Forum Forum GONE Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Rozdział II
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6  Następny
 
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Forum GONE Strona Główna -> Archiwum / GONE - to tylko ETAP / Archiwum 3.
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Cukierkowa
Gyrokinetyk


Dołączył: 26 Kwi 2011
Posty: 617
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wrocław
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 10:54, 05 Lis 2011    Temat postu:

[PB]
W tym momencie Angela miała chęć rzucić się Jamesowi na szyję. Uratował ją! Uratował jej przyjaciół! Była taka szczęśliwa.
O Boże, Boże, Boże! Ja w to nie wierzę! Jak to się stało?!
W jednej chwili była poraniona i cała poobcierana, a przed jej oczami latały kucyki Pony, a w drugiej chwili biegała po placu zdrowa. Całkowicie zdrowa.
Dzięki niemu.
- Zostało dużo ciał? - spytał Uzdrowiciel.
- Jeszcze sporo, trzeba będzie wykopać kilka grobów.
- Dobra. Poszukaj kogoś kto to zrobi.
- Ok. Już idę.
James wrócił do leczenia rannych, a Angela zaczęła krążyć po mieście.
Gdzie jest ktoś, kto wykopie te groby? No gdzie? Może...
W jednej chwili biegła bardzo szybko z pomysłem, a w następnej smętnie szurała butami o chodnik, rozumiejąc, że ten pomysł nie ma sensu. W końcu się poddała.
- James, tu nie ma nikogo, kto by wykopał tyle grobów.
- O ludzie, ja tego nie zrobię zostało tyle rannych...
- Nie wiem, a może znasz kogoś, kto mógłby wykopać te groby?
Uzdrowiciel pokręcił głową.
- Angela! - dziewczyna usłyszała za sobą głos Anny - Coś się dzie...
Wtedy Angela usłyszała wystrzał z pistoletu, tuż za nią.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Premit
Super Szybki
Super Szybki


Dołączył: 12 Lip 2011
Posty: 400
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Rzeszów
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 16:14, 05 Lis 2011    Temat postu:

[Pb]

Bandit wstała z łóżka i przeciągnęła się. Była zaspana i zmęczona. Chwiejnym krokiem zeszła po schodach do kuchni. W szafkach nie miła nic innego prócz płatek owsianych i soku. Nasypała, więc do miski zbożowych krążków i nalała napoju do szklanki. Posiliwszy się wróciła do sypialni i zajrzała do garderoby. Nie zależało jej specjalnie na wyglądzie, dlatego założyła zwykłe, szare rurki i czarny podkoszulek. Postanowiła, że wyjdzie z domu, ponieważ od zniknięcia wszystkich powyżej 15 roku życia, w mieście pojawiła się tylko raz. Maszerowała równym krokiem nucąc pod nosem utwory Nirvany. W pewnej chwili na jej twarzy pojawiło się przerażenie. Dziewczyna wytrzeszczyła oczy. Co to jest? Jakim cudem? Nie rozumiem. Bandit zobaczyła wiele ciał małych dzieci leżących na chodniku. Wśród nich krzątał się jakiś rudowłosy chłopak. W oddali grupka osób zbierała te małe, nieżywe już niewiniątka. Boże, zbaw ich Bandit dalej nie wiedziała co się stało. Lecz uśmiechnęła się widząc, że niektórzy wstają za sprawą chłopaka, który ich leczył. Dziewczyna zastanawiała się jakim cudem może on tego dokonywać. Nie, to niemożliwe Bandit nie mogła już na to patrzeć, dlatego ruszyła dalej potykając się o trupy. W pewnej chwili usłyszała dźwięk pistoletu. Cco to jest? Ja mam chyba jakieś halucynacje Nastolatka zobaczyła przed sobą "drzewną rękę", z której wystawały kawałki ludzkich ciał. Przed tym tworem stała dziewczyna, trzymająca w ręce pistolet. Celowała ona prostu w dziwny twór.Jednak to co dziewczyna zobaczyła potem było jeszcze dziwniejsze. "Ręka" odbiła wszystkie naboje i sunęła w stronę dziewczyny z pistoletem. Bandit chcąc zapobiec strasznemu zdarzeniu ruszyła w stronę strzelającej.
Znalazłszy się przy niej upadla na ziemię, popychając tamtą do przodu.
-Hej, nic Ci nie jest?
-Nie, dzięki wielkie.
-Fajnie, że mogłam pomóc
-Tak, ale nasz problem nie zniknął- odpowiedziała dziewczyna, wskazując na stwora.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Premit dnia Nie 12:33, 06 Lis 2011, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Megumi
Niezniszczalny


Dołączył: 04 Mar 2010
Posty: 1550
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: L-wo
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 14:01, 06 Lis 2011    Temat postu:

[CA]

Weszły do jej pokoju. Keri otworzyła jedną z szuflad w komodzie i wyjęła z niej wisiorek. Przedstawiał on znak nieskończoności, umieszczony w trójkącie, a wszystko było złote.
Keri podała Yumi owy naszyjnik na prawą dłoń.
- Zanim mój braciszek zniknął, lubił eksperymentować. Powiedział, że stworzy swój własny świat, a to, co teraz trzymasz, miało zapewnić mu władzę. Nie wiem, czy to prawda, ale nie da się ukryć, że ta beznadziejna biżuteraz coś w sobie ma. Niech ci dobrze służy.
Keri zaśmiała się złowieszczo, po czym wyszła z pokoju. Yumi obejrzała wisior, po czym założyła go na szyję. I usłyszała głos w swojej głowie.
Chodź do mnie
Blondynka mimowolnie ruszyła ku drzwiom. W jej mózgu krążyła myśl, że jeśli nie usłucha tego głosu, spotka ją straszna kara i nie zdobędzie władzy. Władzy? A po co jej to?
Chodź do mnie.
Nieważne. Musi ją zdobyć. Musi zdobyć władzę.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Megumi dnia Nie 14:03, 06 Lis 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cukierkowa
Gyrokinetyk


Dołączył: 26 Kwi 2011
Posty: 617
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wrocław
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 11:56, 07 Lis 2011    Temat postu:

[PB]
Angela pochyliła się nad przyjaciółką.
-Anna! Żyjesz?!
Anna powili kiwnęła głową. Żyła, ale była ranna.
Co się dzieje? Nie rozumiem.
Niedaleko jakaś dziewczyny strzelała seriami z pistoletu do wielkiej ręki. Ale ręka odbijała wszystkie pociski. Jeden z nich musiał trafić Annę. Miała sporą ranę na ramieniu.
Czy to drzewo ożyło? To niemożliwe! Jak to się stało!?
Angela wyciągnęła z kieszeni swój pistolet i strzeliła kilka razy do potwora. Ale on dalej odbijał wszystkie pociski, tak, że Angela musiała co chwilę padać na ziemię by uniknąć lecących naboi. Wtedy Angela zobaczyła dwie dziewczyny. Leżały na ziemi. W jednej z nich rozpoznała trochę poobijaną dziewczynę, która przed chwilą strzelała do drzewa. Ale tej drugiej nie poznała. Miała czerwone włosy i była bardzo blada.
-Cześć! Jestem Angela. Wiesz co się stało?
Dziewczyna podała jej rękę.
-Mam na imię Bandit. I wygląda na to, że to coś - wskazała zbliżającego się potwora - chce nas zjeść.
-No tak. To nie jest zbyt ciekawe. Widziałaś Uzdrowiciela?
-Uzdrowiciel? Jest tu ktoś taki?
-No tak. Ech, dobra. Pomóż tej dziewczynie, ja go poszukam.
Chodziła, chodziła, ale nigdzie nie widziała Jamesa. Wokół było pełno rannych dzieci. W końcu ujrzała jego rudą czuprynę wśród tłumu.
-James! James! Uzdrowicielu!
-Angela, co jest? Wszyscy wrzeszczą, a ja mam tu pełno chorych po ataku tych na skuterach.
-To drzewo... Ono ożyło!
Uzdrowiciel zamarł.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Anaid
Przenikacz
Przenikacz


Dołączył: 07 Maj 2011
Posty: 267
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 21:27, 08 Lis 2011    Temat postu:

[PB]

Dziecko krzyczało.
Dziewczynka, może miała 6 lat.
Nicole zmniejszyła natężenie bólu.
- Zrób to.
Dziewczynka podniosła się chwiejnie.
- Nie.
Nicole zmarszczyła brwi.
Dzieckiem wstrząsnął spazm bólu.
- Jesteś pewna?
Mała zacisnęła zęby i zaczęła pielić grządkę.
Dziewczyna uśmiechnęła się z zadowoleniem. Stworzy coś wielkiego dzięki swej mocy.
Rozsiadła się pod drzewem.
Coś działo się z jej głową. Coś zmuszało ją do zadawania innym bólu.
Jak długo będzie tego czegoś słuchać?
Czemu ma utworzyć armię?
Czemu nie jest jej przykro, że to robi?
- Co się ze mną dzieje… - wymamrotała.
Dziewczynka wyprostowała się i spojrzała na nią.
- Co?
Oczy Nicole zabłysły zielonym światłem.
Dziecko upadło, krzycząc.
Gdzieś w głowie Nicole rozległ się krzyk i świat pociemniał.

(Hmm...bez komentarza. Gaiu, nie odpisałaś, więc...piszę.)

Wybacz. Po prostu natychmiast uznałam Twoje usprawiedliwienie. Pisz, pisz.
G.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Anaid dnia Wto 21:28, 08 Lis 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sandzej
Bez mocy
Bez mocy


Dołączył: 09 Sie 2011
Posty: 49
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 2/5
Skąd: Żary
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 22:30, 10 Lis 2011    Temat postu:

[PB]
Przez pewien czas w życiu Matt'a nic się nie działo, lecz w pewnym momencie usłyszał strzały.
-Co jest?-Zakrzyknął i zaczął się zbroić.
Kurczę, coby tu zabrać.. No dobra idzie wiatrówka, nóż i pistolet... Stały zestaw małego chemika.
Sandżej zaśmiał się, ze swojego żartu i wyszedł przed dom,a następnie przedzierając się przez ludzi ruszył na plac. San stanął jak wryty i zmierzył wzrokiem OGROMNE drzewo.
-O kurde będzie potrzebna WIELKA siekiera.
-Chłopie, masz rację-odezwał się ktoś z tłumu i podszedł do niego(Sandżeja)- To od Blake'a, powiedział, że będziesz wiedział co robić- Matthew już chciał coś powiedzieć, lecz tajemniczy chłopiec zniknął.
Dobra, przeczytajmy co on ode mnie chce.
Matt, słyszałem, że mnie szukasz, więc szukaj mnie nad jeziorem Tramonto. Powodzenia w podchodach Wesoly.
Jakich, kuź**, podchodach ja się pytam, no dobra jak chcę tam dojść przed nocą, muszę ruszyć zadek.
Po kilkunastu nic nie znaczących godzinach, chłopiec ujrzał jezioro.
[JEZIORO TRAMONTO]
Hmm... Gdzie jest ta diabelna baza? Kurde ktoś tam jest- Zakrzyknął w myślach po ujrzeniu ciemnej postaci.
Ciekawe, czy uda mi się do niego zakraść. Powoli, po cichu. KUR** gdzie on jest... O, Boże.
W tym momencie chłopiec poczuł chłód stali na tylnej części swojej głowy.
-Kim jesteś? CO cię tutaj sprowadza, mów bo strzele- powiedziała postać, bez zająknięcia.
-Ja...Ja...Ja, jestem Sandżej, Matthew, Matt jak kto chce. Sprowadza mnie Twój szef, mógłbyś po niego pójść? Mam z nim do omówienia kilka spraw. I zabierz do diabła ten pistolet z mojej głowy, bo czuję się nieswojo.
-BEAR, chodź tu, popilnujesz pewnego delikwenta.
Bear, w pełni zasłużył na kswykę, chłopiec miał, długie ciemne, wręcz kruczo czarne włosy, był wysoki, na oko 1,90 metra i coś około 90-100 kilo. Widać było, że większą część życia, spędził na siłowni.
Jasna du** ale sobie Blake kumpli wybrał, hohoho.
Masywny chłopiec pilnował San'a gdy, strażnik poszedł po szefa... Po chwili go ujrzał, i w tym samym momencie, Matt'owi urwał się film.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Sandzej dnia Czw 22:55, 10 Lis 2011, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
zimowykalafior
Super Admin
<b>Super Admin</b>


Dołączył: 10 Wrz 2010
Posty: 2241
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 53 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Australijskie Skierniewice
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 18:57, 11 Lis 2011    Temat postu:

Pisałam tego posta z myślą, żeby wprowadzić coś do akcji, ale wyszło całkiem na odwrót >.<
[PB]

You know I can take you straight to heaven if you let me...
You know I can make your body levitate if you let me...

