Forum Forum GONE Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Rozdział III
Idź do strony 1, 2, 3, 4, 5, 6  Następny
 
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Forum GONE Strona Główna -> Archiwum / GONE - to tylko ETAP / Archiwum 3.
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gaia
Elektrokinetyk
Elektrokinetyk


Dołączył: 10 Maj 2011
Posty: 1114
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 22 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wrocław
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 13:41, 30 Gru 2011    Temat postu: Rozdział III

W związku z trudnościami w określeniu czasu, w jakim toczy się akcja, wprowadzamy nowy, ale bardzo prosty system-jeden rozdział to pięć dni, co przekłada się mniej więcej na strona=dzień.

Podziękowania dla Reksia, pomysłodawcy.

_____________________________

Czy Cassandra i Nicole poradzą sobie z władzą? Czy Chris będzie kontynuował ataki na PB, a jego poplecznicy pozostaną mu wierni? Czy młodociani mieszkańcy ETAP-u zorganizują rozkład pracy? To zależy od Was.


Dzień 11.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Poison
Kameleon
Kameleon


Dołączył: 27 Sty 2011
Posty: 91
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 22:13, 30 Gru 2011    Temat postu:

[Crabclaw]

Sheila Flyte stała nad motorówką, zastanawiając się co zrobić.
Dorośli zniknęli prawie dwa tygodnie temu. Co się stało? Dlaczego? Gdzie się podział jej ojciec? Siedziała na wyspie czekając na pomoc. Przecież ktoś musiał się zorientować, że brakuje szefa lokalnej stacji telewizyjnej z którym negocjował ojciec.
Minęło 11 dni. Nikogo nie było.
Nie mogła spędzić tam wieczności. Co prawda miała jedzenie – i to sporo – prąd oraz ciepłą wodę. Wystarczyłoby jej tego na jakiś czas. Ale wątpliwości cały czas nią targały.
Co jeśli tylko ona została na świecie?
Internet nie działał. Telewizja nie działała. Telefony nie działały.
Działo się coś bardzo, bardzo złego.
Jakaś jej część podpowiadała irracjonalne wersje jak to, że ziemia została zaatakowana przez kosmitów. A może dziewczyna była świadkiem masowego zniknięcia, które na przełomie lat zdarzyły się już kilkanaście razy – zniknięcie mieszkańców kolonii Roanoke Island, tajemniczo opustoszała wieś Eskimosów Anjikuni, zniknięcie populacji Majów, niewytłumaczalne zaginięcie tysięcy hiszpańskich żołnierzy w 1711 roku i równie tajemnicze zaginięcie chińskich batalionów batalionów 1939 roku?* Tylko… dlaczego ona została?
Jedyną możliwością uzyskania odpowiedzi na to pytanie było popłynięcie do Perdido Beach.
Wcześniej na znalezionej na wyspie mapie zaznaczyła drogę. Potrzebowała mnóstwa paliwa. Nie umiała przeliczyć ile dokładnie – nigdy nie interesowała się takimi rzeczami, samą motorówką płynęła może dwa razy w życiu.
Wrzuciła do łodzi mapę. Wahała się przez chwilę. Co będzie jeśli nie starczy jej paliwa i utknie na środku oceanu? Dla pewności poszła jeszcze po wiosła, które po chwili wylądowały obok kartki wyrwanej z atlasu.
Zabrała kilka toreb – do dwóch włożyła puszkowane jedzenie i makaron, w razie gdyby żarcia nie było w PB. Zresztą nie miała pewności czy tu wróci, a szkoda, żeby się zmarnowało. Do jednej, najbardziej praktycznej, a jednocześnie najmniejszej torebki wrzuciła latarkę, chusteczki, kilka bandaży i pistolet – nie jedyny. Między puszki powkładała kilka spluw różnego kalibru.
Wyglądało na to, że szef stacji, pan Brown był „nieśmiertelnym”. Znała już kilka takich osób, głównie wśród znajomych ojca – byli przewrażliwieni na punkcie śmierci i stawiali bezpieczeństwo na pierwszym miejscu. Przezorni, woleli nie myśleć o ryzyku Podejmowali tylko rozważne decyzje, czcili ostrożność i starali odwlec nieuniknione – na przykład ten aktor, którego rodzice zaprosili na obiad – miał pod ziemią czteropiętrowy schron.
Pod podłogą w piwnicy Sheila znalazła obluzowane deski, a pod nimi cały arsenał razem z nabojami. Niebo.
Oczywiście, umiała się obchodzić z bronią – nie była nierozsądna jak niektórzy. Potrafiła świetnie celować z pistoletów różnego rodzaju, a także wiatrówki i karabinu maszynowego.
Przypomniał jej się znajomy matki, policjant, który dawał jej prywatne lekcje na strzelnicy. „Będziesz świetnym stróżem prawa, Sheil.” – mawiał często, ale tylko raz Sheila uśmiechnęła się uroczo i odpowiedziała: „Skąd pan wie, że nie chcę zostać snajperką?”.
Szybko policzyła bagaże sprawdzając czy niczego nie zapomniała. Jedzenie i broń, broń i jedzenie, torba podręczna. Brakowało ubrań.
Wysiadła z łódki i pobiegła w stronę domu. Udała się prosto do pokoju siedemnastoletniej – jak wnioskowała po podręcznikach rozrzuconych po podłodze – córki pana Browna. Upchnęła do walizki najpotrzebniejsze ciuchy, tylko rozmiar za duże. Dorzuciła też kilka par butów.
Wróciła do przystani razem z walizeczką. Ustawiła ją obok innych bagaży i niepewnie, powoli odpaliła motorówkę.
Płynęła na nieznane. Dosłownie.

*Podałam prawdziwe, udokumentowane zdarzenia historyczne.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Poison dnia Sob 12:27, 31 Gru 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gaia
Elektrokinetyk
Elektrokinetyk


Dołączył: 10 Maj 2011
Posty: 1114
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 22 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wrocław
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 23:09, 30 Gru 2011    Temat postu:

[Obóz Chrisa]

Ponad głowami tłumu, wpatrującego się w dokonywany przez Jamesa cud, naglące spojrzenie Chrisa odnalazło Felice. Nie zdążyli porozmawiać.
Chłopak skinął głową w kierunku brzegu i po kilku minutach się tam spotkali.

