Forum Forum GONE Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Rozdział 1
Idź do strony 1, 2, 3, 4, 5, 6  Następny
 
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Forum GONE Strona Główna -> Archiwum / GONE - to tylko ETAP
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Vringi
Game Master
Game Master


Dołączył: 01 Cze 2010
Posty: 452
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 12 razy
Ostrzeżeń: 2/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 10:28, 06 Sie 2013    Temat postu: Rozdział 1

Doszedłem do wniosku, że nie ma co przedłużać. Zaczynamy z liczbą 9 graczy, pozostałe 11 dojdzie po drodze.
________________________________________

Dorośli zniknęli. Nauczyciele, rodzice, sprzedawcy, kierowcy, sąsiedzi.
Pozornie nie ma to żadnego sensu, jednak występuje tu pewna zgodność.
Nikt nie wie co się dzieje. Jedni są zaniepokojeni, inni znowu wręcz wniebowzięci. Nikt nie pozostaje wobec tego obojętny.
Wielu przypomina sobie opowieści o wypadku w wielkim molochu rzucającym cień na Perdido Beach, Perdido Beach Nuclear Power.
Zostali uczniowie. Dzieci.
Czy dadzą sobie radę?
Czy nowa sytuacja da początek bohaterom czy też mordercom?
Nic już nie jest pewne.


Nastał pierwszy dzień ETAP-u.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Vringi dnia Wto 10:31, 06 Sie 2013, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
R2-D2
Scoia'tael
Scoia'tael


Dołączył: 08 Gru 2011
Posty: 478
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 26 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 11:51, 06 Sie 2013    Temat postu:

[PB]

Żar lał się z nieba. Lub może to odzywała się fińska natura Mattiego? Tak czy inaczej, miał wrażenie, iż wystarczy kilka stopni więcej, a cały świat zacznie się rozpływać na kształt obrazów Salvadora Dalego.
Zaspał na pierwszą lekcję, ale niespecjalnie się tym przejmował. Jego myśli zajmował zbliżający się niedługo wyjazd na San Francisco International Auto Show. Wrócił do rzeczywistości, kiedy był już prawie na miejscu. Uśmiechnął się pod nosem. Droga z Espoo do Helsinek trwała blisko godzinę, tymczasem tutaj szkołę miał w odległości dziesięciu minut spacerem.
Przechodził przez ostatnie już skrzyżowanie, gdy kątem oka zauważył szybko zbliżający się w jego kierunku samochód. Zbyt szybko. Rozpaczliwie rzucił się w stronę chodnika, chociaż miał świadomość, że nie uchroni go to przed uderzeniem. W ostatniej chwili dojrzał jeszcze, iż auta nikt nie prowadzi. Wtem świat dookoła wyhamował, czas stał się gęsty jak zupa. Matti jednak nie zwolnił razem z nim, w niewyjaśniony sposób zachował swoją prędkość. Chłopak przeleciał dwa metry, uderzył o ziemię, a w tej samej chwili czwarty wymiar wrócił do normy. Niesiony legendarnym silnikiem V8, niebieski Ford Mustang przefrunął wręcz obok Fina i pognał jeszcze kilkaset metrów wzdłuż Golding Street.
Perkele, co to miało być?
Rozejrzał się wokół. Na ulicach były same dzieciaki, z chodników zniknęli dorośli, z okien staruszki, a wszelkie samochody wytracały nagle swoją szybkość lub właśnie zatrzymywały się w witrynach pobliskich sklepów.
Świat oszalał...
Czym prędzej udał się w stronę szkoły. Zbliżając się, słyszał już spory hałas, ale eksplozja dźwięków nastąpiła w momencie, gdy przekroczył próg budynku. Nie pozostało mu nic, jak tylko czekać na rozwój wydarzeń.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
zimowykalafior
Super Admin
<b>Super Admin</b>


Dołączył: 10 Wrz 2010
Posty: 2241
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 53 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Australijskie Skierniewice
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 13:22, 06 Sie 2013    Temat postu:

[CA]

Lekcje historii pana Johnsona nigdy nie były szczególnie porywające, ale dziś staruszek przeszedł sam siebie - osiem osób drzemało sobie, wspierając głowy na rękach, a ręce na blatach stolików. Po lewej stronie Cynthii ktoś zaczął pochrapywać cichutko. Dziewięć. Sama Gray nie miała problemu z opadającymi powiekami, bo monotonny wykład dotyczący skutków wojny secesyjnej stanowił całkiem przyjemne tło do czytania horrorów. Nie potrafiła konkretnie wytłumaczyć, dlaczego tak jest - jeśli King, to tylko na lekcji Johnsona.
Ostatni bohater właśnie miał wyzionąć ducha, kiedy nauczyciel zniknął. Po prostu. Nie wyszedł z sali, nie uciekł przez okno, nie wlazł pod biurko, bo to by zauważyła. Nie było wybuchu, tajemniczego rozbłysku światła ani ufo, bo to też nie umknęłoby jej uwadze. Puff.
Uczniowie dopiero po kilku chwilach leniwie zaczęli podnosić głowy i rozglądać się po sali, co nie było szczególnie zaskakujące. Pogoda powodowałą u nich tę apatię czy wrodzona tępota? Wszystko jedno. Cynthia obserwowała ich - odkąd sięgała pamięcią, okupowała ostatnią ławkę w rzędzie pod oknem. Miała stąd doskonały widok na całą salę lekcyjną i dodatkowo na to, co działo się na zewnątrz.
Właśnie, na zewnątrz. Jaskrawopomarańczowy samochód nauczycielki polskiego przejechał z ogromną prędkością wzdłuż parkingu i uderzył w ogrodzenie, dokumentnie miażdżąc maskę i robiąc mnóstwo hałasu. Gdzieś odezwał się alarm.
Hołota zdążyła już zauważyć zniknięcie nauczyciela, co w pewnym stopniu było sukcesem, biorąc pod uwagę fakt, że w normalnych okolicznościach stanowił on raczej dodatek do wystroju sali. Część ludzi przekrzykiwała się nawzajem, część podeszła w stronę okien, zaabsorbowana hałasem z dziedzińca, część pospiesznie zebrała swoje rzeczy i wyszła z sali. W ich słowach, ruchach, gestach, oczach i wyrazach twarzy pełno było podekscytowania, ale też jakiegoś niewyjaśnionego niepokoju. Gray nie była pewna, co o tym sądzić, ale przygotowała się na najgorsze. Z bólem serca wetknęła zakładkę w środek rozdziału, wrzuciła książki do torby i, nie spiesząc się, wymaszerowała na korytarz.
Który był pełen rozwrzeszczanej młodzieży, nieco zdezorientowanej i ewidentnie nie wiedzącej, co ze sobą zrobić.
-U was też zniknął nauczyciel?
-Taak, normalnie rozpłynął się w powietrzu. Ale czad!
-O co w tym wszystkim chodzi?
-Ma ktoś ognia?
-Pisaliśmy właśnie sprawdzian. Kiedy to się stało, wszyscy zaczęli ściągać, ale stwierdzili po chwili, że to nie ma sensu.
-WSZYSCY UMRZEMY!
Po tym ostatnim Cynthia przestała słuchać głosów i poszła przed siebie, gdziekolwiek, żeby chwilowo oddalić się od ciżby.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Loki
Super Moderator
<b>Super Moderator</b>


Dołączył: 26 Maj 2010
Posty: 2006
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 43 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdańsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 15:19, 06 Sie 2013    Temat postu:

[CA]