Patrząc z fizycznego punktu widzenia, Cassandra poruszała się ruchem jednostajnym prostoliniowym w kierunku pionowym do góry. Ale skończmy z tym bełkotem - Cassandra po prostu leciała. Lewitowała. Unosiła się coraz wyżej, nad miasto, żeby być ponad tym całym chaotycznym przedstawieniem, w którym główną rolę grało drzewo. Zabójcze drzewo.
Can't stop I need some help.
F*ck you, I'm by myself
Is it a true or lie?
It´s what you can't deny.

Powiew wiatru delikatnie muskał jej twarz. Czuła się całkowicie wolna. Jak ptak. Pierwszy raz od dłuższego czasu.
Cause it's the way you th...
BUM.
Lewis zaczęła spadać. Zanim przyjęła do wiadomości całkiem nowy stan rzeczy i zawisła nieruchomo w powietrzu, była już z powrotem na wysokości dachów budynków.
I forgot the last time I saw the sun
I've got a disease...

Zaczęła się unosić. Tym razem o wiele wolniej, patrząc przy tym przed siebie, czyli do góry, w poszukiwaniu przeszkody, od której się odbiła.
Głupia sprawa, bo wcale takowej nie widziała.

W końcu zobaczyła, choć sama nie była pewna - coś jakby delikatna poświata, albo może tylko miejsce, w którym powietrze było bardziej gęste, albo może jakaś niewidzialna granica, ściana akwarium...
Zatrzymała się. Wyciągnęła rękę.
I natychmiast ją odsunęła.
-Ał!
Niewidzialna ściana parzyła. Mogła ją zobaczyć, wytężając wzrok do granic możliwości.
Leciała chwilę wzdłuż niej - i zrozumiała. Ściana była kopułą. Kopułą, pod którą uwięzione były dzieciaki poniżej 15 roku życia.
Stąd nie było ucieczki.
Cassandra była ptakiem, ale ptakiem uwięzionym w klatce. Ta myśl doprowadzała ją do frustracji, bo zwykle nie lubiła ograniczeń.
Guns are far, nobody can save me...
I can't take you straight to heaven?
I can't make your body levitate? Le-levitate...


Wróciła na ziemię, u góry nie miała już czego szukać.
Na placu też nie miała czego szukać. Dzieciaki wrzeszczały, próbowały ratować inne z takim czy innym skutkiem, szukały ratunku lub same chciały zostać bohaterami. Idiotyczne.
A może całkiem logiczne.
Poszła na plażę.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Vringi
Game Master
Game Master


Dołączył: 01 Cze 2010
Posty: 452
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 12 razy
Ostrzeżeń: 2/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 20:13, 11 Lis 2011    Temat postu:

[PB]
James przypatrywał się wciąż rozpadającemu się drzewu, podczas gdy to próbowało wbić się w tłum. White niewiele myśląc chwycił pierwszych trzech chłopaków.
- Tu, tam, tam i tam. - rzekł wskazując dłońmi boczne uliczki prowadzące na autostradę, pod szkołę do Clifftop. Angela i trzech nowych znajomych spojrzeli na niego z wymalowanym na twarzy zdziwieniem. - Tam wyprowadzicie jak największą ilość ludzi. Walka z tym czymś jest niemożliwa, więc pozostaje ucieczka.
Jeden z nich zaczął kiwać głową i pobiegł w stronę tłumu poganiając dzieciaki w wskazanym mu kierunku.
Drugi przypatrywał mu się przez chwilę po czym klepnął się w czoło i ruszył w przeciwną stronę. James kleknął nad rannym lecząc go.
- Ruszajcie się! - krzyknął. Trzeci już się odwrócił ale zatrzymał się widząc jak dziewczyna przeszywa spojrzeniem Uzdrowiciela
- A ty?
- Co a ja? Uleczę ilu się da i spadam stąd.
- Zostanę...
- A chcesz w nos? - zapytał zaciskając pięści. Wielki 14-latek położył jej dłoń na ramieniu kręcąc głową i mówiąc - Beznadziejny przypadek.
Rudowłosy obserwował jak odbiegają. Zerknął ponownie na drzewo.
No dobra, drzewo do zbyt wiele powiedziane. Ledwie bluszcz.
Czyli uciekają przed bluszczem?
Po chwili skarcił się w duchu. Przecież połowa z nich pozostawała nie wyleczona z Deszczu Posoki. Czyli ich postrzeganie wszystkiego wokoło było... skrzywione?
James odnalazł w końcu Felice która skrupulatnie rozwalała kamienny twór. Wtedy poczuł na szyi czyjś oddech
- Jak tam pochodnio?
Miki.
White wskazał palcem rudowłosą dziewczynę i rozpadające się kamienne drzewo.
- Widzisz ją? To Felice, moja nowa znajoma. Jeśli nie rozwalisz tego drzewa cała chwała przypadnie tobie.
Miki ruszył w stronę drzewa z zaciętą miną. Jamesa zaciekawiło kto doprowadził go do tak złego stanu. Piasek wokół Kima zawirował i jak wystrzelony natarł na kamienny twór. Chłopak przybliżał się w stronę drzewa bombardując je coraz bardziej.
Teraz mam okazje.
Wbiegł w piątą, opustoszałą uliczkę, kątem oka widząc jak drzewo zmienia się w kopkę ziemi.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Anaid
Przenikacz
Przenikacz


Dołączył: 07 Maj 2011
Posty: 267
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 20:14, 11 Lis 2011    Temat postu:

[PB]

Kiedy Nicole otworzyła oczy, ze zdumieniem stwierdziła, że siedzi, a raczej zwisa z drzewa.
Ba, to drzewo się poruszało.
Usadowiła się na gałęzi.
To drzewo było przesiąknięte tym „Czymś”.
Ponadto, wśród konarów panowała niezwykła cisza.
Dziewczyna zaczęła się gramolić, próbując się wydostać z gąszczu gałęzi.
Znienacka drzewo gwałtownie zachwiało się i Nicole z wrzaskiem spadła na dół.