-Wspominałaś coś o jakimś pomyśle-powiedział Chris, a Fel pomyślała, że lubi jego bezpośredniość.
Usiadła niespiesznie na piasku, nie patrząc na niego. Czekała, ale nie poszedł w jej ślady.
-Jak pewnie zauważyłeś, ćwiczę-rzekła na tyle cicho, by zmusić go do zajęcia miejsca obok siebie.
Opadł na brzeg z lekkim westchnieniem, a ona wbiła wzrok w jego włosy, podejrzewając, że skóra przy głowie jest najcieńsza. Zgodnie z przypuszczeniem, chłopak skrzywił się, gdy nasady włosów skamieniały.
-Zauważyłem-odparł z przekąsem.
-Ale myślę, że potrzebuję jeszcze trochę czasu-okręciła wokół palca jeden ze swoich rudych kosmyków.
Na twarzy Chrisa pojawił się wyraz dezaprobaty, ale nie pozwoliła mu dojść do słowa.
-Wiem, że nie trzymasz mnie tu ze względu na naszą przyjaźń-powiedziała, z miernym skutkiem starając się ograniczyć sarkastyczne brzmienie głosu.-Jestem tylko jedną z twoich broni, tak jak James jest moją.
Widząc jego zainteresowanie, kontynuowała.
-Co powiesz na naboje...naboje z jadem?
-Jeśli jad nie przepali ołowiu-odparł.
-Przepali-odrzekła po chwili zastanowienia.-Czy mamy tu coś odpornego na tę substancję?-zapytała, siląc się na niewinny ton.
-Mnie jeszcze nie próbowałaś-powiedział, bezbłędnie odczytując jej intencje. -Ale nie będę latał z jadem w łapkach.
-Racja, skóry też z ciebie nie zerwiemy-mruknęła pod nosem.
-Czy to sugestia?
Zakaszlała, by zamaskować śmiech.
-Nie, po prostu zastanów się nad tym. Co myślisz o Uzdrowicielu?-umyślnie zmieniła temat.
-Jeśli po paru dniach nie ucieknie, może się przydać. Jeśli zaś on stąd ucieknie, nie mam pewności, czy za nim nie pokicasz.
Felice natychmiast spoważniała.
-Wątpisz we mnie?
Chris uniósł brwi.
-Skądże.
-Wydaje ci się, że wróciłabym za nim do Perdido?-drążyła, urażona.
-Może.
Dziewczyna wzięła głęboki oddech.
-Jesteś inteligentnym człowiekiem, Chris. Ale nie potrafisz ufać i to cię prędzej czy później zgubi.
Afterhean wzruszył ramionami.
- Umarł król, niech żyje król.

Podniósł się i odszedł, a Felice omiotła delikatna bryza. Zamknęła oczy, doświadczając pewnego rodzaju przeczucia.
Powrót, przyszło jej na myśl. Powrót tygrysa.


Próbowała odgonić wewnętrzny niepokój, kiedy usłyszała czyjeś miękkie kroki za plecami. Nie musiała się odwracać, by wiedzieć, że to James.
Ścisnęła palce jego dłoni i szepnęła:
-Stanie się coś niedobrego, James. Czuję to.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Gaia dnia Pią 23:10, 30 Gru 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
zimowykalafior
Super Admin
<b>Super Admin</b>


Dołączył: 10 Wrz 2010
Posty: 2241
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 53 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Australijskie Skierniewice
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 1:13, 01 Sty 2012    Temat postu:

[PB]

-Przejmuje kontrolę nad umysłami?
-Można tak powiedzieć - Nicole była nader cierpliwa.
-Nie sądziłam, że to możliwe. - Cassandra zmarszczyła brwi.
Zniknięcie dorosłych i pojawienie się bariery też było jak dotąd niemożliwe.
Lewis zburzyła górkę z piasku, którą dopiero co usypała. Nie potrafiła siedzieć nieruchomo i patrzeć w morze, tak jak to właśnie robiła Nicole. W dodatku nie mogła odczytać, o czym dziewczyna myśli.
-Ale czego ona potrzebuje? Ono? Czego chce Ciemność? - chwyciła kamień i cisnęła gdzieś przed siebie.
-Chce się pożywić. To potwór - Nicole uśmiechnęła się dziwnie.
-Świat pełen jest potworów. I każdego można pokonać.
Dziewczyna przyjrzała jej się uważniej.
-Jak chcesz to zrobić? - zrobiła zamaszysty ruch ręką - Stąd nie ma ucieczki. To ETAP. I Ciemność go stworzyła.
-Jeśli nie spróbujemy, to się nie dowiemy. Ale najpierw miasto. Jest najważniejsze.
Był dzień po wyborach. Wyborach, w których Nicole oddała władzę Cass - niezupełnie, rzecz jasna, bo obiecała ją wspierać w dźwiganiu tego jakże ciężkiego brzemienia. Wyborach, w których wszelka opozycja grzecznie się wycofała. No, powiedzmy. Lewis jeszcze nie wiedziała, co o tym myśleć. Za łatwo przyszło. Równie łatwo wszystko mogło lec w gruzach.
Na razie starała się odpędzać od siebie tę myśl i skupiać się tylko i wyłącznie na tym, jak pokierować dzieciakami, by zbyt szybko nie stracić ich zaufania.
Słońce - sztuczne słońce - wisiało wysoko nad oceanem. Zbliżało się południe.
Tutaj i tak nikt nie liczył czasu. Ile minęło od początku? Tydzień? Dwa? Wszystkie dni zlewały się w jedno. Gdyby ktoś wmówił jej, że minął miesiąc, też pewnie by uwierzyła.
Nastała cisza przerywana jedynie pluskiem wody. A potem Nicole wstała.
-Lepiej wracajmy.
Lewis kiwnęła głową i podniosła się z piasku. Po drodze Cassandra zadała jeszcze tylko jedno pytanie.
-Dlaczego oddałaś mi władzę?
I to pytanie widocznie zbiło ją z tropu. Cass wzruszyła ramionami.
-Nie żeby coś. Jestem ciekawa.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Poison
Kameleon
Kameleon


Dołączył: 27 Sty 2011
Posty: 91
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 11:40, 01 Sty 2012    Temat postu:

[PB]

Sheila dopłynęła do przystani w Perdido Beach po kilku godzinach drogi. Zmierzchało, gdy dobiła do brzegu.
Zostało jej kilkanaście metrów, gdy zabrakło paliwa, więc przez chwilę musiała używać wioseł.
Wcześniej widziała z motorówki dwie postacie - zgadywała, że dziewczyny - siedzące na plaży. Rzucały się w oczy, bo jedna miała buraczkowe włosy.
Nie zdążyła je o nic zapytać, bo odeszły zanim dobiła do przystani.
Chodząc po ulicach widziała rozbiegane dzieci. Nigdzie dorosłych. Ba, nigdzie nawet nikogo kto wyglądałby na szesnaście lat!
Na drodze walały się gruzy, a pare razy wdepnęła nogą w kałuże zaschniętej krwi. Wolała nie myśleć o tym, co działo się w mieście podczas jej nieobecności.
Wróciła na plaże. Muszę zająć jakiś dom. Na uboczu, ale z widokiem na miasto.
Rozglądała się chwilę, nim zauważyła mały, dwupiętrowy, letniskowy domek. Obok stała do połowy wyrwana z ziemi tabliczka "Na sprzedaż".
Pociągnęła klamkę i weszła do środka. Jakiś dzieciak, na oko dziesięcioletni siedział na kanapie jedząc chipsy. Oglądał Spidermana na DVD.
- To twój dom? - spytała.
- Nie. Znaczy tak, teraz tak. Mój stary jest zawalony. - odpowiedział, nie odrywając wzroku od telewizora. - Wynocha.
Sheila skrzywiła się i wyciągnęła z torby pistolet.
- Liczę do trzech. Lepiej bierz dupę w troki. *
Dziecko spojrzało na nią.
- Nie boję się ciebie. Też taki mam, widzisz? - pokazał na spluwę leżącą obok.
- To zabawka - mruknęła. Replika była bardzo dobra. Osoba, która dwa razy widziała broń z bliska, pewnie by się nabrała. - W porównaniu do niektórych nie boję się pociągnąć za spust. Jeden.
Chłopak z uporem wpatrywał się w film.
Sheila wycelowała w lampę i strzeliła.
Kawałki szkła były wszędzie. Dzieciak podskoczył. Jeden odłamek wbił mu się w ramię.
- Dwa.
Dopiero teraz dostrzegł zagrożenie.
- Mmm-mogę pp-przynajmniej zabrać moje rzeczy? - poprosił, ściskając ranę.
Nie odpowiedziała.
- Wynoś się. - syknęła tylko.
Spodobał jej się ten dom. Był mały, ale przestronny. Nie obchodziły jej konsekwencje - jeśli miała w ogóle je ponieść, skoro nigdzie nie było dorosłych. Być może chłopak miał starsze rodzeństwo, które później będzie szukało zemsty. Prychnęła na samą myśl.
Jej cierpliwość się kończyła.
Co prawda dziecko było już przy drzwiach. Wychodziło. A właściwie wybiegało.
- Trzy! - wrzasnęła, gdy chłopak oddalił się o kilka metrów od domu i posłała kilka ostrzegawczych pocisków w piasek.
Przemknęły obok jego stóp.


