Forum Forum GONE Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Rozdział III
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6  Następny
 
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Forum GONE Strona Główna -> Archiwum / GONE - to tylko ETAP / Archiwum 3.
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Vringi
Game Master
Game Master


Dołączył: 01 Cze 2010
Posty: 452
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 12 razy
Ostrzeżeń: 2/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 22:50, 15 Sty 2012    Temat postu:

[Baza Chrisa]
- Felice, oto Kaisie. Kaisie, to Felice. - odpowiedział odchodząc od Felice. Robiąc powolne kroki do tyłu zmierzył je obojętnym wzrokiem, spoglądając to na jedną, to na drugą. Felice wykazywała wyraźną niechęć wobec uczennicy CA. Kaisie za to miała na swojej twarzy ten swój fałszywy uśmiech.
W końcu odwrócił się na pięcie i ruszył biegiem w stronę obozu. Nawet nie odwracał się do tyłu. Gdy dotarł do pierwszego namiotu zaczął gorączkowo szukać Jacoba. W pewnym momencie wpadł na wysokiego jak brzoza bruneta.
- James! Gdzie się podziewałeś?
White chwycił Jacoba za rękaw i pociągnął go na bok.
- Nie mamy na to czasu. Za chwilę może tu wrócić Kaisie, ta z którą przybyłem, i znowu mnie zahipnotyzować. - zerknął ukradkiem w stronę furgonetki. - Umiesz prowadzić?
- Mam zdradzić resztę CA i narazić się Chrisowi? - Jacob wyszczerzył zęby. - Już nie mogę się doczekać.
Uzależnienie od niebezpieczeństw? Kolejny świr.
Pobiegli w stronę furgonetki. Zanim tamci zdążyli zareagować Jacob otworzył drzwi samochodu i odpalił silnik. Mieli naprawdę wielkie szczęście że nikt nie wyjmował kluczyków ze stacyjki. Brunet przekręcił je, nacisnął sprzęgło i włączając bieg wsteczny ostro skręcił.
W tym samym czasie James wskoczył na plecy wcześniej zauważonemu chłopakowi z wiatrówką zawieszoną przez ramie i z całych sił zaczął gnieść jego krtań. Po krótkiej szamotaninie tamten przerzucił go sobie przez plecy. Przy okazji tracąc broń.
Obolały James zerwał się na równe nogi i pobiegł w stronę furgonetki. Otworzył tylne drzwi i wskoczył do środka zatrzaskując je. Następnie lufą karabinu wybił tylną szybę.
- Jedź! - krzyknął gładząc długą lufę broni.
Pierwszy raz mam w ręku coś takiego.
James widział kiedyś jak wuj obsługuje się podobną bronią. Wtedy uważał to za bezsensowne. Teraz dziękował za to że zapamiętał jak to się robi.
Wystawił lufę i oddał pierwszy strzał. Poczuł silne uderzenie w okolicy barku, o który opierał broń. Syknął cicho i sprawdził stan amunicji. Pozostało mi jeszcze pięć naboi.
Ponownie oddał strzał, ponownie chybił i ponownie syknął z bólu.
Za trzecim razem chyba kogoś trafił bo jakaś osoba zaczęła podskakiwać jak opętana, trzymając się za nogę.
Dwóch ostatnich strzałów nie oddał, z tego względu że Jacob przyśpieszył zostawiając resztę w tyle.
- Nie musiałeś do nich strzelać.
- Nie. Ale uznałem że tak będzie fajniej - odpowiedział uśmiechając się lekko. Jakob wzdrygnął się w przepełnione chorą fascynacją zielononiebieskie oczy.
- To gdzie teraz jedziemy?
- Poszukamy mojego przyjaciela. Kim Mikiego.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Nefeid
Kurczak


Dołączył: 17 Maj 2010
Posty: 1500
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 13 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: łódź
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 11:55, 16 Sty 2012    Temat postu:

Christiane postanowiła znaleźć Mikiego. Pałętanie się samotnie po mieście pełnym dzieciaków z bronią i bóg wie czym jeszcze nagle przestało jej się wydawać dobrym pomysłem. Stanęła na samym środku placu.
No i gdzie ten świr?
Przez chwilę miała genialny plan, żeby usłyszeć go za pomocą mocy, ale zniknął równie szybko, jak się pojawił. Nie potrafiła wyłączyć wszechobecnego zgiełku, a już na pewno nie wyłowić z niego głos Mikiego.
Pozostały metody średniowieczne. Odszukała wzrokiem jakiś rower, wsiadła na niego i wybrała się na przejażdżkę po mieście. Przejażdżka nie dawała pożądanych efektów przez przeszło pół godziny. Wszechobecna ciemność, choć już rozjaśniana przez pierwsze promyki słońca, nie ułatwiała sprawy. Ale jednak, w końcu, mijając jeden z wymizerniałych domów, jej uwagę zwróciły dwie rzeczy.
a) Dom był w połowie zburzony.
b) Z jego wnętrza wydobywały się jakby jęki.
Zsiadła z roweru, rzuciła nim o chodnik i wbiegła do domu. Na pierwszym planie stała stara, postrzępiona sofa, na drugim, w jakiejś piwnicy, siedział Miki. W stanie wyglądającym co najmniej na agonalny.
Był cały oblepiony krwią i jakimś kurzem, z dodatkowo paskudnie krwawiącym kolanem i zmasakrowaną twarzą.
- O równoległe wszechświaty - jęknęła Christiane i zwinnie zeskoczyła na niższy poziom. A potem ogarnęła ją nieopisana wściekłość.
- Ty świnio! - wrzasnęła - Ty samolubna, egoistyczna, zmutowana formo australopiteka! Jak mogłeś tak po prostu dać się zranić?! I co ja mam teraz zrobić?! Myślisz, że chce mi się latać i opatrywać twoje ranki herosa?! Szubrawiec!
Na to ostatnie słowo Miki wydał z siebie dziwny dźwięk, przypominający śmiech, przy okazji wypluwając mnóstwo krwi.
- Świetnie - syknęła - Później się z Tobą policzę.
Po czym zaczęła się rozglądać za czymś, z czego mogłaby skonstruować urządzenie, za którego pomocą podniesie i przeniesie Mikiego przy użyciu jak najmniejszej siły.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Elsi
Bez mocy
Bez mocy


Dołączył: 26 Gru 2011
Posty: 38
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Zakopiec :)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 16:15, 16 Sty 2012    Temat postu:

[GT] - Dzień wcześniej.
Szła. Czekała na wizje. Wiedziała, że gdy tylko ustanie, gdy tylko się podda to coś ją dopadnie.
W ostatnich wizjach nie były wcale straszne te wszystkie mroczne sceny - przywykła. Było straszne to drugie dno. Czuła że pod delikatną płachtą czyiś niemiłych wspomnień czai się To. Czym "To" było? Nie wiedziała i chyba nie chciała się dowiedzieć, ale w pewnym sensie takie tajemnice mile ją pociągały. Kusiły. Uśmiechnęła się. Powoli wypełzała z gór. Czając się czuwając, bacząc by kogoś nie obudzić, kogokolwiek nie obudzić. Musiała znaleźć bezpieczne miejsce. Najlepiej jej dom, albo dom Stefano Claudiuusa. Gdy kolejna z wizji przyjdzie nadciągnie ze zdwojoną siłą. Wtedy już nie tylko padnie na kolana, nie tylko oczy zaczną jej krwawić - ona może zginąć!
Na samą tą myśl po jej ciele przeszły ciarki. Musi dojść do swojego domu. Doprowadzić się do jakiegoś porządku, a potem.. ni cóż - Dom Claudiuusa był blisko. Biedny Stef - miał raka i 16 lat - wiele mu nie zostało, ale i tak szkoda, że taki malarz zniknął z tej planety.
Odeszła powoli - pogrążona w rozmyślaniach - w stronę Plaż Perdido.
[PB] - dom Claudiuusa następnego dnia
Przyszła. Padła na krzesło obok stołu z paletą kreślarską. Dookoła walały się akwarele - idealne do speedpaintingu. Wpatrzyła się w ściane - w puszczonym na pętle CD cały czas leciała składanka Linkin Park. Nagle jakby za sprawą mokrego wiadra z zimną wodą ocknęła się i wpatrzyła w obrazy starego kolegi. Z tyłu dobiegały znajome nuty. Podświadomie L. zaczęła nucić w myślach.