Benjamin nie poszedł tego dnia na lekcje. Bo i po co? Miał ciekawsze rzeczy do roboty. Na przykład włamywanie się do cudzych pokoi.
Kiedy to się zdarzyło siedział z bloku dziewczęcym. Ustawił swoje krzesło przed dużym lustrem, sięgającym aż do podłogi. Dookoła leżały kolorowe czasopisma, układając się w skomplikowany wzór zwany przypadkowym. Benjamin wyrwał stronę z jednego egzemplarza, przedstawiał modelkę imieniem Veranika, której jasne oczy i blond włosy stanowiły kompletne przeciwieństwo jego własnej urody. Zamocował zdjęcie tuż nad odbiciem swojej głowy. Przyglądał się przez dłuższą chwilę: wydęte, jasne usteczka, porcelanowa cera, delikatne ramiona skryte za drobnymi, dziewczęcymi loczkami.
-Ładniutka. - przechylił głowę z zadowoleniem. A potem zaczął się zmieniać.
Najłatwiej poszło ze skórą - zmniejszanie poziomy melaniny to naturalny proces dla opalonej skóry, wystarczyło to tylko przyspieszyć. Włosy wypadły bez problemu z jego brody, ale też częściowo z brwi. Trudniej było z kolorem tęczówek, zmieniały się wolniej, osiągając docelowy kolor dopiero po upływie całej minuty. W tym czasie włosy Benjamina zdążyły osiągnąć pożądaną długość, zmiana koloru podążała proporcjonalnie za wzrostem. Chłopak przeciągnął kciukiem po ustach, które zmieniły kształt pod wpływem nacisku.
Przez chwilę porównywał swoją twarz z tą na zdjęciu. Policzki były zbyt kanciaste, jednak wystarczyło mrugnięcie oczu by odpowiednio schudły. Ben uśmiechnął się, co nie zdarzało się często. Zerknął na zegarek wiszący na ścianie - taki z Hello Kitty.
-Sześćdziesiąt siedem sekund. Mogło być lepiej.
Przeciągnął dłońmi po szyi, jakby chciał rozmasować obolały kark. Przeciągnął ruch na ramiona, a mięśnie spłaszczały się zamieniając w kruchy brak mięśni. Wstał - jego korpus utrzymywał się teraz na szczupłych, kształtnych nóżkach przez co potrzebował chwili by złapać równowagę. Roześmiał się. Osiemnaście sekund, może dlatego, że nie musiał się skupiać na szczegółach.
-Czas na to, co najtrudniejsze... - wstrzymał oddech, opierając dłonie na klatce piersiowej.
Jednak przed dokonaniem tego zbrodniczego aktu powstrzymały go wrzaski na korytarzu. Na dworze odezwały alarmy samochodowe. Benjamin opuścił ręce po bokach i wyjrzał przez uchylone okno - pomarańczowy samochód wbity w ścianę budynku, w widocznych oknach sal lekcyjnych migały twarze innych uczniów, podejrzanie czymś podekscytowanych. Ben zmarszczył brwi - coś się działo.
Zerwał zdjęcie z lustra i wcisnął do kieszeni. Na korytarzu było kilka dziewcząt - wparowały tu z bloku lekcyjnego, pokrzykując do siebie piskliwymi głosikami, jak to dziewczyny. Nawet nieznajoma piękność przemierzająca korytarze nie zaprzątała ich uwagi. Dzięki temu mógł pochwycić kilka ciekawych uwag.
-Ale będzie impreza!
-Najpierw jedzenie... Można podpieprzyć Betty...
-...pytał o wojnę, ale nie zdążył dokończyć...
-...gdy powiedziała, że wszyscy umrzemy to...
-...gdzie jest Betty?
-Nie ma sygnału!
O co tu...
Zanim zdążył dokończyć to, zadawane swojej własnej podświadomości, pytanie, wpadła na niego niska, ruda dziewczynka, mogła mieć najwyżej 12 lat.
-Dorośli zniknęli! - krzyknęła, najwidoczniej czując się na obowiązku rozpowszechniania tej informacji. Jakby na potwierdzenie, rzuciła się do dalszego biegu, donośnie wykrzykując nowinę po całym korytarzu. Ben/Vera przyglądał się jej przez chwilę.
Pierwsze kroki skierował ku niewielkiemu łącznikowi, który stanowił najszybszą drogę do głównego holu. Jego wielką zaletą był fakt, że nikt z niego nie korzystał - nie na darmo na drzwiach wisiała kartka "NIE WCHODZIĆ". Wnętrze było ciemne, powietrze zatęchłe, ale przejście skracało drogą z dwóch minut do niecałej połowy tego czasu. Aby zrzucić swoją nową powłokę Benjamin potrzebował ledwie sekundy. Tylko tęczówki nadal były niebieskie, powoli przechodząc w czerń niczym wrzątek nabierający herbacianej barwy.
Główny hol był wypełniony ludźmi. Podjęto pierwsze próby wyważenia drzwi, zamykanych poza godzinami odwiedzin. Benjamin nie musiał roztrącać tłumu - sami schodzili mu z drogi. Rozejrzał się pobieżnie, ujrzał kilka znajomych twarzy. Dobrze. Zwinnie wskoczył na słupek wieńczący duże poręcz przy głównych, dużych schodach. Spoglądał na tłum z góry.
-Zamknąć się! Już! Wszyscy! - ostatnie słowo wręcz warknął - Nauczyciele zniknęli, tak? I dobrze. Teraz ja tu rządzę, bo ktoś musi rządzić, czy wam się podoba czy nie!
Odczekał kilka sekund - byli zbyt oszołomieni by protestować. Następne słowa wypowiedział już ciszej.
-Trzeba przeszukać całą szkołę. Charlie, Ty, Antoine - weźcie ludzi, sprawdźcie domek Mose'a i parking. Tym razem użyjcie bocznych drzwi - z ironią zerknął na tego ostatniego, bowiem jeszcze przed chwilą próbował wyważyć główne wejście za pomocą niezręcznych kopniaków. Ben znał się na kopniakach, tamte były do niczego.
-Reszta - nie panikować. Zbierzcie się razem w stołówce. Chyba mamy mały kryzys... Trzeba to uczcić.

[link widoczny dla zalogowanych]


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Loki dnia Wto 19:48, 06 Sie 2013, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Vringi
Game Master
Game Master


Dołączył: 01 Cze 2010
Posty: 452
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 12 razy
Ostrzeżeń: 2/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 19:19, 06 Sie 2013    Temat postu:

[CA]

