Forum Forum GONE Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Rozdział II
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6  Następny
 
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Forum GONE Strona Główna -> Archiwum / GONE - to tylko ETAP / Archiwum 3.
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gaia
Elektrokinetyk
Elektrokinetyk


Dołączył: 10 Maj 2011
Posty: 1114
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 22 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wrocław
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 17:28, 20 Lis 2011    Temat postu:

Felice odnalazła wyczerpanego Jamesa, rozkazującego jakimś chłopcom przynieść mu jedzenie.
Zdecydowanym ruchem położyła mu dłoń na ramieniu i odwróciła w swoją stronę.
-James, idziemy.
-Dokąd?-spytał zrezygnowany.-Jestem głodny i zmęczony. Nie możesz...
-Mogę-odparła zuchwale. -Zjesz i wyśpisz się u mnie.
Ruszyli w stronę domu dziewczyny, znajdującego się tylko kilka przecznic za placem, gdy James pisnął:
-Stój!
Gdyby Fel cofnęła się sekundę później, byłaby już rozjechana na drodze i nawet Uzdrowiciel nie zdołałby jej pomóc. Cudownym kierowcą okazał się Miki.
Pohamowała złość i wycedziła:
-Dobrze, że jesteś. Chodź z nami.
Po chwili cała trójka była w domu Felice.

James otrzymał polecenie opróżnienia lodówki i natychmiastowo został odesłany do sypialni, natomiast Miki zaciągnięty do kuchni.
Na wpół żywy, usiadł na blacie i oparł głowę o szafki, a Fel stanęła przed nim z założonymi na piersi rękoma.
-Udowodniłeś, że potrafisz sprawnie sprzątać-ruchem głowy wskazała plac i uśmiechnęła się nieznacznie.-Potrafisz władać piaskiem. A to w żadnym stopniu nie skłania mnie do tego, by ci zaufać.
Oparła na piersi chłopaka swój nienaturalnie ostry paznokieć.
-Przedstaw mi swój rozsądny plan, a ci pomogę-szepnęła.
Miki podniósł głowę i spojrzał jej w oczy, jakby oceniając, czy mówi prawdę.
Felice pozwoliła im zabłysnąć na złoto.
Chłopak otworzył usta i zaczął opowiadać.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Gaia dnia Nie 21:38, 20 Lis 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
zimowykalafior
Super Admin
<b>Super Admin</b>


Dołączył: 10 Wrz 2010
Posty: 2241
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 53 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Australijskie Skierniewice
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 18:24, 20 Lis 2011    Temat postu:

[PB]

Cassandra otworzyła jedno oko. Drugie. I zobaczyła... Nic. Ciemność.
Ha! Umarłam.
I tu musiał spotkać ją zawód, bo to nie była do końca prawda.
Przekręciła się na plecy i zobaczyła nad sobą ludzką sylwetkę, która centralnie zasłaniała jej słońce i rzucała na nią cień.
Gdy Lewis usiadła i wypluła piasek z ust, nieznajoma odskoczyła, pozwalając tym samym słońcu oślepić Cassandrę. Dziewczyna syknęła i zasłoniła oczy dłonią.
-No co ty robisz, nie wiesz, że mam światłowstręt?
-My... Myślałam, że nie żyjesz.
-A skąd taki wniosek? - i co z tego, że jeszcze przed chwilą ja też tak myślałam?
Cass wstała.
-Leżysz tu od kilku godzin.
-Wiem, wiem, byłam trochę zmęczona. - warknęła i ruszyła przed siebie, nie zważając na dziewczynę, która jeszcze mruczała coś w jej kierunku.
Lewis zawróciła, bo jej 'przed siebie' wyszło w linii prostej do wody, a chciała się udać do miasta. Minęła zdezorientowaną nieznajomą i przyspieszyła.
Plac. Brak drzewa nie był czymś, co mogło umknąć jej uwadze, a w istocie - nic z niego nie zostało, nie licząc kupki popiołu. Wzruszyła ramionami.
Teraz podświadomie skierowała się do własnego domu. Zaspokojenie głodu było drugim priorytetem w jej życiu zaraz po spaniu.
A tam? Niespodzianka. Kuchnia była, przesadnie mówiąc, splądrowana. W innych okolicznościach przejęłaby się tym, ale nie teraz, kiedy cholernie chciało jej się jeść.
Po posiłku złożonym z niedopieczonej mrożonej zapiekanki, zimnej parówki i trzech kromek czerstwego chleba jeszcze sprzed ETAP-u, wyruszyła na zwiady, bo, jak sama stwierdziła, czasy były zbyt niespokojne na bezczynne siedzenie w domu. Nie mogła sobie pozwolić na to, żeby nie wiedzieć, co dzieje się dookoła.
Minęła Jamesa, Mikiego i rudowłosą dziewczynę, tą którą widziała w Clifftop, zmierzających w przeciwnym kierunku. Zatrzymała się dopiero przy Christiane, która była chyba ranna i dziewczynie w podartej koszulce, która chyba chciała jej pomóc. Cassandra sama nie wiedziała, czy może od nich się czegoś dowiedzieć, ale wiedziała, że Christiane w którymś momencie istnienia ETAP-u starała się przejąć władzę. A na ile jej się to udało, no... Tego Lewis już nie wiedziała.
Oparła się o drzewo.
-Cześć. - mruknęła bez przekonania.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jinyi
Przenikacz
Przenikacz


Dołączył: 14 Lip 2011
Posty: 217
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z pudełka
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 23:23, 20 Lis 2011    Temat postu:

-Mój plan, to brak planu - rzucił krótko, po czym wyprostował się. Palec Felice nadal znajdował się na jego klatce piersiowej. W pewnym momencie złapał ją za rękę i gwałtownie przyciągnął do siebie. Ramieniem objął jej kark, tak, aby szybko się nie wyrwała. Mruknął coś pod nosem i... nachyliwszy się jeszcze bardziej wpił swoje usta w jej. Pocałunek nie trwał długo, gdyż nie da się zaprzeczyć ostro zdenerwowana dziewczyna poczęła się miotać. Miki zwolnił uścisk, a następnie z gracją odskoczył, by jak przewidział nie dosięgnął go cios Felice. Udało się jej jedynie zadrapać go paznokciami. Z cienkiej, czerwonej kreski na jego policzku wyciekło kilka kropelek krwi. Chłopak zaśmiał się, by chwilę później iść brutalnie wyrwać ze snu James'a i siłą wynieść go na barkach z domu, a następnie wpakować do samochodu.
-Ciao!
Wsiadł do auta. Odpalił silnik. Ruszył.
Jechał drogą, którą mijał jakiś czas temu. James, znajdujący się na tylnym siedzeniu próbował wypytać go o jakiekolwiek szczegóły rzekomego porwania, ale nikle mu to wychodziło. Przyśpieszył. Kątem oka zauważył jak mija dziewczynę, którą wcześniej potrącił. Tym razem nie była sama. Odruchowo zahamował. Lekki dym uniósł się z pod opon. Wysiadł i pewnie podszedł do gromadki. Ta pierwsza, jasna brunetka, starała się udzielić pomocy tej poszkodowanej, małej i pyskatej. Z punktu widzenia Miki'ego nie wyglądało to wcale źle. Pff! Co tam kolano! Ma przecież jeszcze drugie! Kawałek dalej drzewo podpierała Cassandra.
-Zapewniam Cię, że nie zawali się jeżeli od niego odejdziesz - powiedział zgryźliwie do rudej, jakby mu coś zrobiła.
-No co ty nie powiesz - odparła tamta.
-A ty co tu robisz? - warknęła Christiane - Przypuszczam, że nie przybyłeś mnie przeprosić?
-Przybyłem Cię uratować - kusząco się uśmiechnął. Melanie kawałek się odsunęła.
-Pff! Nie żartuj sobie! Kto by potrzebował pomocy takiego buraka!
-Ranisz mnie! - teatralnie złapał się za pierś -Płomyczku!
Przyglądający się zza szyb auta James powolnie opuścił jego bezpieczne progi i równie powolnie zbliżył się do Miki'ego. Niechętnie - nie da się zaprzeczyć -To mój dobry przyjaciel - James. Płomyczku to jest troll, który uszkodził maskę mojego samochodu - Christiane aż się spięła -Mógłbyś?
James westchnął. Klęknął i przyłożył dłonie do rany dziewczyny. Ta o dziwo nie protestowała. Zapewne znała możliwości rudowłosego. Po kilku minutach było po wszystkim. Christiane odzyskała swoją sprawność. Jedynie James nie czuł się za dobrze. Zemdlał przez co Miki musiał go złapać i na nowo zapakować do auta. Sam zasiadł ponownie za kółkiem i już chciał ruszać, kiedy to niespodziewanie Chistiane wręcz wparowała na przednie siedzenie.
-Co do...
-Mam Ci pozwolić zabrać tego biedaka ze sobą?
-Jakiego biedaka? - Miki chwilę się zastanawiał - Aa..! Tego biedaka! - wskazał kciukiem - To James, Płomyczek. Nie żaden biedak. Nie zrobiłbym mu krzywdy. Zresztą... Nikomu bym nie zrobił! A teraz wypad. - urwał, zapalając silnik. Christiane zapięła pasy. Widać, że nie uwierzyła. Azjata czuł się nieco zdegustowany, aczkolwiek nie chciało mu się już siłą wyrzucać jej z samochodu. Westchnąwszy, nakazał się jej trzymać.
O nic nie pytała. Podejrzanym wzrokiem masakrowała Miki'ego, który co chwile gwałtownie skręcał, mimo iż droga była całkowicie prosta i... całkowicie czysta. Jechali szosą. Pustą szosą. Cichą szosą. Niespodziewanie na ich drodze coś się pojawiło. Jakiś mały, czarny punkt zbliżał się, a może to oni zbliżali się do niego. Z każdym metrem nabierał kształtu i kontrastu. Dziewczyna?
-Uważaj, abyś jej nie potrącił - przestrzegła Christiane, co nie spodobało się Miki'emu. Posłał w jej stronę gardzące spojrzenie, które wręcz zawiesił na jej oczach. Nie spoglądał na drogę. Stała mu się obojętna. Z letargu wyrwał go krzyk pasażerki, huk i dźwięk tłuczonej szyby. Szybko skierował głowę wprzód, a w międzyczasie złapał ręką kark Christiane i siłą przyciągnął jej głowę do swojej piersi oraz nacisnął hamulec. Ciało, które uderzyło w maskę samochodu z turlało się z niej jak zwykły worek kartofli. Szyba, nosząca na sobie ślady stłuczki malowała się barwą czerwieni. Miki błyskawicznie wybiegł z samochodu. To samo tyczyło się Christiane. Zamurowało ich. Bezradnie przyglądali się zmasakrowanemu, drobnemu ciałku, które nawet asfalt usiłowało zabarwić szkarłatnym kolorem. Stopniowo odsunęli się, aby nie dosięgła ich rozlewająca się ciecz. Miki usiłował obudzić James'a, który wylądował na ziemi, ale nie udało mu się.
-Idioto! Mówiłam Ci! I co narobiłeś?
-Zamknij się! To nie tak miało być! Trzeba było mi nie truć... - krzyknął, a jego krzyk rozniosła pustka. Zamilkli na chwilę.
-To nie może się wydać - Christiane mimo obrzydzenia i naturalnej niechęci podeszła do dziewczyny. Wyciągnęła rękę, wtem ta ruszyła się. Stęknęła i obróciła się na plecy.
-Żyje...


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Jinyi dnia Nie 23:34, 20 Lis 2011, w całości zmieniany 5 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cukierkowa
Gyrokinetyk


Dołączył: 26 Kwi 2011
Posty: 617
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wrocław
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 13:06, 21 Lis 2011    Temat postu:

[PB]
Angela chodziła po mieście. Tu jakaś mała dziewczyna wołała swojego brata. Tam dzieciaki biegały w popłochu. W innym miejscu jakieś zgubione dziecko z głową oblepiona krwią wolno chodziło, szukając ratunku.
To ETAP. Nic nie można z tym zrobić.
Postanowiła pójść do swojego domu. Tylko miała wyjątkową pustkę w głowie. W końcu po dwóch godzinach znalazła drogę do domu. Zastała tam swojego brata, który z nogami na biurku grał w jakąś słabo działającą grę komputerową.
-Gdzie ty byłeś?!
- Ej, nie wściekaj się!
-Dzieci umierają, a ty sobie znikasz?! Jak ty tak możesz?!
-Weź się uspokój! Ja po prostu...
-Już się nie tłumacz. Zostaw mnie!
Pobiegła do pokoju. Musiała coś ze sobą zrobić. Miała strasznie brudne włosy, zlepione krwią oraz pełno zadraśnięć, a jej ubrania były w strzępach.
Poszła do łazienki i wzięła szybki prysznic. Umyła włosy dwa razy i porządnie się spłukała. W końcu była czysta. Podeszła do szafy i wyjęła swoją najgorsza parę dżinsów i narzuciła na siebie zdecydowanie za duży czarny T-shirt. Na nogi włożyła stare trampki. Popatrzyła na siebie w lustrze.
-No, teraz jest ok.
Złapała torbę i zbiegła do kuchni. Wrzuciła do środka dwa kartony soku jabłkowego, dużą pomarańczę, trzy batoniki i spory bochen chleba. Potem wyciągnęła z sejfu pistolet i trochę pocisków, jakby coś się stało. Wyszła i dokładnie zamknęła dom. Nigdy nie wiadomo, kiedy dzieciaki zachcą włamać się do domu.
Gdzie powinnam pójść?
Wróciła na plac. Ale nie widziała nikogo znajomego. Poszła zobaczyć, czy dzieciaki, które wcześniej zostawiła w Clifftop dalej tam są.
Raczej tam zostały...
Zawirowała i znów się teleportowała. Była już w holu hotelu. Na krześle spała Anna. Angela potrząsnęła przyjaciółką.
-Anna. Co jest?
-O cześć, dobrze, że jesteś. Dzieciaki wychodzą, mogą?
-Tak, właśnie chciałam im powiedzieć, że mogą już iść. Drzewa nie ma.
Podeszła do recepcyjnego interkomu.
-Uwaga, uwaga. Słuchajcie, drzewa już nie ma. Możecie sobie iść.-krzyknęła do mikrofonu.
Dzieciaki wybiegły z pokoi i hotel opustoszał.
-To idziemy, nie?
Wyszła przez automatyczne drzwi. Skierowała się na plażę. Miała tego wszystkiego dość.
Plaża. Wreszcie spokój.
Stanęła na piasku i zaczęła się wpatrywać w nieruchomą taflę wody.
Ciekawe dlaczego woda się nie porusza...
W tym momencie poczuła uderzenie w plecy. Nieprzytomna osunęła się na piasek.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Nefeid
Kurczak