*Udzielił mi się świąteczny nastrój, wybaczcie. Jezyk


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Anaid
Przenikacz
Przenikacz


Dołączył: 07 Maj 2011
Posty: 267
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 15:16, 01 Sty 2012    Temat postu:

[PB]


" I co, wyciągniesz dłoń, jeśli będziesz w stanie pomóc,
czy rzucisz tylko kilka rad, wrócisz do domu,
wieczór głodny, monotonny, dla niej kolejny samotny,
często braknie sił, płyną łzy - skutek klątwy,
rzucanej przez demony... "


Na ustach Nicole błąkał się uśmiech.
- Chciałam to szybko zakończyć. - odparła.
Korciło ją jednak, żeby odpowiedzieć: "Ponieważ i tak mogę Cię zmusić, byś robiła, co chcę". Nie. Musi zdobyć jej zaufanie.
Poza tym, wcale nie chcę jej krzywdzić.
Jeśli będziesz musiała, zrobisz to.
A jeśli nie?
Cisza.
Cassandra pokiwała wolno głową.
- Rozumiem. Jak myślisz, co możemy zrobić z Ciemnością?
Dziewczyna zamyśliła się.
- No cóż, my...
Ból targnął nią tak mocno, że jęknęła.
Podniosła się na klęczki i złapała za brzuch, po czym upadła na twarz, zwijając się na piasku.
Łzy stanęły Nicole w oczach.
Czuła się tak, jakby ktoś wbijał noże w jej trzewia.
Cassandra coś krzyczała. Trzymała ją za ramiona i próbowała unieruchomić.
Dziewczyna zacisnęła zęby.
Nie. Nie poddam się. Nie jemu.
Z wysiłkiem próbowała wyrzucić Ciemność z umysłu, zablokować tą moc.
Ten ból miał początek w umyśle. Więc tam trzeba go zniszczyć.
Wykorzystując całą swą moc, uderzyła w Ciemność. Atak zniknął momentalnie.
Nicole podniosła się chwiejnie. Cassandra patrzyła na nią z fascynacją i przerażeniem.
- To Ciemność.
Nie było to pytanie.
- Tak. Nie chce, bym cokolwiek ci mówiła. A przynajmniej na to wygląda. Wracając do tego, co mówiłam wcześniej, możemy powstrzymywać Ciemność przed nakarmieniem się, bo wtedy zdobędzie tak wielką moc, że będzie mógł zrobić wszystko. Wtedy jednak opanuje umysły dzieciaków, i tak zdobędzie, to co chce, chociażby po trupach.
Cassandra skrzywiła się.
- To co robimy?
- Na razie możemy rozdawać w niedziele cukierki, których mam całe góry.
Dziewczyna uniosła brwi.
- Skąd je masz?
- Ukradłam na samym początku. - uśmiechnęła się łajdacko.
Cassandra zaśmiała się, po czym spoważniała.
- Jaką masz moc?
Nicole zacisnęła zęby. W końcu musiało paść to pytanie.
- Naprawdę chcesz wiedzieć?
Pokiwała głową, jednak z nieco niepewną miną.
Dziewczyna nacisnęła delikatnie mocą na świadomość Cassandry.
Tamta otworzyła szeroko oczy.
- Nieźle...
Nicole zaśmiała się gorzko, bo poczuła zadowolenie Ciemności.
Przed oczami mignęła jej wizja ich obu, stojących ponad Perdido Beach, silnych, pięknych, i co dla Ciemności najważniejsze - rządzących.
Nie pozwolę na to, wiedz o tym.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Loki
Super Moderator
<b>Super Moderator</b>


Dołączył: 26 Maj 2010
Posty: 2006
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 43 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdańsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 21:52, 01 Sty 2012    Temat postu:

[baza COSE; 4 dni wcześniej]

W końcu Ergo go przyprowadził. Zwyczajowy grymas nienawiści, oraz najwyższej pogardy dla wszystkiego wokół, momentalnie zmienił się w wyraz zdziwienia, co chociaż na chwilę odsłoniło tą ludzką część Blake’a Fanre – głęboko schowaną pod maską antypatycznego, zadufanego przywódcy. Oczywiście Kaisie nie okazała, że właśnie tak go odbiera – uśmiechnęła się promiennie, jak do starego znajomego.
-Blake! – wstała, ale dwóch potężnych osobników po jej bokach natychmiast usadziło ją z powrotem na ławce, jakby była więźniem w jaskrawo-pomarańczowym wdzianku – Więc to tu się schowałeś – dodała, nadal pogodnie.
-Jak nas znalazłaś, Kai? – spytał rzeczowo. Nie wydawał się zły, ani zdenerwowany – raczej ciekawski.
-Wpuściła mnie twoja przyjaciółka, Emilia. Przemiła osóbka, była pewna, że zainteresuje cię mój plan – dramatycznie zawiesiła głos, przegryzając wargę. Jednocześnie zerknęła porozumiewawczo na swoich stróżów. Blake zrozumiał w lot. Wymienił spojrzenie z Ergiem (Ergusiem :3), po czym zwrócił z powrotem do korytarza. Ergo kiwnął na nich głową.
Cała piątka błądziła po korytarzach dobre kilka minut. Nie wątpiła, że po to, by ją zmylić. Niepotrzebnie – nie wydostałaby się na powierzchnię sama, ale zawsze mogła nakłonić kogoś do pomocy. W końcu to tak dostała się do środka, ba!, w ogóle dowiedziała się o ty miejscu. Emilia była jej współlokatorką – nudną, ale idealną do ćwiczeń. W końcu dobili do idealnie białych drzwi. Blake kazał odejść obydwóm, zasiadł za biurkiem, po czym wskazał jej miejsce. Ta jednak tylko oparła się o blat, pochyliła do przodu i wlepiła w jego oczy intensywne spojrzenie.
-Mój plan jest prosty – wymruczała bez ogródek – Ja będę ci mówić co masz robić, a ty będziesz to robił tak, by nikt się nie zorientował, że nie postępujesz tak z własnej woli.tak jak ten tam w rogu-dodała w myślach. Powtórzyła mu to jeszcze trzy razy, dokładnie tymi słowami. Dopiero, gdy upewniła się, że jest dobrze zahipnotyzowany, zajęła jego miejsce za biurkiem, wyłożyła lekko ubłocone martensy na blat, odpaliła papierosa (wizualizując sobie, że to drogie, kubańskie cygaro) i dopiero przybrawszy minę na gangstera, wyłożyła swoim zahipnotyzowanym kolegom swój plan.


