpatrywała się w ziemię, a on prosto na nią. W pewnym momencie rozzłościł się, minął ją i zaczął iść dalej do domu. Po kilku sekundach dogoniła go. Zdziwił się. Myślał, że sobie pójdzie, oleje go jak zawsze.
- O co chodzi? - spytała.
Blond włosy chłopak zatrzymał się. Odpowiedział po kilku minutach.
- Ja... Nie wiem o co chodzi. Po prostu coś się stało... coś, przez co zorientowałem się, że to co nas łączyło było tylko interesami. A one się skończyły.
Elizabeth milczała. Z jednej strony sprawiała wrażenie skarconego szczeniaczka, a z drugiej wściekłego psa. Również była zła. Doszli pod drzwi jego domu. Wtedy wybuchła.
- To nie moja wina! Nie moja wina, że ciągle nas rozdzielali! Że ty nie chciałeś do mnie wracać tylko działaś sam! Albo z Giselle! Lub tą z wyspy! To nie moja wina, że ty nie chciałeś się starać! - Marvel wiedział, że ze złości po prostu wymyśla co może. Właśnie, że tylko on się starał. Baby tak mają. - Widzisz co się tu dzieje! Muszę... muszę się tym wszystkim zajmować! Tak wiele problemów mam na głowie! Po prostu jesteśmy inni! To nie moja wina, że jesteśmy dwiema całkiem różniącymi się osobami!
Ich twarze znajdowały się od siebie o kilka centymetrów. Ona wściekle sapała, a on się uśmiechał.
- I z czego się tak cieszysz?!
Wtem równocześnie objęli się ramionami i zaczęli całować. Dopiero teraz poczuli o co w tym wszystkim chodziło. Byli źli na siebie, bo tęsknili za sobą. Chcieli siebie. Szybkie, łapczywe pocałunki. Marvel nie patrząc nawet, wymacał (uwaga!) klamkę i otworzył drzwi. Wpadli do domu cały czas się całując. Drzwi się zatrzasnęły...

Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Nefeid
Kurczak


Dołączył: 17 Maj 2010
Posty: 1500
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 13 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: łódź
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 15:29, 20 Maj 2011    Temat postu:

Anuna poszła do Uzdrowiciela, a Susanne postanowiła zrobić sobie krótkie wakacje przy wraku helikoptera. Jak przystało na ETAP, nie trwały one dłużej niż dwadzieścia minut - w oddali zobaczyła Rose. Była jakaś dziwna - podeszła do Suss i wlepiła w nią wzrok.
-R...Rose? Co ty tutaj robisz? - zapytała Suss ostrożnie.
- Właściwie to nie wiem.- stwierdziła tamta beznamiętnie.- Moja siostra spłoneła w pożarze, a mnie najwyraźniej coś opętało - nagle zachwiała się i krzyknęła:
- Sussane! Proszę cię, proszę. Musisz mnie zatrzymać. Musisz....Proszę.- jęknęła. Chwyciła Susan za ramiona.- Zabierz mnie gdzieś , skąd nie będę mogła wyjść.
Hayes chwilę stała, kontemplując powyższe słowa.
- Nie ma sprawy - mruknęła w końcu i zerknęła na Rose. Susanne, trenująca judo prawie 7 lat, była bardzo silna, mimo niskiego wzrostu i niepozornego wyglądu. Rose wyglądała podobnie, ale Suss nie podejrzewała jej o jakąś ukrytą siłę. Jej zdaniem tamta była typem "Ani z Zielonego Wzgórza" - ładna, drobna i rozmarzona. Nawet ruda. Susan złapała ją mocno za nadgarstek i powiedziała:
- Chodź.
Szły tak jakiś czas. Nagle Rose szarpnęła się. Nie udało jej się wyrwać, więc popatrzyła się na Suss.
- Nie masz pojęcia, co się wydarzy - stwierdziła złośliwie. Susanne spojrzała jej w oczy. Były ciemnozielone, prawie czarne. A przecież pamiętała, że Rose miała oczy ciemnoniebieskie. Wzdrygnęła się i unieruchomiła jej drugą rękę.
- Idziemy.
Po dojściu do miasta miała ochotę zakneblować rudą jakimkolwiek kamieniem, najlepiej trwale. Ale musiała najpierw z kimś to przedyskutować. Z kimś z Rady. Ponieważ znała położenie tylko jednego jej członka, udała się do Uzdrowiciela.
Sirius akurat był w trakcie leczenia rąk Anuny - Susan widziała, że jest wycieńczony. Niechętnie wprowadziła Rose do pokoju. Tamta popatrzyła się prosto na Anu.
- Umrzesz - oświadczyła. Mina Anuny wyglądała mniej więcej tak -> Zdziwiony
- Zamknij się albo zrobię ci krzywdę - warknęła Suss - Całą drogę tak gada - zwróciła się do przyjaciółki - mam już dość wysłuchiwania o wielkiej fali zalewającej miasto, trzęsieniu ziemi i upadającym drzewie.
Anuna patrzyła na nie zdziwiona. W końcu się otrząsnęła.
- Zamknij ją gdzieś... ja nie mogę - wskazała głową na Siriusa leczącego jej dłonie.
- Myślałam o bunkrze - zaproponowała Susanne.
- W sumie dobry pomysł.
Suss skierowała się w kierunku wyjścia po czym odwróciła się.
- A tak w ogóle... to gdzie jest reszta?
Anuna wzruszyła ramionami.
- Świetnie - mruknęła Susan.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Nefeid dnia Pią 21:20, 20 Maj 2011, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Megumi
Niezniszczalny