Dołączył: 17 Maj 2010
Posty: 1500
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 13 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: łódź
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 21:56, 21 Lis 2011    Temat postu:

Krew powoli płynęła po betonie. Christane przygryzła wargę i podeszła do poszkodowanej, która aktualnie leżała na plecach. Zaczęła dokładnie oglądać jej obrażenia.
- Najprawdopodobniej odma opłucna pourazowa - mruknęła, delikatnie badając klatkę piersiową dziewczyny - Przemieszczenie w łokciu, złamanie kości promieniowej... - zacisnęła zęby i dotknęła rany na brzuchu poszkodowanej, uważnie się jej przyglądając - Z pewnością złamana miednica, chyba też pęknięta śledziona... - wzięła w ręce szyję tamtej i syknęła - Może mieć skręcenie kręgów szyjnych.
Następnie przyjrzała się uważnie oczom dziewczyny. Zasłoniła je na moment, a potem szybko odsłoniła.
- Uszkodzenie układu nerwowego - zakończyła - Chyba, że ćpała ostatnio.
- Robi mi się od tego niedobrze - oświadczył Miki - Możesz z nią coś zrobić, czy nie?
- Trzeba unieruchomić złamania i kark... zakleić... potrzebuję coś sztywnego, jakąś deskę, bandaże, opatrunek jałowy, trochę folii i...
- Czyli jedziemy do gabinetu lekarskiego?
- Na to wygląda - wzruszyła ramionami Garcia - O ile go nie splądrowali, ale opatrunki jałowe chyba nie cieszą się popularnością. Czemu nie pakujesz jej do samochodu?
- A ty?
- Przecież to ty jesteś chłopakiem. Czy ja ci wyglądam na sportsmenkę? Uważaj na jej kark.
- Szkoda, że nie jesteś feministką - mruknął pod nosem Miki, dźwigając na plecy poszkodowaną dziewczynę.
Droga minęła w ciszy. Christiane pomogła Mikiemu przenieść tamtą na łóżko lekarskie i zaczęła buszować w szafkach.
- Możesz ją uratować? - zapytał z niedowierzaniem Miki.
Garcia popatrzyła na niego jak na idiotę.
- Przecież nie wsadzę jej drenu do jamy opłucnej - powiedziała - I karku wolę nie ruszać. Ale powiedzmy, że mogę utrzymać ją przy życiu, dopóki James nie odzyska sił. Opatrunek Ashermana widziałam tylko na filmach, więc...
- To robisz w czasie wolnym? Oglądasz operacje?
Christiane zignorowała go, skupiając się na pracy.
Pół godziny później opadła na krzesło i odetchnęła z ulgą.
- Koniec. To wszystko, co mogę zrobić. Teraz trzeba ją obudzić.
Miki podszedł do dziewczyny i klepnął ją w policzek. Otworzyła lekko oczy i jęknęła.
- Jak się nazywasz? - zapytała Christiane.
- Emilia - odpowiedziała dziewczyna i podniosła lekko głowę.
- Nie podnoś. Możesz mieć skręcone kręgi szyjne, musisz leżeć nieruchomo. Uzdrowiciel niedługo przyjdzie.
- Dziękuję - powiedziała tamta - Blake wam to wynagrodzi. Oszczędzi was.
- Co?
- Tak. Kiedy już przejmie władzę nad ETAP-em, zabije wszystkich, którzy nie są jego sprzymierzeńcami. Oszczędzi was.
- Po prostu leż nieruchomo - poradziła Christiane - Nic nie mów.

Kwadrans później...
- Blake to wielki przywódca... wszyscy za nim pójdą. Wy też musicie, idźcie do Bazy, da wam wszystkie instrukcje. Nie uchronicie się przed nim, ma władzę nad umysłami...
- Zamknij się - syknął Miki.
- Chcę was sprowadzić na dobrą dro... - nie dokończyła. Jej głowę odrzuciło do tyłu, i, krzycząc, złapała się za uszy. Miotała się przez moment na łóżku, z okropnie skrzywioną twarzą, po czym zaczęła się krztusić jakimiś drobinkami. W końcu znieruchomiała.
Christiane wpatrywała się w nią, zszokowana.
- Zabiliśmy ją - wydukała - Zabiliśmy ją.
- Co konkretnie zrobiłaś? - zainteresował się Miki.
- Nie musisz robić takiej podejrzliwej miny. Tak, mam moc. Ale wiesz co jest najgorsze? - zapytała, przygryzając wargę - Zrobiłabym to jeszcze raz. Ona niesamowicie mnie wkurzała i zabiłabym ją jeszcze raz. O mój boże.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Vringi
Game Master
Game Master


Dołączył: 01 Cze 2010
Posty: 452
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 12 razy
Ostrzeżeń: 2/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 22:23, 21 Lis 2011    Temat postu:

[PB]
James lekko uchylił powieki.
To ja nie umarłem?
Z pomocą obolałych ramion zdołał się podnieść. W myślach obiecywał sobie że już nigdy nie pozwoli prowadzić Mikiemu w swojej obecności.
Czując ostry ból u nasady głowy przyłożył do niej swoje leczące dłonie. Jednocześnie przyglądał się jak Miki i ta dziewczyna wnoszą jakąś wariatkę do samochodu.
A co mnie to...
Gdy w końcu udało mu się podnieść, kompletnie olewając kłótnie państwa młodego ruszył wzdłuż autostrady. Nawet nie miał ochoty ostrzegać ich o swoim odejściu.

Po pewnym czasie znalazł w rowie rower dzięki któremu zwiększył tempo podróży. Mając na uwadze to że Miki może go w każdej chwili przejechać zjechał z autostrady i postanowił dotrzeć do miasta przez góry. Szybko jednak uświadomił sobie że to raczej niemożliwe. No chyba że dysponowałby jakimś dobrym przewodnikiem.
Świetnie. Pozostaje mi tylko pokładać wiarę w kierowniczych zapędach Mikiego.
- Taa, jasne.
I tak kontynuował podróż po autostradzie.

Jak trafił do Coates nie miał pojęcia. Niestety był już zbyt zmęczony aby się wracać.
A może ten szurnięty pirat zajechał aż pod elektrownie?
- Nieważne - odpowiedział stojąc wewnątrz budynku. Szkoła była kompletnie opustoszała a on potrzebował cichego i spokojnego miejsca.
Gdzieś znalazł niedojedzone śniadanie, potem na stołówce nałożył sobie zimnego obiadu.
- Tfu! - był do jedyny możliwy komentarz odnoście kulinarnych zapędów szkolnych kucharek. W końcu zerwał z drzewa kilka jabłek i wyglądając z gabinetu dyrektora oglądał zachód słońca.
Tak skończył się pierwszy dzień Jamesa w ETAP-ie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Megumi
Niezniszczalny


Dołączył: 04 Mar 2010
Posty: 1550
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: L-wo
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 10:08, 23 Lis 2011    Temat postu:

[PB] Brak weny, przepraszam...