[baza COSE; chwila obecna]

-Ale oto nadszedł kres naszych trudów! Jesteśmy gotowi, by sprostać temu wyzwaniu! Położymy ETAP na kolana! Razem, RAZEM, złapiemy linę, którą zrzucił nam los, by wspiąć się po niej na sam szczyt!
Tłum, złożony z dzieciaków odzianych w identyczne koszulki moro – w większości za duże, trochę poprzerabiane na szybko agrafkami i niepewnym, krzywym ściegiem – wzniósł jednoczesny okrzyk. Jakby wcześniej już to ćwiczyli, albo ktoś dał im znak. Albo jakby bezmyślnie podziwiali swojego przywódcę, co bliższe prawdy. Niektórzy potrząsali w powietrzu bronią – nie była naładowana, ale jej widok pobudzał tłum. Mieli moc, chcieli jej użyć. Wielu stąd pochodziło z Coates, a każdy kto tam przebywa nie jest do końca zdrowy na umyśle. Kaisie też nie była. Inaczej nie porywałaby się na ten tłum. Tymczasem chwyciła Blake’a z rękę i lekko przytuliła.
-Dobrze - szepnęła mu do ucha.
Objął ją w pasie i stali tak przez chwilę uśmiechając się do tłumu, aż Kaisie dała niezauważalny znak do Ergo – ten strzelił dwukrotnie w powietrze i ludzi zaczęli się rozchodzić.
-Najedzcie się dobrze. – mówił Blake na pożegnanie. Głośno, ale bez krzyku – Czeka nas długa noc!
Kai tylko się uśmiechała, tkwiąc przyczepiona do jego boku niczym mała małpka. Przecież była dziewczyną Blake’a – dlatego trzymał ją tak blisko przy sobie, tak jak trzymał blisko Erga, jako najlepszego przyjaciela. Nie uczyła się strzelać z broni, ani prowadzić opancerzonych aut – bezbronna, niemal bezużyteczna.
Nie. Kaisie Scaper nie może stanowić żadnego zagrożenia.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cukierkowa
Gyrokinetyk


Dołączył: 26 Kwi 2011
Posty: 617
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wrocław
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 10:05, 02 Sty 2012    Temat postu:

[Gdzieś na oceanie]
Angela i Anna płynęły. A właściwie dryfowały.
-Jak mogło nam zabraknąć paliwa?!
-Skąd mam wiedzieć.
Kto mógł wiedzieć, że będą dryfowały na środku oceanu w motorówce. Była szybka, ale musiała mieć paliwo. A bak tej motorówki po przepłyniętej nocy był pusty.
-Musimy jakoś znaleźć się na lądzie. Chyba bliżej będzie jednak do wyspy, więc lepiej popłynąć tam.
Dziewczyny znalazły w schowku wiosła.
-Ty z jednej strony, ja z drugiej. - powiedziała Angela.
Po trzech godzinach energicznego wiosłowania były zmordowane.
-Zróbmy przerwę.
-Zgadzam się.
-Właściwie, jak długo tu jesteśmy?
Angela zaczęła liczyć na palcach. Jeden. dwa, trzy... Gdy zabrakło jej palców parsknęła krótkim, nerwowym śmiechem.
-To jedenasty dzień.
-Jej. Myślałam, że dłużej.
-A tyle się zdarzyło.
Sam fakt, że ETAP powstał, ataki ze strony Coates, wielkie drzewo, wybory. Tyle tego było.
-Dobra, wiosłujemy.
Wiosłowały i wiosłowały. Wyspa Santa Elissa była coraz bliżej. W końcu znalazły się przy wyspie. Opłynęły ją i zobaczyły małą przystań. Przybiły i zostawiły tam motorówkę.
-Udało nam się. A to tak daleko.
-Całe szczęście. Wolałabyś zostać na zawsze na oceanie?
-Nie.
Angela rozejrzała się.
Jesteśmy same?
Nagle znikąd wyłoniła się wątła dziewczyna. Dość wysoka, chorobliwie chuda, o lekko azjatyckich rysach i czarnych, błyszczących włosach do pasa.
-Czego chcecie? - zapytała azjatka.
-My tylko... - zaczęła Angela. - Szukamy pomocy. Jest ETAP, nie ma dorosłych, a my głodujemy.
-Pomogę wam. Jestem Ayumi. - powiedziała dziewczyna.
-Jakoś jej nie ufam. - szepnęła do Angeli Anna.
-No wiesz, może jednak warto? - odszepnęła Angela.
-Więc jeśli chcecie to będziecie mogły tu zostać przez jakiś czas, wziąć jedzenie i ubrania, a potem możecie odpłynąć, którąś łódką. Ale mam jeden warunek... - mówiła Ayumi.
-Zaczyna się. Pewnie będzie chciała nasze dusze. - szepnęła Anna.
-Raczej nie.
-Jeśli chcecie, żebym wam pomogła, musicie mnie potem zabrać na stały ląd. - dokończyła. - Jeden warunek. Zgadzacie się albo wypad.
-Dobra, zgadzamy się. - powiedziały razem Angela i Anna.
-Więc zapraszam do środka. - powiedziała Ayumi uśmiechając się.
Dom był wielki, wszystko było czyste, ładne i świetnej jakości. Angela pobiegła w stronę kuchni. Znalazła kurczaka w lodówce. Wrzuciła go do mikrofalówki i po chwili był ciepły. Zjadły go w dwójkę i popiły świeżym sokiem pomarańczowym. Świat wydawał im się taki piękny. Znalazły dwie sypialnie i jeszcze garderobę. Przebrały się i padły na łóżka.
Po kilku godzinach obie wstały. Wbrew pozorom było jeszcze stosunkowo wcześnie. Zeszły na dół i zjadły po dużej porcji jajecznicy, chociaż nie była to pora śniadania. Znów wróciły na górę i poszły do garderoby. Angela ubrała białą sukienkę i baleriny.
Dlaczego nie?
Za to Anna dżinsy i jakiś T-shirt z nadrukiem oraz trampki. Nic nadzwyczajnego.
-Fajnie tu, co nie?
-No, chyba dobrze, że tu przypłynęłyśmy.
-Cześć! - przywitała je radosna Ayumi. - Kiedy płyniemy?
-Co? - zdziwiła się Angela.