Dołączył: 04 Mar 2010
Posty: 1550
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: L-wo
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 10:50, 21 Maj 2011    Temat postu:

[PB]

Zaczęło światać. Poranne słońce oświatlało zgliszcza budynków. Było strasznie cicho. Wszystko wyglądało tak, jakby wszystko umarło. Czuć było, że rozpoczyna się coś nowego.
Nowego i niebezpiecznego
Maggie szła z Giselle uliczkami miasta. Szukały pewnej rzeczy. Same nie wiedziały, czego konkretnie.
- To mała, srebrna szkatułka. Nie przeoczycie - to wszystko, co powiedział im Dan. Maggie przeczuwała, że ten chłopak posiada jakąś moc. Owszem, kiedy nie było jeszcze ETAP-u, sam widok Dana napawał wszystkich przerażeniem, ale teraz jest jeszcze straszniejszy niż był. Choć Maggie starała się ukrywać lęk przed nim, nigdy nie była na tyle odważna, żeby mu się przeciwstawić.
- I jak?
- Myszy niec nie znalazły. - odpowiedziała Gis. - Czy on myśli, że tak mała rzecz mogła uniknąć spalenia przez ogień.
Maggie wzruszyła ramionami.
- To ETAP. Niemożliwe staje się możliwe.
Wróciły do pracy. Maggie starannie przeczesywała teren swoim wzrokiem.
Na co mi moja hipnoza, skoro jest prawie bezużyteczna?
- Znalazłam! - wykrzyknęła Gis podchodząc do sterty spalonych drewien. Maggie podbiegła do niej. Zaczęły odrzucać belki. Po chwili Maggie trzymała w dłoniach srebrną szkatułkę. Blondwłosa, swoim sprawnym okiem złodziejki stwierdziła, że to jest zrobione z prawdziwego srebra. Na wieczku widniała jakaś litera. Maggie wytarła dokładnie całą szkatułkę z brudu.
Gis przypatrzyła się literce.
- N? - zapytała.
- Natan - szepnęła Meg.
- Znasz?
- Wszyscy z Coates wiedzą o kogo chodzi. - powiedział jej Maggie - Na szczęście on już nie żyje. Nie wiem, co Dan zamierza zrobić, ale to na pewno nie będzie nic dobrego...
Giselle nie pytała o nic więcej. Odwróciła się na pięcie i ruszyła w stronę kryjówki Dana. Maggie popatrzyła na nią.
Ciekawe, dlaczego się nie sprzeciwiła Dan'owi. Czyżby bała się go tak samo jak ja?
Spojrzała na szkatułkę. Dan zakazał otwierania jej dopóki nie znajdzie się ona w jego rękach.
Jeżeli jest tam coś, co zmoże odebrać życie, to lepiej tego nie tykać. Lepiej by było gdyby Dan zginął.
- Mam tylko nadzieję, że nie zrobi tego o czym myślę.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
zimowykalafior
Super Admin
<b>Super Admin</b>


Dołączył: 10 Wrz 2010
Posty: 2241
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 53 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Australijskie Skierniewice
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 12:36, 21 Maj 2011    Temat postu:

[PB]

Ja... Umrę? Umrę?! Ja?!
Nawet jeśli Rose posiadała jakiś dar... Moc... To nie mogła być prawda. Nie mogła zginąć. Nie w takim momencie, kiedy działo się tyle ciekawych rzeczy.
Anuna niespokojnie wierciła się na krześle. Nerwowo bębniła palcami uleczonej już ręki o blat, rozglądała się i machała nogami pod stołem.