- Baka!* - wrzasnęła na dziecko, które leżało na asfalcie. Próbowało ją zabić. Szkoda tylko, że nie miało o tym najmniejszego pojęcia, pomimo tego, że było z Coates.
Kto by atakował swojego, co? A, no właśnie, Yumi była neutralna jak Szwajcaria, toteż nie przynależała jeszcze do żadnej z grup i stawnowiła dla wszystkich materiał do popisu.
Ogólnie tworzyły się większe, bądź mniejsze grupki, chcące mieć jakąś władzę. Niejaka organizacja COSE, rozwijała się chyba najszybciej. Już na ulicach paradowali jej zwolennicy, atakując chyba każdego, jeżeli nie chciał się do nich przyłączyć. Yumi musiała dowiedzieć się czegoś więcej na tenże temat. Może się okazać, że bedą jej najgorszymi wrogami lub najlepszymi sprzymierzeńcami.
Ogólnie sytuacja w Perdido nie wyglądała za dobrze. Jeden wielki bałagan. Jak miała znaleźć kogoś, kto by się nadawał na przejęcia Gaiaphage? Ostatnio w ogóle nie dawał o sobie znać, co nawet cieszyło Haruhi. Może dał sobie spokój?
Urumi kopneła jeszcze raz dzieciaka, albo raczej trupa i zabrała z jego ręki karabin. Miała ochotę kogos zastrzelić. W końcu kiedyś musi być ten pierwszy raz.
Stopiła się z otoczeniem i czekała. Po pewnym czasie zaczela śpiewać, mając nadzieję, że przyciągnie czyjąś uwagę.
- Roses die,
The secret is inside the pain
Winds are high up on the hill
I cannot hear you...


*co znaczy głupi


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Megumi dnia Śro 10:09, 23 Lis 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Eldarion
Jr. Admin


Dołączył: 13 Paź 2011
Posty: 65
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 5/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 21:14, 23 Lis 2011    Temat postu:

[Baza Cose]
Blake dumnie przyglądał się ćwiczeniom prowadzonymi przez Justina. Dobrze sobie radzą. Te ćwiczenia co prawda, nie przygotują ich psychiczne do spotkania walki na śmierć i życie, ale będą wiedzieli jak strzelać, gdy ktoś się odważy. Spojrzał na stojącego obok Ergo’a, który przyglądał się innym z widocznym grymasem powątpiewania. Blake uśmiechnął się w duchu. Nie spodziewał się innego grymasu po nim. To do niego pasowało i nic, ani nikt, nie był wstanie na to wpłynąć.

- Nieźle sobie radzą – zagadnął przyjaciela. Ergo pokręcił znacząco głowę. Blake postanowił, że należy coś powiedzie
-Słuchajcie mnie! – powiedział zdecydowanie, ale akurat zagłuszył go odgłos prawie jednoczesnych strzałów. To se dobrali chwilę… Strzelił w górę i efekt, którego oczekiwał spełnił się. Wszyscy spojrzeli w jego stronę, opuszczając karabiny. Blake spoglądając na nich, szybko ocenił, że nie są zadowoleni z tego, że przerywa im trening. Dla nich to zabawa… Rozrywka. Ale później tak nie będzie… No, prawie dla nikogo, bo Ergo jest wyjątkiem.

-Dobrze sobie radzicie, ale musicie wiedzieć, że to co tu robicie, będzie miało ogromne znaczenie w przyszłości. Nie myślcie sobie, że będziecie strzelać do nieruchomych celów, które aż dadzą się zabić. Niee, tak na pewno nie będzie. W przyszłości, będziecie musieli potrafić zabić. Wiem, że tego czynu jeszcze nie czyniliście, co wyczytałem z waszych umysłów, ale to będzie konieczne. A do tego, cel nie będzie stał w miejscu dając wam ukończyć jego życie. Zależnie od celu, napadnięty będzie próbował się bronić, lub jeśli odpowiednio go nastraszycie swoim zdecydowaniem, podda się. A w tym wypadku, patrzcie na twarz, nie na broń! Broń może kłamać, lecz nie twarz. W innym wypadku, przeciwnik będzie uzbrojony po zęby. Będzie na takiej samej sytuacji co wy. Lecz on może być zdecydowany zabić, jak ty go oszczędzisz, on może już tego nie uczynić. A wtedy padniecie martwi przez waszą zbytnią ufność. Musicie być zdecydowani, musicie umieć zabić bez chwili zwłoki. Nie mówię także, że powinniście to lubić, czy zabijać dla zabawy i rozrywki. Zabijamy z konieczności!

Cisza. Nastała głęboka cisza. Większość kiwała głowami, lecz byli tacy, co powątpiewali lub rozmyślali o swoim losie w przyszłości.
- Rozumiecie? – spytał przywódca Cose’a.
-Tak – taka odpowiedź wydostała się z ust cicho prawie większości. Więc powtórzył to pytanie, lecz głośniej. Tym razem usłyszał zadowalającą odpowiedź. Lecz postanowił pokazać, że to prawda. Dał określony znak do Ergo’a. Omówili wcześniej plan, by wszyscy sobie uprzytomnili pewne sprawy. Ergo nagle wyciągnął pistolet i strzelił do chłopaka, który był jednym z tych, którzy wątpili. Chybił specjalnie, ale efekt się pojawił. Chłopak nagle zrozumiał, że może zginąć, więc podniósł karabin, lecz zawahał się. Ręce mu się trzęsły, nie potrafił strzelić. Ergo natomiast strzelił ponownie i tym razem trafił w nogę. Chłopak upadł, a karabin poleciał o metr dalej. Już miała trafić w niego kolejna kula, gdy podniósł karabin zdecydowanie i wypuścił salwę. Ergo uniknął trafienia.

-Stop! – krzyknął Blake. Chłopak nie usłuchał go i pochłonięty chęcią zemsty, nadal strzelał i udało mu się trafić Ergo’a. Blake wyciągnął pistolet i wycelował w niego. Ten zawahał się. Ergo już także wycelował.
-Opuść broń! – rozkazał. Rozkaz został wykonany.

-Już rozumiecie? On by zginął za pierwszym strzałem Ergo’a, lecz ten specjalnie chybił. Dopiero wtedy zrozumiał, że to nie przelewki i że musi zabić, by uniknąć własnej śmierci. Ale to już by było za późno… I nie martwcie się o kolegę. Te kule mu nic nie zrobiły… Wywołały tymczasowy ból, bo specjalnie Ergo użył specjalnych kul, bo inaczej, nie było by fajnie, dla ciebie, nie? – ostatnie słowo bardziej powiedział do chłopaka. –Takich samych jak wy używacie… Nie zdołały by zabić w razie waszego wkurzenia się lub te podobne sprawy… Lecz na prawdziwy atak, dostaniecie prawdziwe naboje… Dobra, możecie iść już odpocząć.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jinyi
Przenikacz
Przenikacz


Dołączył: 14 Lip 2011
Posty: 217
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z pudełka
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 21:41, 23 Lis 2011    Temat postu:

-Jesteś zła - powiedział z lekkim sarkazmem Miki, próbując szmatką przetrzeć zalegająca na jego niegdyś krystalicznie czystej bluzce krew. Klnął pod nosem na ciemno-czerwone plamy i na całą sytuacje.
-Jestem zła? - powiedziała, bardziej pytając Christiane. Chłopak nie odpowiedział - Powinniśmy ukryć gdzieś ciało - urwała, po raz kolejny spoglądając na martwą Emile. Wystarczyło tak niewiele, aby ją zabić.
-Po co? Kogo obchodzi jej śmierć?
-W sumie racja... - mruknęła - Czuję dziwny niedosyt.
-Chcesz się przytulić? - Miki usiadł na jakimś koślawym, lekko ubrudzonym krzesełku. Szeroko rozwarł ramiona i uśmiechnął się, podnosząc do góry brwi.
-Jak śnieg w maju będzie.
Christiane ściągnęła z siebie fioletową bluzę i zarzuciła ją na twarz Emilii. Westchnęła ciężko, a następnie wyszła z gabinetu. Nie widząc innej, racjonalnej drogi powrotu wsiadła do samochodu. Zapięła pasy. Chwilę później dołączył do niej Miki. O dziwo, również zapiął pas.
-Mam wrażenie, że o czymś zapomniałem... - urwał -Hej! Gdzie Płomyczek?