Mitch Light stał w gabinecie szkolnego psychologa. W pokoju było dość duże okno, które zaraz po wejściu, doktor zawszę otwierał na oścież.
Gdzie ta karta?! Musi gdzieś tu być!
- Możesz mi powiedzieć, po co tu przyszliśmy? - zapytał Robb, bawiąc się leżącą na stoliku paczką Marlboro. Mitch uśmiechnął się krzywo i zamknął szafkę, depcząc wyrzucone przed chwilą kartoteki uczniów. Robb był dobrym towarzyszem do wszystkiego: zawsze szedł na kompromis i nie był idiotą.
Przynajmniej w większości przypadków.
Mitch był czternastolatkiem średniego wzrostu, o dość przeciętnym wyglądzie i jasnobrązowych włosach. Robb za to był wysokim trzynastolatkiem i długich blond włosach które opadały mu na twarz, wręcz zasłaniając mu oczy.
- Wiesz, nie chcę aby komuś w ręce wpadły moje akta. To by było dość problematyczne.
Tamten zaśmiał się sardonicznie i wyjął z paczki jednego papierosa.
- Czego się niczym obawiasz? Już niemal każdy wie, że przystawiałeś się do kuzynki.
Light posłał tamtemu ironiczne spojrzenie.
- Nie przystawiałem, tylko, że tak powiem "zabawiałem". Wiesz jak błagała "ojca", aby mnie nie posyłał tutaj? Poza tym nie łączą nas więzy krwi - odparł z niezbyt udawaną pretensją, po czym uśmiechnął się szeroko i rzucił tamtemu leżącą na podłodze zapalniczkę. - Masz, zakrztuś się tym świństwem. Wiesz, że Fowl został królem Coates.
Robb złapał zapalniczkę w locie i sprawnym ruchem odpalił papierosa.
- W sumie się nie dziwię.
Mitch kucnął, opierając ramiona na kolanach i wbił wzrok w sufit.
- Wiesz, ja też. Już wcześniej był najwyżej w tutejszej hierarchii. Pewnie połowa tamtej masy odetchnęła z ulgą, że to on rządzi a nie taki Antoine.
- Albo Light - odparł tamten, na co szatyn zaśmiał się i wyjął z szafki kolejną kartę.
- Dokładnie. Wiesz, chciałbym pojechać do Perdido. Wszyscy tu narzekają na miastowych, a ja mam serdecznie dosyć tej ciasnej klitki.
Tamten spojrzał ze zdziwieniem na Mitcha, podczas gdy ten czytał kartę.
"Uczeń wykazuję brak odruchów moralnych i ograniczoną empatię. Istnieje też poważne podejrzenie mani, które potwierdza gonitwa myśli, odhamowanie seksualne, pobudzenie psychoruchowe i przymus mówienia. Do tego..." Dobra, to na pewno moja karta.
Uśmiechnął się do siebie i rzucił kartę na blat stolika, na którym leżała reszta jego papierów, które znaleźli wcześniej w gabinecie dyrektora.
- Mam wrażenie, ze spędziłem tu 1000 lat, a to dopiero drugi rok. A to dopiero początek - zwinął ze stołu papiery i ułożył palce na kształt rogów, niczym fan heavy metalu. - Telefony nie działają, podobnie telewizja.
Podniósł się i okrążył stolik, podchodząc do siedzącego na wygodnej kanapie Robba. Jeśli miałby być ze sobą szczery, to było to ulubione pomieszczenie w całej szkole. Miękka kanapa dla ucznia i równie miękki fotel doktora. Zawsze jak był tu wzywany kładł się na tej kanapie, niemal jak w filmie i mówił, i mówił, i mówił.
Tylko tego od niego tu oczekiwano.
- Więc po co ci ta karta skoro nie po to aby zataić twój kazirodczy związek? - zapytał Robb. Mitch pstryknął palcami, kierując palec w stronę kolegi, po czym ścisnął mocniej wszystkie swoje szkolne dokumenty.
- Naprawdę sądzisz, że trafiłem tu tylko za głupie macanko? Oci*iałeś?
Uśmiechnął się szeroko, obrócił na pięcie i bez niczego wyszedł z pomieszczenia. Robb zaklął pod nosem i ruszył za nim, wciąż paląc papierosa.
- Czyli było coś więcej? - zapytał obojętnie blondyn. Light przytaknął wesoło i wpadł do gabinetu higienistki. - A tu czego szukamy?
- Spirytusu. Powinien być łatwopalny, nie? - Robb złapał go za ramię i pociągnął do tyłu. - Co znowu?
- Chcesz puścić tą szkołę z dymem czy co?
Mitch podrapał się po głowie, po czym westchnął z ubolewaniem. Mijali właśnie średniego wzrostu dziewczynę o ciemnych włosach, więc szatyn zmierzył ją wzrokiem i gwizdnął krótko, klepnąwszy ją w tyłek. W tej samej chwili oberwał w twarz, ale odpowiedział jej tylko radosnym uśmiechem i ruszył przed siebie, pomachawszy jej na pożegnanie.
- Często tak robisz, prawda? - zapytał Robb, na co tamten wzruszył tylko ramionami.
- Dlaczego nie? Człowiek powinien być ze sobą szczery?
- Więc czemu chcesz to spalić? - zapytał 13-latek, kiwnąwszy głową na papiery w ręku starszego kolegi.
- Mówiłem ze sobą. Niekoniecznie z innymi. Jak myślisz? Zniknęli wszyscy dorośli na świecie? Daj mi zapalniczkę.
Robb odruchowo wyjął zapalniczkę. Mitch nie czekając wyrwał mu ją z ręki, zmiął wszystkie kratki i podpalił na jednym końcu.
- Zrobisz to tutaj? - zapytał tamten zaskoczony. Light tylko przytaknął, spoglądając na palące się akta, jedyne świadectwo jego występków.
Kilka osób zatrzymało się, aby przyjrzeć się temu co robi. Mitch uśmiechnął się upiornie, przechylając głowę na dół i wypuścił spalone kartki, zanim ogień dotarł do rogu za który trzymał
- Pomyśl Robb, czasami lepiej się zabezpieczyć
Teraz może nikt się nie dowie o incydencie w starej cmentarnej kaplicy.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Loki
Super Moderator
<b>Super Moderator</b>


Dołączył: 26 Maj 2010
Posty: 2006
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 43 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdańsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 20:41, 06 Sie 2013    Temat postu:

[CA]

Wydał polecenia, dał ludziom oswoić się z myślą, że teraz to on kontroluje szkołę. W międzyczasie poszedł jej poszukać.
Musicie wiedzieć, że jego przemowa oraz wszystko to co wtedy postanowił było kwestią chwili. Impulsu. Dopiero teraz mógł to dobrze przemyśleć i... Stwierdził, że niewiele zmienia się jego własna sytuacja. Już wcześniej miał posłuch wśród społeczności CA, tych, którzy robili to o co ich poprosił - wiedząc, że po uprzejmej prośbie przyjdzie czas na znacznie mnie przyjemne środki perswazji. Metamorfozie uległa ich ówczesna sytuacja - nauczyciele zniknęli, telefony nie działają. Przypuszczał, że to... coś, czego nie da się wytłumaczyć, ale na pewno jest chwilowe i za jakiś czas pod teren akademii zajedzie korowód policyjny, może nawet wojsko, a dziennikarze już na pewno. A wtedy od będzie tym, który powstrzymał panikę, sprawował kontrolę, zaopiekował się dziećmi, które na oczach kamer rzucą się w ramiona swoich zapłakanych matek, rozpływających się w słowach podziękowania skierowanych ku niemu. Benjamin Fowl - bohater.
Uśmiechał się szeroko. Może powinien sobie sprawić parę centymetrów więcej, kiedy już stanie się sławny? W telewizji to i tak wszystko jedno, ale pogłos pewnie otworzy mu wiele nowych drzwi...
Wchodząc, a raczej wracając, do damskiego skrzydła, kierował wszystkie panikujące, przekrzykujące się i rozzłoszczone jego obecnością w tej części budynku dziewczęta na dół. Nieliczne protestowały słabo, jednak większość znała jego możliwości i szybko informowała o nich koleżanki. Wśród brutali Coates Academy było parę dziewcząt, na szczęście część spanikowała, reszta przebywała na dole. Cynthia była w swoim pokoju, tak jak się tego spodziewał. Rozsądny ruch z jej strony, mieszkała sama, a wszędzie indziej panował chaos (teraz już kontrolowany) i harmider. Benjamin leniwie oparł się o futrynę jej drzwi. Delikatnie zapukał w drzwi - podniosła wzrok znad książki. Nawet jeśli była zaskoczona jego wizytą to nie okazywała tego.
-Mądrze zrobiłaś, chowając się tutaj. Z dala od zamieszania. Jesteś bystra. - posłał jej najcieplejszy uśmiech na jaki było go stać. Mogłem go kiedyś przećwiczyć przed lustrem, pomiędzy jedną groźną miną, a drugą.
-Chcę żebyś mi w czymś pomogła... - przerwał, słysząc za sobą ciężkie kroki (damska część szkoły w końcu uspokoiła się na tyle, by umożliwić mu usłyszenie ich. odebrał to jako dobry znak).
Osobą okazał się Ty. Podał mu dwa pęki ciężkich kluczy.
-Ten jest od głównej bramy, a ten od tylnej - przekazał szeptem.
-Jesteś pewien, że są dobrze zamknięte? - pytał równie cicho.
Kiwnięcie, jakie otrzymał w odpowiedzi w zupełności mu wystarczyło. Ty odszedł równie "cicho" jak się pojawił.
W tym miejscu muszę wyjaśnić, że Coates Academy ogrodzona była wysokim i wytrzymałym murem, mającym powstrzymać jej młodocianych podopiecznych od wycieczek po okolicy. Jedynymi wyjściami były dwie bramy, potężne, żelazne, dla dobrego wrażenia pokryte ozdobnymi motywami (płytkimi, tak by niemożliwe było wspięcie się po nich na górę). Obie bramy można było otworzyć tylko kluczami należącymi do dozorcy. Zapasowa para leżała w gabinecie dyrektora. Benjamin właśnie wkładał do kieszeni oba komplety.
-Wybacz tamtą przerwę... - odchrząknął i zerknął na Cynthię - Jak mówiłem, stało się coś niespotykanego i chciałbym poznać tego skalę. Dlatego potrzebuję kogoś bystrego. Ja muszę pilnować tej hołoty - ironicznie wskazał za siebie - Ale ty dałabyś radę. Widywałem cię, nie dasz sobie w kasze dmuchać, wiem że dasz radę.
Oderwał plecy od framugi, stanął luźno w progu i rozłożył ręce jakby prezentował jej nową koszulkę albo promocyjne płatki śniadaniowe.
-Co ty na to?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Green
Biczopędzel
Biczopędzel


Dołączył: 02 Kwi 2011
Posty: 693
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 12 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdańsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 21:20, 06 Sie 2013    Temat postu:

Pierwszy poniedziałek miesiąca okazał się być wyjątkowo upalny. Słońce przyjemnie świeciło, a na niebie nie było nawet najmniejszej chmury. Aż żal było tracić taki dzień na szkołę.
Jillian, James i Hana siedzieli na plaży, rozkoszując się pogodą. Znad morza wiała lekka bryza, która ochładzała trochę gorące powietrze. Na horyzoncie majaczył wielki statek wycieczkowy, jeden z tych białych olbrzymów, które przypominają bardziej miasta niż statki, a bliżej brzegu przez fale powoli płynęły prywatne jachty. Jillian nasunęła okulary przeciwsłoneczne na oczy i wsłuchała w takty Nothing Else Matters. James jak zwykle zabrał ze sobą swoją gitarę. Hana położyła się na piasku, używając szkolnej torby w charakterze poduszki. Odsłoniła brzuch, by złapać trochę opalenizny.
Przychodzili tu we trójkę już od dłuższego czasu. Mała zatoczka, otoczona ciemnymi skałami, oddalona zaledwie dwadzieścia minut drogi od Perdido Beach. To było ich własne miejsce na świecie.
Jillian pociągnęła łyk piwa z butelki. Uśmiechnęła się pod nosem na widok dwóch mew, próbujących wyrwać sobie rybę.
Ten dzień nie mógłby być lepszy.
Gdy piosenka się skończyła, dziewczyna podniosła się z piasku, otrzepała spódnicę i przysunęła się do przyjaciół.
- Wznieśmy toast – zaczęła. – Za nas. I oby takie dni zdarzały się jak najczęściej.
James wziął swoją otwartą butelkę. To samo zrobiła Hana.
- Wyobraźcie sobie świat, w którym jesteśmy tylko my. Żadnych ograniczeń. Moglibyśmy siedzieć tu cały czas. Robić co tylko zechcemy – powiedziała Hana z rozmarzoną miną.
- James jedynym facetem na Ziemi? Nie ma mowy! – Roześmiali się.
W tym samym momencie rozległ się donośny huk. Obejrzeli się za siebie.
Statek wycieczkowy zaczął tonąć. W dwóch częściach. Rufa rozświetliła się jasnym płomieniem, który zaczął wydzielać ogromne ilości ciemnego dymu. Nie ulatniał się jednak jak każdy normalny dym, do góry, lecz kłębił nad statkiem, jakby coś mu przeszkadzało. Zanim się zorientowali, obie połowy wycieczkowca poszły na dno.
Jillian spojrzała z przerażeniem na przyjaciół.
- Co to było?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ihuarraquax
Różowy
Różowy


Dołączył: 17 Maj 2011
Posty: 262
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Nysa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 22:11, 06 Sie 2013    Temat postu:

[PB]

Gęsty czarny dym unosił się przez dobre kilka minut nad zatopionym już wrakiem statku. Najdziwniejsze było, że z tej odległości nie widać było żadnych ludzi chroniących się przed utonięciem. Tak jak by na statku nie było nikogo. Żadnej żywej duszy.
-Co to było?-W głosie Jillian słychać było niemałe przerażenie.
-Nie mam zielonego pojęcia.
Chłopak odłożył puszkę piwa, wstał i wytrzepał spodnie z piasku. Wciąż trzymając gitarę, podszedł do wody zatrzymując się w niej po kostki.
-A zapowiadało się tak pięknie.- Głos Hany wydawał się być spokojny i opanowany.
-Pewnie zaraz zaroi się tu od policji i straży. Powinniśmy jak najszybciej wrócić do miasta.
-Musimy unikać autostrady. Będziemy mieć przechlapane, jeśli ktoś nas tu zobaczy.-Jillian patrzyła tępym wzrokiem w miejsce, w którym jeszcze przed chwilą płynął statek.
-Racja, zabierajmy się stąd
Bez żadnych protestów wyszli z wody, zabierając swoje rzeczy i kierując się w stronę miasta.

[Kilka minut później]

Wracali do miasta w milczeniu, trzymając się jak najdalej od autostrady.
-Cicho tu. Powinniśmy już słyszeć syreny radiowozów i straży
-Jak byśmy nie wiedzieli, Panie Oczywisty.- W głosie jego siostry zabrzmiała wyraźna nuta ironii.
Chłopak uśmiechnął się pod nosem i spojrzał na Jillian. Na jej twarzy malował się wyraźny uśmiech. Gdy weszli do miasta od strony Stacji Benzynowej, zamarli. Na ulicy zobaczyli porozbijane auta, większość wciąż uruchomiona. Na stacji nie było nikogo, a do ich uszu dochodził jedynie dźwięk alarmów uruchomionych w zaparkowanych autach. Hana zdjęła okulary z nosa i schowała je do kieszeni.
-Co tu się dzieje?
-Nie wiem. Musimy jak najszybciej wrócić do domu, tam dowiemy się, o co chodzi.- Chłopak spojrzał na Jillian, która była blada jak prześcieradło. -Jillian mieszkasz najbliżej, nie masz nic przeciwko, jeśli Cię odwiedzimy?
-Dom jest pusty, nie będzie problemu. Oby telewizja wciąż działała.
Chłopak kiwnął głową.
-James, idź z Jillian, ja za ten czas sprawdzę nasz dom. Ojciec powinien wciąż być w domu, może dowiem się coś od niego, o co chodzi.
Chłopak kiwnał głową
- Spotkamy się za godzinę na rynku. Dasz radę?
-Pewnie. To do później.
Dziewczyna uśmiechnęła się do nich, odwróciła się placami i ruszyła w przeciwną stronę.
-Powinniśmy ruszać
James oraz Jillian spojrzeli ostatni raz za odchodzącą siostrą i ruszyli do domu dziewczyny.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Vringi
Game Master
Game Master


Dołączył: 01 Cze 2010
Posty: 452
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 12 razy
Ostrzeżeń: 2/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 2:38, 07 Sie 2013    Temat postu:

[CA]

- Bowl jest w żeńskim skrzydle? - zapytał Mitch, uśmiechając się coraz szerzej. Poklepał wypytywanego chłopaka po plecach i ruszył na spotkanie władcy CA.
O co powinienem go zapytać? Zresztą po co to robię? Bo chcę w czymś pomóc?
Wpadł na jakąś dziewczynę, w wyniku czego upadła na niego. Chłopak niewiele myśląc objął ją w pasie i pocałował. Kilka osób zatrzymało się, aby się temu przyjrzeć. Zignorował ich, spoglądając w oczy koleżance, która miała dość niepewne spojrzenie.
- Co? Ty... - dopiero po chwili dotarło do niej kogo widzi. Sam Mitch rozpoznał ją w chwili zderzenia.
- Sara Deadwood. Jakie trafne nazwisko, że tak powiem. - widząc jej minę zaśmiał się radośnie i z ociąganiem usiadł, a następnie wstał, podając jej dłoń. - Nie rób takiej miny. Tylko się zgrywam. Kapewu?
Dziewczyna podniosła się i odwróciła głowę, krzyżując ramiona.
- Nimfoman.
Szatyn ponownie się zaśmiał. Psycholog by powiedział, że psychopata, ale nie bądźmy drobiazgowi.
-Szukam Bowla. Gdzie go mogę znaleźć? - zapytał wyjmując z kieszeni kilka śrub i nakrętek. Podrzucił je w górę i złapał tą samą dłonią. - Kiedyś mieliśmy w domu taki ładny toporek, gdzieś z okresu średniowiecza. Czasami go podkradałem, aby... - urwał w połowie zdania, uświadomiwszy sobie o czym mówi, i równie szybko rozpoczął nowy temat. - Byłem raz na strzelnicy. Byłaś na strzelnicy?
Dziewczyna pokręciła głową. Mitch w duchu odetchnął. Gdyby nie miał odruchu zmiany tematu raz na minutę, może zauważyłaby w tamtej przerwie coś niepokojącego. Jednakże znali się prawie od roku, więc zdołała poznać jego dość niestałą naturę.
- Kojarzysz Cynthie Gray? - zapytała Sara, na co on kiwnął głową. Przynajmniej kojarzył połowę dziewczyn w szkole i zawsze starał się zapamiętywać nowe. - Wiesz gdzie jej pokój? Zresztą dlaczego cię o to pytam? Oczywiście, że wiesz.
Odruchowo przytaknął i poluzował krawat w obowiązkowym mundurku każdego ucznia Coates. Pilnowali noszenia ich przynajmniej dwa razy bardziej, niż samych uczniów. Mitchowi wydawało się to tak absurdalne, że aż śmieszne.
- Po co ci Ben Bowl? - usłyszał pytanie, na które jeszcze sam przed chwilą szukał odpowiedzi.
- Nudzi mi się, a z nim może być ciekawie. To wszystko - odparł szczerze i na pożegnanie położył dłoń na piersi tamtej. - Chyba urosły, nie uważasz? - zapytał i ruszył biegiem przed siebie.
Ciekawe czy są też inni z mocami. Ja potrafię pobierać prąd i zmienić się w drut pod napięciem. Prąd się mnie nie ima, a sam stałem się przewodnikiem.
Skręcił w stronę schodów i pobiegł nimi na górę, mijając po drodze jakiegoś chłopaka. Obejrzał się za nim i nie zwolniwszy tempa dotarł na miejsce.
Jak ja uwielbiam takie chwilę. W filmach są wręcz decydujące. Ciekawe kim był tamten chłopak, którego mijałem.
Light splunął na ziemie, otarł usta grzbietem dłoni i nacisnął klamkę.
- Czego znowu Ty? - usłyszał głos Bowla.
- Nie jestem Ty. Jestem Mitch - odparł spokojnie, spoglądając na zaskoczoną minę Benjamina. Kątem oka spojrzał na Gray i uśmiechnął nonszalancko, wchodząc do pomieszczenia.
- Chciałbym się do ciebie przyłączyć. Nie mam żadnego wzniosłego celu, po prostu myślę, że może być ciekawie. Zanim cokolwiek powiesz rozkmiń to, okej? - odparł beztrosko, robiąc palcami rogi, między którymi pojawiło się wyładowanie elektryczne.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Vringi dnia Pią 22:49, 30 Sie 2013, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Candace
Niezniszczalny