-Dzięki. - uśmiechnęła się do Siriusa, po czym dodała - za wszystko. I przeteleportowała się do bunkru.
W sumie nie do końca do bunkru, tylko do jakiejś chatki na obrzeżach miasta. Anu tłumaczyła sobie to tylko tym, że po wypadku jej moc nie działała jeszcze jak należy. A może była inna przyczyna? Mniejsza o to.
Już zamierzała zniknąć i pojawić się tam, gdzie trzeba było, kiedy zobaczyła duże fiołkowe ślepia wpatrujące się w nią z konsternacją.
Dziewczyna wyglądała, jakby przed chwilą się obudziła.
-Cze... Eść.
Nieznajoma zamrugała i usiadła na krawędzi łóżka.
-Skąd tu się wzięłaś?
-Sama chciałabym to wiedzieć - mruknęła An, siadając w wiklinowym fotelu tylko po to, by po chwili wstać z powrotem. - Jeśli cię obudziłam, to sorry. Już sobie idę.
-Nie. Czekaj. Zostań. Dawno nikt mnie nie odwiedzał...
Anu westchnęła.
-Słuchaj, ja... Nie mam czasu na pogaduszki. Wpadnę innym razem. - powiedziała, kierując się w stronę wyjścia.
Nieznajoma położyła rękę na klamce.
-W takim razie idę z tobą.
Anuna dawała za wygraną.
-Będziesz żałowała. Zobacz. - wyciągnęła dłonie w jej kierunku -Te ręce jeszcze przed chwilą były przestrzelone. Na wylot. Obie. I dowiedziałam się właśnie, że umrę, ale to i tak nie ma znaczenia, bo i tak wszyscy prędzej czy później zginiemy, chcąc, czy nie chcąc.
Tamta nie przeraziła się. Najwyżej trochę.
-Jestem Flossy-Daffodil.
-Mów mi Anu. Idziemy. - chwyciła dziewczynę za rękę i przeteleportowała je w odpowiednie miejsce.

-Co to jest, bunkier?!
-No... Właśnie tak. Bunkier.
Niemal od razu zobaczyły Susan i Rose, schodzące po schodkach w dół korytarza. Ta pierwsza prowadziła przed sobą tą drugą.
-Ktoś tam jest - powiedziała Suss, wskazując jedne z drzwi w długim rzędzie.
-Czyżby... - czy to możliwe?
Okazało się, że... Owszem. To możliwe. Arthur dalej tam był, w środku, i za wszelką cenę próbował staranować drzwi.
Anu otworzyła je, a chłopak od razu wypadł na korytarz.
-Ah... To wy. - mruknął.
Collins nie mogła ukryć rozbawienia.
-Proszę, proszę, co my tu mamy. Kolejny - a może pierwszy - obraz tego, jaką to El jest lojalną współpracownicą. To samo Marvel. - uniosła brew. Arthur rozumiał, o co jej chodzi.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Loki
Super Moderator
<b>Super Moderator</b>


Dołączył: 26 Maj 2010
Posty: 2006
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 43 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdańsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 13:49, 21 Maj 2011    Temat postu:

Napisałabym, że [+15], ale i tak nie zniechęciłoby to nikogo, więc...
Przed przeczytaniem skonsultuj się z lekarzem (psychiatrą) lub farmaceutą, gdyż poniższy tekst może zagrażać Twojemu życiu lub zdrowiu (psychicznemu).