-Roses die,
The secret is inside the pain
Winds are high up on the hill
I cannot hear you...
Wyhamował. W porę zresztą. Christiane nie powstrzymała się od złośliwego komentarza na temat jego umiejętności kierowcy. Tym razem nie odparł ataku. Tymczasem Yumi postawiła nogę na i tak zmasakrowanym zderzaku i wycelowała broń, wprost na nich. Oniemieli. Puff! Bez skrupułów strzeliła. Pocisk świsnął między fotelami, doszczętnie niszcząc za sobą szybę, która rozproszyła się na tysiące kawałeczków. Koniec żartów. Wyskoczyli z samochodu, jednakże nie uciekali.
-Emo Azjatka! - zawołał bez przekonania Miki. Ta, jakby na chwilę opuściła broń -Co tam kochanie? Dawno żeśmy się nie widzieli.
Puff! Miki leżał na ziemi... a na nim... Christiane. Oboje byli cali. Przed kulą uchronił ich tylko refleks Christiane. Dziewczyna długo nie zabawiła na Miki'm. Dosłowną sekundę później złapała go za ramie i już razem biegli przed siebie, a za nimi oczywiście Yumi. W pewnym momencie chłopak pociągnął Christiane. Wspólnie ukryli się za obślizgłym kubłem na odpady.
-Wiesz... Lubię Cię Trollu - urwał, kucając -Teraz możesz czuć się zaszczycona, bo nikomu wcześniej tego nie mówiłem.
-Jakże wzruszające! - mruknęła złośliwie.
-Mnie również to wzrusza! - jak na sygnał odwrócili się, wtem pojawiła się Yumi. Lufe broni miała wycelowaną w czoło Christiane. Lekko roztrzęsieni, niepewni, a także z poczuciem bezsilności zaczęli unosić ręce. Powoli.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Jinyi dnia Śro 21:46, 23 Lis 2011, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Vringi
Game Master
Game Master


Dołączył: 01 Cze 2010
Posty: 452
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 12 razy
Ostrzeżeń: 2/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 1:14, 25 Lis 2011    Temat postu:

[CA]
James po krótkiej drzemce, relaksującym prysznicu i sytym posiłku był gotowy na powrót do miasta. Zerknął na zegarek wyświetlający drugą w nocy po czym podniósł z ziemi plecak, zarzucając go sobie na plecy.
Wsiadając na rower, ostatni raz spojrzał na opuszczoną szkołę po czym ruszył wzdłuż autostrady w kierunku miasta.
Pora rozpocząć drugi dzień szaleństwa.
Jechał więc na rowerze przez pustą autostradę.
Byle bliżej miasta.
Byle dalej od samotności.

[PB]
White był zdziwiony martwą ciszą panującą na ulicach miasta. W końcu nie było dorosłych.
Ale te dzieciaki przeżyły wystarczająco wiele zmian w ciągu jednego dnia.
Zniknięcie dorosłych.
Wybuch bomby.
Strzelaniny.
Atak "drzewa".
Było tego o wiele za dużo jak na jeden dzień.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Rexus Maximus
Gość





PostWysłany: Pią 17:44, 25 Lis 2011    Temat postu:

[PNBP, czy jakoś tak]
O, albo:
[Elektrownia]

Chris usiadł przed panelem sterowniczym. Kilka razy obrócił się dookoła własnej osi, a w końcu skierował do tuzina ludzi, wkuwających przez ostatnie parę godzin opasłe tomiszcza Wielotomowej Instrukcji Obsługi Elektrowni Jądrowej z serii Zrób to sam!
- Więc co, dacie radę to wyłączyć?
Wszyscy zgodnie pokręcili głowami. Afterhean westchnął.
Wyszedł z budynku, pukając się co chwila w głowę. Stanął pod ścianą, uderzając głową w mur.
W końcu machnął ręką, oglądając rozłożone tuzin namiotów i trochę śpiworów. Przeniósł tutaj ćwierć Coates Academy. Powinno być bezpieczne, chronione przez siatki zabezpieczające.
Dwanaście osób miało siedzieć w Elektrowni, póki nie dadzą rady jej wyłączyć, a było to trudne, jako, że instrukcja lepiej brzmiałaby po persku.
Chris wsiadł do auta. Gwizdnął na jednego z chłopaków. Ruszyli do drugiego, większego osiedla nad jeziorem Tramonto.
Powrót do góry
Megumi
Niezniszczalny


Dołączył: 04 Mar 2010
Posty: 1550
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: L-wo
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 13:14, 01 Gru 2011    Temat postu:

[PB]

- Nie chce mi sie wierzyć, że tak łatwo się poddajecie. - powiedziała Yumi patrząc to na dziewczynę to na chłopaka. - A tak przy okazji Myszko Miki, nie jestem emo, tylko Gothic Lolitą
Blondyn wzruszył ramionami.
- Bez różnicy.
- Źle. - Yumi szybkim ruchem wycelowała pistolet w podniesioną dłoń dziewczyny i wystrzeliła. Ta jęknęła z bólu. Yumi usmiechnęła się w poczuciu triumfu. W końcu nad czymś panuje.
- Kochana, nie wiedziałem, że jesteś aż taką wariatką. - odezwal się Miki udajc spokojnego. - Ta zabawka nie jest dla dzieci...
- Zamknij mordę. - krzyknęła Yumi. - Mam ochotę zabić, a ty własnie sprawiłeś, że bedziesz moją ofiarą. - skierowała broń w stronę Mikiego - Twoja dziewczyna ci nie pomoże, bo właśnie osłabiłam jej moc.
Yumi, dzięki połączeniu z Ciemnością dowiedziała się co nieco o tym jak osłabić morale przeciwnika. Gdyby nie to, nadal walczyłaby z tym dzieciakiem, który teraz leży gdzieś za nią na asfalcie w krwi.
Nagle Urumi przestała mieć czucie. Nie wiedziała dlaczego, ale nie mogła się ruszyć, nawet pociągnąć za spust. Czyżby to kolejna sztuczka Gaiaphage?
- Nie. - jęknęła, patrząc jak jej prawa ręka z pistoletem wędruje w jej stronę i zatrzymuje się na gardle. Zrozumiała. Była juz niepotrzebna. G znalazł tego, na którym może się pożywić do syta.
Musiała zostać zabita.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cukierkowa
Gyrokinetyk