Dołączył: 27 Gru 2009
Posty: 1686
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 17 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Lublin
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 12:34, 07 Sie 2013    Temat postu:

[PB]

Minęło czterdzieści minut od zakończenia treningu, lecz Arya nadal siedziała w szatni, głową oparta o jedną z szafek.
Po co się spieszyć? Wszechobecna cisza, nikogo w pobliżu i... lekki smród potu. Hmm... Tak niewiele potrzeba do szczęścia... - pomyślała zamykając oczy. Nagle, zza drzwi dało się usłyszeć głuchy łomot, a po chwili głosy dziesiątek dzieciaków.
- Nie wiecie gdzie jest Pan Tickenss?
- Zniknął!
- Telefony nie działają!
- Odcięli mi wi-fi!!!
- Nie mogę się dodzwonić do mamy!
Panika.
Wstała z głośnym westchnieniem i niechętnie skierowała się ku drzwiom. Nacisnęła klamkę.
Krzyki. Zawodzenie. Płacz.
Po korytarzu bez celu biegało stado pozbawionych opieki dzieciaków. Z każdą chwilą napływała kolejna fala małych dzikusów. Jedne rzucały książkami, drugie atakowały automat z batonikami, inne zaś po prostu krzyczały. Ot tak.
Arya przecisnęła się między pierwszą falą i dopadła do dzieciaków próbujących rozbić automat.
- Jeszcze jedno uderzenie, a pożałujesz! - ryknęła na 12-letniego chłopca, który raz po raz kopał w szybkę. Gniewne spojrzenia skierowały się w jej stronę, jednak po chwili rozpłynęły się.
- Wybacz Arr - szepnął speszony chłopiec i razem z kompanami uciekł w stronę drzwi wejściowych.
Wrzaski nie ustają, trzeba ich sprowadzić na ziemię...

Przeciskając się przez tłum dotarła do pokoju nauczycielskiego. Od zniknięcia dorosłych nie minęło dziesięć minut, a pomieszczenie wyglądało jak po przejściu tornada. Szybciej, szybciej, szybciej. Lawirując między porozrzucanymi książkami, przewróconymi krzesłami i kałużami powstałymi po wylaniu napojów, Arya dotarła do małej skrzyneczki, umocowanej między dwiema szafami, na której widniał napis "Automatyczny włącznik zraszaczy". Otworzyła drzwiczki i pociągnęła za dźwignię.
Woda.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
zimowykalafior
Super Admin
<b>Super Admin</b>


Dołączył: 10 Wrz 2010
Posty: 2241
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 53 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Australijskie Skierniewice
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 12:46, 07 Sie 2013    Temat postu:

[CA]

Cynthia mierzyła obu uważynm spojrzeniem, kalkulując w błyskawicznym tempie ewentualne zyski i straty. Szybka analiza sytuacji. Benjamin Fowl i Mitch Light - obu można było uznać za nieobliczalnych, nie była pewna jeszcze, w jakich okolicznościach, ale zasada ograniczonego zaufania wskazana była na pewno. Słowa pierwszego schlebiały jej, ale nie musiały jeszcze nic znaczyć; jasne było, że chce zyskać jej względy. Poparcie. Pomoc. Niepotrzebne skreślić. I, w przeciwieństwie do Mitcha, który wparował bezczelnie na środek pomieszczenia, stał grzecznie w przejściu, czekając na odpowiedź. Gray bardzo ceniła sobie przestrzeń prywatną i każde jej naruszenie odnotowywała w pamięci.
Ogólnie rzecz biorąc, współpraca mogła być opłacalna, biorąc pod uwagę fakt, że pomoże jej przejrzeć plany Fowla. Fowla jako lidera. Wszystko wskazywało na to, że faktycznie nim będzie, bo dysponował kluczami od obu bram Coates - nie musiał wiedzieć, że Cynthia zna trzecie przejście, trudniejsze, ale takie, które trudniej zamknąć.
-Żebym ci w czymś pomogła, mówisz... - zwróciła się do Bena, ważąc każde słowo - Na czym konkretnie ta pomoc polega i co będę z tego miała?
Uznała, że fakt, iż ją również okropnie interesuje, co tak właściwie się dzieje i na jaką skalę, na razie też lepiej będzie ukryć.
Wetknęła zakładkę w książkę - znowu w środek rozdziału. Chyba minie jeszcze trochę czasu, zanim będę mogła czytać w spokoju.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Green
Biczopędzel
Biczopędzel


Dołączył: 02 Kwi 2011
Posty: 693
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 12 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdańsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 14:43, 07 Sie 2013    Temat postu:

[PB]
Miasteczko pogrążyło się w chaosie. Zmierzając do domu dziewczyny, Jillian i James zobaczyli puste, pozostawione same sobie samochody, kilka było rozbitych o ściany budynków, ulice wydawały się opustoszałe. Z domu, który właśnie mijali, dobiegł ich płacz dziecka. Między autami przebiegł pies, ciągnąc za sobą smycz.
Gdzie jego właściciel?
- Co tu się stało...? - jęknęła Jillian.
- Nie wiem, ale na pewno nic dobrego...
- Zadzwonię do Sophie. - Wyjęła telefon i zaczęła wybierać numer macochy. - Nie mam zasięgu. - Zorientowała się.
Chłopak wyjął telefon.
- Ja też nie.
- Niedobrze... - wyszeptała.

Kilka minut później stanęli pod domem Jillian. Dziewczyna otworzyła drzwi i pstryknęła kilka razy włącznikiem światła. Żarówki posłusznie zapalały się i gasły.
- Prąd wciąż jest - powiedziała Jillian i zaczęła rozglądać się po domu. - Naaachooos, gdzie jesteś?
- To pewnie zwykłe problemy z siecią. Zdarza się. Szybko to naprawią. - James wzruszył ramionami.
Jillian napełniła w kuchni kocią miskę świeżą wodą i znowu zaczęła wołać kotkę.
Nachos znalazła się w salonie, schowana za głośnikiem. James rozsiadł się wygodnie na kanapie z gitarą i zaczął grać jakąś powolną melodię. Dziewczyna usiadła obok z Nachos na kolanach i włączyła telewizor. Nie było obrazu. Na żadnym kanale. Wyjęła telefon. Internet też nie działał.
- Nie ma internetu ani telewizji. Nic nie ma. Zginiemy! - zawołała z nie do końca udawaną paniką.
- Jak to nic? - zapytał chłopak z uśmiechem. - Przecież nadal mamy prąd.
Jillian szturchnęła go łokciem w bok. Udał, że go to zabolało.
- Wiesz, o co mi chodzi. Coś jest nie tak.
- To nie koniec świata. Na to wszystko musi być jakieś wyjaśnienie. - James odłożył gitarę na bok i objął Jillian. Przytuliła go, mając przed oczami obrazy opustoszałych ulic i tonącego statku.
I trwali w uścisku, chłopak, dziewczyna i kot.