This is not the end, this is not the beginning
Just a voice like a riot rocking every revision
But you listen to the tone and the violent rhythm and
Though the words sound steady, something empty's within 'em
We say yeah
With fists flying up in the air
Like we're holding onto something that's invisible there
'Cause we're living at the mercy of the pain and the fear
Until we dead it
Forget it
Let it all disappear

Waiting for the end to come
Wishing I had strength to stand
This is not what I had planned
It's out of my control
Flying at the speed of light
Thoughts were spinning in my head
So many things were left unsaid
It's hard to let you go

I know what it takes to move on
I know how it feels to lie
All I want to do is trade this life for something new
Holding on to what I haven't got

Sitting in an empty room
Trying to forget the past
This was never meant to last
I wish it wasn't so

I know what it takes to move on
I know how it feels to lie
All I want to do is trade this life for something new
Holding on to what I haven't got

What was left when that fire was gone
I thought it felt right but that right was wrong
All caught up in the eye of the storm
And trying to figure out what it's like moving on
And I don't even know what kind of things I said
My mouth kept moving and my mind went dead so
Picking up the pieces now where to begin
The hardest part of ending is starting all again

All I want to do is trade this life for something new
Holding on to what I haven't got

This is not the end, this is not the beginning
Just a voice like a riot rocking every revision
(I'm holding on to what I haven't got)
But you listen through the tone and the violent rhythm and
Though the words sound steady, something empty's within 'em
We say yeah
With fists flying up in the air
Like we're holding onto something that's invisible there
(Holding on to what I haven't)
'Cause we're living at the mercy of the pain and the fear
Until we dead it
Forget it
Let it all disappear
(Got)

Po zanuceniu tych słów poczuła mocne ukłucie w sercu. To było zwierciadłem jej marnego życia w ETAP'ie. Coś się do niej skradało. Zaraz to nastąpi. W radiu (zasilanym na baterie oczywiście) zabrzmiało "In between". Dziewczyna spadła z krzesła. To coś... to "coś" ją dosięgnęło. Krzyczała. jej ręka podświadomie drgała.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Elsi dnia Pon 16:18, 16 Sty 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Shadow Rider
Odczytywacz
Odczytywacz


Dołączył: 11 Gru 2011
Posty: 105
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Pustyni

PostWysłany: Pon 19:32, 16 Sty 2012    Temat postu:

[PB]
Valli spało się dziś bardzo dobrze. Po pobudce sprawionej przez jej nowych małych kolegów którzy od samego rana oblężyli jej bazę na pustynnej planecie i ostrzeliwali ją ze swoich blasterów i ciężkiego działa na pociski wypchane puchem. Ale nie pogniewała się na nich.
Mili z nich chłopcy.
Kiedy się już ubrała zjadła swoje zwyczajowe śniadanie czyli płatki z sokiem. Po czym wzięła łopatę i wyszła drzwiami, które nie były ostrzeliwane. Niestety chłopcy mieli strażnika i kiedy chłopiec zobaczył Vall ogłosił alarm. Cała czwórka wskoczyła jej na plecy z okrzykami bojowymi. Dziewczyna zrzuciła ich delikatnie i wytłumaczyła spokojnie ze musi posprzątać gruzy. Puścili ją. Kiedy tylko Vall doszła na miejsce zabrała się do pracy. Kilka innych dzieciaków pracowało z nią więc szło dosyć szybko. Po pewnym czasie stwierdzili ze już raczej na dzisiaj koniec i odeszli wszyscy w swoją stronę. Vall odłożyła łopatę do samochodu i poszła wykapać się w morzu. Potem nakarmiła i napoiła Gandalfa i przystąpiła do przygotowań przed bitwą. Kiedy przebrała się już i zabrała miecz świetlny odnalazła chłopców. Lecz ci byli czujni.
-Giń okropny Sithu! - wykrzyknął jeden Jedi. Dziś był tylko jeden osobnik władający mieczem świetlnym ponieważ reszcie wyczerpały się baterie.
-Nie! Czekaj! Jak masz na imię? Ale tak na prawdę?
-Luke.
-Świetnie bo...
-Nie słuchajcie żołnierze! Na niego!
Darth Vader powalił od razu wszystkie klony. Teraz toczył więc zacięty pojedynek z małym Jedi. W pewnej chwili Jedi został pozbawiony obu nóg.
-Przyłącz się do mnie! Razem obalimy Imperatora!
-NIGDY!
-Luke! To ja jestem twoim ojcem!
O nie. Zły pomysł. Szczególnie że rodzice zrobili puuuf!
-NIEEEEEEE! - wykrzyknął chłopiec i wbił w siebie miecz świetlny w akcie rozpaczy.
Ufff! Na szczęście się nie rozpłakał!
Ale wtedy usłyszała płacz. Najmłodszy klon płakał.
Nie, nie, nie!
Podbiegła do niego.
-Co się stało, żołnierzu?
-Chce do taty! Chlip chlip... i do mamy też!
-Mama i tata niedługo wrócą. Przecież by cię nie zostawili! A teraz musicie jeszcze mnie pokonać! Chyba nie chcesz żeby ciemna strona wygrała?
-Nie chlip chlip...
Oddaliła się i stanęła nad Lukiem. Zaczęła się śmiać złowieszczo. Lecz wtedy paf! Poczuła ból w prawej nodze. To nie mógł być piankowy nabój. Ten był prawdziwy.
-Czekajcie! Chyba pomyliliście pistolety!
Koledzy popatrzyli na najmłodszego chłopca. Trzymał w ręku prawdziwy pistolet. Zdjął hełm i popatrzył się na wszystkich ze strachem.
-Ja... ja nie chciałem! Kiedy Vall mnie ścięła mieczem świetlnym upuściłem mój blaster tam daleko. A ja nie miałem takiego z Gwiezdnych Wojen. Mój wyglądał jak prawdziwy pistolet. Przed chwilą pobiegłem po moją broń i tam leżał taki i ja... nie wiedziałem!
-Uch! No bobra. Idźcie już. Ja poszukam kogoś... kogoś co coś zz tym zrobi.
Chłopcy odeszli powoli. Vall utykając na zranioną nogę przeszła kilka kroków. Podbiegła do niej dziewczyna. Ta sama, która użyczyła jej prysznica.
-Co się stało? Ktoś cię postrzelił?
-Taaa... bawiliśmy się.... uch... w Gwiezdne Wojny i koledze ktoś podmienił pistolet.
-Dobra. Czekaj tu. Zraz kogoś przyprowadzę. To... się tobą zajmie.
-Ok. Nie mam zamiaru się ruszać. Dzięki.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Premit
Super Szybki
Super Szybki


Dołączył: 12 Lip 2011
Posty: 400
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Rzeszów
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 16:38, 17 Sty 2012    Temat postu:

[Poza PB]