Klapnęła twardo o ziemię. A hałas jaki dobiegł ją ze wszystkich stron, chwilowo ją otumanił.
Wszędzie biegały dzieciaki…a powodem ich paniki było ów drzewo.
Kula świsnęła jej koło ucha. To ją otrzeźwiło.
Dziewczyna zerwała się na równe nogi. Oni próbowali z nim walczyć.
A ona wiedziała, że ta walka nie ma sensu. Jeśli chcą to drzewo zniszczyć, muszą dotrzeć do jego źródła.
A jego źródło jest gdzie indziej.
Wtem, stało się coś, czego nigdy by się nie spodziewała. Drzewo, jakby ręką, pochwyciło jedną z gałęzi Grace.
- Nie! – wrzasnęła.
Skupiła całą swoją moc na drzewu i zadała mu największy ból na jaki było ją stać.
Poczuła obecność Tego. To była Ciemność.
Było wściekłe.
Tak jak i Nicole.
Grace upadła na ziemię, gdy drzewo ją puściło.
Ciemność krzyczała w jej głowie.
Znalazła ją w swojej głowie i na nią przelała swoją wściekłość, samotność i swój ból.
Aż to się skończyło. Drzewo rozpadło się.
Czyja to zasługa? Nie wiadomo. Raczej nie jej.
Ciemność wycofała się z jej myśli.
A ona sama upadła na kolana.
Grace przytuliła ją mocno.
- Nie bój się, Nicole. Nie jesteś sama. Ja jestem z tobą. – wyszeptała dziewczynka bezpośrednio do jej ucha.
Zamknęła oczy.
W jej głowie pojawił się niewyraźny obraz jej i Grace, stających na zielonych zgliszczach Perdido Beach.
- Wiem, Grace.
Po raz kolejny tego dnia zemdlała.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Anaid dnia Pią 20:17, 11 Lis 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Megumi
Niezniszczalny


Dołączył: 04 Mar 2010
Posty: 1550
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: L-wo
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 8:15, 12 Lis 2011    Temat postu:

[Sztolnia]

Yumi nie pamiętała, jakim cudem udało jej się tak szybko przejść przez pustynię, nie odczuwając żadnego zmęczenia. Po prostu, jakoś znalazła się przed jakąś opuszczoną sztolnią. Krótko mówiąc, urwał jej się film.
Cudownie. I co teraz?
Haruhi spojrzała na swoją ozdobę, która wisiała na jej szyi. Może rzeczywiście, miało w sobie jakąś moc? w zasadzie, nie po to chciała tego użyć, ale cóż, nie przewidzała wersji, w której idzie do sztolni, bez własnej wiedzy. A teraz trzeba bedzie wracać.
Yumi odwróciła się na pięcie, ale coś ją powstrzymało. Nie potrafiła postawić nogi do przodu.
Chodź do mnie.
Tak jest, sir.
Dziewczyna obróciła się i weszła w głąb kopalni. Wiedziała dokąd iść, bo to coś ją prowadziło.
Jesteś moja.
Yumi ponownie ocknęła się z transu, ale było już za późno. Była w całkowitej ciemności. Chciała wracać, ale zapomniała, jak przyszła. Dziewczyna zaczęła się bać, po raz pierwszy w życiu. Nagle poczuła jak coś zaciska się na niej, uniemozliwiajac jakikolwiek ruch. Chciała krzyknąć, ale nie mogła wydobyć głosu.
Puść!
Jesteś moja.
Kim jesteś?
Gaiaphage
Yumi niespodziewanie straciła przytomność.

[PB]
Leżała na ławce z widokiem na plażę. Rozejrzała się wokoło i wtem ujrzała na plaży jakąś małą, ciemną plamkę. Jakaś dziewczyna przechadzała się brzegiem, najwidoczniej niczego się nie spodziewająć.
Ty nie masz prawa tak sobie chodzić, kundlu
Yumi wyjęła scyzoryk, użyła swojej mocy niewidzialności, po czym zakradła się do dziewczyny od tyłu. Kiedy była wystarczająco blisko, skoczyła na nią, powalając ją na ziemię. Yumi wbiła jej ostrze w ramię. Dziewczyna jęknęła cicho.
-Nie masz prawa żyć - powiedziała Yumi, do ucha swojej ofiary. - Nie bez Gaiaphage.
Yumi zeszła z dziewczyny, zabrała scyzoryk, po czym uciekła do miasta i tam dopiero stała się widzialna. Spojrzała na zakrwawione ostrze. To nie ona zrobiła. To cząstka G., która w niej była.
- Czas zawrzeć pewne układy. Prawda Chris?
Yumi, schowawszy scyzoryk, ruszyła w stronę Coates Academy.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Megumi dnia Sob 8:16, 12 Lis 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cukierkowa
Gyrokinetyk


Dołączył: 26 Kwi 2011
Posty: 617
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wrocław
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 9:11, 12 Lis 2011    Temat postu:

[PB, Clifftop]
Angela siedziała nieruchomo na podłodze w holu Clifftop.
Gdzie jest James. Zdążył uciec? Co się stało? Czy drzewo wciąż żyje?
Wiedziała, musiała coś z tym zrobić. Było pełno rannych, a ona chowała się bezpieczna w hotelu z przyjaciółmi?
-Anna, Tony! - krzyknęła do przyjaciół wlokących jakieś półżywe ciało.
-Angela, dobrze, że jesteś. - Wysapał Tony - Gdzie Uzrowiciel?
-James? Nie mam pojęcia. Kazał nam uciekać, gdy sam został tam na placu.
-Bo ta dziewczyna... - zaczęła powoli Anna. - Znaleźliśmy ją na plaży, ma ranę. Chyba ktoś wbił jej nóż. Musimy ją uratować, musimy znaleźć Uzdrowiciela.
-No dobra, poszukam go. Tylko jest mały problem.
-Jaki problem?
-Nie mam pojęcia, gdzie go szukać!
-To źle, ale proszę cię, poszukaj go. - powiedział Tony.
-OK. Spróbuję...
I wybiegła przez automatyczne drzwi hotelu. Czasem się zastanawiała, po co ma chodzić, jeśli może się teleportować. Zatrzymała się.
-Tajemnicza siło, proszę spraw, żebym przeniosła się na plac! - krzyknęła w nicość.
Natychmiast świat wokół niej zawirował i znalazła się na placu.
-James! Gdzie jesteś?!
O Boże co się stało?!
Teraz nie było drzewa. Była tylko kupka popiołu. Nic więcej. Bała się ataku, ale gdy zobaczyła, że drzewa już nie ma zaśmiała się. Tylko nigdzie nie było Jamesa. Chodziła i chodziła, ale nigdzie nie było Uzdrowiciela.
O nie. Musi tu być. Znajdę go!
Szukała wzrokiem tej rudej czupryny, widocznej z daleka. Nigdzie nie było Uzdrowiciela. Po prostu go nie było. Zniknął jak dorośli. Tylko, że Angela wiedziała, że on gdzieś tu jest. W końcu zobaczyła małą rudą plamkę na końcu ulicy.
James!
Puff! Znalazła się przy Uzdrowicielu. Znowu to samo. To była...
Teleportacja.
-James! Musisz mi pomóc. Na plaży znaleźliśmy bardzo mocno ranną dziewczynę. Ale nie jest ranna od drzewa, ani od Deszczu Posoki. Ktoś ją dźgnął nożem. Musisz ją uratować! Możliwe, że w tej chwili umiera. Proszę James! Musisz mi pomóc... - powiedziała jednym tchem.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Premit
Super Szybki
Super Szybki