Idąc na rynek, Jillian zaciągnęła przyjaciela do banku, gdzie pracowała Sophie. Budynek okazał się zupełnie opuszczony. Komputery były włączone, na jednym z nich ktoś w pół słowa przerwał pisanie maila. Na podłodze leżała słuchawka telefonu, jak gdyby ludzie opuścili bank w pośpiechu.
- Gdzie są wszyscy...? - Głos dziewczyny zadrżał.
- Zniknęli - odparł James po chwili wahania.
Jillian poczuła jak jego palce oplotły się wokół jej własnych.
- To nie koniec świata, tak?
- Chodźmy znaleźć Hanę.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Loki
Super Moderator
<b>Super Moderator</b>


Dołączył: 26 Maj 2010
Posty: 2006
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 43 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdańsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 15:37, 07 Sie 2013    Temat postu:

[CA]

Cynthia połknęła haczyk. Nadal się wahała, co zrozumiałe, jednak sam fakt, iż rozważała propozycję wywołał u niego przypływ samozadowolenia. Uczucie tryumfu przyćmiło nawet wściekłość na Mitcha i niepokój wywołany jego niewielkim pokazem - kiedy ścisnął kark tamtego w silnym, obezwładniającym uścisku i niedelikatnie wyrzucił go za drzwi, niemal zwalając go w nóg nawet zdobył się na wyjaśnienie:
-Poczekaj tutaj. - zamykając drzwi nie trzasnął nimi. Taki miał dobry humor!
-Chcę, żebyś pojechała do Perdido. - zaczął bez ogródek - Tam powiadomiła policję o tym co się stało. Twoja w tym głowa, żeby nie wzięli tego za żart... Oboje rozumiemy, że to brzmi jak żart, ale nim nie jest. Jeżeli w Perdido sytuacja wygląda podobnie jak tutaj... Cóż, tym bardziej trzeba będzie coś z tym zrobić. Ufam, że dasz sobie z tym radę. W przeciwieństwie do niektórych uczniów tej szkoły. - wywrócił oczyma. Uśmiechał się.
-Oczywiście załatwię ci transport. I eskortę. W końcu nie wiemy co mogło się wydarzyć. - zerknął na zegar wiszący pod sufitem, stylizowany na uliczne czasomierze wiszące na ozdobnych metalowych stelażach - Dam ci godzinę do namysłu. Wyjedziesz najszybciej jak się da. Tymczasem, obowiązki wzywają. - skinął jej dłonią, jednocześnie sygnalizując, że nie oczekuje żadnej odpowiedzi.
Mitch zdążył już podnieść się z podłogi. Stał plecami do niego i złorzeczył, wcale nie pod nosem. Benjamin chwycił go za kołnierz i pociągnął za sobą, nawet nie zwalniając chodu.
-Mam dla ciebie robotę. Całkiem ciekawą. - z lewej kieszeni wyciągnął niewielki kluczyk doczepiony do breloczka z charakterystycznym skrzydełkami - Bentley. Szary. Stoi pod tylną bramą. Masz godzinę, żeby nauczyć się go prowadzić. Tylko tak, żeby nikt cię nie widział. - stanęli przed wejściem na blok. Chłopak obrócił Mitcha przodem do siebie, położył mu dłonie na ramionach. Uśmiechnął się - Będziesz eskortował moje piękne panie. - uśmiech zniknął z jego twarzy. Lekko nachylił się do przodu, mocniej zacisnął palce - Na twoim miejscu nie pokazywałbym im tej sztuczki z prądem. Ani nikomu innemu. - poklepał go po plecach - To może być początek pięknej współpracy.
To powiedziawszy zniknął za drzwiami. Miał godzinę by zapiąć wszystko na ostatni guzik.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
R2-D2
Scoia'tael
Scoia'tael


Dołączył: 08 Gru 2011
Posty: 478
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 26 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 16:27, 07 Sie 2013    Temat postu:

[PB]

- Jeszcze jedno uderzenie, a pożałujesz! - zabrzmiało gdzieś niedaleko.
Matti zajął miejsce na parapecie i obserwował postępujący chaos. Nie miał zamiaru brać udziału w wyścigu szczurów. Czekał na swoją kolej, chociaż równie dobrze mógł bez problemu wedrzeć się wszędzie siłą.
Oliwy do ognia dolała, o ironio, woda. Wiedział, kto był odpowiedzialny za uruchomienie zraszaczy. Miał doskonały widok na otwarty po jego prawej stronie pokój nauczycielski. Hektolitry tlenku wodoru lały się z sufitu, ale wszechobecny motłoch zdawał się tego nie zauważać. Dzieciaki zalewały szkolne korytarze niemal tak skutecznie, jak oblewająca je ciecz. Początkowa panika powoli przeradzała się w radość. Cały budynek nie krył przed nikim tajemnic. Każde pomieszczenie stało teraz przed nimi otworem, wystarczyło wziąć odpowiedni klucz... lub po prostu wykopać drzwi z zawiasów.
Zeskoczył na podłogę i wszedł do opustoszałego już pokoju nauczycielskiego. Skierował się w stronę zawieszonej na stojaku marynarki pana Jenkinsa. Paul Jenkins był tutejszym nauczycielem fizyki. Znanym głównie z tego, że ma opinię najbardziej wymagającego belfra w promieniu kilkudziesięciu kilometrów. Jednak nie to interesowało chłopaka. Przeszukał dokładnie najpierw zewnętrzne, a później wewnętrzne kieszenie, aż wreszcie znalazł to, czego szukał. Kluczyki do czerwonego Mitsubishi. Na twarzy Fina pojawił się lekki uśmiech.
Nigdy nie wiadomo, kiedy takie cudo może się przydać.

Dwie minuty później wychodził już ze szkoły. Zdecydował się nie korzystać póki co ze swojego nowego nabytku. Nie potrzebował zbytniego rozgłosu, a był prawie pewien, że za jakiś czas ulice będą przepełnione młodocianymi piratami drogowymi, wtedy jeden samochód więcej nikomu nie zrobi różnicy.
Autko może sobie poczekać.
Ruszył w kierunku głównego placu miasta. Jeśli gdzieś mógł czegokolwiek się dowiedzieć, to najpewniej właśnie tam.

W odległości kilkunastu metrów zauważył dziewczynę i chłopaka. Przyjrzał się im dokładniej.
Jillian i... James! Może oni coś wiedzą.
Nie zastanawiając się długo, wyszedł im na spotkanie.
- Cześć wam. Zgaduję, że wy też nie wiecie, o co chodzi?


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez R2-D2 dnia Śro 16:32, 07 Sie 2013, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Vringi
Game Master
Game Master


Dołączył: 01 Cze 2010
Posty: 452
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 12 razy
Ostrzeżeń: 2/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 17:28, 07 Sie 2013    Temat postu:

[CA]

Mitch jeszcze przez chwilę wpatrywał się przed siebie, gdzie moment temu stał Bowl, po czym wybuchnął śmiechem.
- Dobre Kapitanie Bowl! Nauczyć się jeździć! Yeaaa! - krzyknął głośno, podrzucając kluczyki w górę i łapiąc je bokiem w locie. - Trzeba koniecznie zobaczyć to cudeńko. Ostatnio za kółkiem siedziałem dwa lata temu.
Zaśmiał się pod nosem do wspomnienia swojej jazdy z "ojcem", która mało nie skończyła się wypadkiem. Skocznym krokiem ruszył w stronę wyjścia. Już po chwili znalazł się pod szkolną bramą, gdzie rzeczywiście stał szary Bentley. Nie interesował się samochodami, więc nie był w stanie stwierdzić, co to za model.
- Pora zaczynać.
Powoli otworzył drzwi i usiadł na miejscu kierowcy. Przez chwilę z uśmiechem na twarzy stukał w koło kierownicy, po czym walnął głową w klakson.
- Co to ma być!?
Czym prędzej schylił się poszukując wajchy, czy też czegokolwiek, aby móc odsunąć fotel od kierownicy. Gdy w końcu mu się to udało, spędził kolejne dwie minuty na ustawianiu lusterek.
- Dobra, mogę jechać.
Przekręcił kluczyk w stacyjce i samochód z miejsca ruszył do przodu i zgasł. Spanikowany czternastolatek zaciągnął ręczny hamulec i zgasił silnik. Oparł się o kierownice, oddychając ciężko.
Co to, k**wa, było? Dlaczego auto ruszyło samo?
Westchnął ciężko i kilka razy uderzył czołem w klakson. Nic mu to nie dało, wiec oparł się na fotelu i utkwił wzrok w stopach.
Zaraz, zaraz. Gaz, hamulec i... sprzęgło. No tak! Jaki ze mnie idiota!
Czym prędzej zapiął pasy i odpalił silnik. Uśmiechnął się zawadiacko, wrzucił pierwszy bieg i powoli puścił sprzęgło, jednocześnie dodając gazu.