Łi! Ale długi post!


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Cukierkowa dnia Pon 10:06, 02 Sty 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Vringi
Game Master
Game Master


Dołączył: 01 Cze 2010
Posty: 452
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 12 razy
Ostrzeżeń: 2/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 15:50, 02 Sty 2012    Temat postu:

[Obóz Chrisa]
Stanął w odległości 30 metrów od brzegu. Zdyszany spoglądał w spokojną jak śmierć tafle wody. Wydawała się tak czysta że nie mógł uwierzyć w to że mogą tam pływać jakieś ryby.
Wtedy zauważył Felice siedzącą na trawie tuż przy jeziorze. Spoglądała smętnie w dal, co chwila kręcąc głową, zapewne w celu odgonienia złych myśli. Podszedł do niej i powoli schylił się aby złapać ją za tył bluzy i postawić na równe nogi. Jednak jego plan spalił na panewce gdy chwyciła go za dłoń.
Przejrzała mnie?
- Stanie się coś niedobrego, James. Czuję to. - szepnęła pełnym napięcia głosem.
A więc już masz "te" dni. Po prostu świetnie.
Jednak zamiast narzekać usiadł obok niej i oparł swoją głowę na jej ramieniu.
- James? Co ty wyprawiasz? - zapytała patrząc na niego zaskoczona. Westchnął ocierając czoło z wyimaginowanego potu.
- Wiesz jakie męczące jest bycie mną? Samo wyjście z tamtego tłumu było dość ciężkie. - zerknął na nią ukradkiem. Dalej była pochłonięta w swoich smętnych myślach. Pchnął ją na trawę i opadł na jej pierś. Przyłożył jej wargi do ucha - Wiesz jakie to nudne? Całkowicie nieinteresujące. A ty...
W końcu Fel otrząsnęła się i zepchnęła go z siebie. Leżał na plecach spoglądając na nią wesoło.
I nagle wybuchnął śmiechem.
Już nawet nie pamiętał kiedy ostatnio się śmiał.
W końcu miał wtedy 5 lat.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gaia
Elektrokinetyk
Elektrokinetyk


Dołączył: 10 Maj 2011
Posty: 1114
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 22 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wrocław
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 18:00, 02 Sty 2012    Temat postu:

[Obóz Chrisa]

Radosny wybuch Jamesa bynajmniej nie rozwiał jej wątpliwości- po prostu zamienił je na inne.
Cieszyła się, że chłopak nareszcie zachowuje się jak trzynastolatek, ale było to tak inne od jego dotychczasowej postawy, że mimowolnie się wzdrygnęła.
Głupia, zrugała się w myślach. Zaczynam mieć manię prześladowczą.
Odrzuciła wszystkie bezsensowne podejrzenia i przyciągnęła Jamesa z powrotem do siebie. Jego rude włosy rozsypały się na piersi Felice, delikatnie łaskocząc w nos. Pozwoliła mu się objąć i choć przez chwilę poczuć się szczęśliwą.
Choć on nigdy nie miał się dowiedzieć, dlaczego go przytula. Dlaczego mówi, że ma jej nie opuszczać. Dlaczego kłamie.
Jak bardzo poczułby się zraniony, gdyby poznał prawdę? przemknęło jej przez głowę i przez chwilę poczuła się podle. Potem jednak wzięła głęboki wdech.
Przecież nigdy jej nie pozna.
- A ja?-podjęła rozbawionym tonem, wdychając zapach trawy.
-Zmieniłem zdanie-odparł.-Moglibyśmy być przyjaciółmi.
Słowa, które wydobyły się z jej ust, z pewnością zostały podsunięte przez najmroczniejsze zakamarki duszy Felice.
-Przecież jesteśmy-powiedziała i pocałowała go w czubek rudej czupryny.

Zamknęła oczy i zatęskniła za swoim prawdziwym przyjacielem.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Gaia dnia Pon 21:03, 02 Sty 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Shadow Rider
Odczytywacz
Odczytywacz


Dołączył: 11 Gru 2011
Posty: 105
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Pustyni

PostWysłany: Pon 18:21, 02 Sty 2012    Temat postu:

[PB]

Vall przebudziła się. Ostatnio bardzo często spała. Nikt jej na razie nie przydzielił żadnej pracy ani nic. To spała. A przynajmniej próbowała. Bo w aucie było nie wygodnie, chociaż siedzenia były w miarę miękkie. Poza tym już nie miała prywatnych zapasów. Zabrano jej całe jedzenie i rozdzielono pomiędzy najmłodszych. Potem zabrano też jedzenie z jej domu. Przynajmniej resztki nie strawione przez pożar wzniecony przez KOJOTY.
To jest totalnie chore! Najpierw kojoty przywiązują mnie do drzewa. Potem sobie z nimi gawędzę. Uwalnia mnie znikająca dziewczyna. A teraz...
-Kojoty podpalają mój dom!
Vall po raz kolejny wyszła z Gandalfem na spacer. Musiała dobrze pilnować swojego psa, ponieważ niektóre dzieci śliniły się na jego widok.
Poszła na plażę, żeby znowu pogapić się na barierę. Nie miała nic innego do roboty. Więc gapiła się na barierę. Więc tam stała, a Gandalf razem z nią. W końcu nie wytrzymała. Pospiesznym krokiem ruszyła w kierunku Perdido. Po chwili się uspokoiła i zaczęła podśpiewywać jakieś bezsensowne piosenki.
-Dorosły znika
Z braku sernika
A dzieci siedzą
I puszki jedzą
Jak się miewam?
Co ja śpiewam?
Sok się leje
Co się dzieje?
No dobra. Chyba coś bardzo złego się dzieje z moją głową. A co ty myślisz Gandalfie?

Gandalf tego nie skomentowała nawet mruknięciem.
-Rozumiem. Też uważam że jestem nienormalna. Chodź. Idziemy poszukać pań władczyń Perdido Beach. Może dadzą nam coś do roboty. Inaczej uschnę z nudów!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Vringi
Game Master
Game Master


Dołączył: 01 Cze 2010
Posty: 452
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 12 razy
Ostrzeżeń: 2/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 19:19, 02 Sty 2012    Temat postu:

[Obóz Chrisa]
Spacerował wokół jeziora. Co chwila zatrzymywał się aby podnieść płaski kamień i puszczał kaczki. Potem ponownie ruszał wzdłuż wody próbując pozbierać myśli.
Nie potrafił uwierzyć Felice. Nie w to że są przyjaciółmi. Był jak poduszka do której może się przytulić.
Nic więcej.
Uśmiechnął się do siebie pod nosem.
Przecież nie zależy mi na tym.
Ale nie mógł przestać o niej myśleć. O jej dotyku, gładkiej skórze i zapachu jej skóry.
Złapał się za głowę i kręcił nią na boki, dopóki nie powstało na niej ptasie gniazdo.
- Chcę... jej ciała... - odrzekł w wpatrując się w pustkę. Wpatrywał się wgłąb lasu pozwalając się pochłonąć myślom.
Jaki ze mnie idiota.
Położył dłonie na uszach i zamknął oczy. Gdy ponownie je otworzył marzenia zniknęły zastąpione obojętnością.
To zawsze pomagało.