Dołączył: 12 Lip 2011
Posty: 400
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Rzeszów
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 15:16, 16 Lis 2011    Temat postu:

[Pb]

Bandit została potrącona przez jakiegoś chłopaka. Znów leżała na ziemi. Wszyscy przed czymś uciekali. Dziewczyna wstała i poszła w drugą stronę.
To jest największy cyrk, jaki kiedykolwiek widziałam. W pewnej chwili potknęła się o rudowłosego chłopaka. Klęczał on obok jakiejś dziewczyny.
-Przepraszam, nie zauważyłam Cię.
-Nic się nie stało, jestem cały.
-Mam pytanie: to ty jesteś uzdrowicielem?
-Tak. James, miło mi.- Powiedział chłopak podając rękę dziewczynie.
-Bandit. – Odpowiedziała, wykonując ten sam gest.
-Fajnie, że mogłam Cię poznać. Myślisz, że to wszystko się kiedyś skończy?-Dodała.
-Wiesz, ja sądzę, że najgorsze jeszcze przed nami.
-Nie pocieszyłeś mnie. Ja już pójdę.
-Uważaj na siebie!- Usłyszała jeszcze za plecami.
Bandit oddaliwszy się o kilka metrów, odwróciła głowę. Zobaczyła, że w stronę Jamesa, biegnie dziewczyna. Znała ją, poznały się na placu po bitwie z „ręką”.
Nie myśląc już o nowych znajomych, ruszyła dalej. Szła długo. Robiło się już ciemno.
Była zmęczona, dlatego postanowiła usiąść pod drzewem. Jednak po chwili, obok jej oczu coś przeleciało. Cco to było?
Bandit rozejrzała się dokoła. W oddali zobaczyła niebieskie oczy, skierowane w jej stronę. Jednak jeszcze dziwniejsze było to, że te właśnie ślepia należały do nieznanego jej stwora. Jego jedna cześć była ptakiem, a druga jaszczurką. Co gorsza, zagrożenie się zbliżało. Dziewczyna zaczęła uciekać. Czuła się jakby biegła 100km/h. Po chwili zgubiła przeciwnika, znalazła się w zupełnie innym miejscu, stopy ją paliły.
Bandit, spojrzała na buty. Ich podeszwy były w strzępach.
Nie, to nie było normalne.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Premit dnia Śro 15:18, 16 Lis 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cukierkowa
Gyrokinetyk


Dołączył: 26 Kwi 2011
Posty: 617
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wrocław
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 9:22, 17 Lis 2011    Temat postu:

[PB]
Angela spojrzała na Jamesa.
-No dobra, pomogę ci. - powiedział James.
-Dzięki, spotkamy się na miejscu, ok? Muszę coś załatwić.
-Ok.
Uzdrowiciel odszedł w stronę Clifftop. Angela ruszyła w drugą stronę. Wpadała do wszystkich domów po kolei i krzyczała.
-Dzieciaki! Zostańcie w środku, nigdzie nie wychodźcie!
W końcu dotarła do swojego domu. Dzieciaki, które nie były ani ranne, ani chore, bo po prostu cały czas siedziały w domu, były zamknięte. Angela wiedziała, że coś się niedługo wydarzy. Musiała się przygotować. Złapała w rękę pistolet i wpakowała go do torby. Wrzuciła tam też butelkę soku, jabłko i bułkę z szynką. Naładowany pistolet trzymała w dłoni przed sobą.
Ok, będzie dobrze. Czemu mają nas znowu atakować?
Zobaczyła jakiś ciemny kształt w uliczce i w panice pomyślała.
Clifftop.
I znów, teleportowała się.
Dlaczego? Co się dzieje?
Weszła do budynku. Na podłodze klęczał Uzdrowiciel i leczył dziewczynkę, która została strasznie ranna. W końcu się podniósł. Dziewczyna otworzyła oczy.
-Dzięki.
-Ech, to moja praca. - powiedział i się uśmiechnął. - Ale muszę iść.
-No dobra.
Wybiegł z hotelu i skierował się w stronę placu. Po chwili znikł w ciemności. Poszedł leczyć rannych, którzy zostali w mieście. Ale po chwili Angela usłyszała dziwny dźwięk. I nagły wrzask. Automatycznie wycelowała pistoletem w drzwi budynku. Ale pojawiła się tam dziewczyna, którą spotkała po walce z drzewem.
Jak ona się nazywała? Chyba Bandit...
-Ty jesteś Bandit, nie?
-No tak.
-Ale co się stało?
-To drzewo...
-Znowu? Przecież jak je ostatnio widziałam, to było kupką popiołu.
-No, ale już nie jest.
Kolejne wrzaski zaczęły rozdzierać pozorny spokój.
Angela zwróciła się do wszystkich, którzy byli w środku.
-Proszę, posłuchajcie mnie. To drzewo, znów żyje. Musicie tu zostać. Nigdzie nie wychodźcie. Znajdźcie sobie pokoje. Chyba, że chcecie zginąć...
Wszyscy ruszyli w stronę pokoi i po kwadransie hol opustoszał. Została tylko Angela, Anna i jej brat oraz ta dziewczyna, Bandit.
No dobra, trzeba coś z tym zrobić.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gaia
Elektrokinetyk
Elektrokinetyk


Dołączył: 10 Maj 2011
Posty: 1114
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 22 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wrocław
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 0:39, 19 Lis 2011    Temat postu:

[PB]

Felice była skonsternowana i zła.
Scott gdzieś zniknął, akurat wtedy, gdy potrzebowała.
James biegał sobie za nową koleżanką-bodajże Angelą- w tę i z powrotem.
Bandit oferowała bezużyteczną pomoc.
A drzewo nie chciało się poddać.