*godzinę później*
-I jeszcze raz! - krzyknął wesoło, skręcając gwałtownie kierownicę, niemal zawracając w miejscu. Zmienił bieg z czwórki na dwójkę i ruszył w stronę domku Mose'a. Wrzucił trójkę i znacznie przyśpieszył, po czym gwałtownie skręcił koła i zaciągnął ręczny. Przejechał po trawie i zatrzymał się. Następnie zgasił silnik, wyszedł z samochodu i zamknął go na klucz.
- Jestem gotowy, kapitanie Bowl - rzucił w próżnie, uśmiechając się szeroko.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Vringi dnia Pią 22:52, 30 Sie 2013, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Candace
Niezniszczalny


Dołączył: 27 Gru 2009
Posty: 1686
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 17 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Lublin
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 17:31, 07 Sie 2013    Temat postu:

[PB]

Nie do końca o to jej chodziło. Dzieciaki zamiast ucichnąć zaczęły radośnie pląsać w powstających kałużach wody.
Lepszy śmiech niż płacz...
Przeciągnęła wajchę do góry zamykając odpływ wody i wyszła na główny korytarz.

- Arr! - krzyknął przeciskający się przez tłum Thomas, 12-letni brązowooki brunet, najmłodszy z rodu Krige.
Arya skinęła na niego głową, jednocześnie obserwując najbliżej stojące dzieciaki.
- Wszyscy zniknęli. Mama, tata, dziadek... - pokręcił głową z trudem łapiąc oddech.
- Byłeś w domu?
- Godzinę temu skończyłem lekcje. Mama stała na ganku.. Zaczęła do mnie machać i wtedy... Puff!
- Puff?
- No, puff. Rozpłynęła się...
Na widok smutnej miny brata Arya zmierzwiła jego włosy i dodała - To pewnie chwilowe, nie powinniśmy się martwić na zapas.
Trzask. Szklana butelka rozbiła się o ścianę niecałe dwa metry od niej.
- Ty sku***synu! - wrzasnęła na cały regulator szukając wzrokiem winowajcy. Na korytarzu zapanowała cisza. Wszystkie dzieciaki stały w milczeniu, czekając na kolejny wybuch Krige.
Nie, nie, nie, nie daj się sprowokować.
- Wszyscy idźcie na rynek. Jeśli dorośli się pojawią to najprędzej właśnie tam - powiedziała rozglądając się na boki - Jeszcze jedna akcja z butelką lub czymkolwiek innym, a... - pokręciła groźnie głową i ciągnąc za sobą brata wyszła z budynku.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kumiko
Moderator
<b>Moderator</b>


Dołączył: 04 Mar 2010
Posty: 1532
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 11 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 19:47, 07 Sie 2013    Temat postu:

[PB]

Po rozstaniu z bratem i Jillian mimo tego co powiedziała nie miała ochoty iść do domu. Jutro pewnie czeka szkoła i szlaban na deskę. Co tu robić. Powinnam zachowywać się odpowiedzialnie. Mimo wahania ruszyła w kierunku domu. Po kwadransie szybkiego marszu już prawie była na miejscu. Z uśmiechem na ustach patrzyła na dom. Nagle jej uwagę zwrócił dziwny szczegół. Drzwi do domu były otwarte. Wyraz twarzy zmienił się nie do poznania. Ostatnie metry pokonała biegiem. Jak opętana wpadła do domu. Nie myślała logicznie, przecież mogło tam czekać niebezpieczeństwo. Nie przejmowała się tym. Najważniejszy był teraz ojciec.
- Tato?! - krzyknęła, gdy tylko przekroczyła próg domu.
Biegała po wszystkich pokojach. Była bliska płaczu. Coś jednak było nie tak. We wszystkich pomieszczeniach panował porządek. Przecież gdyby doszło do walki zostałyby jakieś ślady.
Myśl. Rozkazała sobie.
Podbiegła do telefonu. Brak sygnału.
- Cholera - przeklnęła na głos.
Sąsiedzi powinni coś wiedzieć. Biegała od domu do domu ale nikt nie otwierał. To jakaś paranoja. Wróciła pod dom. Wzięła deskę i zamknęła drzwi, spojrzała na zegarek i udała się na rynek. Oby tylko na mnie poczekali.
Podczas drogi starała się pozbyć wszystkich negatywnych myśli.
Dojechawszy na miejsce była już na tyle spokojna, żeby powiedzieć o wszystkim Jamesowi i Jillian. Bliźniak stał jak wryty a przyjaciółka płakała.
- Tylko sobie niczego złego nie wyobrażaj. I nie płacz! - krzyknęła na dziewczynę. - Musimy coś wymyślić.
W pierwszej chwili nie zauważyła Mattiego.
- A ty co tu robisz?
Ledwie wypowiedziała te słowa a potworny ból rozsadzał od środka jej czaszkę. Upadła na kolana rękoma łapiąc się za głowę.
- Aaaaaaaaa! Co się dzieje?


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Kumiko dnia Śro 19:48, 07 Sie 2013, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
zimowykalafior
Super Admin
<b>Super Admin</b>


Dołączył: 10 Wrz 2010
Posty: 2241
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 53 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Australijskie Skierniewice
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 19:58, 07 Sie 2013    Temat postu:

[CA]

Godzina czasu wystarczyła aż nadto. Cynthia w ciągu pięciu minut przeprowadziła ze sobą wewnętrzną dyskusję i rozrysowała we własnej głowie drzewko decyzyjne, uwzględniając wszystkie za i przeciw wyprawy do Perdido. Spojrzenie na sprawę z szerszej perspektywy bardzo by jej się przydało, a właśnie dostała propozycję darmowego transportu do miasteczka. Nie mogła zignorować takiej okazji, zwłaszcza że sama nigdy nie prowadziła samochodu i bała się, że taka próba skończyłaby się źle dla niej, dla pojazdu i wszystkiego, co funkcjonowało w pobliżu. Motocykl? Szansa, że jakiś by znalazła, była bardzo mała. Rower? Piechota? Hulajnoga? Walec? Czołg? Nie.
Z drugiej strony, to, co proponował jej Ben, nie pasowało do niej. To nie moja rola. Cynthia nie chadzała na komisariat policji, ona unikała wszelkich władz. Cynthia nia uspokajała spanikowanego tłumu dzieciaków, gdy zachodzi taka potrzeba, ona patrzy sceptycznym wzrokiem na tych, którzy tak robią i wytyka im w myślach wszelkie możliwe błędy i potknięcia. Kryje się w cieniu i działa po cichu, jeśli ma ochotę. I, co w zasadzie najważniejsze, nie z czyjegoś polecenia. W pierwszym odruchu chciała rzucić chłopakowi ofertę w twarz, zatrzaskując za nim drzwi i pewnie by to zrobiła, gdyby nie wyszedł, nie czekając na odpowiedź i gdyby sam nie zamknął ich za sobą.
Pojadę do Perdido, dokładnie tak, jak tego chcesz. Ale co zrobię na miejscu, zależy wyłącznie ode mnie.
Kolejnych dziesięć minut zajęło jej przygotowanie się do wyjazdu. Zrzuciła z siebie mundurek Coates i ubrała granatowe szorty i bladozieloną koszulkę na ramiączkach. Zawahała się przy glanach - było upalnie, ale wolała je mieć na sobie, zwłaszcza że nie była pewna towarzystwa, w którym będzie przebywała. Po chwili namysłu wyjęła z szafy, spod góry ubrań i gratów, stary, składany nóż, który jeszcze nigdy jej nie zawiódł i schowała do bocznej kieszeni torby, tak, by mogła go wyjąć w błyskawicznym tempie. Wzięła też telefon (nie było zasięgu, co w jakiś dziwny sposób pasowało do obecnej sytuacji, ale może w Perdido dalej było normalnie), butelkę wody i inne drobiazgi. Pożegnała się z kaktusami (zawsze to robiła, gdy wychodziła na dłużej niż chwilę), zamknęła pokój i poszła na parking. Nie, nie zamierzała pojawiać się na miejscu aż czterdzieści minut wcześniej, niż powinna, Stanęła sobie w cieniu ściany za jakimś krzaczorem i obserwowała próby jakiegoś nieudolnego kierowcy. Dopiero po dłuższym czasie zauważyła, że za kółkiem siedzi Mitch, uroczo rzucający przekleństwami co jakiś czas.
Mam nadzieję, że Fowl nie mianuje go moim kierowcą.
-Jestem gotowy, kapitanie Bowl - usłyszała stłumiony przez odległość głos Lighta.
Nadzieja matką głupich.
Gdy nadeszła odpowiednia chwila (godzina i kilka minut po wizycie chłopaków w jej pokoju), Gray ruszyła spokojnym krokiem w kierunku domku Mose'a.
Za szybko rzucasz się w wir wydarzeń, Cyn - podpowiadał jej głos, który tylko częściowo udawało jej się ignorować.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Loki
Super Moderator
<b>Super Moderator</b>