Bandit i Nunca jechały przez długi czas. Otaczał je pustynny krajobraz. Czuły się dobrze w swoim towarzystwie. Przez chwilę zapomniały nawet, że dorośli zniknęli i panuje chaos. Wróciły jednak do rzeczywistości, gdy na ich drodze stanęła, mała, drewniana szopa. Dziewczyny wysiadły z samochodu i wyjęły broń z bagażnika.
Pośpieszne weszły do środka. Wewnątrz panował chaos. Wszystko walało się po podłodze, okna były powybijane, a meble połamane na kawałki.
-Hej, nie wyglądami mi to dobrze.
-Czytasz w moich myślach, czerwono-włosa.
-Brać je!- dziewczyny usłyszały charakterystyczne warknięcie. Pośpiesznie uniosły pistolety. Odwróciły głowy w stronę dźwięków i ku ich oczom ukazały się kojoty. Zwierzęta były paskudne, poobdzierane i poranione w wielu miejscach.
-Czego chcecie?
-Ciemność. Was. Ciemność.
-Gdzie jest Gaiaphage?- wycedziła Nunca, cały czas trzymając broń w gotowości.
-Za mną.- powiedział jeden z kojotów.
Bandit i Nunca były zdziwione, że kojoty chciały zaprowadzić ich do Ciemności. Wyszły z rudery i podążały za przewodnikami. Słońce ich paliło. Po godzinie marszu dotarli do góry, w której kryła się jaskinia.
-Teraz wy tu zostaniecie, a ja z moja towarzyszką wejdziemy na dół.- Nunca postawiła warunek.
Kojoty cofnęły się o jakieś pięć metrów, dla dziewczyn było to jednoznaczne ze zgodą na ich zasady.
-Nun, zaczyna się nasza przygoda.
Spojrzały na siebie i postawiły pierwsze kroki w kierunku jaskini.
Już do ciebie idę.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Temi
Kameleon
Kameleon


Dołączył: 22 Sie 2011
Posty: 92
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wrocław
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 19:46, 17 Sty 2012    Temat postu:

-Nun, zaczyna się nasza przygoda.
Rzuciły sobie pospieszne spojrzenie i ostrożnie weszły do środka.
Kilka metrów wgłąb szyb znikał w ciemności. Nunca przeklinała się w myślach, że nie wzięła latarki, która na bank walała się gdzieś na podłodze drewnianej chaty. Przy odrobinie szczęścia znalazły by się też baterie. Podłoże było mokre od wody skapującej z cichym pluskiem ze sklepienia. Bandit spojrzała za siebie, by upewnić się, że kojoty zostały na swoich miejscach, po czym skinęła głową do towarzyszki. Korytarz był bardzo wąski, jednak mieścił je obie. Uszły kilkanaście kroków. Nunca ze zdumieniem odkryła, że wraz z zagłębianiem się w jaskinię, spowite wcześniej mrokiem obszary stawały się widoczne. Po pięciu minutach drogi, Nunca potknęła się i upadła z głuchym plusknięciem.
-Fuj--wytarła z obrzydzeniem rękę w spodnie. Jej słowa potoczyły się echem po skalnym korytarzu. Było to dosyć wstrząsające, po długim czasie napiętego milczenia.
-Jak myślisz, długo jeszcze?- zapytała Bandit, spoglądając w głąb. Przynajmniej tak się mogło wydawać, gdyż ciemność pomału gęstniała.
-Nie wiem. Ale zaczynam się pomału bać- dziewczyna starała się, by jej słowa zabrzmiały humorystycznie, jednak chyba nie do końca jej się to udało. Rzeczywiście zaczynała odczuwać strach. Wcześniejsza determinacja przysłoniła go, jednak teraz, gdy szła w nieznane, wyrzucała sobie, że się wcześniej chociażby odpowiednio nie przygotowała. Za jedyne wyposażenie służył jej pistolet. Nie zawróciła tylko dzięki Bandit. Westchnęła i bez ociągania wstała.
-Cholera, gdyby nie było tak ciemno...-usłyszała słowa towarzyszki.
Ciemno... Ciemność... Światło... Ogień... No jasne!
-Poczekaj- klęknęła i zaczęła macać dłońmi po podłodze. Chwyciła pierwszą rzecz, jaka nawinęła jej się pod rękę. Podniosła ją i dokładnie obejrzała. Zimny, podłużny odłamek skalny. Miał około pół metra, nadawał się idealnie. Zamknęła powieki i mocno się na nim skupiła. Po kilkunastu sekundach poczuła dym, aż w końcu uderzyła ją fala ciepła. Otworzyła oczy.
-No.-
Dziewczyny szły dalej, oświetlając sobie coraz ciemniejszą drogę kontrolowanym ogniem. Nunca pierwszy raz widziała, by kamień się palił. Po dłuższych oględzinach stwierdziła, że nie płonie się sama skała; służyła jakby za coś, wokół czego ogień był utrzymywany. Zupełnie jak z włosami Nicole. Szły dalej, a napięcie rosło. Mimowolnie pistolety trzymały lekko wyciągnięte przed siebie. Ich kroki, mimo, że stawiane jak najciszej, rozbrzmiewały niczym uderzenia. Nie zauważyły, że ciszę przestał zakłócać nawet plusk wody, kapiącej z sufitu. Nie potrafiły określić czasu wędrówki. Jednak na pewno było to długo, ponieważ ich koszulki były doszczętnie przemoczone wilgocią z powietrza, podeszwy butów przetarte a ciemność dawno stała się kompletnie nie przenikniona; ogień rzucał tylko pomarańczową łunę na kilka kroków do przodu. Nagle przystanęły. Chłody powiew wiatru delikatnie zmierzwił ich włosy.
-Wiatr...?- zapytała Bandit drżącym głosem.
-W jaskini...?- zapytała Nun, łapiąc ją za rękę.
Zastępny podmuch zgasił pochodnię.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Temi dnia Wto 19:49, 17 Sty 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jinyi
Przenikacz
Przenikacz


Dołączył: 14 Lip 2011
Posty: 217
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z pudełka
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 22:16, 17 Sty 2012    Temat postu:

Coś na miano promyka przedarło się przez jego zamknięte powieki, po tym jak Christiane wymierzyła mu swój kolejny sierpowy. Była tak wściekła na bezmyślność chłopaka, że dopiero po chwili zdała sobie sprawę, że to co właśnie masakruje to jego twarz. Ten, uśmiechał się jakby sprawiało mu to radość, jednakże gdzie nie gdzie rysował się pewien grymas bólu.
-Zapomnij - urwała, wstając z kolan.