Dołączył: 26 Kwi 2011
Posty: 617
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wrocław
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 15:53, 01 Gru 2011    Temat postu:

[PB]
Angela miała dość. Wokół niej biegały dzieciaki, napadały inne dzieci i kazały im się przyłączyć do jakiejś organizacji. Bodajże COSE, czy coś takiego.
Śmierć.
Pewnie nadejdzie pora, kiedy i ją przycisną i pod groźbą śmierci zmuszą do przyłączenia się do tego zgrupowania.
Tylko czemu zabijają niewinne dzieci? Co one im zrobiły?!
Na jej oczach jakiś chłopak, chyba 11-latek podcinał żyły niskiej dziewczynce. Na oko miała 7 lat.
Małe dzieci mordują jeszcze młodsze dzieci. Świat zwariował.
Rozejrzała się. Musi pomóc tej małej. Szybkim ruchem wyciągnęła rękę z kieszeni w której spoczywał pistolet. Gwałtownie ułożyła rękę i zacisnęła palec na spuście. 11-latek upadł martwy. Podbiegła do dziewczynki.
-Hej mała, co jest?
-Aaaaaaa!
-Dobra, coś z tym zrobię.
Jej dom był blisko. Po chwili już biegła z powrotem do dziewczynki. W ręku miała torbę z plastrami, bandażem, czymś do przytrzymania opatrunku, leki przeciwbólowe i coś do odkażenia. Przyniosła też paczkę wafli i butelkę wody dla poszkodowanej. Leżała w tym samym miejscu, krwawiła i łkała.
-Spokojnie, już jestem.
Wytarła z grubsza krew z rany, czymś ją odkaziła i położyła warstwę gazików. Przykleiła kilka plastrów i owinęła ranę bandażem, który potem umocniła. Podała jej też trochę środków przeciwbólowych.
-Jak się czujesz?
-Boli, ale jest lepiej. Dziękuję.
-Chyba nie mogłabym postąpić inaczej. Gdzie mieszkasz?
-Nigdzie. Jacyś chłopcy zniszczyli mój dom.
-O Boże.
Musiała coś zrobić. Było mnóstwo dzieci bez opieki. Nie była pewna, ale czuła, że powinna. Głęboko odetchnęła.
Dam radę.
Angela musiała pomóc tym dzieciom. Musiała się nimi zaopiekować.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Cukierkowa dnia Pią 15:18, 02 Gru 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Rexus Maximus
Gość





PostWysłany: Czw 19:38, 01 Gru 2011    Temat postu:

[Tramonto]

Dojechali. Chris wysiadł z auta. Dookoła niego rozpościerała się przestrzeń zakryta namiotami i szałasami.
Natychmiast u jego boku zjawiło się pięć osób. Dwie dziewczyny i trójka chłopców. Najbardziej wartościowi mutanci z Coates Academy.
Nick.
Cóż, Nick dostał się do CA z powodu kradzieży. Do dzisiaj miał zręczne palce i chytrą, głowę. Lisia twarz, rozbiegane oczy z lekkim zezem - cały Nick. Mutant, obdarzony mocą piekielnie wysokiej odporności na ból, głód, pragnienie i brak tlenu - żadne tortury mu nie straszne, a pod wodą mógł wytrzymać godzinę.
Maia.
Czarna dziewczyna, pirokinetyczka. Cicha, spokojna, o smutnych oczach. Kiedyś akrobatyczka, jednak podczas wykonywania jednej ze swoich ewolucji, niefortunnie upadła na trenera, łamiąc mu kark.
Joe.
Kolorado. Stepy, grzechotniki, kaniony - krajobraz niczym z westernu. Syn farmera, brutalny, wychowany przez prerię, wierny niczym pies. Do Coates trafił przez bogatego i wpływowego sąsiada, wypasając tuzin krów na jego pastwiskach. Mocą Joe'go było przenikanie przez ściany nie grubsze niż metr.
Ann.
Ann. Wysoka dziewczyna, piękna, o idealnych wymiarach, szatynka. Do CA trafiła za bycie galerianką w jednym z centrów handlowych San Francisco. Moc - brak.
Mike.
Mike był z całej piątki najbardziej milczący i nieobecny. Wpatrywał się całymi dniami w niebo, jednak wiernie wykonywał rozkazy, zawsze wybierając do tego najlepszą drogę. Moc metamorfozy bardzo mu w tym pomagała.
Chris popatrzył na piątkę i pokiwał głową.
- Mike, Nick. Perdido Beach. Ann - lecisz do elektrowni. Na pewno cię tam odwiedzę. Joe, na pewno wiesz, gdzie spotkać się z motorówką?
Syn farmera powoli pokiwał głową.
- I Maia. Tobie zostawiam naszą kochaną, opuszczoną uczelnię. Wyciśnij z niej wszystko, co tylko się da. Materiały, żywność, sprzęty. I przywóź tutaj. Tuzin ludzi i dwa samochody.
Spojrzał po wszystkich.
- Powodzenia wam życzę.
Powrót do góry
Cukierkowa
Gyrokinetyk


Dołączył: 26 Kwi 2011
Posty: 617
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wrocław
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 15:17, 02 Gru 2011    Temat postu:

[PB]
Angela biegła. Szukała pomocy. A myśl miała jedną.
Czyli coś podobnego do przedszkola już jest... Tylko czemu jest tu ciągle tyle dzieci bez opieki?
Bo przedszkole niby było, ale dzisiaj Angela zobaczyła jakieś dwadzieścia samotnych, biednych, poszkodowanych dzieci. Więc szukała pomocy.
-Hej pomożesz? Gromadzę wszystkie dzieci, żeby się nimi zaopiekować.-dziewczyna pytała się przypadkowych osób.
ale większość mówiła: "Nie mogę."
Nie no, tylko nie to... Dobra zrobię to sama.
Znalazła pusty dom, może blok. Pracowała tak przez kilka godzin, aż udało jej się zgromadzić około 30 poszkodowanych maluchów. Potem spędziła jeszcze więcej czasu, żeby wszystkich opatrzyć - usztywnić złamaną rękę, zdezynfekować rozcięcia na skórze, a nawet przykleić plaster na małe skaleczenie. Padała. Wokół niej było mnóstwo dzieci, które się bawiły. Nie płakały, były dość spokojne. Więc dziewczyna przyniosła krzesło na którym usiadła i obserwowała maluchy.
-Dobra, ale nie mogę tak działać zbyt długo. Potem poszukam ich rodzeństw albo "rodzin zastępczych".
Zdrzemnęła się i obudziła jakieś dwie godziny później. I szukała kogoś kto zaopiekuje się dziećmi. W końcu po nieprzespanej nocy wszystkie dzieci miały dom. Została tylko siedmiolatka, którą wcześniej uratowała.
Nie muszę zbyt długo opiekować się tymi dziećmi, chociaż wydawało się to konieczne. Dzieciaki są zdrowe, mają opiekę. Będzie dobrze.
Angela postanowiła porozmawiać z dziewczynką.
-Masz może rodzeństwo?
-Mam starszą siostrę...-powiedziała powoli mała. - Ona ma 11 lat.
-Świetnie! Wiesz gdzie ona jest?
Siedmiolatka pokręciła głową. Ale potem zaczęła krzyczeć.
-Nie, nie! Ja jednak wiem!
-Dobrze, gdzie jest?
-Ona jest w tej szkole... Tej z internatem.
-Coates? O nie.
-Ale dam sobie radę, wiem jak tam pójść.
-Dobrze. Ale błagam uważaj na siebie!
Mała poszła, a Angela wyszła z budynku i patrzyła na odchodzącą dziewczynkę. W tej chwili usłyszała dziwny dźwięk.
Znowu nas atakują?!