Dołączył: 26 Maj 2010
Posty: 2006
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 43 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdańsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 20:53, 07 Sie 2013    Temat postu:

[CA]

-Wszyscy mają słuchać Ty'a, Antoine'a i Charliego!
I tak tego nie zrobicie. A wtedy oni spuszczą wam łomot.
-W razie problemów powiedzcie im, a oni mi to przekażą!
Nie zrobią tego.
-Tymczasem rozkoszujmy się stanem rzeczy. - Czy to nie za trudne wyrażenie? - Jesteśmy wolni!
I tak dalej, i tak dalej. Od zniknięcia dorosłych minęło ledwie kilka godzin. Trzy? Może cztery? Coates Academy porozpinało koszule, poluzowało krawaty, rozpuściło włosy. Idąc tu widział pomazane ściany, szafki, nawet szyby w oknach. Wszędzie walały się śmieci - niektórzy, w przypływie euforii, poprzewracali kosze na śmieci. Uczniowie nie krępowali się już palić na korytarzach, Benjamin był zdziwiony, że w powietrzu nie unosiła się woń alkoholu.
Cztery godziny. Może mniej. Ale przecież mamy do czynienia ze specjalną młodzieżą.
Zwieńczeniem mowy było wyłamanie drzwi spiżarni, skrywającej szpinak, kukurydzę w puszkach, porcjowaną wołowinę oraz inne cuda, które zignorowane na rzecz lodów, batoników, napojów w puszkach i ziemniaczanych czipsów. Normalnie, takie frykasy były starannie przydzielane: raz w tygodniu, wymagane nienaganne zachowanie i uczestnictwo we wszystkich przewidzianych godzinach lekcyjnych i terapiach. Jak się domyślacie, Benjamin rzadko dostawał swoją porcję.
Zająwszy tłum wymknął się na górę. Po raz kolejny odwiedził damski akademik - przebywał tam nieproporcjonalnie częściej niż gdziekolwiek indziej. Wkradł się do pokoju dziewczyny zwanej Landrynką, z powodów bliżej mu nieznanych. Zajął łazienkę, tam wyjął z kieszeni lekko pogniecioną kartę wyrwaną z czasopisma jeszcze tego poranka. Zatknął zdjęcie za ramę lustra i zaczął się zmieniać. Tym razem przemiana zajęła mu znacznie mniej czasu.
Rozumowanie Benjamina było proste - jeżeli ktoś zobaczy, że opuszcza teraz szkoły, plotka natychmiast się rozprzestrzeni, a tłum zignoruje jego polecenie oraz ludzi przez niego wyznaczonych. Z drugiej strony, jeśli tu zostanie, mógłby przegapić rozwiązanie zagadki zniknięcia nauczycieli. Nie wspominając o niezdrowej wręcz ciekawości jak sprawdzi się w nowej roli. Czy jego moc temu podoła.
Zmiana wyglądu była jednym. Pozostawał jeszcze głos, nawet przy niełaskawych objawach mutacji, zdecydowanie męski. Jednak możliwość zmiany ciała dotyczyła również strun głosowych. Wystarczyło je odpowiednio rozciągnąć - proste prawda? Niestety, tylko w teorii. Fowl męczył się dłuższy czas, nim udało mu się osiągnąć zadowalający efekt - ton dziewczęcy, ale niewinny. Znowu, całkowite przeciwieństwo. Wybrał z bogatej garderoby lokatorki strój, który odpowiednio maskował wszelkie niedociągnięcia jego nowej, cielesnej powłoki - mowa tu przede wszystkim o dolnej części ciała, bowiem góra wyszła mu lepiej niż się spodziewał. Dopiero, gdy skończył, zerknął na zegarek. Właśnie mijała godzina.
Mam klucze do bramy, raczej beze mnie nie pojadą.
Przełożył wyżej wymienione klucze do swojej kieszeni, stare ubranie starannie ukrył.
Cynthii nie było w jej pokoju. Nieco zaniepokojony zszedł na dół. Nikt nie zwracał większej uwagi na jego nową odsłonę. Dziewczyna wymieniała uprzejmości z Mitchem. Po raz pierwszy Ben poczuł coś na kształt zdenerwowania. Nie okazywał tego jednak, żwawym krokiem ruszył ku tamtej dwójce. Starał się nadać swoim ruchom nieco kobiecości co pojmował jako nieco-zbyt-przesadne machanie biodrami na boki.
-Cześć! - uśmiechnął się serdecznie (tym razem najpierw przećwiczył to w lustrze) -Jestem Veranika. Benjamin przysłał mnie z kluczami. - wyjął pęk z kieszeni i pomachał nim lekko - Będę wam towarzyszyć. Ruszamy?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ihuarraquax
Różowy
Różowy


Dołączył: 17 Maj 2011
Posty: 262
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Nysa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 22:55, 07 Sie 2013    Temat postu:

[PB]

Hana leżała na ziemi krzycząc, Jillian płakała, Matti stał wmurowany czekając na odpowiedź, a James nie wiedział, co robić. Po chwili zwątpienia, opanował się i podbiegł do wrzeszczącej siostry.
- Hana, nic Ci nie jest?
-ZRÓB COŚ IDiOTO
Chłopak nie za bardzo wiedząc, co robi, schylil się łapiąc bliźniaczkę za ręce, podniósł na nogi i pomógł jej utrzymać równowagę.
-Już lepiej?
-Chyba tak
-Co to było?
-A co ja jestem, jasnowidz? Nie mam pojęcia.
James uśmiechnął się, poznając ten ironiczny ton siostry. Przynajmniej nie ześwirowała.
-Czyli też nie wiecie, o co chodzi? Z całego miasta zniknęli wszyscy dorośli, dzieciaki rozwalają wszystkie sklepy kradnąc batoniki i chipsy. Powinniśmy coś z tym zrobić.
James spojrzał z ukosa na Mattiego, sadzając Hane na najbliższej ławce.
-Powinniśmy. Ale będzie to trochę trudne-Skinął głowę w stronę hany i Jillian- One nam nie pomogą. Ktoś będzie musiał się nimi zająć.
-O ile do tego czasu nie zdemolują miasta.
-To prawda. Spróbuj zebrać jak najwięcej osób na placu, poczekamy tam do jutra, może dowiemy się czegoś więcej.
-Ciekawe jak mam to zrobić.
Dobre pytanie. James rozejrzał się w koło. Auto, auto, śmietnik, ławka, auto.
-Mam nadzieję, że potrafisz prowadzić samochód? Będzie niezłe widowisko, jeśli usłyszą ryk silnika.
Tamten uśmiechnął się z niemałą radością
-Pewnie. Zwinąłem kluczyki do Mitsubishi pana Jenkinsa. Chłopak skinął głową. Kątem oka dostrzegł Jillian, chcącą włączyć się do rozmowy.
-Pójdę z Mattim. Chce jakoś pomóc.
James spojrzal na dziewczyne usmiechajac sie. Odwzajemnila usmiech.
- No to widzimy sie pozniej. Poszukan z Hana cos do jedzenia, dolaczymy do Was na rynku.
Jillian rozpromienila sie i kiwnela glowa. Odeszla razem z Mattim, a James podszedl do roztrzesionej siostry i pomogl jej wstac.
- chodz, poszukamy cos do jedzenia .

(polskie znaki poprawie jutro na konpie, post koncziny na fonie)


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Forum GONE Strona Główna -> Archiwum / GONE - to tylko ETAP Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony 1, 2, 3, 4, 5, 6  Następny
Strona 1 z 6

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Emule.
Regulamin