Rękoma złapała za jego nogi, podczas gdy reszta ciała bezwładnie osadziła się na jej plecach. Kolejno w miarę ostrożnie kładła nogę za nogą na spróchniałych i dawno już nie pełniących swej roli schodach, które wydawały z siebie niemiłosierny dźwięk, jakby zaraz miały się rozpaść. Klęła cicho na mruczącego coś Miki'ego. Najwyraźniej całokształt sytuacji jak najbardziej mu odpowiadał. Dodatkowym atutem było to, iż jego ramiona swobodnie zwisały wzdłuż jej tułowia, skąd tylko krok do pełnego dostępu do jakże urodzajnych piersi. Aż kusiło, aby dotknąć.
-Proszę powiedz mi, dlaczego wyciągam taką neandertalską istotę jak ty z piwnicy? - zapytała, łapiąc oddech. Szła na przód. Sama nie wiedziała gdzie. Ulicą, byle jak najdalej od niczego. Powoli, bo było jej ciężko.
-Bo mnie lubisz - stwierdził Miki szepcząc jej wprost do ucha. Nosem przejechał po jej zlepionych od jego krwi włosach. Stanęła.
-Mogłabym bez wysiłku Cię zabić.
-Ładną mamy pogodę, prawda?
Ulicą, wprost w ich kierunku zmierzała duża furgonetka. Zatrzymała się kilka metrów wcześniej. Z jej wnętrza wyskoczył James, oraz jakiś inny chłopak, który pozostał przy pojeździe, gdy rudy już zdążył zbliżyć się do Miki'ego i Christiane. Dziewczyna od razu go rozpoznała, jednakże nic się nie odezwała.
-Miki? - zapytał niepewnie, spoglądając na Azjatę.
-Tak, to ten kretyn we własnej osobie.
-Pomóc?
-Możesz?
-Nie trzeba! Tak jest dobrze! - w tym momencie Miki jeszcze mocniej przyległ do pleców Christiane. Ta, lekko się zachwiała -Niech się jeszcze pomęczy! - musnął ustami jej policzek. Tu dziewczyna jak na rozkaz puściła Miki'ego. Ten wbił się w ziemie jak kołek -Za co! - Christiane już chciała ponownie wylądować na nim swoją złość, ale w porę do akcji wkroczył James, który zaczął leczyć blondyna.
Po paru minutach było po wszystkim. Wciąż siedzący na ziemi Miki w najmniej oczekiwanym momencie złapał Jamesa za poliki i nie dość, że mocno je ścisnął to jeszcze przyciągnął go do siebie i ni z gruszki ni z pietruszki podarował mu soczystego buziaka w czoło.
-Płomyczku! Jak dobrze Cię widzieć!
-Oszalał - rzuciła złośliwie Christiane.
James czuł jak jego policzki w delikatny, aczkolwiek subtelny sposób zaczynają się rumienić. Z zamyślenia wyrwał go głos Jacob'a, wciąż stojącego przy furgonetce.
-Może starczy tych czułości? Jedziemy? - zapytał, a wszyscy jak żołnierze w wojsku powędrowali do pojazdu.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
zimowykalafior
Super Admin
<b>Super Admin</b>


Dołączył: 10 Wrz 2010
Posty: 2241
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 53 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Australijskie Skierniewice
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 15:36, 19 Sty 2012    Temat postu:

[Sztolnia]

Odgłos czyichś kroków niósł się echem po ścianach jaskini.
Tup, tup, tup.
Szły co najmniej dwie osoby, bo gdyby Cassandra była teraz przy zdrowych zmysłach, usłyszałaby stłumione głosy. I zobaczyłaby światło, które z każdym tupnięciem zbliżało się coraz bardziej. Światło dla Ciemności.
Tup, tup, tup.
Lewis kurczowo ściskała pistolet w lewej dłoni. Nie wiedziała, dlaczego to robi. Nie wiedziała, do czego to służy. Nie wiedziała, kim jest ani po co tutaj przyszła.
Była już tak blisko... Zaledwie kilkadziesiąt metrów od świecącej delikatnym zielonkawym blaskiem poświaty.
Gaiaphage.
Leżała skulona pod ścianą i trzęsła się z zimna. Nie zauważyła, że w którymś momencie rozchlastała sobie nogę i jej krew kapała na zimne, kamienne podłoże, a spodnie były tak podarte, że nieużyteczne.
Kojoty zostały przy wejściu. A może uciekły. A może ją wyprzedziły. W każdym razie, nie było ich. Gdyby Cassandra była teraz przy zdrowych zmysłach, stwierdziłaby, że to nawet i lepiej. Ich towarzystwo nie było zbyt przyjemne, z całym tym warczeniem i kłapaniem szczękami.
Gaiaphage.
Dlaczego widziała wszystko w zielonych barwach? Czy to przez tą zieleń tam z dołu, czy tak wygląda jeden z objawów tracenia zmysłów?
Coś huknęło. Oczywiście Cass nie zdawała sobie sprawy, że to ona spowodowała ów huk, a raczej pistolet w jej ręce. Kilka ton skał zwaliło się na ziemię po drugiej stronie korytarza.
Wyżej wymieniony w obecnych okolicznościach był w co najmniej połowie niezdatny do przejścia.
Kroki ucichły, powiedziały coś, a potem znowu ruszyły.
Tup, tup, tup.
Gdy były już tak blisko, że dźwięk uderzania ich butów o kamienie był tak głośny, że nie dało się go słuchać (zupełnie jakby gdzieś obok za każdym razem uderzał piorun), a światło, którego już nie było, oślepiło ją, pozbawiając na chwilę wzroku, Lewis krzyknęła:
-Nie idźcie tu! - ale tak naprawdę z jej ust dobył się tylko ledwie słyszalny szept. O tym też nie wiedziała. -To śmierć!
Zobaczyła tylko jeszcze dwie pary butów tuż obok swojej twarzy, podniosła głowę, ale był to wysiłek zbyt wielki, by nie pozbawił ją przytomności.
Ciemność.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Anaid
Przenikacz
Przenikacz


Dołączył: 07 Maj 2011
Posty: 267
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 21:00, 19 Sty 2012    Temat postu:

[PB]

"I feel my world shake,
Like an earthquake,
Hard to see clear,
Is it me? Is it fear?

I'm madly in anger with you
I'm madly in anger with you!"




Tik, tak. Tik, tak.
Dziewczyna wpatrywała się intensywnie w zegar.
Powinna coś zrobić. Kolejne osoby są opanowywane przez Gaiaphage.
Ale co?
Zatrzymać ich bólem? Ciemność zatrzyma ją.
Iść tam za nimi...?
Głupie. Niedojrzałe. Lekkomyślne.
Ale czy mogła zrobić coś jeszcze?
Czekać, i patrzeć jak niszczy się wszystko.
Ze złością rzuciła szklanką o ścianę. Szkło pękło.
Powinna tam pójść. Cassandra jest tam. I Bandit, z Nuncą.
Ale, jeśli wszystkie zginą?
Wstała i zaczęła krążyć nerwowo po pokoju. Zaczęła cicho śpiewać.
- Fuck it all and no regrets,
I hit the lights on these dark sets.
I need a voice to let myself
To let myself go free.
Fuck it all and no regrets,
I hit the lights on these dark sets.
Medallion noose, I'll hang myself.
Saint Anger 'round my neck.

Kopnęła krzesło. Nadal pustka w głowie.
- Fuck it all and no regrets! - wrzasnęła i wybiegła z domu.
Wsiadła na rower i wściekle pedałując pędziła w stronę Gaiaphage.
Im szybciej się to skończy tym lepiej.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Anaid dnia Pią 19:17, 20 Sty 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
rocket.
Bez mocy
Bez mocy


Dołączył: 15 Sty 2012
Posty: 6
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: łódzkie.
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 21:47, 19 Sty 2012    Temat postu:

[CA]