[PB]

Dom Marvela okazał się szalenie niebezpiecznym miejscem, istnym torem przeszkód. Zdążyli przywalić w szafkę na buty, nadziać się na wieszak na ubrania, zwalić jakiś obrazek ze ściany, oraz przewrócić niewielki stolik, przy okazji tłukąc stojący na nim wazon, nim, wciąż całując się namiętnie i dotykając wzajemnie w różnorakie części ciała, potknęli się o własne nogi i wylądowali na schodach. Nie żeby im to w czymś przeszkodziło. Elizabeth musiała długo walczyć z sobą, nim zdołała na moment oderwać się od jego ust.
-Miałeś starszych braci, nie? - spytała.
Ten wydał z siebie tylko przytakujący pomruk i znowu się do siebie przykleili. Ciągle było mało. W jakiś sposób udało jej się wydostać z plątaniny ich własnych ciał. Biegła na górę. Przegonił ją po kilku sekundach. Złapał za nadgarstek i pociągnął za sobą. Prawie potykała się o własne nogi, w głowie wirowało, ale biegła dalej. Strych. Tu wszystko się zaczęło. Marvel popchnął drzwi, po czym, jeszcze w progu, przyciągnął El do siebie. Kilka urwanych, wygłodniałych pocałunków. Popchnęła go na łóżko, sama zaś rozejrzała się dookoła. Plecak. Znoszony, obwieszony zawieszkami i brelokami - w typie takich, z którymi się nie rozstajesz. Niecierpliwie szarpnęła zamek. Sprawnie wyszukała portfel. Rozdarła rzep. Wyjęła coś i rzuciła Marvelowi, nadal leżącemu na łóżku, podobnie jak ona, bezskutecznie próbującemu uregulować oddech. Sprawnie złapał niewielką paczuszkę i spojrzał na nią, jakby ta miała go ugryźć. Elizabeth zaśmiała się wrednie.
-Powiedziałabym, że masz wybór. Prezerwatywa, albo nici z seksu...
Szybkim krokiem przeszła przez pomieszczenie, usiadła okrakiem na jego kolanach, zanurzyła dłoń w blond włosach i z całej siły zacisnęła na nich pięść, niemalże wyrywając cebulki ze skóry. Przyciągnęła jego głowę do siebie.
-Ale nie masz wyboru - ty razem pocałowała go delikatnie, wolno, czule. Poczuła ciepło dłoni na szyi. Puściła jego włosy, by znów mogli przyjść do techniki glonojada. Splątani, niczym kable od słuchawek w kieszeni, przewalili się na materac.
Gorąco.
Ucisk w żołądku.
Niewidzialne pasy, które ściskały pierś, utrudniały oddech.
Niewiele już mieli na sobie, gdy El jeszcze raz złapała go za czuprynę. Opierając wierzch dłoni o jego czoło, przycisnęła głowę Marvela do poduszki. Drugą ręką wyszukała paczuszkę wśród pomiętej pościeli, po czym pomachała chłopakowi tuż przed nosem. Bez słowa wyjął ją z jej reki i ostrożnie rozerwał opakowanie. Uśmiechnęła się.
-Jesteś najbardziej naiwnym i najgłupszym chłopcem, złym chłopcem, jaki może być, Marvel.
-A ty jesteś wredna, uparta, porywcza i manipulujesz ludźmi.
-Ja ciebie też.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Loki dnia Sob 15:00, 21 Maj 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Vringi
Game Master
Game Master


Dołączył: 01 Cze 2010
Posty: 452
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 12 razy
Ostrzeżeń: 2/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 18:45, 21 Maj 2011    Temat postu:

[CA]
Nie wiedział w jaki sposób dostał się do Coates. A raczej w jego gruzach. Poczuł nagłą potrzebę rozejrzenia się.
Wszędzie było widać ciała martwych dzieciaków. Czuł że coś z nimi nie tak ale nie wiedział co to jest. Może ten dziwny dźwięk? Nie umiał tego określić.
I wtedy coś się poruszyło. Błyskawicznie wyjął miecz i doskoczył do schodów. Jak mogły przetrwać wybuch? - zadał sobie pytanie. Pod nimi leżał skulony chłopak, tak na oko 13 lat, w samych bokserkach.
- Co? To chyba jakiś żart - pod nim leżał jeden z trzech chłopaków których niedawno uprowadził z CA w celu ostrzeżenia degeneratów.
Dzieciak(no przecież nie dorosły) podniósł głowę. Robiąc wielkie oczy zaczął ciskać gromami.
- To twoja wina! Ty wysadziłeś naszą szkołę! MÓJ DOM!
Charlie silnym ruchem podniósł go z ziemi. Otrzepując go z pyłu odpowiedział:
- Nie ja jestem winny temu wybuchowi. Przybyłem zobaczyć czy ktoś przeżył. Przysłała mnie Maggie Stewart . - poczuł dreszcz na szyi. Teraz dopiero sobie przypomniał. Rozmawiał z nią. Poprosiła go o to. Aby uspokoić sumienie.
- Stewart? - widział że tamten poczuł się lepiej.
Charlie zdarł z jakiegoś trupa ciuchy i podał je tamtemu. - Idź do Perdido. Znajdź Elise Keller. Pomoże ci.
Dotarł do auta. Nie wiedział skąd wie o samochodzie.
Na przednim siedzeniu siedziała Nerrisa. Widać było że właśnie się obudziła.
- Witaj tygrysie. Co byś zjadł?
- Kromkę z szynką. - podziękował i zapytał. - Co tu robimy?
Zrobiła wielkie oczy i wybuchnęła śmiechem.
- Nie pamiętasz? Rzeczywiście się dziwnie zachowywałeś. Zrobiłeś tam wielkie zamieszanie. - uniósł brwi. - Uwolniłeś mnie, podałeś swoją krew. Rany się zagoiły. Zobaczyłeś jakąś rudą i się zaczęło. Pobiegłeś gdzieś. Wróciłeś z rękoma umazanymi krwią. Potem dokonałeś egzekucji na kilku osobach. Potem spotkaliśmy Maggie. Spytałeś czy możesz coś dla niej zrobić. Ogólnie było dziwnie. Kto widział żeby rozmawiać z wrogiem o pogodzie?
- Co tu robimy? - zapytał niewzruszony. Poprawiła nieco sukienkę. Była wcześniej w nią ubrana? Uśmiechnęła się zalotnie i powiedziała:
- A jak myślisz? - gdy to jeszcze mówiła wszystko zaczęła zalewać krew. Poczuł że traci wszelkie opory. Po co one komu? Zdarł z niej ubranie. Widział w jej oczach dzikie pożądanie.
W końcu teraz dzielili jedną krew. Esencje szaleństwa. Efekt uboczny goszczenia w swoim ciele Ciemności. Furię berserka.
Przywarła do niego. Pocałował ją namiętnie. Jednocześnie rękoma wodzili po swoich ciałach.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Puma
Naczelny Grafficiarz


Dołączył: 15 Mar 2010
Posty: 808
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 11 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Paradise City
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 21:46, 21 Maj 2011    Temat postu:

Nerissa niespodziewanie z całej siły odepchnęła Charliego.
- Wystarczy. Właśnie zdałam sobie sprawę, że bardzo krótko cię znam.
- W ETAPie czas płynie inaczej. 
Czas... Urodziny Ner miały być jutro. Piętnaste. Kiedy o tym myślała, ogarniała ją totalna panika, bezradność. 
Nagle znowu pocałowała Charliego. Chiciała zapomnieć o jutrze. Minęła chwila i ponownie się odsunęła.
- Słyszałam, od kogoś, że Anuna to twoja dziewczyna. Czemu więc nagle postanowiłeś ją... Zdradzić? A może nie umiesz się zdecydować?
Nerissa zwyczajowo patrzyła prosto w oczy chłopaka i przeszywała go wzrokiem. Często tak robiła. Charlie był atrakcyjny, to prawda, Miał ciemne, potargane włosy jak kiedyś Marvel, chociaż mhroczny był od Zera przystojniejszy. Dziewczyna jednak o tym nie myślała. Marv był dla niej... Zbyt nie pewny siebie? Taki nijaki. Owieczka Elizabeth.
Wciąż czekała na odpowiedź, aż w końcu jej się znudziło i znowu go pocałowała. I znów się odsunęła, ciekawa odpowiedzi.
-więc?
Chłopak spuścił wzrok. Tępo patrzył w ziemię, a raczej w skrzynię biegów w samochodzie.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Puma dnia Sob 21:56, 21 Maj 2011, w całości zmieniany 4 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Rose
Wykrywacz Kłamstw


Dołączył: 27 Lis 2010
Posty: 1256
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 27 razy
Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Wyspa Crabclaw
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 18:37, 22 Maj 2011    Temat postu:

[bunkier]