*noc*
White spoglądał chłodnym wzrokiem w zimną noc. Siedział tak na tym kamieniu od kilku godzin. Nie miał ochoty wracać do obozu. Miał go na wyciągnięcie dłoni.
Zresztą ślepy by go stamtąd zauważył.
Obok niego kicał królik. Niewiele myśląc chwycił pobliski kamień i stąpając cicho niczym mysz zakradł się do niego i zrzucił mu go na głowę.
Gdy zwierzak próbował otrząsnąć się z szoku, chwycił narzędzie i przywalił nim w głowę królika. Powtarzał metodycznie tę czynność dopóki ten nie zdrętwiał.
Położył mięso na kamieniu i zaczął chodzić wokoło w poszukiwaniu gałęzi na opał. Co nie było dość trudne.
Rozpalił małe ognisko i wbite na kij truchło wsadził do ognia. Po pół godzinie wyjął mięso i zaczął je obgryzać. Co jakiś czas wyjmował z zębów niespalone kawałki futra. Czasami musiał odłożyć nieupieczone kawałki mięsa czy kości.
- Ale byłem głodny. - powiedział do siebie oblizując z tłuszczu palce.
Następnie położył się na plecach spoglądając na bezchmurne niebo, pełne gwiazd.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Nefeid
Kurczak


Dołączył: 17 Maj 2010
Posty: 1500
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 13 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: łódź
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 23:14, 02 Sty 2012    Temat postu:

[PB]
Christiane miała świetny plan - był nim brak planu.
Stała oparta o ścianę jakiegoś budynku niedaleko placu. W ręce trzymała mrożoną pizzę, nie tak do końca mrożoną, bo została rozmrożona. Koło niej Miki również zajadał się tym specjałem.
- Czemu zrezygnowałaś z władzy? - zapytał nagle.
Garcia popatrzyła się na niego jak na idiotę - często patrzyła tak na ludzi.
- To od początku był głupi pomysł - odparła, biorąc kęs pizzy - Wyobraź sobie, jak to wygląda.
- Domyślam się - mruknął Miki.
- Geniusz - powiedziała ironicznie Christiane, po czym kontynuowała - Teraz to spadnie na nie. Znacznie łatwiej jest przejąć władzę potem.
- Żartujesz?
Garcia spojrzała na niego z ukosa.
- Ach, zapomniałem - powiedział z powagą Miki - Ty nigdy nie żartujesz.
Christiane prychnęła, rzuciła pizzę na ziemię i wyciągnęła ręce, żeby go popchnąć. Miki zdążył je złapać, więc całkiem sprawnie wymierzyła kopniaka w piszczel. Syknął.
- To w sumie nie jest zły pomysł... - mruknęła cicho.
- Co? - zapytał rzeczowo Miki.
- Poćwiczyć - spojrzała na niego bystro - Niestety, nie posiadam żadnej z umiejętności prawdopodobnie niezbędnych do przeżycia tutaj, a mianowicie strzelania z broni palnej, walki wręcz oraz prowadzenia pojazdów kołowych. Przydałoby się je rozwinąć.
- Będzie problem ze zdobyciem broni - zauważył chłopak.
Christiane zaśmiała się.
- Nie mogę się doczekać, aż zobaczysz moją piwnicę.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Nefeid dnia Pon 23:14, 02 Sty 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Shadow Rider
Odczytywacz
Odczytywacz


Dołączył: 11 Gru 2011
Posty: 105
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Pustyni

PostWysłany: Wto 17:04, 03 Sty 2012    Temat postu:

-Cassandra! Nicole! Hej! Gdzie jesteście?
Nic. Żadnej z nich nigdzie nie widać
Na pewno nie śpią. Przecież jest dopiero... no właśnie. Która? Dwudziesta? Dwudziesta pierwsza? Nie wiem.
-Wiesz może, która godzina, Gandalfie?
Zero odpowiedzi.
-No tak. Przecież nie masz zegarka.
Vall ostatnio w ogóle nie dbała o czas. Godzina i data nie były jej do niczego potrzebne. Jedyne co robiła to spanie, jedzenie, samotne spacery z Gandalfem i gapienie się na barierę. Nic więcej. Dlatego szukała władz miasta. Chciała być do czegoś potrzebna.
-Eh, Gandalfie chyba ich nie znajdziemy. Może się z kimś zaprzyjaźnimy? Co o tym sądzisz?
Vall przeszła przez plac. Potem skręciła w jedną z ulic. Zobaczyła kogoś koło budynku. A właściwie kilku ktosi. Ale ilu dokładnie? Nie widziała bo było już ciemno. Ale widziała że chyba te ktosie się kopią czy coś. Gandalf przystanął koło tego budynku. Popatrzył się na dziewczynę jakby chciał powiedzieć: "No chodź! Tu masz ludzi. Możesz się z nimi zapoznać."
-Nie Gandalfie. Chodź tu. Nie przeszkadzajmy im w przepychaniu się.
Gandalf dołączył do pani i poszli razem dalej w poszukiwaniu nowych znajomych.
Dziwna pora na szukanie nowych przyjaciół. No ale cóż. Wszystko jest teraz dziwne.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cukierkowa
Gyrokinetyk


Dołączył: 26 Kwi 2011
Posty: 617
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wrocław
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 15:59, 04 Sty 2012    Temat postu:

[Wyspa Santa Elissa]
Angela i Anna były złe i zdziwione.
-Jak? Kiedy wracamy? Chyba masz coś z głową.
-Ledwo dziś rano tu przypłynęłyśmy! - krzyknęła wkurzona Anna.
-A więc to pora by płynąć do miasta. - powiedziała Ayumi.
-Nie, to pora odpocząć!
-Albo weźmiecie potrzebne rzeczy i zabierzecie mnie do Perdido Beach, albo popłyniecie tam bez niczego. W tej chwili. jak wolicie. - powiedziała azjatka z chytrym uśmieszkiem.
Anna powoli zaczęła wyciągać rękę by złapać pistolet. Huk. Ayumi strzeliła. Kula trafiła tuż koło ręki dziewczyny.
-Nie radzę. - wycedziła Ayumi przez zęby.
-Dobra, spoko. - uspokoiła ją Angela.
-To jak? - powiedziała azjatka siląc się na uśmiech.
Angela i Anna popatrzyły na siebie. Rozumiały się bez słów.
-Niech ci będzie. - powiedziała Angela.
-Ale najpierw weźmiemy co potrzebne. - dodała Anna.
-Oczywiście. - odparła japonka.
Angela zerwała się i zaczęła krzątać się po willi. Znalazła walizkę i do niej postanowiła spakować potrzebne rzeczy. Trochę ubrań, w ETAPie mogło ich zabraknąć. Jedzenie, konserwy, zupki w proszku i inne podobne rzeczy. Picie, kilka butelek napojów. Upchnęła wszystko w czarnej walizce. Podobnie wyglądał bagaż Anny.
-Ok. Płyniemy. - powiedziała Angela gdy obie były gotowe.
-A czemu sama nie możesz popłynąć? - zapytała podejrzliwie Anna.
-Nie wiem, chyba po prostu boję się sama płynąć. - odpowiedziała Ayumi.
Wybrały sporą motorówkę i upchnęły tam trzy walizki. Wsiadły. Anna miała sterować. Gdy były już na morzu Angela zaczęła rozmowę.
-Może powiesz nam coś o sobie? - zwróciła się do azjatki.
-No więc mieszkałam na tej wyspie z rodzicami. Pewnego dnia wypłynęli tam do miasta, do pracy, ja zostałam. Kazali mi się uczyć, ogólnie uczyłam się w domu. Ale nie wrócili. Zostałam sama. Więc pomyślałam, że zaczekam na pomoc, ktoś musiał w końcu przypłynąć. No i wy przypłynęłyście.
-No cóż...
Zaczęło się ściemniać. Angela wygrzebała dwa koce.
-Masz. - rzuciła jeden japonce po czym zwróciła się do Anny. - Za kilka godzin się zmienimy. ja poprowadzę ty się prześpisz, ok?
-Dobra.
Tak kończył się jedenasty dzień Angeli w ETAPie.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Cukierkowa dnia Czw 13:14, 05 Sty 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Temi
Kameleon
Kameleon


Dołączył: 22 Sie 2011
Posty: 92
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wrocław
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 19:38, 04 Sty 2012    Temat postu:

Noszenie przy sobie broni stało się niemal zwyczajem. Dzieciaki były wciąż oszołomione wydarzeniami sprzed zaledwie 11 dni, więc co rusz zdarzały się jakieś głupie wyskoki: napady, bójki, kłótnie. Trzeba było trzymać je żelazną ręką, by nie pozabijały siebie nawzajem. Mimo wszystko, Nunca starała się, by nie oglądały za często pistoletów. W końcu to tylko dzieci.
-Amidio, pozwól tu na chwilę- krzyknęła, schodząc do piwnicy. Zamaszystym ruchem uderzyła we włącznik. Rozbłysło nikłe światełko, wystarczające, by zobaczyć czubki butów. Schyliła się, i z ogromnej kupy jedzenia wygrzebała kilkanaście puszek mielonki, kilka bochenków chleba i jabłka. W pamięci zanotowała, by szybciej zjadać owoce, bo niektóre już były nadpsute. Po zabraniu wszystkiego na górę, odbył się podział jedzenia. Kilka godzin później wszystkie dzieciaki spały, a przynajmniej były w mieszkaniach. Nun postawiła na straży Zarę i bliźniaki, po czym udała się na rynek. jednak w połowie drogi zawróciła w stronę szosy. Nie uszła kilku kroków, gdy wpadli na nią jacyś chłopcy. Mieli trochę ponad 10 lat.
-Jak chodzisz?- krzyknął jeden pretensjonalnie.
-Przepraszam- mruknęła, wyrwana z rozmyślań o dzieciach.
-Przepraszam?! Ja cię nauczę szacunku!- powiedział, i pchnął dziewczynę na ziemię. Błyskawicznie wyciągnęła karabin i wymierzyła. Tego malec się nie spodziewał. Cofnął się kilka kroków z twarzą zastygłą w wyrazie przerażenia. Drugi chłopiec, który do tej pory stał i się przyglądał, chwycił kolegę za koszulę i pociągnął. Zaczęli uciekać, ale Nunca była zbyt wkurzona, by po prostu pozwolić im uciec. Przymknęła powieki, mocno skupiając się na asfalcie pod nogami podrostków. Niespodziewanie droga stanęła w płomieniach. Zadowolona dziewczyna kiwnęła głową, podniosła się z ziemi, otrzepała z kurzu i skierowała się do domu. Uszła kilka kroków, gdy jej uszu dobiegł przerażający wrzask. Odwróciła się. Ściana domów naprzeciwko, kilkanaście drzew i ulica płonęły.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Shadow Rider
Odczytywacz
Odczytywacz


Dołączył: 11 Gru 2011
Posty: 105
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Pustyni

PostWysłany: Pią 19:02, 06 Sty 2012    Temat postu:

Znowu się obudziła. Miała dosyć. Ciągle się budziła. Nikogo nie znała. I tylko spała w swoim samochodzie.
Vall poszperała w plecaku. Znalazła zeszyt i długopis. Przypomniało jej się że przecież kiedyś lubiła pisać wierszyki. Wzięła więc i zaczęła myśleć. Nabazgrała coś. Skreśliła. Dopisała. I znowu skreśliła. W końcu odczytała na głos.
-Na chodniku
W śmietniku
Przy autostradzie
Przy sklepowej ladzie
Nikogo nie ma
Jak go potrzeba
Nie ma do kogo otworzyć gęby
Chyba niedługo uschną mi zęby
Aż tu nagle widzę jakiś ruch
Czy to człowiek? Czy może duch?
Nie. To tylko piesek mały
Wytrzeszcz na mnie swe wielkie gały

Umilkła. Gandalf wyszczerzył zęby.
-Tobie już zaschły? No bo nie szczekasz. Ale co myślisz o tym?
Szczeknął. Potem zawył. A następnie polizał Vall po twarzy.
-Podoba ci się? No widzisz. Jak częściej będziesz odpowiadać na moje pytania to ci zęby nie zaschną. A teraz chodź. Idziemy na plażę.
Wyszli z auta i udali się na plażę. Dziewczyna dalej nie wiedziała, który jest, która godzina, od jak dawna nie ma dorosłych. Ale teraz już prawie o tym nie myślała. Cóż. Stało się. Nic nie może z tym zrobić. Kiedy doszli na plażę Gandalf zaczął biegać za jakimś kotem. potem za motylem. A Vall położyła się na piasku i próbowała zrelaksować. Niestety za blisko morza. Wkrótce poczuła ze ma mokre buty.
- Wiesz co Gandalfie. Właśnie uświadomiłam sobie że nie lubię morza. Chodźmy gdzie indziej.
I poszli. Do samochodu. Po czym znowu poszli spać.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Anaid
Przenikacz
Przenikacz


Dołączył: 07 Maj 2011
Posty: 267
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 21:41, 07 Sty 2012    Temat postu:

[PB]

"Nie trzymam się pośrodku,
raczej staram się iść bokiem.
Mija rok, a z tym rokiem ma dusza się utożsamia,
Znowu krok, a za krokiem, jestem nie do poznania"