Balansowała niebezpiecznie na dwóch nogach krzesła, w przód i w tył. Kołysała się wciąż testując swoje możliwości. Może gdyby upadła w końcu przestałaby? Odczepiła rękę i przez ułamek sekundy zrobiło się groźnie. Jednak w porę chwyciła się stopą klamki. Nie mogła znaleźć sobie miejsca, wciąż wstawała i siadała. Na stoliku nocnym leżał niedokończony komiks o Mocarnym Thorze, więc sięgnęła po niego. Ile te dzieciaki mają komiksów.. Sama miała całkiem sporą kolekcję, ale była w opłakanym stanie. kiedy tylko zaczął się ETAP przeczesała pokoje starszaków i całkiem sporo z nich wyniosła. Krzesło zaskrzypiało znacząco, gdy z niego zeszła. Brakowało jej muzyki, słowa do utworów powoli zanikały, zostawały tylko melodie, ale niektóre już pozapominała i ograniczała się do refrenów, których dziwnym trafem nigdy nie zapomina.
- Chrzanić to. - mruknęła pod nosem i sięgnęła pod łóżko po napoczętą butelkę Jacka Danielsa. Kiedy rozkoszowała się smakiem tego cudownego trunku do jej pokoju wpadła Emily. Ośmiolatka, która na siłę próbowała upodobnić się do Sidney. Nawet założyła koszulkę Iron Maiden, co od razu wywołało napad śmiechu u Sid. Niestety, słodka buzia Emily, ani trochę nie przypominała twarzy Sidney o ostrych rysach.
- Dzieciaki dorwały się do twoich zapasów! - dreptała w miejscu jakby bardzo chciało jej się siku.
Panna Wild zerwała się z miejsca, rzucając butelkę na łóżko. Z szafki nocnej wyciągnęła malutki pistolet, który ukradła ojcu przed pożarem. Pomyślała, że kiedyś może się przydać. Chyba właśnie nadeszła pora.
Pozabijam. Pędziła po schodach z zaciśniętymi pięściami. Pomalowane na czarno paznokcie wbijała w wewnętrzną stronę dłoni. Przy drzwiach do jej zapasowego pokoju stało przynajmniej z dziesięć dzieciaków. Na jej twarzy pojawił się przerażający grymas, kiedy zobaczyła jakiegoś bachora z jej ulubionym numerem X-menów. Uniosła pistolet i strzeliła w okno. Huk natychmiast przestraszył dzieciaki i każde pobiegło w inną stronę holu. Komiks, który trzymał ten chłopak wylądował zgrabnie na podłodze. Sidney zaśmiała się pod nosem. Zła energia natychmiast z niej uleciała i zostało szczęście promieniujące z okłądki komiksu.
Muszę założyć lepszy zamek.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cukierkowa
Gyrokinetyk


Dołączył: 26 Kwi 2011
Posty: 617
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wrocław
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 18:53, 21 Sty 2012    Temat postu:

[PB]
Angela leżała na środku ulicy. Nie miała na nic siły. Wszystko ją bolało.
Co jest?
Po kilku(nastu?) minutach wstała. Nie mogła leżeć bezczynnie. Wtedy coś się stało.
Chodź do mnie.
O nie, to znowu to! To coś, co usłyszałam na pustyni.
One tu są.
One czyli kto?
Nunca, Bandit, Cassandra i Nicole. Wszystkie.

Ale ja nie chcę!
Chodź!
Poczuła ból. Nigdy czegoś takiego nie czuła. Ponownie upadła na ziemię. Skręcała się z bólu.
Przestań!
Chodź.
Nie mogła tego nie zrobić. Nie wytrzymałaby tego. W tej chwili ból ustał. Roztrzęsiona dziewczyna powoli się podniosła. Zaczęła gorączkowo myśleć o Sztolni.
Przenieś mnie do Sztolni, przenieś mnie do Sztolni.
Udało się! Leżała przy wejściu do Ciemności. W końcu ruszyła. Wkroczyła w ciemność.
Gaiaphage.
W ciemnościach nic nie widziała. Ale szła.
-Hej! Jest tu ktoś?! Pomocy!
Szła dalej. Ale usłyszała szmer. Stanęła. Znowu ten przeszywający ból przeniknął przez całe jej ciało. Upadła.
Ja tego nie wytrzymam!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Elsi
Bez mocy
Bez mocy


Dołączył: 26 Gru 2011
Posty: 38
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Zakopiec :)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 10:47, 22 Sty 2012    Temat postu:

[PB] - Dom Claudiuusa
Wstała. Przeżyła.
Otworzyła szeroko oczy. Stała na podwórku przed domem. Wokół niej, na trawniku, rysowały się dziwne szlaki. Jakby ktoś za pomocą kija wydrapał wzory w murawie.
Chodź do mnie
Kim jesteś.
Czemu to "coś" siedziało jej w głowie? To coś co czuła podczas wizji. Na samą tą myśl skręciła się z bólu. Głos wrócił.
Pierwszy raz poczuła to coś, gdy szła w stronę Plaż Perdido. Gdy przechodziła obok... SZTOLNIA! To coś było w sztolni. Za każdym razem gdy myślała o sztolni, a miała wizję. Wtedy to "coś" kryło się pod wizją. Czyli, gdyby nauczyła się kontrolować, co widzi w wizjach, może by mogła to coś zobaczyć.
Mam ciebie dosyć - odejdź! Kim jesteś? Czy ty tak zawsze włazisz do umysłu? Opętujesz.
Jestem Gaiaphage.
Ale to znaczy "pasożyt Ziemi". Jak ci się żyje z takim imieniem co?
Ja NIE żyję. Ja trwam.

-Jestem Gaiaphage- Powiedziała L.C. Nieświadomie i od razu zakryła usta dłonią.
Padła na ziemię i zaczęła płakać. Przed jej oczyma przeleciała wizja. Sztolnia. Zielone granulki powoli wpęzające na uran. O ile to były granulki. Przypominały bardziej szmaragdy. Różnej wielkości. Rój stanowiący jedną istotę. Niezwyciężoną istotę.
Jestem Gaiaphage
Więc tym jesteś?
Jesteś mi potrzebna
I tak po ciebie przyjdę.
Nie. Przyjdziesz DO mnie.

Dziewczyna ruszyła powoli z domu - w stronę sztolni. Wzięła jedynie podręczny notatnik i ołówek automatyczny.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
heroin(e)
Debil Roku


Dołączył: 21 Mar 2010
Posty: 2232
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 22 razy
Ostrzeżeń: 1/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 11:03, 22 Sty 2012    Temat postu:

Nie wie czy postąpiła dobrze. Szczerze mówiąc zaczyna mieć coraz większe wątpliwości. Ale teraz to nieważne.
Jaskier wszedł do domu i od razu poszedł spać. Cats zupełnie nie wiedziała co ze sobą zrobić, włącza TV, ale przecież nie działa. Światła też.
Błąka się po domu zupełnie bezcelowo . Nie chce jej się nawet spać, chociaż nie robiła tego już od kilku dni. Nie zaśnie, choćby leżała z zamkniętymi oczami przez kilka godzin.
Cicho wchodzi po schodach do pokoju Jaskra. Nie wyczuwa jej obecności, to dobrze. Cats stoi przy oknie i wygląda na zewnątrz. Teraz w PB nigdy nie jest cicho, jasne. Oczywiście teraz też ktoś musi biegać i robić hałas.
Szybko się nudzi. Wymyka się w kierunku drzwi...
Czy jednak nie jest tak bezpieczna jak jej się wydawało? Cats czuje na sobie wciągającą ją czarną dziurę. Nie myśli.
Słabiutko. Zabiera zauważoną broń. Ledwo może ją unieść, a nie może sobie pozwolić na najmniejszy hałas. Zaczyna się denerwować.
Może to idiotyczne, ale martwi się o swoje życie. A jej życie zawsze było idiotyczne. Idealnie.
Szybkie wytłumaczenie, introspekcja, brak metody behawioralnej. Co? Strach. Dlaczego? ... brońpocojak i przede wszystkim czy On już jej używał?


Cats siedzi na zimnej podłodze łazienki. Atak natarczywej, gęstej paniki powoli mija. Zastanawia się, czy znowu nie postąpiła źle, zabierając sobie szansę na przeżycie, życie.
Ale teraz raczej nie będzie wracać do Jaskra z "o, cześć, tak jakby cię okradłam" Musi być cicho a to zazwyczaj wychodzi jej całkiem dobrze.