Zacisnęła zęby i omiotła plac spojrzeniem. Przydałby się Miki, ale jego również nie było w polu widzenia.
Drzewo nie było normalne.
Ale ona przecież też nie.
Przypomniała sobie napęczniałe, rozerwane pod wpływem śliny zwłoki Jeremy`ego i postanowiła znowu spróbować.
Omijając oszalałe gałęzie rośliny, zbliżyła się do jej pnia i splunęła na niego. Substancja, który wydobyła się z jej ust była zielona, a spływając po korze zostawiła za sobą głęboką bruzdę, jednak nic poza tym. Żadnej ekspolzji ani wybuchu.
Wbiła w dzrzewo nienawistny wzrok.
I nagle znieruchomiało.
Przez sekundę zapanowała upiorna cisza.
A potem zaczęło pękać.
Gałęzie kruszały, ogromne fragmenty rozspypywały się i z trzaskiem upadały na ulicę, tłukąc beton, by tam zamienić się w proch.
Zaledwie dwie minuty później z potężnego dębu śmierci został tylko popiół.

Zszokowana i zdezorienowana Felice obróciła się w stronę placu. Ujrzała mnóstwo rannych, nieprzytomnych i martwych ciał oraz przerażonych twarzy. Z ulgą dostrzegła wśród nich rudą czuprynę Uzdrowiciela, którego drżącym głosem przywołała do siebie.
-James, proszę.
Chłopak zawahał się, a jego ręka zamarła nad kolejnym poszkodowanym.
-Proszę-powtórzyła.-Ja potrzebuję cię bardziej.
Rozejrzała się w poszukiwaniu Scotta, jednak bez skutku.
To odkrycie jakby ją ożywiło i zmobilizowało do działania.
Poradzisz sobie, powiedziała w myślach.
Z Jamesem u boku podnisoła rękę, by skupić na sobie uwagę. Odchrząknęła.
-Wygląda na to, że drzewo nie żyje-powiedziała bez sensu. Po chwili jednak wzięła się w garść.
-Opanujemy to. Posprzątamy. Zaprowadzimy porządek. Trzeba mi tylko pomocy-wskazała na tłum.
-Ktoś rozgarnięty. Z mocą-wytłumaczyła, wywołując poruszenie i szmery.

Wstrzymała oddech.
I ujrzała tego, którego się spodziewała.
Jasnowłosy Azjata podszedł do niej zdecydowanym krokiem. Zmierzył ją wzrokiem i rzekł:
-Jestem Miki. Chyba spełniam kryteria-na jego twarzy pojawił się ironiczny uśmieszek, gdy podał jej rękę.
-Felice-odparła-przygotuj się na dużo pracy.

[color=indigo]
Przepraszam Was za moje problemy techniczne i życzę weny :>
G.[
/color]


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jinyi
Przenikacz
Przenikacz


Dołączył: 14 Lip 2011
Posty: 217
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z pudełka
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 19:15, 19 Lis 2011    Temat postu:

[PB]

Uśmiech miała ładny, aczkolwiek wyrażał zbyt dużą powagę. Dłoń delikatna, figura powabna, a oczy podkreślone ciemną, rozmazującą się kreską.
-Felice - odparła krótko - Przygotuj się na dużo pracy.
-Niewątpliwe - rozejrzał się wokoło, a jego wzrok co chwile napotykał martwe, bądź ranne ciała dzieciaków. Był tam też tłum ocalałych, tych którzy wciąż mieli siły, aby stękać i jęczeć. Przyglądali się bezradnie jakby to miało pomóc - Na dobry początek mogę grzebać trupy... umarłych, ale potrzebuję kilka osób do noszenia ich. Najlepiej chłopaków - urwał -Nie jestem księdzem, więc nic nie będę prawił. Nie wierzę w Boga, a to miejsce to nie piekło, tylko nowy, lepszy świat - ostatnie słowa skierował standardowo do tłumu.
-Lepszy?
-To zależy jak to rozegrasz. Jeśli dobrze... będę nam się żyło jak w raju, jeżeli źle... cóż... - zaśmiał się. Felice krzywo na niego spojrzała -Cna pani, niczym rycerz stanę po twej stronie, ale w przyszłości oczekuję nagrody - ściszył ton -Jestem okropnym materialistą - szepnął, po czym znów mówił normalnie -Słowo "śmierć" pojawia się w Biblii 370 razy. Słowo "miłość" pojawia się w Biblii 306 razy. Wiesz jakie słowo pojawia się najczęściej po nich? - cisza - To "ufność". Łącznie 246 razy.
-Mówiłeś, że nie wierzysz w Boga... Do czego zmierzasz? - zapytała, nie rozumiejąc treści.
-Ufaj mi. Po prostu mi ufaj - odszedł nie czekając na odpowiedź. Uśmiechnął się jak to miał w zwyczaju. Po drodzę ujął ramieniem James'a i szli dalej już razem, ale tylko kawałek. Rudzielec zgrabnie poprawił czuprynę, po czym nieco zdegustowanie spojrzał na Miki'ego.
-Wygląda na to, że nasze drogi znowu się krzyżują Płomyczku - ścisnął go mocniej, po czym delikatnie odepchnął. Wyciągnąwszy dłoń do góry, dał tym samym znak, że się żegna -Powiedź mi jak zobaczysz Emo Azjatkę! - rzucił już się nie odwracając.
Trochę później...
Miki jeszcze nigdy tak się nie spocił, a tym bardziej nie zmęczył. W jego głowie nie istniała nawet specyficzna definicja tego słowa. Podszedł do jednego z drzewek, pod którym zostawił butelkę wody. Ach... chłodna ciecz trafiła do jego ust, kolejno płynąc po brodzie, aż obijając się o gołą klatę. Jakiś chłopak podbiegł do niego, że są jeszcze trzy ciała. Westchnął, po czym zbliżył się do zazielenionej powierzchni parku, położonego nieopodal głównego placu i uniósł ręce do góry. Ziemia lekko się rozstąpiła. Powstał niezbyt głęboki dół.
-Wrzucać - burknął. Jak kazał tak też zrobili. Chwilę później na miejscu dziury, znów widniała powierzchnia. Lecz tym razem już bardziej ponura. Usypana gleba.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Vringi
Game Master
Game Master