Rose w życiu nie sądziła, że znajdzie się w sytuacji, w której przyjdzie jej walczyć z samą sobą. A tak właśnie było teraz. Tak, tak jakby....
- Były dwie Rose- pomyslała z przekąsem.-Dwie Rosemary.
Rosemary. Nigdy nie używała tego imienia. Tak jak Prue, nigdy nie przyznawała się do swojego. Obydwie były pewne, że ich matce wyjątkowo odbił w chwili nadawania im mian. Prudence i Rosemary. Imię z dziewietnastego wieku i po kobiecie, która byław ciąży z diabłem. Po prostu piękne. Mama.
Dziewczyna podciągnęła pod siebie nogi. Dawno o niej nie myślała. O pieknej aktorce, która nigdy nie miała czasu dla bliźniaczek, która nieustannie byłą na jakieś pokręconej diecie i co dwa dni zmieniała chłopaka.
- Przynajmniej wyglądałyśmy dobrze na portrecie rodzinnym. - powiedziała do siebie. I zaśmiała się. A później pomyślała o Prue. O jej czarnych włosach, ostrym języku. I śmierci w płomieniach. Śmiech zamarł jej na ustach. W pewnym sensie cieszyła się, ze płacze. Nie mogła płakać, gdy jej siostra umierała. Płacz przynośił ulgę.
- Rose?
Sussane stała w drzwiach i przyglądał jej się zdziwiona.
- Ja...Przepraszam za te wszystkie rzeczy, które wygadywałam w drodze. Po prostu...nie panowałam nad sobą.- Ruda otarła policzki i uśmiechnęła się przez łzy.- To mój dar...a raczej przekleństwo, jakby się tak głębiej zastanowić.
Susanne zamarła:
-A wię Anuna...naprawdę umrze?
Rose wzruszyła ramionami.
- Każdy kiedyś umrze. Zwłaszcza dobrzy ludzie- przychodzi to do nich szybciej.
- Przykro mi z powodu twojej siostry.
- Mi też.A teraz....idź stąd. Ta dziewczyna...El i jakiś chłopak są w nie małych tarapatach.
Suss zmarszczyła czoło.
- W jakich tarapatach?
- No cuż, gdyby choć na chwilę odkleili się od siebie, może zobaczyliby kto, a raczej- co ich obserwuje.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Buu!
Gość





PostWysłany: Nie 20:09, 22 Maj 2011    Temat postu:

[Bunkier]
Oczka Floss niespokojnie biegały od Anuny do chłopaka. Ten ostatni potknął się i przysiadł na kamiennej podłodze. Nie do końca rozumiała, czemu patrzył na wszystkich z taką nienawiścią.
-Długo tam siedział?- zapytała dziewczynę.
-Z pięć dni?- zastanowiła się Anu.- Góra tydzień.
-I przeżył?
-Jak widać.
-To może by go z powrotem tam…- tu Flossie wykonała ręką ruch obrazujący zamykanie drzwi.-Co on ci zrobił?- zapytała wlepiając swoje przenikliwe fiołkowe oczy w Anunę.
-Postrz… -urwała.- Skąd wiesz, że coś mi zrobił?
-My, obłąkani, widzimy więcej- Odparła Flo okrążając chłopaka, jednocześnie jedną ręką przyciskając go do podłogi, by nie mógł wstać. A przynajmniej nie tak łatwo.- Jesteś za?
-Żeby go… Powiedzmy, że nie jestem przeciw- Podeszła Floss i pomogła jej przytrzymać z lekka osłupiałego chłopaka.- Hmmm… Lepiej szybko, tydzień odosobnienia zrobił swoje.
-Anu, same go tam nie wtoczymy, nie ma mowy- stwierdziła Daffie wyciągając zapalniczkę- Sam się musi wtoczyć.
-Co… co ty masz zamiar mu zrobić?
-Nic strasznego… nie aż tak strasznego- odpowiedziała pochylając się nad chłopakiem.- Jesteś zły?
Uparcie milczał.
-Dobry to on nie jest- parsknęła Anuna. Flossie patrzyła w oczy Arthura. Lekko, a zarazem jakoś komicznie przechyliła głowę.
-Jak już się zdecydujesz być dobry to krzycz- wzruszyła ramionami.- Nie chcę być niemiła, ale chyba sam z siebie tam nie wejdziesz, co?
Znów milczał, ale chociaż pokręcił głową.
Zapaloną zapalniczką musnęła jego koszulkę. Próbował zdusić ogień, jednak stojąca za nim Anuna mocno trzymała go za obie ręce. Zafascynowana ogniem Flo przesuwała zapalniczką po jego koszulce, podczas gdy ten rytmicznie cofał się do swojego więzienia.
-Oszczędzaj gaz- mruknęła dziewczyna do bawiącej się Daffie.- jakoś musimy go tam zatrzymać. Pociągnęła go mocniej za ręce, obydwoje teraz znaleźli się w pomieszczeniu. Flossie to stukała palcami o odrapane drzwi to wypalała na nich kolejne wzorki. Anu prześlizgnęła się koło niej w drzwiach i wyrwała z rąk nową zabawkę.
-Oszczędzaj- powtórzyła. Wspólnie oparły się na drzwiach. Anuna kiwnęła głową podając dziewczynie zapalniczkę. Zawahała się przyjmując ją.
-On może umrzeć- stwierdziła.- Nie chcę, żeby umarł.
-Jeśli będzie chciał, ucieknie. Zawsze jest jakiś sposób. Przypalaj.
Brązowy nalot pokrył klamkę i dziurkę od klucza.
Zaczęły zlewać się w jedno z drzwiami.
Topnieć.
Gorący metal skapywał na podłogę. Spływając oparzył Flo w mały palec, ale nie zauważyła tego.
Nie, dopóki nie skończył się gaz. Ale robota była już skończona.
A zaraz potem delikatnie osunęła się na podłogę. Zasychające drobinki metalu przykleiły się jej do końcówek włosów. Usłyszała jeszcze krzyk Arthura i odpłynęła.