Przeszukuję resztę domu i zabiera dla siebie wszystko co mogłoby jej zagrozić. Oprócz paczki petów, ale o ile nikt nie umie przyśpieszyć rozwoju raka one nie powinny być raczej problemem.
Dziwne poczucie spełnionego obowiązku. Nic takiego, a człowiek czuje się lżejszy. Cats układa się na sofie, zwija w embriona i zasypia.


Dreaming..I was only dreaming...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Loki
Super Moderator
<b>Super Moderator</b>


Dołączył: 26 Maj 2010
Posty: 2006
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 43 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdańsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 21:54, 22 Sty 2012    Temat postu:

[obóz Chrisa]

W chwili, gdy padły pierwsze strzały Kaisie rzuciła się na ziemię, celowo ciągnąc Felice za sobą. Przedramieniem dociskała jej kark do ziemi, puszczając dopiero, gdy strzały umilkły. Z pewną ulgą stwierdziła, że żaden z ludzi Chrisa nie był dostatecznie szybki, ani nie zachował tyle zimnej krwi, by zdążyć zatrzymać zbiegów, albo chociaż podjąć tego próbę. To będzie kaszka z mleczkiem.
Tymczasem wstała lekko, pomagając podnieść się Felice, mimo że tamta wydawała się zdecydowana ją odrzucić. Kai niewzruszenie otrzepała jej rękawy z kurzu.
-Uroczy chłopak, co? Aż go roznosi energia – zaśmiała się cicho – No i te jego niesamowite zdolności… – zrobiła efektowną pauzę i próbowała dostrzec jakiekolwiek zmiany. Oczy Felice delikatnie drgnęły w lewo, jakby chciała skłamać, ale potem zrezygnowała. Odparła tylko.
-Uroczy, tak uważasz? - wycedziła przez zaciśnięte zęby.-Myślę, że znam go lepiej - w jej głosie wyczuła mieszankę trudno skrywanej zawiści i pogardy. Oh, zazdrośnico. Kaisie niewzruszona kontynuowała przyjazny uśmiech.
-Nie kojarzę cię, a znam twarze wszystkich z CA. Perdido Beach?
-Może-odparła spokojniejszym tonem, sugerującym jednakże trafiła w dziesiątkę.
-Dziwię się, że cię przyjęli. W Coates wszyscy gardziliśmy dzieciakami z miasta. Zresztą, złe, zepsute dzieciaki zawsze tak mają, co? – znowu się zaśmiała.
Tamta uśmiechnęła się lekko, jakby na potwierdzenie – nikt nie kwestionował upiorności uczniów akademii.
-Tak – odparła - Może uwiodłam czymś szefa - odsłoniła nienaturalnie ostre zęby w szerokim uśmiechu. Mimo wszystko Kai nie straciła rezonu. Wręcz przeciwnie – z jakiegoś powodu jej uśmiech powodował u niej miły skurcz w żołądku. Już miała to wesoło spuentować, gdy świat spowiła ciemność. Równocześnie poczuła czyjeś dłonie, zakrywające jej oczy.
-Zabierz to. – zaśmiała się, wymierzając łokciem niezdarnego kuksańca.
Przezywali go Dag. Skrót od ‘Dagger’*. Nie muszę wyjaśniać skąd wziął się w Coates? Oczywiście zaraz zaczęły się pytania.
-Gdzie ty byłaś?! Dawno cię nie było, wszyscy tęsknili! Chodź, trzeba im cię pokazać. Czy aby nie przytyłaś? – tu nastąpił głuchy jęk, gdy kopnęła go pod kolanem. Wciąż uśmiechała się szeroko, beztrosko i z serca. Odwróciła się do Felice.
-Później będziesz musiała mnie tu oprowadzić. – puściła doń oczko i pobiegła za Dagiem.
Kiedy już się elegancko ze wszystkimi powitała, przeanalizowała ile wartościowych osób przebywa z Obozie (około trzydziestki), postanowiła przejść do sedna, powodu, dla którego się tu zjawiła.
-A tak właściwie, gdzie jest ten Chris? Wartałoby go poznać, czyż nie?
Większość niewielkiej grupki, zebranej dokoła niej nieco straciło rezon.
-Miał wypadek.
-Chyba oślepł.
-Próbują zatamować krwotok, alee…
Tak!
-Ale wzroku nie odzyska?
-Raczej…
Nie mogło być lepiej! Bezbronny, ślepy dzieciak! Całkowicie bezbronny!
-Mogę go spotkać?
Będzie na każde skinienie, wystarczy tylko…
-Takiego gościa nie ma się na co dzień – uśmiechnął się Dag.
-Trzeba będzie to uczcić.
Kai nieprzytomnie pokiwała głową.
Zaraz…
-Trudno przeoczyć największy namiot, ale lepiej cię zaprowadzę – Dag wziął Kaisie pod ramię. Reszta z zapałem ustalała jak uczcić przybycie Kai i kto może ile dorzucić.
Nie mógł skręcić sobie karku?! Albo stracić głos, słuch, płodność… Cokolwiek?!
Dag odsunął płachtę materiału zakrywającą wejście. W środku uwijali się jacyś ludzie.
-Panie przodem!
Uśmiechnęła się z wysiłkiem. Próbując zachować spokój wchodząc do namiotu.
Jak do cholery mam go zahipnotyzować, jeżeli stracił wzrok?!


Post został pochwalony 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cukierkowa
Gyrokinetyk


Dołączył: 26 Kwi 2011
Posty: 617
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wrocław
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 10:26, 23 Sty 2012    Temat postu:

[PB]
Angela leżała. Na lodowatym podłożu. Marzła, ale to nie był jej największy problem. Co chwilę Gaiaphage sprawiło, że czuła ból. Ból tak niesamowicie okropny, że wrzeszczała i nie mogła przestać.
Już wiem co wtedy czuła Nicole.
Wstawaj! Idź!
Już...
Ból na chwilę ustał, a wraz z nim wrzaski. Czuła ulgę. Szybko wstała i ruszyła przed siebie. Dopiero teraz poczuła otaczający ją chłód. Przecież dalej miała na sobie białą sukienkę założoną na wyspie! Nagle rozległ się szmer. Angela znów stanęła. I znów fala ból. Jeszcze raz upadła.
Nie chcę tego robić. Nie chcę zabijać. A to właśnie chcesz sprawić.
Chodź.
Nie chcę!
Masz iść.
Nie!
Przeszła parę kroków i zobaczyła niewielką wnękę. Skuliła się, schowała. Czuła ból, ale nic nie mogła na to poradzić. Mogła, albo zabijać, albo czuć okropny ból. Ale śmierć to ból. Jeszcze większy.
Nie ruszę się stąd!
Chodź, albo ból będzie większy.