Dołączył: 01 Cze 2010
Posty: 452
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 12 razy
Ostrzeżeń: 2/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 21:21, 19 Lis 2011    Temat postu:

[PB]
Jeszcze 15 minut temu James by nie uwierzył że można być aż tak zmęczonym.
Pozory mylą, co?
- Mógłbyś uleczyć moją siostrę?
White zerknął na dziewczynkę trzymaną przez chłopaka. Jej rany były zbyt poważne aby mógł jej pomóc. Otwarte złamania, krwotok z aorty, dziura wielkości pięści w prawym płucu. Poza tym ledwie oddychała.
- Nie ma dla niej nadziei. - odrzekł mijając nieznajomego. Tamten chwycił go jednak za ramie wbijając w nie nieobcięte paznokcie.
- Zrób to.
Więc spróbował.
Dziewczynka zmarła.
James nie uwzględnił krwotoku wątroby i nerek. Zresztą to i tak by nic nie zmieniło.
- Dlaczego nie leczysz? - zapytał jakiś rosły chłopak. Chyba go skądś kojarzył.
- Dlaczego, pytasz. Bo ten skończony kretyn kazał mi uleczyć żywego trupa. Dajcie mi 15 minut.
Ledwo widząc na oczy zauważył że rosły chłopak razem z kolegami podchodzi do natrętnego braciszka.
Zamknął oczy próbując zasnąć. Gdy już otworzył oczy stał nad nim ten sam rosły chłopak. Gdzieś z tyłu leżał sponiewierany "braciszek".
- To tobie kazałem wyprowadzić dzieciaki, tak?
Kiwnął głową i wyciągnął ku Uzdrowicielowi dłoń.
- David Milton.
- James White. - rozejrzał się wokoło. - Możesz coś dla mnie zrobić?
- No pewnie.
Rudzielec przyjrzał się dokładniej nowemu znajomemu. Wysoki i masywny szatyn o piwnych oczach.
- Potrzebuje jakichś energetyków, może być RedBull. do tego nie przeżyje tego wszystkiego bez dużego termosu kawy, albo lepiej espresso. - odgarnął włosy z czoła i przejechał palcami po twarzy. - I czegoś do jedzenia.
David pokiwał głową i odbiegł zagarniając jednego z kolegów.
Chyba załapał ze muszę uzupełnić zapas energii.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Midnight
Kameleon
Kameleon


Dołączył: 16 Lis 2011
Posty: 57
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 22:49, 19 Lis 2011    Temat postu:

[PB]

Melanie Cumberbath wstała z łóżka tuż przed wschodem słońca.
Jak zwykle, z resztą. Cierpiała na bezsenność. Od dawna. Tak bardzo tęskniła za zdrowym, dwunastogodzinnym snem. Ile by dała, żeby chociaż raz się wyspać.
Jednak był to ETAP. Brak snu był najmniejszym problemem. Właściwie, kiedy codziennie można być narażonym na praktycznie każde niebezpieczeństwo od napadu z bronią po atak dzikiego, i to zmutowanego, zwierzęcia, sen spada na dalszy plan.
Jakby automatycznie, wstała z łóżka. Chwyciła wygnieciony, pomięty notes i czarny długopis. Spała w ubraniach. W tym świecie woda do mycia i czyste ubrania były luksusem. Luksusem, na który nie było jej stać. Z resztą, tak jak wielu innych. Nie zwracała na to uwagi. Przynajmniej żyła. Chociaż to. Jeszcze nikt jej nie zabił. Jeszcze nic jej nie rozszarpało. Jeszcze nic nie wyszło z jej wnętrzności, co, jak słyszała, już się rozprzestrzeniało.
Wyszła z domu. Ruszyła tam, gdzie zawsze witała nowy dzień.
Po drodze minęła Uzdrowiciela i grupkę ludzi, którzy żądali wskrzeszenia zmarłej dziewczynki. Sądząc po rysach twarzy, rodzeństwo. Skąd wiedziała, że zmarłej? Cóż, krew zupełnie odpłynęła jej z twarzy, wargi posiniały, klatka piersiowa nie unosiła się. Nie żyła.
Kroczyłam dalej. Uzdrowiciel nie miał łatwej roboty. Te wszystkie dzieci, błagające o wyleczenie. Mojej mocy prawie nikt nie zauważał. No bo kto potrzebowałby dziewczyny z nieludzką nadwzrocznością? Nikt. Chyba, że ktoś potrzebowałby detektywa. Tak, do tego byłabym świetna
Po piętnastu minutach dotarła na szczyt klifu.
Usiadła i otworzyła zeszyt.
Zaczęła pisać.
Mija kolejny miesiąc pobytu w ETAPIE. Jest coraz gorzej. Zaczyna brakować żywności i czystej wody. Ludzie są wygłodzeni. Niedługo wszyscy umrzemy, a to, co zostanie dla tych, którym kiedyś uda się przeniknąć barierę, to te notesy. Chociaż tyle mogę zrobić dla naszej coraz mniejszej społeczności. Zostawić po nas jakiś ślad. Pokazać, przez co przechodziliśmy. Jak sobie radziliśmy w sytuacjach krytycznych... Jak po kolei umieraliśmy...
Wyłączyła długopis.
Zaczęła myśleć nad swoim życiem tutaj.
Potrzebuję kogoś. Potrzebuję. Człowiek jest istotą społeczną, głupia. Znajdź sobie w końcu przyjaciela. Porozmawiaj z kimś. Spędź z kimś swoje ostatnie chwile tutaj. Nawet w obliczu takiej klęski boisz się do kogoś podejść, tchórzu? Naprawdę?
Delikatna bryza muskała jej włosy i skórę twarzy, a ona siedziała zamyślona, wpatrując się w toń oceanu.
Wyzywanie się w myślach pomogło.
Ruszyła zboczem wzniesienia ku miasteczku. Tak, musiała zrobić coś ze swoich życiem. Musiała znaleźć kogoś, z kim mogłaby porozmawiać.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Midnight dnia Sob 22:52, 19 Lis 2011, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Nefeid
Kurczak