Pisze tego posta teraz, bo prawdopodobnie w najbliższym czasie mnie nie będzie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gaia
Elektrokinetyk
Elektrokinetyk


Dołączył: 10 Maj 2011
Posty: 1114
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 22 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wrocław
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 20:37, 02 Gru 2011    Temat postu:

[PB-Tramonto-Obóz Chrisa]

Plan przejęcia władzy prysł równie szybko, jak się pojawił. James jak gdyby nigdy nic zniknął. Nie zamierzała go szukać. Jeśli będzie chciał, to wróci.
Scott...pozostał po nim tylko zmięty list w kieszeni spodni.
A jednak to Miki był tym, który przeważył szalę. Jego pocałunek odniósł odwrotny od zamierzonego skutek-Felice była po prostu wściekła.
Chciała pomóc. Ogarnąć przestraszone dzieciaki.
Niech sobie radzą sami, pomyślała gniewnie i ruszyła w jedyne miejsce, gdzie mogła zostać doceniona. Prosto do siedziby wroga.

Droga nad jezioro Tramonto zajęła jej trzy dni i kosztowała sporo krwi. Nauczę się prowadzić samochód, postanowiła. Kiedyś tam.

Wynurzyła się spośród drzew, a przed nią rozległ się piękny widok krystalicznego jeziora.
Ściskała mocno ranne ramię, by zatamować upływ krwi. Pod nosem klęła cicho na Jamesa i Scotta.
Z trudem stawiała kroki, gdy dotarła do obozu. Wzrokiem poszukała Chrisa. Przyszedł czas na zemstę. Ale nie na nim.

Stanęła za plecami chłopaka.
-Chris-szepnęła cicho.
Odwrócił się i wiedziała, że ją rozpoznał. Mimo to się uśmiechnął.
-Tak?
Westchnęła ciężko i postanowiła być szczera.
-Jestem dezerterem-mruknęła z przekąsem.-Pozwól mi zostać.
-Dezerter?-Chris zerknął na ranę dziewczyny.-Widzę.
Wiedziała, że chłopak nie przyjmie jej ot tak.
-Mam sporo do zaoferowania-wyprostowała się, jak zwykle, gdy chciała coś podkreślić.
Afterhean uniósł brwi.
-Na przykład?
Oczy Felice zalśniły złotem, a włosy uniosły się odrobinę.
-Nie sądzę, byś chciał prezentacji-uśmiechnęła się złośliwie.
Chris szeroko rozłożył ręce. Po chwili postukał się w środek klatki piersiowej.
- Tutaj.
Fel wzruszyła ramionami.
-Jak wolisz. Będzie boleć.
Skupiła wzrok na koszulce chłopaka, ale nic się nie wydarzyło. Nie skrzywił się, nie skamieniał, nie pękł.
-Podnieś ją do góry-rozkazała.
Chris uśmiechnął się lekko.
- Proszę- powiedział, unosząc T-shirt.
Skóra na jego klatce piersiowej była lekko szara, jakby nałożono na nią farbę. Ale nic poza tym.
-To nie ja-olśniło ją nagle.-To twoja wina.
Uniosła delikatnie wargę do góry, odsłaniając nienaturalnie ostre zęby.
-Podejrzewam, że nie przegryzę twojej skóry.
Afterhean postukał się w pierś. Cieniutka warstwa kamienia odpadła, pozostawiając zaczerwienienie.
- A imię jego było Bingo.
Chris odsunął się na bok, pokazując Fel obóz.
- Proszę bardzo. Tylko staraj się nie zmieniać każdego w zasięgu wzroku w kamień.
-Nie chcę tu tylko mieszkać, Chris. Chcę zemścić się na wszystkich zdrajcach z Perdido-splunęła na trawę, która zasyczała jak ogień na patelni i natychnmiast sczerniała.
-Och-ucieszyła się-tak też potrafię.
- Mówisz? Nie martw się. Na pewno coś znajdziemy.
Chris obejrzał się. Niedaleko niego stał Nick. Zbierał się do wyjazdu do Perdido Beach.
- Nick, znalazłbyś coś dla tej pani? - powiedział wskazując na dziewczynę, potem na dziurę w trawie i kawałek kamienia, pasujący idealnie do zaczerwienienia na skórze.
Chłopak podrapał się po głowie, patrząc na Fel trochę przestraszonym wzrokiem.
- J-jasne...
Chris uniósł oczy do góry.
- Idź. Sam jej coś znajdę.
Chris spojrzał na Meduzę.
- Wiesz, czego najbardziej brakuje w ETAP-ie? Kultury. Kultury, otóż to. Proszę cię więc o kolekcję kamiennych posągów na ulicach Perdido. Mam nadzieję, że to nie jest ponad twoje siły?
Dziewczyna zamyśliła się.
-To nie tak-wyjaśniła, próbując nie zachowywać się zuchwale.-Ja...nie do końca...hm...-zacisnęła zęby.-Nie...-zrezygnowała.-Powinnam jeszcze poćwiczyć. Jeszcze nie czas.
Chris pokiwał głową.
- Chcesz poćwiczyć, tak? Zostań w obozie. Na pewno znajdę dla ciebie odpowiednią... funkcję.
Zerknął na wypalony ślad na trawie.
-Zastępczyni prezesa-szepnęła z ironią, po czym zmierzyła go wzrokiem.-Tak. Zostawmy to na jutro-spojrzała w jego chłodne oczy, żałując, że nie są oczami Scotta.
Oddaliła się wolnym krokiem. Po chwili przyspieszyła i wskoczyła w lodowatą wodę jeziora.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Rexus Maximus
Gość





PostWysłany: Pią 21:00, 02 Gru 2011    Temat postu:

[Obóz Tramonto]

Słysząc chlupot wody, Chris uniósł oczy do góry.
Dezerterzy. Tak czy siak zawsze wracają, tam skąd przyszli.
Podniósł płatek kamienia z ziemi i postukał w niego lekko. Po chwili kamyk rozsypał się w pył.
Chris zaczął wyliczać na palcach.
- Elektrownia. Tramonto. Szkoła. Pola. Wyspy. O czymś zapomnieliśmy?
Zerknął na mapę stanu, zerwaną z gabinetu dyrektora.
- Ach tak...
Wsiadł do jeepa. Wziął ze sobą pięć innych aut. Pojechali do niedalekiej bazy wojska w Evanston.
Dzień minął im na kursach w tę i tamtą stronę. Zwieźli cały zapas żołnierskich konserw i wyjątkowo nieliczną broń i ostrą amunicję. Widać było z daleka, że była to tylko baza rekrutacyjna. Żadnych bomb, czołgów. No, były oczywiście samoloty, ale były kompletnie nieprzydatne, przynajmniej na ten moment.
Chris wymienił swoje stare dwa pistolety na nowoczesne uzi, ukrywając je w pasie na piersi. Nóż zatknął za pasem, a scyzoryk o kilkunastu ostrzach wsadził do kieszeni.
Wyczerpany, podszedł do mapy regionu. Na wyspach była pinezka z plakietką Joe. Mike był na polach uprawnych. Nick w mieście. Anna w elektrowni. Maia w szkole.
Podszedł do niego Ahlavic, teleporter.
- Wołałeś mnie?
Afterhean jednym skokiem skoczył na chłopaka. Do skroni przyłożył mu lufę pistoletu.
- Miej oko na tą nową. Felice. I, na litość, nie pozwól, by chociaż na ciebie zerknęła, jeśli nie chcesz wyglądać... tak.
Pokazał palcem na porcelanowego słonia.
- Jak słoń?
- Jak posąg. I ani mru mru nikomu, albo pożałujesz, że nie jesteś z kamienia.
Chłopak kiwnął głową. Zniknął. Afterhean padł na podłogę.
Powrót do góry
Jinyi
Przenikacz
Przenikacz