Niech będzie! Ja nie chcę ci służyć. Nie chcę zabijać. Zostaw mnie!
Nie była pewna co się stanie. Wyszła ze swojej kryjówki i pobiegła. Użyła mocy. Znów była w mieście. I mimo wszystko nie zamierzała wrócić do Ciemności. Choćby miała poczuć najgorszy ból na świecie.
Trzeba ostrzec dzieci!
Na ziemi zobaczyła megafon. Ruszyła na plac. Weszła na podwyższenie i zaczęła wołać:
-Wszyscy ludzie, chodźcie na plac! Mam ważne ogłoszenie!
Powtarzała to przez jakiś kwadrans, aż plac zapełnił się dzieciakami.
-Pewnie zastanawiacie się co się dzieje. Nie ma naszych przywódczyń. Tak. Cassandra i Nicole odeszły. Po prostu. - na twarzach niektórych pojawił się strach. - Nie wiem, co mamy robić. Najrozsądniej byłoby rozdzielić prace, żeby każdy miał coś do roboty i żebyśmy jakoś przeżyli. Ale nie chcę tego robić, bo jeśli one wróciłyby to mogłyby mi coś zrobić. Ale powiem wam czego macie nie robić. Pod żadnym pozorem nie idźcie na pustynię. Jeśli tam pójdziecie, możecie nigdy nie wrócić. Zaczniecie dostawać straszne rozkazy, a jeśli ich nie wypełnicie poczujecie ból. Ale nie taki jak od na przykład skaleczenia, tylko ból. Okropny ból, który może zabić. Ja chcę tylko, żebyście żyli. Żebyście to przetrwali. Chodzi tylko o wasze bezpieczeństwo. Możecie się rozejść.
Po parunastu minutach plac opustoszał.
I co teraz potworze?
Nie usłyszała w głowie odpowiedzi.
Czy jestem pierwszą osobą, która postawiła się Ciemności, nawet za cenę tego strasznego bólu?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Shadow Rider
Odczytywacz
Odczytywacz


Dołączył: 11 Gru 2011
Posty: 105
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Pustyni

PostWysłany: Pon 18:41, 23 Sty 2012    Temat postu:

[PB]

-Pod żadnym pozorem nie idźcie na pustynię!
-Dobra... chrrr... nie pójdę... chrap, chrap phi. Co?!
Vall zerwała się z ławki. Poczuła ból w nodze. Opadła na ławkę. Znowu wstała bo poczuła ze włożyła rękę do czegoś mokrego. To była jej krew. Czyli jednak ta dziewczyna nie przyprowadziła jej nikogo kto mógłby jej pomóc. Usiadła obok czerwonej plamy.
A ja tu zasnęłam. Dziwne że w ogóle się nie wykrwawiłam. A może spałam za krótko żeby do tego doszło. Nie. Chyba spała dosyć długo. Ale zaraz... co ktoś tam krzyczy?
Dziewczyna odwróciła głowę w stronę tłumu.
-Ja chcę tylko, żebyście żyli. Żebyście to przetrwali. Chodzi tylko o wasze bezpieczeństwo. Możecie się rozejść.
O! Angela. Jak chce żebyśmy przeżyli to może załatwi mi kogoś od opatrywania ran. Nie...
-...ale ze mnie egoistka. Niech zajmie się swoimi sprawami. Ja sobie kogoś poszukam. W ogóle to już jest ciemno? Ile spałam na tej ławce? O nie! Nie będę dłużej gadać do siebie! Przestań gadać! Przestań!
Standardowo jakieś małe dzieci zaczęły pokazywać ją sobie palcami.
-Hej, stary, patrz. To ta wariatka! Hłe hłe.
-Ale śmieszne! Nigdy nie gadałeś sam do siebie?!
-Nie.
-No widzisz. A ja tak. Idź sobie. Spadaj. Ty też. Zostawcie mnie w spokoju!
Dzieci uciekły podśmiewając się. Nie byli tacy mili jak jej koledzy. A ona też już nie była taka miła. Miała ochotę kląć. Ale słowa nie przechodziły jej przez gardło. Była wściekła.
No bo kto normalny zostawia broń na środku ulicy! No tak. Wszyscy! Bo tu nie ma ludzi normalnych!
Wstała i pokuśtykała do zmniejszającego się tłumu. Chodziła po tłumie. Sprawiało jej to ból. Ale co z tego. Lepsze trochę bólu niż powolne wykrwawianie się na ławce.
-Eeee... czy ktoś wie co trzeba zrobić jak zostanie się postrzelonym? - zapytała po cichu. Nikt nie odpowiedział.
No w sumie mnie też by nie obchodziło że ktoś postrzelił jakąś nienormalną dziewczynę, która przyszła brudna i poobijana z lasu. Przynajmniej nie tutaj.
Pokuśtykała do Angeli.
-Cześć. To znowu ja. Nienormalna Vall z lasu. Masz może bandaż albo co?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Temi
Kameleon
Kameleon


Dołączył: 22 Sie 2011
Posty: 92
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wrocław
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 22:04, 23 Sty 2012    Temat postu:

Zrobiło się całkowicie ciemno. Przez chwilę stały nieruchomo, nie wiedząc co robić. Obydwie je trawił strach. Nagle, zupełnie niespodziewanie, rozległ się łoskot i huk. Brzmiało to, jakby zawaliła się cała ściana z kamieni. Ścisnęły swoje dłonie, i rzuciły się pędem przed siebie- nic więcej im nie zostało. Po kilku chwilach szaleńczego biegu zrobiło się jaśniej. Przystanęły. Oparły dłonie na kolanach, dysząc ciężko. Bandit podniosła głowę i zauważyła niewielki kształt na ziemi. Podniosła go. Była to duża latarka, dająca konkretne światło. Dziewczyna z triumfem pokazała go Nunce. Ta już miała ucieszyć się z jasności, gdy wiązka światła padła na nieruchomy kształt na podłożu. Podeszły kilka kroków bliżej, i... Odskoczyły z krzykiem. Zakrwawiona dziewczyna leżała i nie ruszała się.
-Spokojnie, to Cassandra!- zawołała przytomnie Band- i chyba jeszcze żyje...
Nunca od razu przypomniała sobie nauki ojca policjanta.
-Bandit, świeć na nią- powiedziała, klęknęła obok nieprzytomnej, odnalazła mostek, splotła dłonie i energicznie nacisnęła. Ciało drgnęło. Po kilku powtórzonych ruchach, Cassandra zachłysnęła się powietrzem, i pomału uchyliła powieki.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Anaid
Przenikacz
Przenikacz


Dołączył: 07 Maj 2011
Posty: 267
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 19:43, 24 Sty 2012    Temat postu:

[Sztolnia]


"Ślepi i niemi, bo zagubieni w beznadziei,
Zamurowani w scenerii miejskich arterii, niczym w celi,
Przy czym, zamiast przyczyn widzą tylko cień na ścianie,
A nie, to co jest na pierwszym planie..."



Bicie serca, mocne i miarowe, wyznaczało tempo kroków Nicole.
Ten dźwięk, tak często ignorowany przez większość był dla niej całym wszechświatem.
Było ważniejsze niż Alec. On teraz nic dla niej nie znaczył.
Myśli o nim sprawiały ból. Ale ból był jedyną rzeczą, dzięki której jeszcze była przy zdrowych zmysłach...
Lub względnie zdrowych. Ale co tu było zdrowe? Gaiaphage było jedną wielką chorobą.
Jej rozum i serce tymczasem toczyły wojnę.
Serce: Alec. Zostawił cię, samą. Musiałaś tu zamieszkać. I przez niego teraz tkwisz w tej klatce.
Rozum: Ale skąd on miał wiedzieć?
Serce: Ale dlaczego...?
Rozum: Jego psychika nie wytrzymała.
Serce: Zostawił. Poszedł na łatwiznę.