Dołączył: 17 Maj 2010
Posty: 1500
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 13 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: łódź
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 4:16, 20 Lis 2011    Temat postu:

Christiane była na spacerze.
Zawsze lubiła spacerować, a ostatnio robiła to wyjątkowo często. Pomagało to zebrać myśli, rozeznać się w sytuacji, obserwować tłum. Było jej to bardzo potrzebne.
Wyszła na rozgrzaną ulicę i wzięła odetchnęła głęboko. Nienawidziła tych wiecznie rozwydrzonych dzieciaków. Wiedziała, że powinna im pomóc, zawsze wszystkim pomagała, ale od ich krzyków i narzekania robiło jej się niedobrze.
Zza pleców usłyszała warkot samochodu. Świetnie. Brakowało nam tylko czternastolatków za kierownicą.
Chwilę później poczuła uderzenie i zaryła o beton. Sycząc z bólu, wstała chwiejnie i popatrzyła się na swoje kolana. Przód jednego z nich był prawie że zmiażdżony i paskudnie krwawił. Z samochodu wysiadł szczupły Azjata z jasnymi włosami. Christiane stłumiła złość, zrobiła opanowaną minę i, kuśtykając, podeszła do niego.
-Co ty właściwie robisz? - zapytała spokojnie.
- Właściwie jadę samochodem - odpowiedział tamten.
- Jedziesz? Czy się toczysz? - zapytała złośliwie - Może lepiej nie jeździj.
- Dziękuje, ale nie skorzystam z oferty. Do widzenia.
- Chwilę - Garcia złapała go za ramię - Możesz jeszcze kogoś potrącić.
- I co z tego?
- Może zginąć.
- I co z tego?
To był jeden z nielicznych momentów w życiu Christiane, kiedy nie wiedziała, co powiedzieć. Po prostu ją zatkało.
- Ja cię znam - ciągnął blondyn - Ty jesteś tą wspaniałą, genialną kujonką.
Christiane kipiała ze złości. Nie dość, że nie obchodziło go, czy kogoś zabije, to jeszcze nazwał ją kujonką. Nie cierpiała tego. Ale zachowała spokojną twarz.
- Nie jestem kujonką, po prostu... dobrze się uczę. Uczyłam.
- Czy ty masz zawsze ten sam wyraz twarzy? - zainteresował się chłopak.
Garcia zamknęła oczy i policzyła do pięciu.
- A ty zawsze jesteś taki chamski? - zapytała, zrezygnowana.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Nefeid dnia Nie 4:32, 20 Lis 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Megumi
Niezniszczalny


Dołączył: 04 Mar 2010
Posty: 1550
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: L-wo
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 11:41, 20 Lis 2011    Temat postu:

[CA]

Mieć władzę. Zapewne cudowna rzecz, ale trudna. Teraz jednak nieważne było co potem bedzie. Teraz musiała ją mieć. Władzę.
Nie znalazła Chrisa, ani nikogo z jego paczki. Poława szkoły z resztą gdzieś wyparowała.
A Gaiaphage natarczywie o sobie przypominał.
Yumi miała dość tych głosów, pojawiających się znienacka w nieokraślonych odstępach. Dziewczyna wiedziała, że jej nie potrzebuje. Miała za słabą moc, a on szukał kogoś znacznie mocniejszego. Ona była tylko łącznikeim Ciemności ze światem, dopóki nie znajdzie kogoś, kto będzie potencjalnym tyranem dzieciaków w ETAP-ie.
Yumi zdjęła wcześniej ten przedziwny naszyjnik w kształcie znaku nieskończoności, jednak na nic się to zdało. Nie mogła pozbyć się cząstki G. z siebie. A nie chciała z nikim dzielć władzy.
Nagle na korytarzu pojawiła się Keri. Zaczęła coś mówić do Urumi, jednak ta wyciągnęła nożyk i dźgnęła ją w brzuch.
Wszyscy ją wkurzali. Mogliby się zamknąć.
Musi znależć kogoś z silną moca, by pozbyć się tego czegoś. Musi zaobserwować, kto jest w stanie udźwignąć ciężar Ciemności.
A do tego potrzebna jest jej moc.
Yumi stopiła się z otoczeniem, pędząc do miasteczka i zostałwiając zranioną dziewczynke w kałuży krwi.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Midnight
Kameleon
Kameleon


Dołączył: 16 Lis 2011
Posty: 57
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 12:39, 20 Lis 2011    Temat postu:

[PB]

Po upływie kilku minut kroczyła już jedną z ulic Perdido Beach.
Cisza. Właściwie nikogo ani niczego nie słyszała. Ulice były puste. Jakby nagle została sama.
Usłyszała pisk opon. Prawie sama. I ruszyła w kierunku, z którego dochodził dźwięk.
Kiedy skręciła na którymś z kolei skrzyżowaniu, nie uwierzyła własnym, nadprzyrodzonym oczom. Chłopiec za kierownicą, dziewczyna na betonie. Tego było już za wiele. Czy wszyscy stracili wszelkie poczucie moralności? Co im odbija? Skąd bierze się u nieletnich chęć zabicia wszystkich pod kołami samochodu?
Chłopak odjechał z piskiem opon po krótkiej kłótni z potrąconą.
Pokręciła głową. Już nikogo nie obchodziło zdrowie innych. Wszystkim właściwie zwisało, czy zabiją jedną osobę, czy dziesięć. Żyli w świecie bezprawia. Zero odpowiedzialności za swoje czyny. Zero.
Podeszła do dziewczyny. Dostrzegła, że po prawej skroni powoli ścieka jej strużka ciemnoczerwonej krwi.
Urwała kawałek rękawa swojej bluzeczki i podała jej, aby opatrzyła ranę chociaż czymś tak prowizorycznym.
- Wszystko w porządku? - spytała podając jej "opatrunek" - To wyglądało groźnie - dodała wskazując na beton.
Widziała, że dziewczyna nie wie, co ma powiedzieć. Pewnie nie spodziewała się czegoś takiego tutaj, pod kopułą.
- Jestem Melanie - odparła obojętnym tonem, czekając na jakąkolwiek reakcję ze strony poszkodowanej.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Midnight dnia Nie 15:31, 20 Lis 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Forum GONE Strona Główna -> Archiwum / GONE - to tylko ETAP / Archiwum 3. Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6  Następny
Strona 2 z 6

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Emule.
Regulamin