To był mój erpegieowski debiut. Nie krzyczeć. Nie zabijać. Nie zjadać, ;>
Anu stwierdziła, że siedział tam zamknięty z tydzień. To napisałam tak mniej więcej
Powrót do góry
Vringi
Game Master
Game Master


Dołączył: 01 Cze 2010
Posty: 452
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 12 razy
Ostrzeżeń: 2/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 22:58, 22 Maj 2011    Temat postu:

[CA]
- Więc?
I wtedy nagle sprzęgło stało się niesamowicie ekscytującym obiektem.
Nerrisa czy Anuna? To pytanie odbijało się w jego głowie od jakiegoś czasu. I za żadne skarby nie mógł znaleźć na nie odpowiedzi.
- Nie wiem. - mówił zdejmując spodnie. Zaczęła ściągać jego koszulę. Ona sama siedziała już tylko w bieliźnie. Zaczął ją całować w szyje. Jednocześnie próbował zdjąć jej stanik.
W końcu ich ciała się złączyły. Mogli zapomnieć o całej reszcie.

Charlie wyciągnął z kieszeni papierośnicę. W środku znajdowało się kilka podejrzanych skrętów. Niewiele myśląc odpalił jeden z nich. Krztusząc się zapalił drugiego Nerrisie. Ona zaciągnęła się z większą wprawą.
- Jutro robisz puff?
Zmarszczyła czoło. Nie wiedziała o co chodzi.
- Piętnastka? - kiwnęła głową. Wciągnął powietrze. Wiedział że to co powie może dać jej złudną nadzieję. - Kilku moich dobrych przyjaciół zniknęło w ten sposób. W końcu ustaliliśmy że będziemy się tego dnia nagrywać.
Wyrzucił skręta przez okno. Beznadziejne - pomyślał. Znalazł butelkę piwa.
- Wiem tylko jedno. Czas wtedy płynie o wiele wolniej i pojawia się coś. Nie wiem co. Następuje chyba coś na kształt kuszenia.
Kiwała głową ubierając sukienkę. Stanik gdzieś się zawieruszył. Podobnie jak jego kamizelka. Ubrał więc spodnie i koszulę, założył tenisówki i zarzucił na siebie cienki płaszcz pod którym mógł schować katanę.
- Kiedy ty masz urodziny?
- Ja? - Kiedy on się urodził? Zastanawiał się przez chwile aż odparł wesoło - Chyba pojutrze.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Forum GONE Strona Główna -> Archiwum / GONE - to tylko ETAP / Archiwum 2. Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6  Następny
Strona 3 z 6

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Emule.
Regulamin