Dziewczyna westchnęła ciężko, jej serce przyśpieszyło.
Alec przechodził trudny okres. Matka była w depresji, ojca wiecznie nie było.
Ale ona też była w tej samej sytuacji.
I ona nadal żyła. A po nim zostały kości. I ból.
Zacisnęła zęby, i przystanęła w progu wejścia do miejsca, z którego nie wyjdzie.
Które pozostanie jej grobem. Ale, czy na pewno?
Z jednej strony się bała, chciała żyć. Z drugiej, umrzeć.
Czymże jest życie? Sumą oddechów.
Tak. Musi tylko oddychać.
Weszła w ciemne korytarze. Szła do przodu, czując Ciemność, na poły zadowoloną, na poły złą.
Tak wiele mógł nią osiągnąć. Może to jest powód, by umrzeć?
Oddychaj.
Łup, łup, łup, łup.
Coraz bardziej przyśpieszała. Serce biło mocniej, i mocniej...
Zaczynało jej się kręcić w głowie.
Oddychaj.
Była coraz bliżej, bliżej...
I poczuła, że Gaiaphage pochłania ją całą. Stali się jednością.
Ona wiedziała wszystko o nim, on o niej.
Ona czuła jego głód. On jej ból i rozpacz.
Chciał jej pokazać plany. Piękny świat pod jego władzą.
A ona nie miała innego wyjścia, jak patrzeć.
Oddychaj...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cukierkowa
Gyrokinetyk


Dołączył: 26 Kwi 2011
Posty: 617
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wrocław
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 8:46, 26 Sty 2012    Temat postu:

[PB]
-Cześć. To znowu ja. Nienormalna Vall z lasu. Masz może bandaż albo co?
A po co jej to?
-A czemu? I czemu pytasz o to mnie?
-Tylko ty zwróciłaś na mnie uwagę... A ogólnie to taki jeden chłopiec mnie przez przypadek postrzelił.
-Jeden z tej twojej bandy Gwiezdnych Wojen, zgaduję.
-No tak. Ale masz ten bandaż czy nie?!
-Uspokój się. Ja czegoś poszukam, ty tu sobie usiądź.
-Ok. Dzięki.
Angela pobiegła do domu. Często się kaleczyła. Może bez przesady żeby ktoś ją postrzelił, ale i tak miała dużo ran.
W końcu w szafce w kuchni znalazła zwinięty bandaż, środek dezynfekujący i paczkę gazików. Ruszyła znów w stronę placu. Gdy dotarła na miejsce złapała megafon i zaczęła kolejne ogłoszenie.
-Uwaga, uwaga! Czy ktoś z was potrafi opatrywać rany? Moja koleżanka została postrzelona. Ten kto da radę ją opatrzyć niech podniesie rękę. W nagrodę dostanie batonik. A w tych czasach batoniki są bardzo wartościowe.
Wyjęła z kieszeni Snickersa. Nienaruszony batonik spoczywał w jej ręce.
-Skąd mamy wiedzieć, że nie kłamiesz? - rozległ się jakiś głos.
-Ja nigdy nie kłamię. - podała batonika Valli. - A teraz ta dziewczyna go ma. Wręczy go temu, kto dobrze opatrzy jej ranę, tak żeby nie czuła bólu. Tu mam trochę rzeczy, które mogą się przydać.
Pomyślała chwilę. W kieszeni miała pistolet. Wymierzyła go w dzieci.
-Jeśli ktoś spróbuje zabrać tego batonika, to zacznę strzelać. Na oślep. Nie potrafię tego obsługiwać, więc mógłby zginąć każdy z was.
Dzieci i parę starszych osób rzuciło się do Valli.
Batonik.
Angela się uśmiechnęła i dla przypomnienia o zakazie strzeliła w niebo. Tak mniej więcej. Po jakimś czasie dzieci sobie poszły. Podeszła do Vall.
-I jak?
-Lepiej.
-Cieszę się. Może poszukaj sobie jakiegoś domu, czy czegoś. Wiele stoi pustych. No chyba, że wolisz spać w samochodzie.
-Dzięki Angela. Do zobaczenia.
Valla gdzieś poszła. Angela nie wiedziała co ma robić. Postanowiła poszukać Anny.
Ciekawe gdzie ona jest...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
zimowykalafior
Super Admin
<b>Super Admin</b>


Dołączył: 10 Wrz 2010
Posty: 2241
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 53 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Australijskie Skierniewice
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 14:10, 28 Sty 2012    Temat postu:

Wybaczcie, muszę się wyżyć artystycznie.

[Sztolnia]

Spadała w dół, w ciemność. Nie miała pojęcia jak daleko ani jak długo, jakby nagle znalazła się poza czasem i przestrzenią.
I chyba faktycznie tak było.
I don't wanna die,
I don't wanna die,
I don't wanna die,
So you're gonna have to.

Słowa te należały do niej. A może do Ciemności? Nie potrafiła rozróżnić.
I look inside of myself, and try to find someone else...
Ciemność była w niej, usiłowała zawładnąć jej myślami. Skutecznie.
...someone who's willing to die, just to watch crying for help.
I know that blood will be spilled
- Cassandra otworzyła oczy, mimo że wiedziała, że nie musi tego robić. Widziała pustkę większą od tej, którą była w stanie sobie wyobrazić.
...and if you won't, then I will. - szepnęła Ciemność.
My grave will never be filled. - Lewis zacisnęła zęby i szarpnęła się. Dosyć. Musiała zniszczyć Gaiaphage, choć ona podpowiadała jej, że tym samym zniszczy siebie. Cassandra nie uwierzyła. It's either kill or be killed.
You see this blood on my hand, as they reach into heaven - z tymi słowami skupiła się i poderwała w górę, puszczając więzy z Ciemnością, wracając tam, skąd przyszła.
I gotta pick up the pieces, I gotta bury them deep.
And when you look in my eyes...
- pustka rozświetliła się milionem jarzących się zielono kryształów, uciekających i spadających w dół - I'll be the last thing you see.
Gaiaphage. Dosięgała ją. Nie zamierzała się poddać. Wznowiła kontakt.
Am I human or a beast? - słowa zadźwięczały w głowie Cassandry, pozostawiając wątpliwości, kto je wypowiedział.
Cause I'm angel, a demon
I'm hell and I'm heaven,
I'm everything you couldn't be
Now you believe in the devil...

Lewis wierzgnęła nogami. I gotta pick up the pieces, I gotta burry them deep. - przerwała monolog Ciemności. And when the dark hits the coffin, just go to sleep.
Czuła to. Czuła jej wściekłość. Buraczkowłosa oddalała się nieuchronnie, wykorzystując resztki sił, leciała w górę, grzebiąc nadzieje Ciemności.
Nie będę twoim narzędziem.
Gdy była już na granicy świadomości, dotarło do niej, że nie da rady. Była za słaba. Poddałaby się, gdyby nie dziwna światłość ułamek sekundy później.
Światłość dokończyła walkę za nią. Była tym, czego bała się Ciemność.

Cassandra zachłysnęła się powietrzem. Z trudem uniosła powieki, zamrugała kilkakrotnie, żeby przyzwyczaić się do blasku latarki. Nunca i Bandit pochylały się nad nią.
-Ściga mnie - powiedziała. - Musimy to zniszczyć, zanim dosięgnie i was. - mówiła szybko, jakby każda sekunda była na wagę złota. - Zniszczyć i uciec, jak najdalej.
Zaczęła obszukiwać przestrzeń dookoła siebie.
-Zamierzasz to zrobić tym? - spytała Nunca, widząc triumfalny błysk w oku Lewis, gdy ta podniosła pistolet.
Zwiesiła głowę.
-Masz rację. Nie.
Wyciągnęła ręce w górę, kierując wierzchy dłoni w dół tunelu.
-Czekaj! - krzyknęła Bandit - Chcesz nas tu pogrzebać?
Pokręciła głową.
-To i tak na niewiele by się zdało. Potrzebujemy czegoś silniejszego.
Łup, łup, łup.
Wszystkie trzy zamarły, gdy usłyszały kroki.


Post został pochwalony 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Forum GONE Strona Główna -> Archiwum / GONE - to tylko ETAP / Archiwum 3. Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6  Następny
Strona 4 z 6

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Emule.
Regulamin