Dołączył: 14 Lip 2011
Posty: 217
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z pudełka
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 22:12, 02 Gru 2011    Temat postu:

Niepewnie, z trzęsącą się ręką podniosła broń ku... swojemu gardłu.
-Nie - jęknęła.
Ułamek sekundy zdecydował o kolejnym istnieniu. Miki, niczym bierny kibic przyglądał się całej sytuacji nie mrużąc nawet oka. Krew i drobne części tchawicy i krtani rozprysły się na boki, tym samym jeszcze bardziej brudząc ubranie i twarz chłopaka. Broń upadła na ziemie, a zaraz za nią kostniejące ciało Yumi. Doszło do niego, że przestał oddychać. Złapał się za pierś. Serce nie biło. On też umarł? I nagle wszystko spowiła ciemność, po czym ocknął się. Złapał głęboki oddech, zupełnie jakby dopiero wypłynął spod wody.
Kucał przy Christiane. Jęczała, upadzie próbując zatamować krwawienie z dłoni. Przed sobą widział Yumi z pistoletem przyłożonym do gardła. Nadal żyła.
-Co to było... - zapytał sam siebie. Wstał -No więc Lolitko... odłóż tą pukawkę zanim komuś stanie się krzywda... - urwał, starając się zachować spokój - Zwłaszcza mnie.
-Nie mogę - głos Yumi lekko drgał - Nie pozwala mi - zdecydowanie w tym momencie chciała nacisnąć spust, ale rozproszyło ją głośne "bum" wydobyte z ust Miki'ego. Zawahała się, wtem chłopak rzucił się na nią i wyrwał pistolet, po czym odrzucił go kawałek dalej. Starając się zyskać nieco na czasie wykręcił ramie Yumi, jednak ta, drugą ręką wytrzasnęła mały nożyk i nacięła nim nogę Miki'ego. Odskoczył.
-Christiane uciekaj. Zatrzymam ją - uśmiechnął się.
-Chcesz być bohaterem co? - warknęła złośliwie. Wstała - Nie myśl, że zbierzesz wszystkie laury...
-Możecie skończyć ten teatrzyk?
Niespodziewanie Miki wziął na ręce Chirsiane i nie zważając na gotową do ataku Yumi ruszył w długą. Nie da się zaprzeczyć, że Garci nie specjalnie podobała się nowa forma transportu, ale zbytniego wyboru nie miała. Jednak na tym ich kłopoty się nie skończyły. Ucieczka byłaby za prosta. Ni stąd ni zowąd na ich drodze znowu pojawiła się Yumi.
-No weź... Mam naprawdę zły dzień! - jęknął beznamiętnie Miki.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Anaid
Przenikacz
Przenikacz


Dołączył: 07 Maj 2011
Posty: 267
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 20:20, 08 Gru 2011    Temat postu:

[PB]


Nie ma Cię gdy moje życie spada w dół i,
nie ma Cię gdy wszystko łamie się na pół, i
nie ma Cię i nie wiem już gdzie jesteś, ale dobrze, że
nie wiesz co u mnie, bo pękło by Ci serce.


Piosenka brzmiała głośno w uszach Nicole.
Cały swój czas poświęcała na bezowocne czekanie na zbawienie.
Bo zbawienie nie przyjdzie. Tu Boga nie ma.
Tu nie ma miłości, radości czy spokoju.
Przed oczami wciąż ma twarze wykrzywione bólem.
W uszach nadal słyszy krzyki i błagania o śmierć.
Ona chciałaby umrzeć, za to co zrobiła.
Potwór taki jak ona nie ma prawa żyć.
Nie dała im ulgi, więc i sama jej nie dostanie.
Podciągnęła kolana pod brodę.
- Nicole...
Dziewczyna podskoczyła.
To Grace do niej przyszła z puszką pepsi.
Podała jej i usiadła obok.
- To nie ty to robisz, to to coś.
- To ja. Mogłam walczyć.
Grace popatrzyła na nią uważnie
- I tak to by nic nie dało.
Dziewczynka od rozpoczęcia ETAP-u bardzo wydoroślała. Lalki i inne takie zabawki przestały ją interesować. Zmieniła się w zupełnie inną osobę.
- Nie wiem... Oni nie powinni tego przejść. Nie zasługiwali na to.
- To Ciemność chce ich.
Najbardziej bolała Nicole myśl, że to nie Ciemność chce tych dzieciaków.
Tylko ona. Naprawdę pragnie posiąść ich.
Zdobyć władzę.
Zacisnęła powieki.
- Jestem z tobą.
- Wiem. - powiedziała cicho.
Oczy zalśniły jej zielenią.
I obyś tego nie pożałowała.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cukierkowa
Gyrokinetyk


Dołączył: 26 Kwi 2011
Posty: 617
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wrocław
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 8:08, 09 Gru 2011    Temat postu:

[PB]
To było dziwne. Coś głośnego, dziwne dźwięki. Angela nie wiedziała o co chodzi.
Nasze miasto potrzebuje przywódcy. Trzeba stworzyć armię i ludzi, którzy zajmą się innymi rzeczami.
W swoim domu znalazła megafon.
Ok, nada się.
Ruszyła na plac i stanęła na pomniku. Zaczęła wrzeszczeć przez megafon, żeby wszyscy w mieście ją usłyszeli.
-Ludzie!!! Przyjdźcie na plac!!! Potrzebujemy przywódcy!!!
Wrzeszczała to wiele razy, ale ludzie zaczęli się schodzić, gdy było ich już sporo zaczęła spokojnym głosem:
-Dobra. Nie mamy przywódcy i musimy coś z tym zrobić. Musimy kogoś wybrać.
-Skoro taka mądra jesteś to może sama się tym zajmij!? - odezwał się jakiś głos z tłumu.
-Nie, ja tego nie zrobię. Już jakiś czas temu pewna dziewczyna próbowała przejądź władzę i to zrobiła, ale zrezygnowała i nie mamy przywódcy! Ktoś chciałby nim zostać?
Kilka rąk wyłoniło się z tłumu.
-Dobra, więc są ludzie, którzy chcą. Więc stańcie jakoś tak, żeby inni was widzieli.
Po chwili stali już na jakichś murkach, czy słupkach.
-Dobra, powiedzcie kim jesteście, a potem wybierzemy przywódcę...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Forum GONE Strona Główna -> Archiwum / GONE - to tylko ETAP / Archiwum 3. Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6  Następny
Strona 3 z 6

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Emule.
Regulamin