W Nicole krew zawrzała.
Pożar. Jakiś tępy dzieciak wywołał pożar.
Wpadła na miejsce niczym burza. Z wnętrza dobiegały przytłumione krzyki. Raczej nie uda się ich uratować, bez innych ofiar.
Oczywiście, nasz bohater zniknął.
Goń go.
Zacisnęła zęby.
Nie znała nikogo z przydatną mocą.
Obok pojawiła się znienacka Cassandra, z pobladłą twarzą.
- Co...?
Nicole złapała ją za ramię.
- Znajdź ludzi, i ugaście to. Ja poszukam tego geniusza.
Oniemiała dziewczyna skinęła głową.
Czarne włosy zawirowały wokół jej głowy, gdy odwróciła się na pięcie i zaczęła biec. Po Grace.
Dziewczynka siedziała na poręczy schodów i podrzucała w drobnych rękach kamień. Podniosła na nią znudzony wzrok.
- Hej, Nicole. Dawno cię nie widziałam. - w jej głosie brzmiała nuta goryczy.
Coś zakuło ją w sercu.
- Pracowałam.
- Z Ciemnością, tak? Dobrze, powiem ci: osoba, której szukasz, jest z jednym z domów. Znajdziesz ją bez problemów.
Dziewczyna zastygła, patrząc w niebieskie oczy Grace.
Odwróciła się, założyła kaptur i ruszyła za cichym głosem Ciemności. Wzrok dziewczyki niemal palił ją w plecy.
Po jakimś czasie doszła. Otworzyła kopniakiem drzwi.
Stała tam dziewczyna o brązowych włosach. Celowała w Nicole z pistoletu.
Dziewczyna zaśmiała się, a tamta upadła na podłogę, wrzeszcząc.
Oczy Nicole lśniły zielenią.
Przytrzmywała ból kilka minut. Nunca zwijała się na podłodze i drapała drewno.
Nicole przestała i pochyliła się nad zapłakaną Nuncą.
- To takie małe upomnienie.
I wyszła. Skierowała się z powrotem ku pożarowi.
Jak to ktoś mądry powiedział: Niech nienawidzą, byleby się bali.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Shadow Rider
Odczytywacz
Odczytywacz


Dołączył: 11 Gru 2011
Posty: 105
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Pustyni

PostWysłany: Sob 22:05, 07 Sty 2012    Temat postu:

I znowu się obudziła
Dobra! Mam dosyć! Nie chcę spać!
Wyszła z samochodu. Zdenerwowała się tak bardzo że prawie przytrzasnęła drzwiami Gandalfa. Była zła na siebie. Cały czas spała zamiast porządnie poszukać Nicole i Cassandry.
-O. Popatrz Gandalfie. Pożar. Tam na pewno znajdę Nicole lub Cassandrę.
Vall wypowiedziała te słowa z wielkim spokojem. Dużo razy widziała większe pożary. Na przykład w Australii kiedy była tam z rodzicami. Ten jej w ogóle nie ruszał. Lecz był tylko okazją żeby wreszcie się czymś zająć. Ruszyła pospiesznie w stronę pożaru. Gandalf jak zwykle truchtał za nią. Przedarła się przez niewielki tłum gapiów i znalazła Cassandrę.
-Eee.. no cześć. Wiem ze to nie najlepsza pora na taka prośbę, ale chciałabym mieć jakąś przydzieloną pracę. Chcę być do czegoś potrzebna. Jest może gdzieś jakieś wolne stanowisko czy co?
Cassandra popatrzyła się na nią z niekrytym zdziwieniem.
-No tak. Coś się może znajdzie. Ale nie teraz. Pa pa!
-Ale ja naprawdę chciałabym jakąś pracę!
-Dobra, dobra. To przyjdź jutro pod ratusz to ci coś załatwimy. Ale teraz, proszę, nie przeszkadzaj. PA PA.
-Ok. To pa!
Przepchała się z powrotem przez większy już tłum. Usiadła na krawężniku i zaczęła układać obrazki z kamieni. Po pewnym czasie odezwała się do Gandalfa.
-Widzisz piesku? Jutro mamy rozmowę o pracę.
Ale Gandalf popatrzył tylko na nią dziwnym wzrokiem i poszedł sobie gdzieś.
-Zaraz! Czekaj gdzie idziesz? Wracaj tu natychmiast!
Ale pies nic sobie z tego nie robił. Szedł powoli dalej. W stronę pustyni.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Temi
Kameleon
Kameleon


Dołączył: 22 Sie 2011
Posty: 92
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wrocław
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 10:13, 08 Sty 2012    Temat postu:

Przerażona wpadła do pierwszego lepszego domu. Ktoś musi mieć tu gaśnicę! Po kilku minutach bezcelowych poszukiwań, zauważyła niewielkie drzwi. Gdy nie ustąpiły pod naciskiem jej dłoni, wyważyła je celnym kopniakiem. Rozejrzała się szybko po małej klitce. Kilka mioteł, jakieś wiadra, mopy... I gaśnica. Nun odetchnęła z ulgą, chwyciła ją i chciała wybiec. Nagle zauważyła jakiś ruch. Kierowana odruchem, wyjęla pistolet, odbezpieczyła i wycelowała. Jednak zanim zobaczyła, kto wtargnął do domu, poczuła obezwładniajacy ból w całym ciele. Gaśnica potoczyła się gdzieś w bok. Nunca upadła na ziemię. Nie wiedziała, gdzie jest, co się dzieje. Po kilku minutach (a może godzinach?) odzyskała czucie w nogach. Potem w rękach... I nagle mogła stanąć. Zauważyła tylko dziewczęcą sylwetkę, oddalającą się. Zamknęła oczy. Gdy je otworzyła, wiedziała już, co robić. Wypadła na ulicę i biegła śladem Nicole. Wreszcie ją dostrzegła. Wkoło było słychać krzyki, w powietrzu unosił się smród dymu. Ale nie to ją obchodziło. Znów przymknęła powieki i skupiła się. Po chwili do ogólnego hałasu dołączył jeszcze jeden wrzask. Włosy Nicole stanęły w ogniu. Jednak, co dziwne, nie przenosiły się na inne części ciała, ani na ubrania. Nie paliły nawet skóry głowy. Po prostu płonęły same włosy. Nunca z zadowoleniem kontrolowała ogień, hasający wesoło po dziewczynie. Po jakimś czasie westchnęła, i machnęła ręką. Ogień natychmiast zgasł. Nicole leżała na ulicy, oddychając szybko.
-To takie małe upomnienie- mruknęła, i spojrzała w niebo. Pomarańczowa łuna oświetlała niebo. Czas posprzątać. Nie oglądając się do tyłu, pobiegła w stronę pożaru. Przy ogniu kłębiło się kilkanaście ludzi. Jednak ona szukała konkretnej osoby. Dostrzegła ją.
-Cassandra! Cassandra!- podbiegła i chwyciła ją za ramię- wiem, jak to ugasić. Umiem to. Ale muszę zrobić to teraz, póki ogień nie zajął zbyt dużego terenu. Jeśli nie uda mi sie zgasić ognia, przynajmniej go ograniczę. Zatrzymam w jednym miejscu. Zrobię to, ale na czas pracy musisz zapewnić mi nietykalność- zerknęła na nią- zgadzasz się?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Forum GONE Strona Główna -> Archiwum / GONE - to tylko ETAP / Archiwum 3. Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony 1, 2, 3, 4, 5, 6  Następny
Strona 1 z 6

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Emule.
Regulamin